Hej. Z przyjemnością chcę oznajmić, że będę pisać restart Transformers Blackstar. Właśnie dlatego stworzyłam kolejna ankietę dotyczącą tego bloga. Chcę wiedzieć czego oczekujecie. Jeśli chodzi o termin rozpoczęcia to najprawdopodobniej na początku wakacji. W tym czasie najprawdopodobniej zakończę Powrót Galvatrona. A właśnie, jeśli chodzi o Powrót Galvatrona, to mam już połowę nowego rozdziału i najprawdopodobniej wstawię go pod koniec tygodnia :-)
Korzystając z okazji chciałam zapytać czy oglądacie nowy serial Transformers Robots in Disguise? Mi osobiście przypadł do gustu, choć nie jest to Transformers Prime :-( Jeśli ktoś nie oglądał, a miałby ochotę to wszystkie odcinki są na tej stronie
http://www.kreskoweczki.pl/transformers-zamaskowane-roboty/
A tutaj link do ankiety
http://www.interankiety.pl/interankieta/d9303734184160cb60dc03f67202635c?podglad=1
Pozdrawiam
***Niki***
Strony
▼
wtorek, 31 marca 2015
sobota, 28 marca 2015
Rozdział V - Kłamstwa
Rozmowa w
cztery oczy i poznajemy człowieka od innej strony…
Dobra.
Myliłam się. Nie dam rady. Trening z Jade to jakaś tortura. Dziewczyna obudziła
mnie o piątej rano na rozgrzewkę. Po śniadaniu zaczęła mnie uczyć walki, ale
chyba nie zrozumiała, że nie potrafię się bić. Teraz staram się uniknąć jej
ciosów. Jade spróbowała walnąć mnie pięścią, ale udało mi się uniknąć jej
ciosu. Niestety po nieudanym ciosie dziewczyna kopnęła mnie w brzuch, a
następnie podcięła.
-Czy ty w
ogóle kiedyś walczyłaś?
-Wiesz
–jęknęłam – Moja walka z Decepticonami polegała raczej na uciekaniu, nie na
biciu się – dziewczyna westchnęła.
-Świetnie.
Mam do czynienia z amatorką.
-Hej!
Mówiłam ci, że nie walczyłam.
-Myślałam,
że się nabijasz. A teraz wstawaj. Nie skończyłyśmy.
Posłusznie
wstałam i tym razem to ja zaatakowałam. Spróbowałam kopnął Jade w twarz, ale ta
oczywiście zrobiła unik. Potem starałam się ją podciąć, ale podskoczyła i
kopnęła mnie w twarz. Upadłam na ziemię.
-Cholera!
-Mówiłam, że
nie będzie łatwo.
-Tak,
wspominałaś – Jade podała mi rękę. Złapałam ją, ale nim zdążyłam się obejrzeć
dziewczyna przerzuciła mnie przez ramię – Odbiło ci?! Myślałam, że
skończyłyśmy!
-Jesteś
naiwna. To był test, a ty go oblałaś. Musisz być gotowa. Przeciwnik nie będzie
miał litości – dziewczyna ponownie podała mi rękę, ale tym razem postanowiłam,
że sama wstanę – Dlaczego w ogóle chcesz się uczyć walczyć?
-Chcę
walczyć z conami, to chyba proste.
-Mam za sobą
lata treningu. Jeżeli sądzisz, że tak szybko się nauczysz tego co ja, to jesteś
w błędzie. Nie ważne jakie masz korzenie.
-Co masz na
myśli?
-Twoją mamę
– zamurowało mnie – Podobno była tajną agentką.
-Czekaj, na
pewno mówisz o mojej mamie?
-No tak,
jestem pewna. Tata kiedyś mi opowiadał jak świetnie walczyła z deceptami – moja
mama?! – Nie wiedziałaś?
-Nie miałam
pojęcia – odwróciłam wzrok od Jade. Moja mama kłamała przez tyle lat. Nigdy mi
nie powiedziała, że była agentką – Dlaczego mnie okłamała?
-Dla twojego
dobra – odezwała się mama stojąca w drzwiach do sali – Jade, zostawisz nas? –
nastolatka wyszła, a mama podeszła do mnie – Wiem, że czujesz się oszukana, ale
nie musiałaś tego wiedzieć.
-Nie
musiałam? Mamo! Byłaś agentką i nic mi o tym nie powiedziałaś?!
-Nie
powiedziałam ci, bo chciałam cię chronić. Wiedziałam, że jeżeli dowiesz się co
potrafię, to będziesz chciała żebym cię uczyła.
-A co w tym
złego?! – mama westchnęła
-Niepotrzebnie
bym cię narażała – prychnęłam – Nie potrzebowałaś tego!
-Ile? Ile to
trwało?
-Cztery
lata. Prawda jest taka, że jako agentka poznałam twojego ojca. Był łącznikiem z
Białym Domem, a ja miałam go wprowadzić. Kiedy się pobraliśmy, wycofałam się.
-W czym się
specjalizowałaś? – starałam się nie patrzeć na matkę
-Wyszkolono
mnie do walki z Decepticonami, które zostały na ziemi. Umiem walczyć, strzelać,
znam ich słabe punkty – przez chwilę milczałyśmy
-Jestem w
stanie ci wybaczyć. Ale musisz mi coś obiecać.
-Co takiego?
-Będziesz
mnie uczyć. I żadnych ale! Chcę umieć się bronić.
-Niech tak
będzie – mama podeszła do mnie i mocno przytuliła. Szczerze, chciało mi się
płakać. Wszystko co wiedziałam o przeszłości rodziców było kłamstwem. Nie wiem
czy mogę ufać mamie, ale nie mam wyboru. To moja jedyna rodzina.
***
Następnego
dnia spotkałam się z Ironhidem. Opowiedziałam mu o mamie i o całej sytuacji.
-Jestem
pewny, że to było dla twojego dobra.
-Oh, chociaż
ty tak nie mów. Już i tak wszyscy mnie wpieniają.
-Wiesz,
Bulkhead mi kiedyś opowiadał o twojej mamie.
-Naprawdę? –
zdziwiłam się
-Tak.
Łączyła ich wyjątkowa więź. Byli partnerami, przyjaciółmi i byli gotowi oddać
za siebie życie. Bulk często ją wspominał. Tęsknił.
-Nie dziwie
się. Skoro byli ze sobą tak zżyci to rozstanie musiało ich dotknąć.
-Tak było.
-Wiesz, nie
znamy się długo, a już wiem, że nie zniosłabym naszego rozstania – bot
uśmiechnął się
-Czuję
dokładnie to samo – Ironhde podał mi rękę, a ja się do niej przytuliłam. Czy
właśnie tak mama się czuła, kiedy przyjaźniła się z Bulkheadem?
***
Przed
obiadem siedziałam w pokoju i czekałam na Jade, która miała wrócić z łazienki.
Wtedy do pokoju weszła mama. Trzymała w dłoni jakieś pudełko. Mama usiadła obok
mnie na łóżku i podała mi je.
-Z jakiej
okazji?
-Za te
wszystkie ominięte urodziny.
-Dziękuję ci
– ostrożnie otworzyłam pudełko. W środku znajdowało się jakieś różowe
urządzenie – Co to jest mamo?
-To jest
telefon. Nie dałam ci go wcześniej, bo nie miałyśmy prądu i komórka byłaby
bezużyteczna. Teraz możesz go naładować, a potem robić zdjęcia i słuchać
muzyki. Dołączyłam też moje stare słuchawki – wyciągnęłam telefon z pudełka, a
mama otworzyła klapkę. Moim oczom ukazała się klawiatura i świecący ekran, na
którym była nastolatka o długich czarnych włosach i różowych pasemkach oraz
zielony, ogromny robot.
-To ty?
-Tak. To ja
i Bulkhead. Założę się, że znajdziesz tam jeszcze jakieś nasze zdjęcia.
-Jeszcze raz
dziękuję ci mamo.
-Nie ma za
co. Widzimy się na obiedzie.
-To na
razie.
***
Kiedy Jade
wróciła, pokazałam jej telefon, ale on ją oczywiście nie interesował. Postanowiłyśmy
więc od razu iść na obiad. Zajęłyśmy stolik i nałożyłyśmy sobie jedzenia.
Wszyscy zaczęli się zbierać. Niespodziewanie coś wielkiego wpadło przez sufit.
Była to garstka deceptów, uzbrojonych po zęby. Wszyscy zaczęli strzelać w
intruzów. Bardzo wtedy żałowałam, że nie mam broni. Na sali trwała bitwa, a ja
nie mogłam pomóc. Wiedziałam jednak, że nie mamy zbyt dużych szans.
-Jade! -
wykrzyknął tata Sama – Zabierz Rachel i Mike’a do piwnicy!
-Tak jest.
Chodź – dziewczyna pociągnęła mnie za sobą, ale szybko wyrwałam się z uścisku.
-Nie będę
stać z boki kiedy inni walczą!
-Owszem
będziesz. Nie dasz sobie rady – wtedy zauważyłam stojącego za dziewczyną cona.
Już miałam ją ostrzec, kiedy głowę robota przebiła energetyczna strzała
wystrzelona przez mamę.
-Uciekać,
ale już! – Jade ponownie złapała mnie za rękę i tym razem nie udało mi się
uwolnić. Mike dołączył do nas bez sprzeciwu. Przedarliśmy się do używanej w
nagłych przypadkach windy, a Jade dosłownie wrzuciła nas tam.
-Na dół. Bez
przystanków – nim zdążyłam się sprzeciwić drzwi windy zamknęły się i zaczęliśmy
zjeżdżać.
-Będziemy
się ukrywać?!
-Nie mamy
wyjścia. Nie potrafimy walczyć.
-Żartujesz
Mike?! Chcesz dać im zginąć? Musimy im pomóc, albo chociaż wezwać pomoc –
chłopak nie odzywał się – Mike! – czarnowłosy zatrzymał windę.
-Na tym
poziomie jest komunikator i wrota mostu kosmicznego. Może uda ci się
wezwać boty.
-Dziękuje ci
– przytuliłam chłopaka i wybiegłam z windy. Korytarz nie był długi, ale bardzo
szeroki i wysoki. Na końcu znajdowały
się jedne drzwi. Szybko przez nie przeszłam i znalazłam się w wielkim
pomieszczeniu z różnymi komputerami. Zaczęłam szukać komunikatora i kiedy
wreszcie mi się udało, nadałam sygnał – Wzywam was Autoboty. Mamy kłopoty.
Zaatakowały nas Decepticony. Jeżeli ktoś mnie słyszy to błagam, pomóżcie! – w
tym momencie do pokoju wpadły dwa cony. Musiały wykryć, że nadaję wiadomość.
Decepty wycelowały we mnie broń i już byłam gotowa na śmierć, kiedy ktoś je
zestrzelił. Odruchowo się odwróciłam i ujrzałam piątkę botów. Pierwszy był
średniego wzrostu, żółto – czarny. Druga była kobieta. Była niebieska, z
różowymi wstawkami. Trzeci bot był biało – niebieski i był wzrostu żółtego.
Zbroja czwartego była biało - granatowa. Bot miał też cos, co przypominało
gogle. Ostatni bot był największy, zielony. Rozpoznałam w nim Bulkheada. Bulk
przyglądał mi się z niedowierzaniem. Kiedy w końcu ochłonął, odezwał się.
-Miko?
niedziela, 22 marca 2015
Rozdział IV - Ostra jazda
Wspomnienia,
ich nie wyrzucisz z pamięci…
Upragniona
godzina śniadania przyszła bardzo szybko. Razem z Jade wyszłyśmy z pokoju i
ruszyłyśmy w stronę szarych podwójnych drzwi, które prowadziły do jadani.
Pomieszczenie było pomalowane na szaro. Wszędzie stały stoły i krzesła, a przy
ścianach stoiska z jedzeniem. Byłyśmy jednymi z pierwszych osób na sali. Pierw
poszłyśmy do składowiska naczyń. Następnie
powoli podeszłyśmy do stołu z chlebem i wzięłyśmy na tacę po kilku
kromkach. Potem przeszłyśmy do stoiska z
wędlinami, warzywami, masłem i dżemami. Może oszalałam, ale wzięłam po jednym
ze wszystkiego. Jade patrzała się na mnie jak na wariata, ale nie obchodziło
mnie to. Byłam głodna, a jedzenie jakie tu mają to istny rarytas. Jade poszła
jeszcze po herbaty dla nas, a ja zajęłam stół. Od razu zaczęłam robić sobie
kanapki. Kiedy dołączyła do mnie Jade z herbatami, stali z nią Sam i jakiś
nieznajomy chłopak. Był średniego wzrostu, miał jasną cerę, czarne włosy i
brązowe oczy. Miał na sobie brązowe spodnie za kolana, czerwoną bluzkę z
robotem, granatową bluzę i jasnobrązowe trampki.
-Rachel, to
jest mój brat, Mike – wskazała na chłopka Jade. Ten puścił mi oczko, a potem
ukłonił się, chwycił i pocałował moją dłoń.
-Bardzo miło
cię poznać Rachel.
-Daruj sobie
Mike – powiedziała dziewczyna i walnęła brata w plecy. Chłopak aż się ugiął.
Zrobił groźną minę i spróbował uderzyć Jade, ale ta złapała go za rękę i prawie
ją wykręciła. Mike zawył, a dziewczyna po chwili go puściła – Za słaby jesteś
dla mnie braciszku.
-Nie, to ty
jesteś za silna, jak na dziewczynę.
Wszyscy
usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Atmosfera była bardzo wesoła i miła. Rozmawialiśmy
i żartowaliśmy ze sobą. Czułam się jakby tam, na górze świat był szczęśliwy i
piękny, tak jak kiedyś.
-To co mi o
sobie opowiesz Rachel? – zapytał przypatrujący mi się Mike
-Nie mam za
dużo do opowiadania. Dzieciństwo spędziłam w Nowym Yorku z mamą. Ona nauczyła
mnie jak zadbać o siebie.
-I chyba mi
się udało, co? – odezwała się mam, która stała za mną. Widać było, że też się
umyła. Miała rozpuszczone włosy i była ubrana w szare dresy i niebieską bluzkę.
Obok niej stali tata Sama oraz ojciec Mika’ea i Jade. Stała tam też nieznajoma
kobieta. Miała śniadą karnację, długie czarne włosy i brązowe oczy. Była ubrana
w uniform pielęgniarki.
-Tak mamo,
dzięki tobie jestem twarda jak głaz – mama uśmiechnęła się.
-Rachel –
odezwała się Jade – To jest nasza mama, Lily.
-Bardzo miło
mi panią poznać – mówiąc to wstałam od stołu i podałam kobiecie rękę
-I wzajemnie
Rachel.
-To my
znajdziemy sobie stolik – powiedział tata Sama, pociągnął mamę za rękę i cała
czwórka odeszła.
-Macie fajną
mamę – powiedziałam gdy straciłam ich pola wzroku
-Miałem
powiedzieć to samo – odpowiedział wpatrzony we mnie Mike
-Mike –
tyrpnęła brata Jade – Rachel powiedziała, że mamy fajną mamę! Nie, że jesteś
fajny – Sam i ja zaśmialiśmy się
-Bardzo
zabawne. Po prostu ubawiłem się jak nigdy.
Przez całe
śniadanie Mike opowiadał mi o jego nowych projektach robotów. Normalnie by mnie
to ciekawiło, ale teraz mam już zupełnie dość. Na szczęście Jade trochę
rozbawiła sytuację. Gdy tylko jej brat się odwracał, ta dosypywała mu trochę
pieprzu. Z trudem powstrzymywałam śmiech, ale i tak byłam lepsza od Sama. On
musiał co chwila po coś chodzić i wtedy śmiał się niczym hiena.
Kiedy Mike w
końcu skończył opowiadać, sięgnął po szklankę z herbatą. Całą nasza trójka wstrzymała oddech czekając
na reakcję chłopaka. Tan wziął łyk, po czym odstawił szklankę. Przez chwilę
wydawało się, że nic nie poczuł. Po chwili jednak chłopak zaczął krzyczeć i
latać po całej sali. Kilka stolików wybuchło śmiechem, w tym stolik naszych
rodziców. Sam śmiał się bez pohamowania, tak samo ja, ale Jade tylko chichotała
pod nosem. Kiedy w końcu chłopak znalazł stół z wodą, wziął butelkę i wypił
całą. Następnie podszedł do nas i wrogo
spojrzał na siostrę.
-Wybacz
Mike. Myślałam, że lubisz jak jest ostro.
-Chcesz
zobaczyć ostra jazdę? To masz! – mówiąc to chłopak skoczył na Jade i powalił ją
na podłogę.
Oczywiście
dziewczyna łatwo uwolniła się z uścisku brata, a następnie kopnęła go w brzuch.
Chłopak cofnął się o kilka kroków, ale się nie poddał. Spróbował uderzyć
siostrę w twarz, ale ta złapała go za rękę i pociągnęła do siebie i mocno
walnęła w nos.
-Masz
szczęście, że nie złamałam ci nosa łamago.
-Nie znoszę
cię.
-Wiem –
zaśmiałam się po cichu i na szczęście Mike tego nie usłyszał.
***
Po południu
postanowiłam, że odwiedzę nasze Autoboty. Chciałam je bliżej poznać i dowiedzieć
się czegoś o ich świecie. Boty mieszkały na niższym poziomie. Po cichu
przeszłam obok strażników i weszłam do ich pokoju. Na pierwszy rzut oka sala
wydawała się pusta, ale po chwili zobaczyłam, że zza rogu wychodzi Ironhide.
-Cześć – przywitałam się – Jestem Rachel
-Witaj
Rachel. Jestem Ironhide.
-Wiem –
uśmiechnęłam się
-Powiedz,
czy strażnicy wiedzą, że tu jesteś?
-Taa, można
powiedzieć, że nie zostali o tym poinformowani.
-Rozumiem.
-Ale nie
powiesz im – bot zaśmiał się
-Oczywiście,
że nie. Dawno nikt nie odwiedził nas z własnej woli.
-A właśnie,
gdzie Catapult?
-Poszła
poćwiczyć – podeszłam bliżej bota i usiadłam na podłodze
-Długo się
znacie?
-No, już
spory kawał czasu. Poznaliśmy się jakieś dwadzieścia ziemskich lat temu.
-To
rzeczywiście długo.
-Wiesz, to
bardzo ciekawa historia. Poznaliśmy się tutaj, na ziemi. Przyleciałem tu, bo
nie wiedziałem, że Cybertron żyje i miałem nadzieję znaleźć tu schronienie.
Niestety kiedy tu przyjechałem, powitała mnie mały odział ludzi zwanych
M.E.C.H. Nie byli przyjaźnie nastawieni. Strzelali ich ziemską bronią, ale na
mnie oczywiście nie robiło to większego wrażenia. Wtedy ona się zjawiła.
Zmieniła się z motocyklu w bota i powaliła mnie na ziemię. Była silniejsza, niż
wyglądała – zaśmiałam się – Złapała mnie ręką za szyję i wyszeptała do ucha:
„Nie popsuj mi tej misji kołku.” Od razu załapałem, że jest po mojej stronie,
więc poddałem się. M.E.C.H. zabrał mnie do ich bazy, a tam Catapult wyjaśniła,
że jest tu z polecenia Ultra Magnusa i że ma rozpracować M.E.C.H. Przez jakiś
czas badali mnie, ale kiedy do bazy dotarł ich przywódca, Catapult mnie
uwolniła i razem rozwaliliśmy tych skurczybyków!
-Jej. To
naprawdę ciekawa historia.
-Tak,
ciekawa. Catapult była wtedy najszczęśliwszym botem na świecie. Ona uwielbia wygrywać. Nie mówię, że ja nie,
ale ona bardziej – przez chwilę milczeliśmy – A ty co mi powiesz o sobie?
-Moja
historia nie jest jakoś bardzo ciekawa. Dorastałam z mamą, starałam się pomagać
krajowi. W zasadzie to tyle.
-Jestem
pewny, że teraz będzie ciekawiej – uśmiechnęliśmy się do siebie
-No, ja
muszę się zbierać. Zobaczymy się niedługo?
-Nie wątpię
– z uśmiechem opuściłam salę i zaczęłam iść w stronę pokoju. Ironhide był miły
i podobny do mnie. Dzięki tej jednej, krótkiej rozmowie, udało mi się zyskać
nowego przyjaciela.
Kiedy
wróciłam do pokoju, zastałam w nim Jade. Dziewczyna była oczywiście zaczytana w
nieznanej mi książce. Padłam na łóżko i zaczęłam wpatrywać się w sufit.
-Nad czym
rozmyślasz? – zapytała niespodziewanie dziewczyna
-Nad niczym.
Tak tylko – po chwili jednak przyszło mi coś do głowy. Jade świetnie walczy, a
ja? Wręcz przeciwnie. Może mogłaby mnie nauczyć kilku ciosów – Jade?
-Hm?
-Tak sobie
myślałam, może mogłabyś mnie poduczyć kilku ciosów?
-Ciebie? –
zapytała i spojrzała na mnie ze zdziwieniem – Myślisz, że dałabyś radę? Trening
ze mną nie jest łatwy.
-Oczywiście,
że dam radę.
-W takim
razie jutro zaczynamy.
sobota, 14 marca 2015
Rozdział III - Drużyna
Wczoraj jest
historią, jutro jest tajemnicą…
Nie wiem ile
lecieliśmy. Kiedy się obudziłam już lądowaliśmy. Było ciemno i nie mogłam się
zorientować gdzie moglibyśmy być. Widziałam tylko piasek i skały, które teraz
pokrywają prawie całą Ziemię.
Weszliśmy do
jednego z kilku hangarów. W hangarze było jasno więc mogłam się porozglądać.
Wszędzie stali żołnierze, pielęgniarki gotowe do pomocy i kilkanaście dzieci.
Spojrzałam na mamę. Widać było, że kogoś szukała. Wędrowała wzrokiem z prawa na
lewo i w końcu zatrzymała się na średniego wzrostu mężczyźnie o dłuższych,
brązowych i postawionych włosach i oczach tego samego koloru. Był ubrany w
zwykły pomarańczowy podkoszulek i granatowe jeansy. Nieznajomy uśmiechnął się
gdy zobaczył mamę.
-Raf! –
wykrzyknęła i pobiegła w jego stronę. Mama mocno go uścisnęła – Tęskniłam za
tobą.
-Ja za tobą
też.
-Zmieniłeś
się.
-Tak jak ty,
dorosłem.
-Muszę wam
przeszkodzić tą interesującą rozmowę, - wtrącił się Jack – ale musimy omówić
kilka spraw. Skoro Miko jest już z nami, to możemy zaczynać.
-Skoro
jestem już z wami? – zdziwiła się mama – Czemu jestem wam aż tak potrzebna?
-Jesteś
częścią drużyny – odpowiedział Raf
-Jakiej
drużyny?
-Naszej. Ja,
ty i Raf tworzymy drużynę od kąt pierwszy raz spotkaliśmy Autoboty. Raf jest
jednym z najinteligentniejszych informatyków na świecie. Odpowiada za siłę
umysłu. Ty jesteś najodważniejszą i najbardziej pewną siebie osobą jaką znam.
Nigdy nie dajesz za wygraną i zawsze znajdujesz wyjście z sytuacji – mama? Na
pewno mówimy o tej samej Miko? Zawsze myślała, że mama zawsze była raczej skryta
– Ty odpowiadasz za siłę perswazji. A ja od lat ćwiczyłem moje ciało do
perfekcji i jestem siłą mięśni. Myślę, że razem możemy pokonać Lockdowna.
-Bez urazy
Jack, ale do pokonania tylu Decepticonów trzeba sporej armii botów.
-Czekałem aż
to powiesz – mama znów się zdziwiła.
Po chwili do
hangaru weszły dwa wielkie roboty. Jeden z nich był czarno szary, z czerwonymi
wstawkami, duży i masywny. Drugi natomiast był trochę mniejszy i szczuplejszy.
Wydawało mi się, że była to dziewczyna. Jej zbroja była żółto – niebieska. Na
początku trochę się przestraszyłam widząc dwa wielkie roboty, ale później
czułam tylko ulgę. Wiedziałam, że nas nie skrzywdzą. Pierwszy raz od wielu lat
miałam nadzieję że możemy wygrać tę wojnę.
– Miko,
Rachel, poznajcie Ironchide’a i Catapult.To nasze łączniki z Cybertronem.
-Witajcie –
powiedziała Catapult i podeszłą do nas – Bardzo się cieszę, że mogę was
wreszcie spotkać.
-Od kiedy tu
jesteście? – zapytała lekko zdenerwowana mama
-Zaledwie od
miesiąca – odpowiedział Ironchide – Zostaliśmy tu przysłani przez przywódcę
Autobotów, Ultra Magnusa. Mieliśmy sprawdzić co się tu dzieje.
-Nie
wiedzieliście o sytuacji na Ziemi? - zapytałam
-Nie
mieliśmy pojęcia – odpowiedziała Catapult – Bot, który miał odpowiadać za
kontrolowanie sytuacji na waszej planecie okazał się zdrajcą. Pracował dla
Lockdowna i miał jak najdłużej utrzymywać nas w niewiedzy. Niestety udało mu
się to.
-Czy reszta
botów wie, co się tu dzieje? – zapytała mama
-Poinformowaliśmy
ich o sytuacji zaraz po tym jak tu przylecieliśmy i zorientowaliśmy się co
dokładnie się wydarzyło. Mamy bardzo wielu żołnierzy gotowych ruszyć na wojnę z Decepticonami, ale
Lockdown ma większą armię.
-Dlatego
wymyśliliśmy pewien plan – wtrącił się Jack – Chcemy zaatakować Lockdowna,
kiedy będzie przy nim niewiele conów. Właśnie dlatego tak bardzo był nam
potrzebny ich komunikator. Teraz będziemy mogli dowiedzieć się o wszystkich ich
planach.
-Z pomocą
Catapult i Ironchide’a z łatwością rozpracuję komunikator – dodał Raf – Jak na
razie musimy odpocząć.
-Masz rację
Raf – powiedział Jack – Wszyscy powinniśmy się przespać. Sam, zaprowadź proszę
Rachel do jej nowej sypialni. Ja zaprowadzę Miko.
-Dobrze
tato.
Razem z
Samem ruszyłam w głąb hangaru. Doszliśmy do metalowego włazu. Sam otworzył go i
zaczęliśmy schodzić w dół po drabince. Kiedy wreszcie zeszliśmy, znaleźliśmy
się w długim korytarzu z wieloma drzwiami po prawej i lewej stronie. Zaczęliśmy
iść w głąb korytarza więc postanowiłam zagadać Sama.
-Wiesz coś
może o historii Rafa?
-Nie dużo,
ale wystarczająco. Wiem, że rozpoczął studia w wieku szesnastu lat, a zakończył
je cztery lata później. Wiem też, że ożenił się z trzy lata starszą od niego
Lily Watersone, która jest teraz tutaj pielęgniarką. Urodziła im się dwójka
dzieci. Starsza Jade, która teraz jest w twoim wieku i dwa lata młodszy od niej
Mike. Z Jade za niedługo wylądujesz w pokoju. Myślę, że się polubicie.
-A Mike?
-Ja jestem z
nim w pokoju. Jest trochę nieznośny, ale w końcu ma tylko trzynaście lat.
-Długo się
znacie?
-Pięć lat.
Oboje trafiliśmy tu w tym samym czasie. Mike już wtedy miał wielkiego hopla na
punkcie robotyki, ale teraz jest już obeznany w tym temacie. Jade natomiast
niezbyt lubi naukę czy robotykę. Jeśli już to medycynę, jak matka, ale i tak
najbardziej lubi walczyć.
Szliśmy
jeszcze kilka minut. Wreszcie dotarliśmy do jednych z ostatnich drzwi. Sam bez słowa wszedł do drzwi naprzeciw i
zamknął je za sobą nim zdążyłam zajrzeć do środka. Niepewnie otworzyłam drzwi
do mojego pokoju i weszłam do środka. Nie będę okłamywać, pokój był nieziemski.
Nie myło żadnych dziur w ścianach i podłodze. Ściany były pomalowane na piękny
odcień błękitu. Przy ścianach stały dwa łóżka, dwie etażerki i szafa. Resztę
miejsca zajmowała kanapa, regał na książki i biurko. W porównaniu z naszym
poprzednim domem, to był luksus. Niespodziewanie ktoś zatrzasnął za mną drzwi i
usłyszałam nieznajomy żeński głos.
-Nie
powinnaś zostawiać ich otwartych - Instynktownie odwróciłam się i już chciałam
uderzyć nieznajomą ale ta w ostatniej chwili złapała moją rękę – Szybka jesteś,
ale ja jestem szybsza – dziewczyna puściła moją rękę i teraz mogłam się jej
dokładnie przyjrzeć. Dziewczyna była śniadej karnacji, dość wysoka i bardzo
szczupła. Miała długie czarne włosy spięte w kucyk i brązowe oczy. Była ubrana
w ciemnopomarańczową bluzkę z krótkim rękawem i golfem, krótkie brązowe
spodnie, ciemnobrązowe buty i rękawiczki bez palców.
-Przepraszam,
że cię zaatakowałam. Jestem Rachel.
-Wiem.
Widziałam jak przyleciałaś. Jestem Jade.
-Wiem. Sam
mi o tobie opowiedział – Jade położyła się na łóżku z lewej i wyciągnęła spod
poduszki nieznaną mi książkę.
-Sam dużo
mówi, ale nie zawsze można mu wierzyć.
-Dzięki, na
przyszłość będę pamiętać.
-Jesteś
strasznie brudna.
-W moim
starym domu nie miałam wody, więc wiesz…
-Łazienka
jest cztery drzwi przed naszym pokojem. Idź się umyć, a potem coś zjemy.
-Dobrze,
pójdę – udałam, że jest mi wszystko obojętne. Tak naprawdę jednak samo słowo
łazienka wywołało wielką radość, a jeśli dołożyć do tego wieść o zjedzeniu
czegoś, to od razu miałam ochotę skakać z radości. Zachowałam jednak powagę i
powoli wyszłam z pokoju. Poszłam do łazienki i doznałam kolejnego szoku. Białe
kafelki pokrywały ściany i podłogę. Pomieszczenie było podzielone na dwie części.
Po jednej stronie stały toalety i umywalki, a po drugiej prysznice. Stała tam
także szafka z czystymi ubraniami. Nie czekając ani minuty ściągnęłam z siebie
brudne ubrania i rzuciłam na podłogę obok wcześniej położonego tam plecaka.
Wskoczyłam pod prysznic i włączyłam wodę. Nie była nawet zimna. Była idealna.
Zaczęłam się śmiać. Byłam tak szczęśliwa, że nie mogłam się powstrzymać.
Siedziałam
pod prysznicem dobre dwadzieścia minut. Kiedy wreszcie wyszłam, włożyłam na
siebie czyste ubranie – szarą bluzkę z krótkim rękawem i białe dresy.
Zostawiłam tylko moje stare buty. Zaraz potem zabrałam się do prania starych
ubrań.
Po około
dziesięciu minutach wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Rozwiesiłam mokre
ubrania na łóżku i padłam na miękki materac.
-To co z tym
jedzeniem? – zaczepiłam zaczytaną Jade.
-Śniadanie
jest za godzinę. Wytrzymaj.
Śniadanie?
Już? Myślałam, że dopiero będzie kolacja. Najwyraźniej lecieliśmy dłużej niż
podejrzewałam. Zrezygnowana ułożyłam się wygodnie na łóżku i cierpliwie
czekałam na upragniony posiłek.
niedziela, 8 marca 2015
Rozdział II - Ratunek
Zaufanie to
nie naiwność. Zaufanie to wiara. A wiara może czynić cuda…
Wielki
wybuch wybudził mnie ze snu. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju mamy.
Ona też wstała.
-Co się
dzieje?
-Decepticony.
Niszczą wszystkie domy! Szybko, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Musimy stąd
uciekać.
Wróciłam do
pokoju i wyciągnęłam spod łóżka mój czarny plecak. Schowałam do niego jedzenie
i wodę, koc i mojego Optimusa. Szybko się ubrałam i zabrałam plecak i moją
torebeczkę. Wróciłam do pokoju mamy. Czekała na mnie ubrana w jej dzisiejsze
ubrania i czarną, skórzaną kurtkę. Miała taki sam plecak jak ja. Szybko
wybiegłyśmy z domu. Na dworze panował chaos. Jakieś dwadzieścia conów rozwalało
domy i zabijało ludzi. Wszędzie było pełno ognia i dymu. Pobiegłyśmy w głąb
miasta. Tam ich zgubimy. Niestety trzy decepty pobiegły za nami.
-Musimy się rozdzielić
– powiedziałam mamie
-To zbyt
niebezpieczne
-Zaufaj mi.
Jeśli się rozdzielimy, będziemy miały większe szanse żeby ich zgubić.
-Rachel… -
mama złapała mnie za rękę
-Proszę cię.
Tylko mi zaufaj.
-Zgoda.
-Spotkamy
się w budynku starego kina.
-Uważaj na
siebie.
-Ty też.
Rozdzieliłyśmy
się. Ja pobiegłam w prawo, a ona w lewo. Dwa cony ruszyły za mną. I dobrze.
Poradzę sobie z nimi.
Biegłam
jakieś dziesięć minut, a roboty nie dawały spokoju. Robiło się to trochę
męczące. Postanowiłam ich jakoś zgubić. Byłam teraz w „mieście”. Skręciłam w
jakąś uliczkę między budynkami. Niestety, była to pułapka. Z uliczki nie było
wyjścia. Oparłam się plecami o ścianę i miałam nadzieję, że zginę szybko.
Decepty podeszły do mnie i wycelowały swoje blastery. Niespodziewanie jeden z
nich dostał strzał prosto w głowę. Decepticon upadł, a ja zobaczyłam stojącego
na dachu budynku chłopaka. Nieznajomy zaczął strzelać w drugiego cona. Zabił go
bez trudu. Nie rozpoznawałam jego broni. Była dość duża i strzelała pociskami
takimi jak blastery conów. Chłopak zszedł po schodach przeciwpożarowych i
podszedł do mnie. Miał najwyżej szesnaście lat. Był szczupły i wysoki. Miał
krótkie, czarne i roztrzepane na wszystkie strony włosy oraz niebieskie oczy.
Był ubrany w granatowe jeansy, szarą bluzkę, czarną bluzę i trampki.
-Nic ci nie
jest – zapytał
-Nie. Dzięki
za pomoc.
-Nie ma
sprawy. Masz szczęście, że akurat byłem w pobliżu.
-A co tutaj
robisz? I skąd masz tę broń i w ogóle kim jesteś?
-To ja jestem
tutaj od zadawania pytań – chłopak przybrał poważny wyraz twarzy
-A gdzie
masz odznakę panie władzo?
-Bardzo
śmieszne. A teraz odpowiedz. Kim jesteś i co tutaj robisz?
-Nazywam się
Rachel i jak zresztą zauważyłeś uciekałam przed conami.
-Za co cię
goniły.
-Cony
niszczy mój i jeszcze kilka domów. Razem z matką zaczęłyśmy im uciekać.
-A gdzie
jest teraz twoja matka?
-Rozdzieliłyśmy
się. Pewnie czeka już na mnie w budynku starego kina. Tam mamy się spotkać.
-A więc
chodźmy – zdziwiłam się
-Co?
-Nie pozwolę
ci tam samej iść – spojrzałam na chłopaka nieco wrednym spojrzeniem. Nie
potrzebowałam ochroniarza. Zgodziłam się
jednak. Szliśmy powoli i cicho. Nie chcieliśmy, żeby jakiś con nas zauważył.
-To powiesz
mi w końcu kim jesteś?
-Nazywam się
Sam Darby. Ja i mój ojciec przylecieliśmy tu po komunikator conów, który
podobna miała jego dawna przyjaciółka.
-Czekaj.
Darby? Jesteś synem Jacka Darby’ego?
-Co w tym
dziwnego?
-Mama
opowiadała mi kiedyś historię o Transformerach, w której pojawił się twój
ojciec.
-Znam tę historię
– Sam westchnął - Trójka ludzi przez przypadek dowiedziała się istnieniu botów.
-Moja mama
była jedną z nich.
-Mój tata
też.
-Chyba mamy
więcej wspólnego niż myśleliśmy.
-Chyba tak.
-A tak w
ogóle, to ja ukradłam ten komunikator.
-Ty? Niemożliwe
– chłopak się zaśmiał
-A jednak.
-I gdzie on
teraz jest?
-Dałam go
mamie.
-Świetnie.
Ten komunikator może nam bardzo pomóc wygrać tę wojnę.
Szliśmy
jeszcze kilka minut. Kiedy wreszcie dotarliśmy do budynku, to już przed nim
stała mama i kilku żołnierzy. Podbiegłam do niej i mocno przytuliłam.
Odwzajemniła uścisk i pocałowała mnie w głowę.
-Nic ci się
nie stało? – zapytała zaniepokojona
-Nie. Sam mi
pomógł.
-Dziękuję ci
sam.
-Nie ma za
co. To był mój obowiązek.
-Wyrosłeś.
Kiedy ostatni raz cię widziałam latałeś w samym pampersie – zaśmiałam się –
Teraz latasz z pistoletem.
-Nazywamy go
mini blasterem – odezwał się ktoś stojący za nami. Odwróciłam się. Zobaczyłam
wysokiego i umięśnionego mężczyznę o bujnych, czarnych włosach i niebieskich
oczach. Był ubrany w charakterystyczny strój żołnierza.
-Jesteś już
prawie dorosłą kobietą Rachel.
-Jeszcze jej
trochę brakuje – wtrąciła się mama.
-E tam. Już
wygląda na siedemnaście lat. Jest do ciebie bardzo podobna. Mam nadzieję tylko,
że charakter ma po ojcu.
-Niestety,
też po mnie – wszyscy się zaśmialiśmy. To było trochę dziwne. Mama była przy
nim taka szczęśliwa.
-Sam,
odprowadź Rachel do helikoptera.
-Dobrze
tato.
Razem z
Samem poszłam do helikoptera. Oboje usiedliśmy na miejscach i czekaliśmy na
rodziców.
-To ile masz
lat Sam?
-Szesnaście.
A ty?
-Za niedługo
piętnaście.
-Gdzie twój
ojciec? – spuściłam wzrok
-Nie żyje.
Był żołnierzem i zginął na polu bitwy.
-Współczuję.
-A twoja
mama? – Sam wzdrygnął się. Chyba nie powinnam o to pytać.
-Decepticony
ją zabiły.
-Przykro mi.
-Nawet jej
nie pamiętam. Miałem cztery lata kiedy zginęła.
-Ja też nie
pamiętam mojego taty. Wyjechał zaraz po rozpoczęciu wojny. Miałam wtedy dwa
lata.
-Wiesz, miło
mi się z tobą rozmawia – uśmiechnęłam się
-Mi z tobą
też. Zaskakująco miło.
-Nigdy nie
miałem przyjaciółki, więc wiesz, nie wprawy z nawiązywaniem kontaktów –
zaśmiałam się
-Dobrze ci
idzie.
-Może w
bazie nauczysz mnie przyjaźni.
-W bazie?
-No przecież
musimy mieć bazę. Zobaczysz, spodoba ci się.
Po kilku
minutach do helikoptera wsiedli nasi rodzice. Od razu odlecieliśmy. Lecieliśmy
teraz do bazy. Niestety nikt nie ujawnił nam jej położenia. Byłam jeszcze
zmęczona. Oparłam głowę na ramieniu mamy i usnęłam.
Narracja
trzecio osobowa
Nie wiedział
na jakiej planecie się znajduje. Była opuszczona, pozbawiona jakiegokolwiek
życia. Przechadzając się po niej, przypomniał sobie Cyberton, kiedy był martwy.
Klęknął na kamiennej ziemi i zaczął przepraszać Primusa za swoje błędy. Jak
mógł odebrać tak wiele żyć?
Jego
arogancja zrobiła z niego potwora. Od kiedy Unikron zmienił jego zbroję, nie
mógł na siebie spojrzeć. Jego blizny na twarzy i długie szpony przypominały mu
kim był, kim się stał. Bycie niewolnikiem, uświadomiło mu jednak, co zrobił. Teraz
jest wygnańcem, który nie może wrócić na ukochaną planetę.
-Klęcząc tu
niczego nie zmienisz – usłyszał znajomy głos. Odwrócił się i wstał z ziemi. Nie
mógł uwierzyć w to, co widzi – Chodź ze mną stary przyjacielu, a twoje winy
zostaną odpuszczone i powrócisz na ukochaną planetę.
Bez
zawahania zaczął podążać za starym przyjacielem i wiedział, że już niedługo
odwiedzi ukochany dom.
No, to myślę, że wiecie kogo wprowadziłam :-) Miałam nie dodawać tego ostaniego fragmentu, ale niespodzianka musi być, skoro obiecałam :D A teraz życzenia. Wszystkim damom życzę wiecznych róż, czekolady idącej w cycki i wiernych facetów i oczywiście wspaniałego dnia, tego waszego!
Pozdrawiam
***Niki***
sobota, 7 marca 2015
Ogłoszenie parafialne
Hej. Przed chwilą wstawiłam nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. A jako że zbliża się dzień kobiet, jutro zrobię małą niespodziankę. Pojawi się ona około dziesiątej. Jak na razie chcę dodać zdjęcie Miko i Schota (taty Rachel). Myślę, że choć nie żyje to pasowałoby go wam pokazać.
I sam Schot :-)
Do przeczytania!
Pozdrawiam i miłego dnia.
***Niki***
Rozdział I - Komunikator
Każdy ma
takie chwile, w których czuje się jakby cały świat obrócił się przeciw niemu
Biegłam.
Serce biło mi jak szalone. Kilka Decepticonów siedziało mi na ogonie. Były
coraz bliżej. Obejrzałam się za siebie. Pięć conów biegło tuż za mną. Wszystkie
były jednakowe, czarne z czerwonymi ślepiami. To byli zwykli żołnierze
Lockdowna. Miał ich po kilkanaście tysięcy w każdym większym mieście. Teraz
goniły mnie. Dlaczego? Jakąś godzinę temu ukradłam ich komunikator. Jeśli uda
mi się go rozpracować, będziemy mogli podsłuchiwać ich rozmowy i znać plany.
Muszę tylko jakoś uciec tym deceptom.
Dobiegałam
już do granic Nowego Yorku. Ulice były zniszczone, drogi popękane. Niebo było
czarne od dymu i pyłów, a budynki porozwalane. Nie było żadnych drzew, traw,
kwiatów. Cała roślinność obumarła. Tak właśnie wygląda cała ziemia. Decepty
napadły na planetę dwanaście lat temu. Miałam wtedy dwa lata. Nie znam świata
sprzed tej wojny. Nie walczymy jednak o władzę na planecie. Walczymy jedynie o
przetrwanie.
Zauważyłam
dziurę w jednym z budynków. Szybko wskoczyłam przez dziurę i znalazłam się w
wieżowcu. Znalazłam kolejną dziurę, tym razem w podłodze. W ostatniej chwili schowałam
się w dziurze. Głupie cony nie mogły mnie znaleźć. Rozglądały się po całym
pomieszczeniu, ale nie popatrzały w dół. To jest ich słaby punkt. Są po prostu idiotami.
Tylko wykonują rozkazy. Nie myślą o konsekwencjach, nie mają wyrzutów sumienia
i zawsze wypełniają rozkazy.
Po jakiś
dwóch minutach upewniłam się, ze jest bezpiecznie i wyszłam z ukrycia. Teraz
musiałam wrócić do domu. Mieszkałam razem z mamą niedaleko, na obrzeżach Nowego
Yorku. Nie miałam więc długiej drogi do pokonania. Szłam powoli. Po drodze
rozglądałam się i kilkakrotnie upewniałam, że nikt mnie nie śledzi. Po jakiś
pięciu minutach byłam przed domem. Był to mały, jednopiętrowy budynek.
Niedaleko stało jeszcze kilka takich. Wszystkie były zniszczone, tak jak całe
miasto. Domek miał tylko dwa pokoje, łazienkę i małą kuchnię. Niestety nie
miałyśmy ani wody, ani prądu. Jadłyśmy to, co dostałyśmy od Decepticonów. Na
początku każdego miesiąca, decepty dawały każdej rodzinie pewna ilość jedzenia
i wody. Na każdą głowę przypadały dwa bochenki chleba, pięć butelek wody i
kilka owoców. Zwykle były to jabłka, albo banany. Jedzenia niestety nie
wystarczało na miesiąc. Zwykle głodowałyśmy. Czasem, razem z innymi dzieciakami
kradliśmy jedzenie z kontenerów, w których były przechowywane, a potem
dzieliliśmy się nim.
Weszłam do
domu. Pokój w który się znajdowałam był ciemny i zniszczony. Jedynym źródłem
światła była zapalona świeczka stojąca na trzynogim stole. W pokoju znajdowała
się też dwuosobowa kanapa, małe radio na baterie i fotel. Niespodziewanie zza
rogu wyszła mama. Miała na sobie czarne, dziurawe spodnie, fioletową bluzkę z
krótkim rękawem i stare sportowe buty z odklejającą się podeszwą. Jej długie,
czarne włosy były spięte w kucyk. Kiedy mama mnie zobaczyła odetchnęła i mocno
mnie przytuliła.
-Długo cię
nie było. Coś się stało?
-A tam, nic takiego. Tylko parę conów mnie
goniło.
-Co proszę?
Coś ty znowu zrobiła?
-Nie
uwierzysz. Udało mi się ukraść ich komunikator – wyciągnęłam urządzenie z
kieszeni bluzy i podałam je mamie – Możesz go dać temu swojemu przyjacielowi z
wojska.
-Nie
powinnaś tego kraść. To było zbyt niebezpieczne. Gdyby oni cię złapali…
-Zabiliby
mnie. Wiem.
-Ale w ogóle
się tym nie przejmujesz! Czy kiedy kradłaś ten komunikator, pomyślałaś o konsekwencjach?
Co gdyby on miał nadajnik? Albo jakby miał wybuchnąć?
-Mamo, wiesz
że te komunikatory nie mają takich bajerów.
-To i tak
było głupie i nieodpowiedzialne. Rachel, masz już czternaście lat do cholery!
Musisz zacząć zachowywać się jak na twój wiek przystało.
-I właśnie
tak się zachowuję! Robię wszystko dla mojego kraju! – pobiegłam do swojego
pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Czemu ona zawsze musi mieć jakieś
pretensje?! Przecież nic mi się nie stało! Dobrze wiedziałam co robię. Jestem
ciekawa jaka ona była w moim wieku. Pewnie postąpiłaby tak samo.
Ściągnęłam
moją szarą bluzę i padłam na łóżko. Byłam trochę zmęczona. Podniosłam poduszkę
i wyciągnęłam schowany pod nią list od mojego ojca. Lubiłam go czytać. Zawsze
dodawał mi siły.
Kochana Rachel
Piszę ten list na wypadek gdybym nie wrócił z mojej misji. Masz
dopiero dwa latka i nie mogę ci tego powiedzieć osobiście. Mogę zginąć. Wtedy
ty i twoja mama zostaniecie całkiem same. Dlatego mam do ciebie prośbę. Opiekuj
się mamą. Wspieraj ją i pomagaj jak tylko będziesz mogła. Wiem że wyrośniesz na
piękną i silną dziewczynę, dokładnie tak jak twoja ona. Wiem też, że mogę na
ciebie liczyć.
Nigdy się nie poddawaj. Choćby cały świat miałby zaraz zostać
zniszczony, ty musisz mieć nadzieję. Kocham cię Rachel. Będę za tobą tęsknił.
Twój tata, Schot
Kilka łez
spłynęło po moim policzku. Nie mogłam zawieźć taty. Musiałam zająć się mamą i
pomagać jej jak najlepiej mogłam. Ona mnie niestety zawsze odtrącała. Często
słyszę jak płacze po nocach, albo jak wychodzi z domu i krzyczy coś. Nigdy
jednak nie chciałam się przysłuchiwać jej słowom, bo to nie była moja sprawa.
Wiem, że ona dużo przeszła i szanuję to. Po prostu nie rozumiem czemu nie chce
mojej pomocy.
Wstałam z
łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Mama już spała. Po cichu weszłam do małego
pomieszczenia pokrytego połamanymi kafelkami. Znajdowała się tam tylko toaleta,
umywalka, zepsuty prysznic i pęknięte lustro. Podeszłam do lustra i przejrzałam
się w nim. Miałam krótkie, czarne włosy z różowymi pasemkami z przodu i
niebieskie oczy. Byłam bardzo szczupła. Nie należałam jednak do najwyższych.
Miałam na sobie różową bluzkę w paski z długim rękawem, na to zieloną bluzkę w
kwiatki z krótkim rękawem i granatową bluzkę na ramiączkach w podobnym wzorze.
Na nogach miałam niebieskie, przetarte jeansy i szarą spódniczkę. Do pasa
miałam przypiętą małą brązową torebeczkę. Miałam też różowo - białe trampki.
Wzięłam do ręki szczotkę i rozczesałam moje włosy. Następnie wróciłam do
pokoju, zdjęłam buty, torebeczkę, spódnicę i dwie bluzki. Położyłam się na
łóżku i przytuliłam do mojego pluszaka Optimusa Prima. Powoli zaczęłam zamykać
oczy. W końcu usnęłam.
Niespodziewanie
obudził mnie jakiś krzyk. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju mamy. Nie
było jej. To pewnie ona znów krzyczy bez powodu. Tym razem jednak moja
ciekawość wzięła górę. Po cichu wyszłam na dwór i podsłuchałam mamę.
-Nie
rozumiem Bulkhead! Dlaczego?! Dlaczego nie przylecicie nam na ratunek?!
Przecież musicie wiedzieć, że Decepticony opanowały Ziemię! Czy już nic dla was
nie znaczymy?! – słyszałam, ze mama mówiła drżącym głosem. Płakała - Obiecałeś, że mnie nigdy nie opuścisz! Gdzie
jesteś teraz?! – mama upadła na kolana. Była załamana. Autoboty musiały
wiedzieć o sytuacji na Ziemi, a mimo to nie przyleciały nam na pomoc.
Rozumiałam ból mamy. Nie umiałam jej jednak pomóc. Wróciłam do pokoju i z
powrotem położyłam się na łóżku. Oczy same zaczęły mi się zamykać. Już po
minucie usnęłam.