Strony

piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział IV - Wyjście z sytuacji


Nie poddam się, niech ten ktoś, kto patrzy na mnie przez kamerę, widzi, że jestem odważna. Ale czasem to nie podjęcie walki świadczy o odwadze, ale stawienie czoła nieuchronnej śmierci.

Veronica Roth

Drzwi statku otworzyły się, kiedy tylko się do nich zbliżyliśmy. Korytarze były ciemne oraz bardzo wysokie i szerokie. Nic dziwnego, w końcu musiały pomieścić nie jednego cona. Szliśmy przed siebie. Nie skręcaliśmy, choć rozwidleń było sporo. W końcu doszliśmy do drzwi na końcu korytarza. Optimus pierwszy przez nie przeszedł, ja zaraz za nim. Byłam pewna, że ktoś nas obserwuje, choć w pomieszczeniu nie widziałam nikogo. Naprzeciw nas była konsola i wielki ekran, nic poza tym. Nagle usłyszeliśmy kroki. Odwróciliśmy się w kierunku dźwięków, a z rogu pokoju wyszedł transformer. Nie był duży, miał biało – pomarańczowy lakier i znak Autobota na ramieniu. Na twarzy miał dość duże zadrapanie. Spojrzał pierw na mnie, potem na rodziców. Ciągle miał poważny wyraz twarzy.

-Jednak mnie potrzebujecie – odezwał się i podszedł do konsoli. Włączył ją i zaczął coś robić – Wiedziałem, że prędzej czy później stary medyk się przyda. Miałem jednak nadzieję, że ten dzień nie nastanie – mama była wyraźnie zdenerwowana jego zachowaniem.

-Cześć Ratchet, ciebie też miło widzieć. U nas w porządku, a co u ciebie? – zapytała Miko ironicznie.

-Wybacz, że nie skaczę z radości na wasz widok – odpowiedział, nawet się nie odwracając – Przez lata byłem pewny, że zginęliście, ale Optimus uświadomił mi, jak wygląda rzeczywistość. Właśnie dlatego zachowuję się tak, jak się zachowuję.

-A jednak się martwiłeś. Szkoda tylko, że nie próbowałeś nas szukać, tak jak my ciebie! – medyk odwrócił się w końcu – Zaraz po rozpoczęciu wojny Raf, ja i Jack włamaliśmy się do jednej z wojskowych placówek i za wszelką cenę staraliśmy się cię znaleźć! Próbowałeś szukać nas? – nic nie odpowiedział, a mama w jednej sekundzie spoważniała.

-Nie możemy teraz rozpamiętywać przeszłości – głos przejął Optimus – Pamiętajcie, z jakiego powodu tu jesteśmy. 

-Oświecisz mnie? – zapytał Ratchet, krzyżując przy tym ręce – Mam coś zbudować? A może amputować komuś kończynę. Może ktoś stracił przetwornik mowy?

-Zamknij się w tej chwili! – ryknął Ironchide, całkowicie zrozumiale. Bot zachowywał się jak skończony dupek! Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, co w czasie wojny spotkało Bumblebee. Nikt się nie odezwał, więc postanowiłam przejąć głos.

 -Musisz mi pomóc – podeszłam bliżej niego, ale nawet na mnie nie spojrzał – Przez udoskonalony, mroczny energon widzę swoje największe lęki. Pomóż mi się z tego wyleczyć.

-Nie mogę.

-Chociaż spróbuj! – wrzasnął tata – Podobno jesteś najlepszy w swoim fachu!

-To było całe lata temu, kiedy Ziemia jeszcze trzymała się kupy! Była naszym domem, moim domem! Teraz jest tylko kolejnym więzieniem. Co nam zostało po tamtych czasach?! Jedynie blizny – Ratchet spojrzał na mnie ze złością – Nie mogę ci pomóc – transformer znów odwrócił się w stronę konsoli. Spuściłam głowę. Nie tak go sobie wyobrażałam. Mama cicho się zaśmiała.

-Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale okazałeś się nic nieznaczącym egoistą. Cholernie się zmieniłeś – wszyscy zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia. Po raz ostatni odwróciłam się w stronę medyka. Nie spuszczał wzroku z ekranu. Wyszłam na korytarz, a drzwi się za mną zamknęły.

Opuściliśmy statek, ale chciałam jeszcze przez chwilę zostać sama. Obiecałam, że nie zrobię żadnych głupot, więc wszyscy wrócili do bazy. Szłam przed siebie spoglądając w niebo. Ciemne chmury doszczętnie je zasłoniły. Znów skierowałam wzrok na skały i zorientowałam się, że ich nie ma. Wszystko było białe. Zaczęłam rozglądać się dookoła, ale widziałam tylko oślepiającą biel. To znów się zaczynało.

-Zawiodłam się na tobie.

Wyraźnie usłyszałam głos mamy. Odwróciłam się s stronę, z której dochodził. Owszem, zobaczyłam zbliżającą się do mnie Miko, ale młodszą. Miała spięte w dwa kucyki i warkocz włosy z różowymi pasemkami i była ubrana na czarno. Była coraz bliżej mnie i miała kamienny wyraz twarzy.

-Miałaś okazję by wykończyć Starscream’a i jej nie wykorzystałaś. Pozwoliłaś mu odejść, a teraz co? Teraz, terroryzuje Ziemię i jej mieszkańców.

-To nie jest moja wina – powiedziałam stanowczo. Nie mogłam dać się jej przechytrzyć – Uciekł, nie mogłam nic zrobić.

-Obie wiemy, że nie masz racji. Ja, na twoim miejscu bym go wykończyła. W porównaniu do ciebie, jestem utalentowana i nie boję się nacisnąć na spust. Ty jesteś tylko i wyłącznie tchórzliwą, małą wywłoką! – Miko podniosła na mnie rękę, ale kiedy miała mnie uderzyć złapałam ją.

-Ty nie jesteś moją matką. Ona jest miła i kochająca i nigdy by mnie nie uderzyła – dziewczyna próbowała się wyrwać, ale się jej to nie udawało – Nie boję się ciebie!

Jednym ruchem wyrwałam jej rękę aż do łokcia. Kończyna momentalnie zaczęła zamieniać się proch, a Miko krzyczała. Musiałam zadać ostateczny cios. Złapałam ją za głowę i skręciłam kark. Czarnowłosa upadła na ziemię i zaczęła się rozpadać. Po chwili wszystko wróciło do normy. Kątem oka zauważyłam, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się i ujrzałam Ratcheta.

-Widzę, że naprawdę nie jest z tobą dobrze.

-Chyba nie chcesz powiedzieć, że zacząłeś się mną interesować – znów się odwróciłam i zaczęłam od niego odchodzić.

-Zawsze się przejmowałem! – zatrzymałam się – Szukałem was, was wszystkich od rozpoczęcia tej wojny. Myślisz, że skąd mam te blizny? Infiltrowałem coraz to kolejne bazy Decpeticonów i szukałem jakichkolwiek informacji! Ale oczywiście, niczego nie znalazłem. Myślałem, że zginęliście – odwróciłam się do niego.

-Pomórz mi Ratchet. Naprawdę cię potrzebuję. Jeśli mi nie pomożesz, zginę.

-Wróćmy na statek, przebadam cię – uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam podążać za botem.

Wróciliśmy na statek i do jego laboratorium. Medyk wziął mnie na ręce i postawił na jakimś wysokim stole. Wziął do ręki sporawą strzykawkę i pobrał mi krew. Poczułam jedynie delikatne ukłucie. Doktor zaczął analizować próbkę, a ja cierpliwie czekałam.

-Na Primusa – powiedział sam do siebie – To niesłychane.

-Co?

-Twoje czerwone krwinki zostały zainfekowane przez ten udoskonalony mroczny energon. Schockwave musiał stworzyć toksynę strachu, która była kompatybilna z krwią Unikrona. To dlatego masz te wizje.

-Chwila moment, możesz mi to trochę lepiej objaśnić? Nie jestem zbyt dobra z nauki, biologii i tak dalej – powiedziałam całkiem szczerze. Ratchet głośno westchnął.

-Cała matka. Czerwone krwinki to inaczej krew, a ona napędza cały twój organizm, przepływa przez twoje ciało. Dociera także do mózgu, a to on odpowiada za wizję. Tak więc jeżeli zainfekowane krwinki dostaną się do mózgu…

-To pojawi się wizja. Rozumiem. Ale, jak to wyleczyć?

-Cóż – podrapał się po głowie – Będę musiał dokładnie zbadać próbkę twojej krwi i mam nadzieję, że coś wymyślę. Całkiem możliwe jednak, że ty pierwsza się z tego wyleczysz.

-Co masz na myśli? – zdziwiłam się.

-Wizje przedstawiają twoje największe lęki, ale nie boisz się przecież wszystkiego. Każdy ma określoną ilość lęków. Kiedy już zdołasz pokonać je wszystkie, uwolnisz się.

-Chyba, że wcześniej zginę.

-Mam nadzieję, że zdołamy tego uniknąć. Teraz lepiej już wracaj, bo będą się o ciebie martwić.

Uśmiechnęłam się, a zaraz potem poprosiłam o most. Po chwili portal pojawił się przede mną, a ja do niego weszłam. Ratchet zniknął z moich oczu, a ja znalazłam się w głównej sali. Czekała tam na mnie wyraźnie zmartwiona mama.

-Długo ci zeszło. Nic się nie stało? – zapytała, jednocześnie podchodząc do mnie.

-W pewnym sensie coś się stało. Ratchet nam pomoże, przekonałam go – kobieta wyglądała na wyraźnie zdziwioną, ale ja wiedziałam, że spadł jej kamień z serca – On was szukał mamo, nie zapomniał.

-Powinnam go przeprosić. Mogłam się domyślić, że by nas tak nie zostawił. Jesteśmy drużyną – niespodziewanie mama przytuliła mnie – Jesteś całym moim światem, wiesz o tym?

-Oczywiście mamo. Kocham cię i zawsze będę cię kochać – czarnowłosa wypuściła mnie z uścisku. Zobaczyłam, że oczy jej się szklą – Pójdę do mojego pokoju. Chciałabym się trochę przespać.

-Tak, tak, idź.

Zaczęłam odchodzić od kobiety i kierować się w stronę windy. Wcisnęłam odpowiedni przycisk i weszłam do środka. Nagle, stało się coś dziwnego. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Głowa okropnie mnie bolała. Straciłam wszystkie siły. Powoli osunęłam się na ziemię. Czyżby to kolejna wizja? Tak szybko? Zobaczyłam wielkie, purpurowe oczy wpatrujące się we mnie. Tylko oczy, bez twarzy i bez ciała. Nie ruszały się. Coś zaczęło dzwonić mi w uszach. Załapałam się za nie chcąc jakoś złagodzić ból. Wtedy usłyszałam głos.

-Nie opieraj mi się – mroził krew w żyłach – Tylko dzięki tobie mogę znów mieć własne ciało.

-Chcesz…chcesz moje ciało? – starałam się czegoś dowiedzieć.

-Twoje ciało jest słabe, ale jesteśmy ze sobą połączeni. Pomożesz znaleźć mi nowe ciało…

-Jesteśmy połączeni, ale jak?

-W twoich żyłach płynie moja krew.

 -A ty? Kim jesteś?

-Jestem…Unikron!

W jednej chwili fioletowe oczy zmieniły się w pył, który jakby pchnięty przez wiatr przeszedł przeze mnie. Winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły, jednak ja nie mogłam się ruszyć. Ten Unikron… Megatron wspominał już to imię, inne boty też. Powinnam się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Jeśli sama sobie nie poradzę, będzie mi potrzebna pomoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz