Każdy ma
takie chwile, w których czuje się jakby cały świat obrócił się przeciw niemu
Biegłam.
Serce biło mi jak szalone. Kilka Decepticonów siedziało mi na ogonie. Były
coraz bliżej. Obejrzałam się za siebie. Pięć conów biegło tuż za mną. Wszystkie
były jednakowe, czarne z czerwonymi ślepiami. To byli zwykli żołnierze
Lockdowna. Miał ich po kilkanaście tysięcy w każdym większym mieście. Teraz
goniły mnie. Dlaczego? Jakąś godzinę temu ukradłam ich komunikator. Jeśli uda
mi się go rozpracować, będziemy mogli podsłuchiwać ich rozmowy i znać plany.
Muszę tylko jakoś uciec tym deceptom.
Dobiegałam
już do granic Nowego Yorku. Ulice były zniszczone, drogi popękane. Niebo było
czarne od dymu i pyłów, a budynki porozwalane. Nie było żadnych drzew, traw,
kwiatów. Cała roślinność obumarła. Tak właśnie wygląda cała ziemia. Decepty
napadły na planetę dwanaście lat temu. Miałam wtedy dwa lata. Nie znam świata
sprzed tej wojny. Nie walczymy jednak o władzę na planecie. Walczymy jedynie o
przetrwanie.
Zauważyłam
dziurę w jednym z budynków. Szybko wskoczyłam przez dziurę i znalazłam się w
wieżowcu. Znalazłam kolejną dziurę, tym razem w podłodze. W ostatniej chwili schowałam
się w dziurze. Głupie cony nie mogły mnie znaleźć. Rozglądały się po całym
pomieszczeniu, ale nie popatrzały w dół. To jest ich słaby punkt. Są po prostu idiotami.
Tylko wykonują rozkazy. Nie myślą o konsekwencjach, nie mają wyrzutów sumienia
i zawsze wypełniają rozkazy.
Po jakiś
dwóch minutach upewniłam się, ze jest bezpiecznie i wyszłam z ukrycia. Teraz
musiałam wrócić do domu. Mieszkałam razem z mamą niedaleko, na obrzeżach Nowego
Yorku. Nie miałam więc długiej drogi do pokonania. Szłam powoli. Po drodze
rozglądałam się i kilkakrotnie upewniałam, że nikt mnie nie śledzi. Po jakiś
pięciu minutach byłam przed domem. Był to mały, jednopiętrowy budynek.
Niedaleko stało jeszcze kilka takich. Wszystkie były zniszczone, tak jak całe
miasto. Domek miał tylko dwa pokoje, łazienkę i małą kuchnię. Niestety nie
miałyśmy ani wody, ani prądu. Jadłyśmy to, co dostałyśmy od Decepticonów. Na
początku każdego miesiąca, decepty dawały każdej rodzinie pewna ilość jedzenia
i wody. Na każdą głowę przypadały dwa bochenki chleba, pięć butelek wody i
kilka owoców. Zwykle były to jabłka, albo banany. Jedzenia niestety nie
wystarczało na miesiąc. Zwykle głodowałyśmy. Czasem, razem z innymi dzieciakami
kradliśmy jedzenie z kontenerów, w których były przechowywane, a potem
dzieliliśmy się nim.
Weszłam do
domu. Pokój w który się znajdowałam był ciemny i zniszczony. Jedynym źródłem
światła była zapalona świeczka stojąca na trzynogim stole. W pokoju znajdowała
się też dwuosobowa kanapa, małe radio na baterie i fotel. Niespodziewanie zza
rogu wyszła mama. Miała na sobie czarne, dziurawe spodnie, fioletową bluzkę z
krótkim rękawem i stare sportowe buty z odklejającą się podeszwą. Jej długie,
czarne włosy były spięte w kucyk. Kiedy mama mnie zobaczyła odetchnęła i mocno
mnie przytuliła.
-Długo cię
nie było. Coś się stało?
-A tam, nic takiego. Tylko parę conów mnie
goniło.
-Co proszę?
Coś ty znowu zrobiła?
-Nie
uwierzysz. Udało mi się ukraść ich komunikator – wyciągnęłam urządzenie z
kieszeni bluzy i podałam je mamie – Możesz go dać temu swojemu przyjacielowi z
wojska.
-Nie
powinnaś tego kraść. To było zbyt niebezpieczne. Gdyby oni cię złapali…
-Zabiliby
mnie. Wiem.
-Ale w ogóle
się tym nie przejmujesz! Czy kiedy kradłaś ten komunikator, pomyślałaś o konsekwencjach?
Co gdyby on miał nadajnik? Albo jakby miał wybuchnąć?
-Mamo, wiesz
że te komunikatory nie mają takich bajerów.
-To i tak
było głupie i nieodpowiedzialne. Rachel, masz już czternaście lat do cholery!
Musisz zacząć zachowywać się jak na twój wiek przystało.
-I właśnie
tak się zachowuję! Robię wszystko dla mojego kraju! – pobiegłam do swojego
pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Czemu ona zawsze musi mieć jakieś
pretensje?! Przecież nic mi się nie stało! Dobrze wiedziałam co robię. Jestem
ciekawa jaka ona była w moim wieku. Pewnie postąpiłaby tak samo.
Ściągnęłam
moją szarą bluzę i padłam na łóżko. Byłam trochę zmęczona. Podniosłam poduszkę
i wyciągnęłam schowany pod nią list od mojego ojca. Lubiłam go czytać. Zawsze
dodawał mi siły.
Kochana Rachel
Piszę ten list na wypadek gdybym nie wrócił z mojej misji. Masz
dopiero dwa latka i nie mogę ci tego powiedzieć osobiście. Mogę zginąć. Wtedy
ty i twoja mama zostaniecie całkiem same. Dlatego mam do ciebie prośbę. Opiekuj
się mamą. Wspieraj ją i pomagaj jak tylko będziesz mogła. Wiem że wyrośniesz na
piękną i silną dziewczynę, dokładnie tak jak twoja ona. Wiem też, że mogę na
ciebie liczyć.
Nigdy się nie poddawaj. Choćby cały świat miałby zaraz zostać
zniszczony, ty musisz mieć nadzieję. Kocham cię Rachel. Będę za tobą tęsknił.
Twój tata, Schot
Kilka łez
spłynęło po moim policzku. Nie mogłam zawieźć taty. Musiałam zająć się mamą i
pomagać jej jak najlepiej mogłam. Ona mnie niestety zawsze odtrącała. Często
słyszę jak płacze po nocach, albo jak wychodzi z domu i krzyczy coś. Nigdy
jednak nie chciałam się przysłuchiwać jej słowom, bo to nie była moja sprawa.
Wiem, że ona dużo przeszła i szanuję to. Po prostu nie rozumiem czemu nie chce
mojej pomocy.
Wstałam z
łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Mama już spała. Po cichu weszłam do małego
pomieszczenia pokrytego połamanymi kafelkami. Znajdowała się tam tylko toaleta,
umywalka, zepsuty prysznic i pęknięte lustro. Podeszłam do lustra i przejrzałam
się w nim. Miałam krótkie, czarne włosy z różowymi pasemkami z przodu i
niebieskie oczy. Byłam bardzo szczupła. Nie należałam jednak do najwyższych.
Miałam na sobie różową bluzkę w paski z długim rękawem, na to zieloną bluzkę w
kwiatki z krótkim rękawem i granatową bluzkę na ramiączkach w podobnym wzorze.
Na nogach miałam niebieskie, przetarte jeansy i szarą spódniczkę. Do pasa
miałam przypiętą małą brązową torebeczkę. Miałam też różowo - białe trampki.
Wzięłam do ręki szczotkę i rozczesałam moje włosy. Następnie wróciłam do
pokoju, zdjęłam buty, torebeczkę, spódnicę i dwie bluzki. Położyłam się na
łóżku i przytuliłam do mojego pluszaka Optimusa Prima. Powoli zaczęłam zamykać
oczy. W końcu usnęłam.
Niespodziewanie
obudził mnie jakiś krzyk. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju mamy. Nie
było jej. To pewnie ona znów krzyczy bez powodu. Tym razem jednak moja
ciekawość wzięła górę. Po cichu wyszłam na dwór i podsłuchałam mamę.
-Nie
rozumiem Bulkhead! Dlaczego?! Dlaczego nie przylecicie nam na ratunek?!
Przecież musicie wiedzieć, że Decepticony opanowały Ziemię! Czy już nic dla was
nie znaczymy?! – słyszałam, ze mama mówiła drżącym głosem. Płakała - Obiecałeś, że mnie nigdy nie opuścisz! Gdzie
jesteś teraz?! – mama upadła na kolana. Była załamana. Autoboty musiały
wiedzieć o sytuacji na Ziemi, a mimo to nie przyleciały nam na pomoc.
Rozumiałam ból mamy. Nie umiałam jej jednak pomóc. Wróciłam do pokoju i z
powrotem położyłam się na łóżku. Oczy same zaczęły mi się zamykać. Już po
minucie usnęłam.
Ło, ło ło!!! A Botom co odbiło??? Chyba im się coś w główkach poprzewracało!
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle rozdział super i z niecierpliwością czekam na nexta ♡♥