Strony

sobota, 28 marca 2015

Rozdział V - Kłamstwa


Rozmowa w cztery oczy i poznajemy człowieka od innej strony…

Dobra. Myliłam się. Nie dam rady. Trening z Jade to jakaś tortura. Dziewczyna obudziła mnie o piątej rano na rozgrzewkę. Po śniadaniu zaczęła mnie uczyć walki, ale chyba nie zrozumiała, że nie potrafię się bić. Teraz staram się uniknąć jej ciosów. Jade spróbowała walnąć mnie pięścią, ale udało mi się uniknąć jej ciosu. Niestety po nieudanym ciosie dziewczyna kopnęła mnie w brzuch, a następnie podcięła.

-Czy ty w ogóle kiedyś walczyłaś?

-Wiesz –jęknęłam – Moja walka z Decepticonami polegała raczej na uciekaniu, nie na biciu się – dziewczyna westchnęła.

-Świetnie. Mam do czynienia z amatorką.

-Hej! Mówiłam ci, że nie walczyłam.

-Myślałam, że się nabijasz. A teraz wstawaj. Nie skończyłyśmy.

Posłusznie wstałam i tym razem to ja zaatakowałam. Spróbowałam kopnął Jade w twarz, ale ta oczywiście zrobiła unik. Potem starałam się ją podciąć, ale podskoczyła i kopnęła mnie w twarz. Upadłam na ziemię.

-Cholera!

-Mówiłam, że nie będzie łatwo.

-Tak, wspominałaś – Jade podała mi rękę. Złapałam ją, ale nim zdążyłam się obejrzeć dziewczyna przerzuciła mnie przez ramię – Odbiło ci?! Myślałam, że skończyłyśmy! 

-Jesteś naiwna. To był test, a ty go oblałaś. Musisz być gotowa. Przeciwnik nie będzie miał litości – dziewczyna ponownie podała mi rękę, ale tym razem postanowiłam, że sama wstanę – Dlaczego w ogóle chcesz się uczyć walczyć?

-Chcę walczyć z conami, to chyba proste.

-Mam za sobą lata treningu. Jeżeli sądzisz, że tak szybko się nauczysz tego co ja, to jesteś w błędzie. Nie ważne jakie masz korzenie.

-Co masz na myśli?

-Twoją mamę – zamurowało mnie – Podobno była tajną agentką.

-Czekaj, na pewno mówisz o mojej mamie?

-No tak, jestem pewna. Tata kiedyś mi opowiadał jak świetnie walczyła z deceptami – moja mama?! – Nie wiedziałaś?

-Nie miałam pojęcia – odwróciłam wzrok od Jade. Moja mama kłamała przez tyle lat. Nigdy mi nie powiedziała, że była agentką – Dlaczego mnie okłamała?

-Dla twojego dobra – odezwała się mama stojąca w drzwiach do sali – Jade, zostawisz nas? – nastolatka wyszła, a mama podeszła do mnie – Wiem, że czujesz się oszukana, ale nie musiałaś tego wiedzieć.

-Nie musiałam? Mamo! Byłaś agentką i nic mi o tym nie powiedziałaś?!

-Nie powiedziałam ci, bo chciałam cię chronić. Wiedziałam, że jeżeli dowiesz się co potrafię, to będziesz chciała żebym cię uczyła.

-A co w tym złego?! – mama westchnęła

-Niepotrzebnie bym cię narażała – prychnęłam – Nie potrzebowałaś tego!

-Ile? Ile to trwało?

-Cztery lata. Prawda jest taka, że jako agentka poznałam twojego ojca. Był łącznikiem z Białym Domem, a ja miałam go wprowadzić. Kiedy się pobraliśmy, wycofałam się.

-W czym się specjalizowałaś? – starałam się nie patrzeć na matkę

-Wyszkolono mnie do walki z Decepticonami, które zostały na ziemi. Umiem walczyć, strzelać, znam ich słabe punkty – przez chwilę milczałyśmy

-Jestem w stanie ci wybaczyć. Ale musisz mi coś obiecać.

-Co takiego?

-Będziesz mnie uczyć. I żadnych ale! Chcę umieć się bronić.

-Niech tak będzie – mama podeszła do mnie i mocno przytuliła. Szczerze, chciało mi się płakać. Wszystko co wiedziałam o przeszłości rodziców było kłamstwem. Nie wiem czy mogę ufać mamie, ale nie mam wyboru. To moja jedyna rodzina.

***

Następnego dnia spotkałam się z Ironhidem. Opowiedziałam mu o mamie i o całej sytuacji.

-Jestem pewny, że to było dla twojego dobra.

-Oh, chociaż ty tak nie mów. Już i tak wszyscy mnie wpieniają.

-Wiesz, Bulkhead mi kiedyś opowiadał o twojej mamie.

-Naprawdę? – zdziwiłam się

-Tak. Łączyła ich wyjątkowa więź. Byli partnerami, przyjaciółmi i byli gotowi oddać za siebie życie. Bulk często ją wspominał. Tęsknił.

-Nie dziwie się. Skoro byli ze sobą tak zżyci to rozstanie musiało ich dotknąć.

-Tak było.

-Wiesz, nie znamy się długo, a już wiem, że nie zniosłabym naszego rozstania – bot uśmiechnął się

-Czuję dokładnie to samo – Ironhde podał mi rękę, a ja się do niej przytuliłam. Czy właśnie tak mama się czuła, kiedy przyjaźniła się z Bulkheadem?

***

Przed obiadem siedziałam w pokoju i czekałam na Jade, która miała wrócić z łazienki. Wtedy do pokoju weszła mama. Trzymała w dłoni jakieś pudełko. Mama usiadła obok mnie na łóżku i podała mi je.

-Z jakiej okazji?

-Za te wszystkie ominięte urodziny.

-Dziękuję ci – ostrożnie otworzyłam pudełko. W środku znajdowało się jakieś różowe urządzenie – Co to jest mamo? 

-To jest telefon. Nie dałam ci go wcześniej, bo nie miałyśmy prądu i komórka byłaby bezużyteczna. Teraz możesz go naładować, a potem robić zdjęcia i słuchać muzyki. Dołączyłam też moje stare słuchawki – wyciągnęłam telefon z pudełka, a mama otworzyła klapkę. Moim oczom ukazała się klawiatura i świecący ekran, na którym była nastolatka o długich czarnych włosach i różowych pasemkach oraz zielony, ogromny robot.

-To ty?

-Tak. To ja i Bulkhead. Założę się, że znajdziesz tam jeszcze jakieś nasze zdjęcia.

-Jeszcze raz dziękuję ci mamo.

-Nie ma za co. Widzimy się na obiedzie.

-To na razie.

***

Kiedy Jade wróciła, pokazałam jej telefon, ale on ją oczywiście nie interesował. Postanowiłyśmy więc od razu iść na obiad. Zajęłyśmy stolik i nałożyłyśmy sobie jedzenia. Wszyscy zaczęli się zbierać. Niespodziewanie coś wielkiego wpadło przez sufit. Była to garstka deceptów, uzbrojonych po zęby. Wszyscy zaczęli strzelać w intruzów. Bardzo wtedy żałowałam, że nie mam broni. Na sali trwała bitwa, a ja nie mogłam pomóc. Wiedziałam jednak, że nie mamy zbyt dużych szans.

-Jade! - wykrzyknął tata Sama – Zabierz Rachel i Mike’a do piwnicy!

-Tak jest. Chodź – dziewczyna pociągnęła mnie za sobą, ale szybko wyrwałam się z uścisku.

-Nie będę stać z boki kiedy inni walczą!

-Owszem będziesz. Nie dasz sobie rady – wtedy zauważyłam stojącego za dziewczyną cona. Już miałam ją ostrzec, kiedy głowę robota przebiła energetyczna strzała wystrzelona przez mamę.

-Uciekać, ale już! – Jade ponownie złapała mnie za rękę i tym razem nie udało mi się uwolnić. Mike dołączył do nas bez sprzeciwu. Przedarliśmy się do używanej w nagłych przypadkach windy, a Jade dosłownie wrzuciła nas tam.

-Na dół. Bez przystanków – nim zdążyłam się sprzeciwić drzwi windy zamknęły się i zaczęliśmy zjeżdżać.

-Będziemy się ukrywać?!

-Nie mamy wyjścia. Nie potrafimy walczyć.

-Żartujesz Mike?! Chcesz dać im zginąć? Musimy im pomóc, albo chociaż wezwać pomoc – chłopak nie odzywał się – Mike! – czarnowłosy zatrzymał windę.

-Na tym poziomie jest komunikator i wrota mostu kosmicznego. Może uda ci się wezwać boty.

-Dziękuje ci – przytuliłam chłopaka i wybiegłam z windy. Korytarz nie był długi, ale bardzo szeroki i wysoki.  Na końcu znajdowały się jedne drzwi. Szybko przez nie przeszłam i znalazłam się w wielkim pomieszczeniu z różnymi komputerami. Zaczęłam szukać komunikatora i kiedy wreszcie mi się udało, nadałam sygnał – Wzywam was Autoboty. Mamy kłopoty. Zaatakowały nas Decepticony. Jeżeli ktoś mnie słyszy to błagam, pomóżcie! – w tym momencie do pokoju wpadły dwa cony. Musiały wykryć, że nadaję wiadomość. Decepty wycelowały we mnie broń i już byłam gotowa na śmierć, kiedy ktoś je zestrzelił. Odruchowo się odwróciłam i ujrzałam piątkę botów. Pierwszy był średniego wzrostu, żółto – czarny. Druga była kobieta. Była niebieska, z różowymi wstawkami. Trzeci bot był biało – niebieski i był wzrostu żółtego. Zbroja czwartego była biało - granatowa. Bot miał też cos, co przypominało gogle. Ostatni bot był największy, zielony. Rozpoznałam w nim Bulkheada. Bulk przyglądał mi się z niedowierzaniem. Kiedy w końcu ochłonął, odezwał się.

-Miko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz