Rozmowa w
cztery oczy i poznajemy człowieka od innej strony…
Dobra.
Myliłam się. Nie dam rady. Trening z Jade to jakaś tortura. Dziewczyna obudziła
mnie o piątej rano na rozgrzewkę. Po śniadaniu zaczęła mnie uczyć walki, ale
chyba nie zrozumiała, że nie potrafię się bić. Teraz staram się uniknąć jej
ciosów. Jade spróbowała walnąć mnie pięścią, ale udało mi się uniknąć jej
ciosu. Niestety po nieudanym ciosie dziewczyna kopnęła mnie w brzuch, a
następnie podcięła.
-Czy ty w
ogóle kiedyś walczyłaś?
-Wiesz
–jęknęłam – Moja walka z Decepticonami polegała raczej na uciekaniu, nie na
biciu się – dziewczyna westchnęła.
-Świetnie.
Mam do czynienia z amatorką.
-Hej!
Mówiłam ci, że nie walczyłam.
-Myślałam,
że się nabijasz. A teraz wstawaj. Nie skończyłyśmy.
Posłusznie
wstałam i tym razem to ja zaatakowałam. Spróbowałam kopnął Jade w twarz, ale ta
oczywiście zrobiła unik. Potem starałam się ją podciąć, ale podskoczyła i
kopnęła mnie w twarz. Upadłam na ziemię.
-Cholera!
-Mówiłam, że
nie będzie łatwo.
-Tak,
wspominałaś – Jade podała mi rękę. Złapałam ją, ale nim zdążyłam się obejrzeć
dziewczyna przerzuciła mnie przez ramię – Odbiło ci?! Myślałam, że
skończyłyśmy!
-Jesteś
naiwna. To był test, a ty go oblałaś. Musisz być gotowa. Przeciwnik nie będzie
miał litości – dziewczyna ponownie podała mi rękę, ale tym razem postanowiłam,
że sama wstanę – Dlaczego w ogóle chcesz się uczyć walczyć?
-Chcę
walczyć z conami, to chyba proste.
-Mam za sobą
lata treningu. Jeżeli sądzisz, że tak szybko się nauczysz tego co ja, to jesteś
w błędzie. Nie ważne jakie masz korzenie.
-Co masz na
myśli?
-Twoją mamę
– zamurowało mnie – Podobno była tajną agentką.
-Czekaj, na
pewno mówisz o mojej mamie?
-No tak,
jestem pewna. Tata kiedyś mi opowiadał jak świetnie walczyła z deceptami – moja
mama?! – Nie wiedziałaś?
-Nie miałam
pojęcia – odwróciłam wzrok od Jade. Moja mama kłamała przez tyle lat. Nigdy mi
nie powiedziała, że była agentką – Dlaczego mnie okłamała?
-Dla twojego
dobra – odezwała się mama stojąca w drzwiach do sali – Jade, zostawisz nas? –
nastolatka wyszła, a mama podeszła do mnie – Wiem, że czujesz się oszukana, ale
nie musiałaś tego wiedzieć.
-Nie
musiałam? Mamo! Byłaś agentką i nic mi o tym nie powiedziałaś?!
-Nie
powiedziałam ci, bo chciałam cię chronić. Wiedziałam, że jeżeli dowiesz się co
potrafię, to będziesz chciała żebym cię uczyła.
-A co w tym
złego?! – mama westchnęła
-Niepotrzebnie
bym cię narażała – prychnęłam – Nie potrzebowałaś tego!
-Ile? Ile to
trwało?
-Cztery
lata. Prawda jest taka, że jako agentka poznałam twojego ojca. Był łącznikiem z
Białym Domem, a ja miałam go wprowadzić. Kiedy się pobraliśmy, wycofałam się.
-W czym się
specjalizowałaś? – starałam się nie patrzeć na matkę
-Wyszkolono
mnie do walki z Decepticonami, które zostały na ziemi. Umiem walczyć, strzelać,
znam ich słabe punkty – przez chwilę milczałyśmy
-Jestem w
stanie ci wybaczyć. Ale musisz mi coś obiecać.
-Co takiego?
-Będziesz
mnie uczyć. I żadnych ale! Chcę umieć się bronić.
-Niech tak
będzie – mama podeszła do mnie i mocno przytuliła. Szczerze, chciało mi się
płakać. Wszystko co wiedziałam o przeszłości rodziców było kłamstwem. Nie wiem
czy mogę ufać mamie, ale nie mam wyboru. To moja jedyna rodzina.
***
Następnego
dnia spotkałam się z Ironhidem. Opowiedziałam mu o mamie i o całej sytuacji.
-Jestem
pewny, że to było dla twojego dobra.
-Oh, chociaż
ty tak nie mów. Już i tak wszyscy mnie wpieniają.
-Wiesz,
Bulkhead mi kiedyś opowiadał o twojej mamie.
-Naprawdę? –
zdziwiłam się
-Tak.
Łączyła ich wyjątkowa więź. Byli partnerami, przyjaciółmi i byli gotowi oddać
za siebie życie. Bulk często ją wspominał. Tęsknił.
-Nie dziwie
się. Skoro byli ze sobą tak zżyci to rozstanie musiało ich dotknąć.
-Tak było.
-Wiesz, nie
znamy się długo, a już wiem, że nie zniosłabym naszego rozstania – bot
uśmiechnął się
-Czuję
dokładnie to samo – Ironhde podał mi rękę, a ja się do niej przytuliłam. Czy
właśnie tak mama się czuła, kiedy przyjaźniła się z Bulkheadem?
***
Przed
obiadem siedziałam w pokoju i czekałam na Jade, która miała wrócić z łazienki.
Wtedy do pokoju weszła mama. Trzymała w dłoni jakieś pudełko. Mama usiadła obok
mnie na łóżku i podała mi je.
-Z jakiej
okazji?
-Za te
wszystkie ominięte urodziny.
-Dziękuję ci
– ostrożnie otworzyłam pudełko. W środku znajdowało się jakieś różowe
urządzenie – Co to jest mamo?
-To jest
telefon. Nie dałam ci go wcześniej, bo nie miałyśmy prądu i komórka byłaby
bezużyteczna. Teraz możesz go naładować, a potem robić zdjęcia i słuchać
muzyki. Dołączyłam też moje stare słuchawki – wyciągnęłam telefon z pudełka, a
mama otworzyła klapkę. Moim oczom ukazała się klawiatura i świecący ekran, na
którym była nastolatka o długich czarnych włosach i różowych pasemkach oraz
zielony, ogromny robot.
-To ty?
-Tak. To ja
i Bulkhead. Założę się, że znajdziesz tam jeszcze jakieś nasze zdjęcia.
-Jeszcze raz
dziękuję ci mamo.
-Nie ma za
co. Widzimy się na obiedzie.
-To na
razie.
***
Kiedy Jade
wróciła, pokazałam jej telefon, ale on ją oczywiście nie interesował. Postanowiłyśmy
więc od razu iść na obiad. Zajęłyśmy stolik i nałożyłyśmy sobie jedzenia.
Wszyscy zaczęli się zbierać. Niespodziewanie coś wielkiego wpadło przez sufit.
Była to garstka deceptów, uzbrojonych po zęby. Wszyscy zaczęli strzelać w
intruzów. Bardzo wtedy żałowałam, że nie mam broni. Na sali trwała bitwa, a ja
nie mogłam pomóc. Wiedziałam jednak, że nie mamy zbyt dużych szans.
-Jade! -
wykrzyknął tata Sama – Zabierz Rachel i Mike’a do piwnicy!
-Tak jest.
Chodź – dziewczyna pociągnęła mnie za sobą, ale szybko wyrwałam się z uścisku.
-Nie będę
stać z boki kiedy inni walczą!
-Owszem
będziesz. Nie dasz sobie rady – wtedy zauważyłam stojącego za dziewczyną cona.
Już miałam ją ostrzec, kiedy głowę robota przebiła energetyczna strzała
wystrzelona przez mamę.
-Uciekać,
ale już! – Jade ponownie złapała mnie za rękę i tym razem nie udało mi się
uwolnić. Mike dołączył do nas bez sprzeciwu. Przedarliśmy się do używanej w
nagłych przypadkach windy, a Jade dosłownie wrzuciła nas tam.
-Na dół. Bez
przystanków – nim zdążyłam się sprzeciwić drzwi windy zamknęły się i zaczęliśmy
zjeżdżać.
-Będziemy
się ukrywać?!
-Nie mamy
wyjścia. Nie potrafimy walczyć.
-Żartujesz
Mike?! Chcesz dać im zginąć? Musimy im pomóc, albo chociaż wezwać pomoc –
chłopak nie odzywał się – Mike! – czarnowłosy zatrzymał windę.
-Na tym
poziomie jest komunikator i wrota mostu kosmicznego. Może uda ci się
wezwać boty.
-Dziękuje ci
– przytuliłam chłopaka i wybiegłam z windy. Korytarz nie był długi, ale bardzo
szeroki i wysoki. Na końcu znajdowały
się jedne drzwi. Szybko przez nie przeszłam i znalazłam się w wielkim
pomieszczeniu z różnymi komputerami. Zaczęłam szukać komunikatora i kiedy
wreszcie mi się udało, nadałam sygnał – Wzywam was Autoboty. Mamy kłopoty.
Zaatakowały nas Decepticony. Jeżeli ktoś mnie słyszy to błagam, pomóżcie! – w
tym momencie do pokoju wpadły dwa cony. Musiały wykryć, że nadaję wiadomość.
Decepty wycelowały we mnie broń i już byłam gotowa na śmierć, kiedy ktoś je
zestrzelił. Odruchowo się odwróciłam i ujrzałam piątkę botów. Pierwszy był
średniego wzrostu, żółto – czarny. Druga była kobieta. Była niebieska, z
różowymi wstawkami. Trzeci bot był biało – niebieski i był wzrostu żółtego.
Zbroja czwartego była biało - granatowa. Bot miał też cos, co przypominało
gogle. Ostatni bot był największy, zielony. Rozpoznałam w nim Bulkheada. Bulk
przyglądał mi się z niedowierzaniem. Kiedy w końcu ochłonął, odezwał się.
-Miko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz