Zaufanie to
nie naiwność. Zaufanie to wiara. A wiara może czynić cuda…
Wielki
wybuch wybudził mnie ze snu. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju mamy.
Ona też wstała.
-Co się
dzieje?
-Decepticony.
Niszczą wszystkie domy! Szybko, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Musimy stąd
uciekać.
Wróciłam do
pokoju i wyciągnęłam spod łóżka mój czarny plecak. Schowałam do niego jedzenie
i wodę, koc i mojego Optimusa. Szybko się ubrałam i zabrałam plecak i moją
torebeczkę. Wróciłam do pokoju mamy. Czekała na mnie ubrana w jej dzisiejsze
ubrania i czarną, skórzaną kurtkę. Miała taki sam plecak jak ja. Szybko
wybiegłyśmy z domu. Na dworze panował chaos. Jakieś dwadzieścia conów rozwalało
domy i zabijało ludzi. Wszędzie było pełno ognia i dymu. Pobiegłyśmy w głąb
miasta. Tam ich zgubimy. Niestety trzy decepty pobiegły za nami.
-Musimy się rozdzielić
– powiedziałam mamie
-To zbyt
niebezpieczne
-Zaufaj mi.
Jeśli się rozdzielimy, będziemy miały większe szanse żeby ich zgubić.
-Rachel… -
mama złapała mnie za rękę
-Proszę cię.
Tylko mi zaufaj.
-Zgoda.
-Spotkamy
się w budynku starego kina.
-Uważaj na
siebie.
-Ty też.
Rozdzieliłyśmy
się. Ja pobiegłam w prawo, a ona w lewo. Dwa cony ruszyły za mną. I dobrze.
Poradzę sobie z nimi.
Biegłam
jakieś dziesięć minut, a roboty nie dawały spokoju. Robiło się to trochę
męczące. Postanowiłam ich jakoś zgubić. Byłam teraz w „mieście”. Skręciłam w
jakąś uliczkę między budynkami. Niestety, była to pułapka. Z uliczki nie było
wyjścia. Oparłam się plecami o ścianę i miałam nadzieję, że zginę szybko.
Decepty podeszły do mnie i wycelowały swoje blastery. Niespodziewanie jeden z
nich dostał strzał prosto w głowę. Decepticon upadł, a ja zobaczyłam stojącego
na dachu budynku chłopaka. Nieznajomy zaczął strzelać w drugiego cona. Zabił go
bez trudu. Nie rozpoznawałam jego broni. Była dość duża i strzelała pociskami
takimi jak blastery conów. Chłopak zszedł po schodach przeciwpożarowych i
podszedł do mnie. Miał najwyżej szesnaście lat. Był szczupły i wysoki. Miał
krótkie, czarne i roztrzepane na wszystkie strony włosy oraz niebieskie oczy.
Był ubrany w granatowe jeansy, szarą bluzkę, czarną bluzę i trampki.
-Nic ci nie
jest – zapytał
-Nie. Dzięki
za pomoc.
-Nie ma
sprawy. Masz szczęście, że akurat byłem w pobliżu.
-A co tutaj
robisz? I skąd masz tę broń i w ogóle kim jesteś?
-To ja jestem
tutaj od zadawania pytań – chłopak przybrał poważny wyraz twarzy
-A gdzie
masz odznakę panie władzo?
-Bardzo
śmieszne. A teraz odpowiedz. Kim jesteś i co tutaj robisz?
-Nazywam się
Rachel i jak zresztą zauważyłeś uciekałam przed conami.
-Za co cię
goniły.
-Cony
niszczy mój i jeszcze kilka domów. Razem z matką zaczęłyśmy im uciekać.
-A gdzie
jest teraz twoja matka?
-Rozdzieliłyśmy
się. Pewnie czeka już na mnie w budynku starego kina. Tam mamy się spotkać.
-A więc
chodźmy – zdziwiłam się
-Co?
-Nie pozwolę
ci tam samej iść – spojrzałam na chłopaka nieco wrednym spojrzeniem. Nie
potrzebowałam ochroniarza. Zgodziłam się
jednak. Szliśmy powoli i cicho. Nie chcieliśmy, żeby jakiś con nas zauważył.
-To powiesz
mi w końcu kim jesteś?
-Nazywam się
Sam Darby. Ja i mój ojciec przylecieliśmy tu po komunikator conów, który
podobna miała jego dawna przyjaciółka.
-Czekaj.
Darby? Jesteś synem Jacka Darby’ego?
-Co w tym
dziwnego?
-Mama
opowiadała mi kiedyś historię o Transformerach, w której pojawił się twój
ojciec.
-Znam tę historię
– Sam westchnął - Trójka ludzi przez przypadek dowiedziała się istnieniu botów.
-Moja mama
była jedną z nich.
-Mój tata
też.
-Chyba mamy
więcej wspólnego niż myśleliśmy.
-Chyba tak.
-A tak w
ogóle, to ja ukradłam ten komunikator.
-Ty? Niemożliwe
– chłopak się zaśmiał
-A jednak.
-I gdzie on
teraz jest?
-Dałam go
mamie.
-Świetnie.
Ten komunikator może nam bardzo pomóc wygrać tę wojnę.
Szliśmy
jeszcze kilka minut. Kiedy wreszcie dotarliśmy do budynku, to już przed nim
stała mama i kilku żołnierzy. Podbiegłam do niej i mocno przytuliłam.
Odwzajemniła uścisk i pocałowała mnie w głowę.
-Nic ci się
nie stało? – zapytała zaniepokojona
-Nie. Sam mi
pomógł.
-Dziękuję ci
sam.
-Nie ma za
co. To był mój obowiązek.
-Wyrosłeś.
Kiedy ostatni raz cię widziałam latałeś w samym pampersie – zaśmiałam się –
Teraz latasz z pistoletem.
-Nazywamy go
mini blasterem – odezwał się ktoś stojący za nami. Odwróciłam się. Zobaczyłam
wysokiego i umięśnionego mężczyznę o bujnych, czarnych włosach i niebieskich
oczach. Był ubrany w charakterystyczny strój żołnierza.
-Jesteś już
prawie dorosłą kobietą Rachel.
-Jeszcze jej
trochę brakuje – wtrąciła się mama.
-E tam. Już
wygląda na siedemnaście lat. Jest do ciebie bardzo podobna. Mam nadzieję tylko,
że charakter ma po ojcu.
-Niestety,
też po mnie – wszyscy się zaśmialiśmy. To było trochę dziwne. Mama była przy
nim taka szczęśliwa.
-Sam,
odprowadź Rachel do helikoptera.
-Dobrze
tato.
Razem z
Samem poszłam do helikoptera. Oboje usiedliśmy na miejscach i czekaliśmy na
rodziców.
-To ile masz
lat Sam?
-Szesnaście.
A ty?
-Za niedługo
piętnaście.
-Gdzie twój
ojciec? – spuściłam wzrok
-Nie żyje.
Był żołnierzem i zginął na polu bitwy.
-Współczuję.
-A twoja
mama? – Sam wzdrygnął się. Chyba nie powinnam o to pytać.
-Decepticony
ją zabiły.
-Przykro mi.
-Nawet jej
nie pamiętam. Miałem cztery lata kiedy zginęła.
-Ja też nie
pamiętam mojego taty. Wyjechał zaraz po rozpoczęciu wojny. Miałam wtedy dwa
lata.
-Wiesz, miło
mi się z tobą rozmawia – uśmiechnęłam się
-Mi z tobą
też. Zaskakująco miło.
-Nigdy nie
miałem przyjaciółki, więc wiesz, nie wprawy z nawiązywaniem kontaktów –
zaśmiałam się
-Dobrze ci
idzie.
-Może w
bazie nauczysz mnie przyjaźni.
-W bazie?
-No przecież
musimy mieć bazę. Zobaczysz, spodoba ci się.
Po kilku
minutach do helikoptera wsiedli nasi rodzice. Od razu odlecieliśmy. Lecieliśmy
teraz do bazy. Niestety nikt nie ujawnił nam jej położenia. Byłam jeszcze
zmęczona. Oparłam głowę na ramieniu mamy i usnęłam.
Narracja
trzecio osobowa
Nie wiedział
na jakiej planecie się znajduje. Była opuszczona, pozbawiona jakiegokolwiek
życia. Przechadzając się po niej, przypomniał sobie Cyberton, kiedy był martwy.
Klęknął na kamiennej ziemi i zaczął przepraszać Primusa za swoje błędy. Jak
mógł odebrać tak wiele żyć?
Jego
arogancja zrobiła z niego potwora. Od kiedy Unikron zmienił jego zbroję, nie
mógł na siebie spojrzeć. Jego blizny na twarzy i długie szpony przypominały mu
kim był, kim się stał. Bycie niewolnikiem, uświadomiło mu jednak, co zrobił. Teraz
jest wygnańcem, który nie może wrócić na ukochaną planetę.
-Klęcząc tu
niczego nie zmienisz – usłyszał znajomy głos. Odwrócił się i wstał z ziemi. Nie
mógł uwierzyć w to, co widzi – Chodź ze mną stary przyjacielu, a twoje winy
zostaną odpuszczone i powrócisz na ukochaną planetę.
Bez
zawahania zaczął podążać za starym przyjacielem i wiedział, że już niedługo
odwiedzi ukochany dom.
No, to myślę, że wiecie kogo wprowadziłam :-) Miałam nie dodawać tego ostaniego fragmentu, ale niespodzianka musi być, skoro obiecałam :D A teraz życzenia. Wszystkim damom życzę wiecznych róż, czekolady idącej w cycki i wiernych facetów i oczywiście wspaniałego dnia, tego waszego!
Pozdrawiam
***Niki***
Sweet!!!!!!! I LOVE IT!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta! ♥
Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuń