Strony

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział VII - Głucha cisza


Wstawiam rozdział, choć teoretycznie nie powinnam tego robić. Już od jakiegoś czasu nie dodaliście żadnych komentarzy i jest mi z tego powodu przykro. Mam nadzieję, że teraz się weźmiecie w garść. Zasada nadal obowiązuje. Co najmniej dwa komentarze i rozdział pojawi się na czas. 
Miłego czytania i czekam na komentarze ;-)
 
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.

Jonathan Carroll

Jechaliśmy w ciszy. Byliśmy coraz bliżej celu, ale podróż wydawała się nie mieć końca. Jechaliśmy coraz dalej, przez puszczone tereny, zniszczone miasta, a nawet siedziby Decepticonów. Nikt nas nie widział, więc nie musieliśmy się tym przejmować.

Po kolejnej godzinie dotarliśmy na miejsce. Znaleźliśmy się w zniszczonym lesie. Drzewa całkowicie straciły liście, a kora była połamana tak, że z ziemi wystawało może pięć centymetrów pnia. To i tak dziwne, że coś zostało z tych drzew. Rozglądaliśmy się w poszukiwaniu Soundwave’a, ale nikogo nie mogliśmy znaleźć.

-Ten twój as wywiadu jakiś niewidzialny, czy co? – zapytała Maddy.

-Nie, powinien stać dokładnie przed nami. Doskonale go wyczuwam.

-Słuchajcie, rozdzielmy się – rzuciłam pomysł – Inaczej go nie znajdziemy. Meg, pójdziesz ze mną – bot pokiwał głową i razem poszliśmy wprawo, za dość dużą skałę. Chciałam z nim przy okazji porozmawiać o mrocznym energonie i Unikronie – To, skąd tyle wiesz o mrocznym energonie?

-Byłem nim zafascynowany. Przez lata szukałem jego złóż, a następnie sam go zażywałem. Dawał mi wiele możliwości, ale i sprawił wiele cierpienia.

-Co masz na myśli? – zdziwiłam się.

-Widzisz, kiedy w moich żyłach płynął mroczny energon, w pewien sposób połączyłem się z Unikronem.

-Tym bratem Primusa? – dopytałam, a on potwierdził.

-Po tym, jak moja iskra zgasła, Unikron postanowił przywrócić mnie do świata żywych, a następnie przejąć kontrolę nad moim ciałem. Zadawał mi wielki ból, kiedy chciałem się uwolnić, lub kiedy go nie słuchałem. Optimus zdołał wyciągnąć go z mojego ciała i zamknąć w specjalnej kości.

To powoli wszystko wyjaśnia i teraz mam już pewność, że to Megatrona chce Unikron. On pragnie, żeby były Lord Decepticonów znów zażył mroczny energon i odnowił więź, wtedy przejdzie do jego umysłu. Nie pozwolę na to.

Nagle Megatron zatrzymał się. Postąpiłam ponownie i spojrzałam w stronę, gdzie patrzył. Przed nami była dość duża jaskinia, mogąca pomieścić Transformera. Możliwe, że to tam siedzi Soundwave. Skała mogłaby nieco zakłócić nasze czujniki. Poszłam pierwsza, a Megatron zaraz za mną. W środku było ciemno, więc wyciągnęłam z plecaka latarkę i nieco poświeciłam. Stawiając kroki robiliśmy niezłego hałasu, zwłaszcza bot.

Po jakiś pięciu minutach zwiedzania coś odkryliśmy. Może nie coś, a kogoś, choć nie miałam pewności. Dość duży Transformer o czarno – fioletowej zbroi leżał oparty o kamień. Jego ręce i nogi były bardzo długie i przypominały prostokąty. Ten bot różnił się od innych. Zamiast twarzy miał ciemny ekran, dlatego też nie mogłam stwierdzić czy jest aktywny. Megatron podszedł bliżej i kucnął obok Transformera.

-Soundwave? Słyszysz mnie?

Niespodziewanie robot zerwał się na równe nogi. Zachwiał się przez chwilę i oparł na bocie. Meg podtrzymywał go, by się nie przewrócił. Od jak dawna nie przyjmował energonu? Jak to możliwe, że jeszcze w ogóle żyje. Musiałam dać znać pozostałym.

-Sam, Maddy, mamy go. Żyje, ale jest słaby. Spróbujcie zawiadomić rodziców. Spotkamy się w lesie.

-Zrozumiałem. Bez odbioru.

-Możemy iść – zawiadomiłam boty i razem skierowaliśmy się do miejsca zbiórki.

Przez całą drogę Wave nie powiedział nawet słowa. Składał jakieś śluby milczenia, czy co? Jakbym miała z nim spędzić choć jeden dzień sam na sam, to chyba bym oszalała. Megatronowi to jednak nie przeszkadzało. Pytał go co się z działo, jak się czuje i choć ten nie odpowiadał, to on nadal zadawał pytania.

Sam i Maddy już na nas czekali. Nieco zdziwił ich wygląd Soundwave’a, ale chyba nie tak jak mnie. Czekając na most chciałam porozmawiać z Samem, ale portal pojawił się zbyt szybko. Znów poczułam ten ból głowy i myślałam, że zaraz zwymiotuję. Na szczęście udało się nam wrócić do naszego wymiaru, a zaraz potem do bazy. Tam czekał na nas…Ratchet. Musieli go zawiadomić o przybyciu Wave’a. Medyk od razu zajął się pacjentem, Maddy poszła zdać raport Jackowi i Sam „uciekł” do pokoju. Czyżby mnie unikał? Niby powtarzaliśmy sobie „nic na siłę”, ale nie powinniśmy się od siebie oddalać.  Nie na tym polega związek.

Postanowiłam, że i ja wrócę do pokoju. Już chciałam posłuchać muzyki, kiedy do środka wparował wyszczerzony Sam. Był już przebrany w ciemny podkoszulek i szare dresy. Bez słowa objął mnie w talii i pocałował namiętnie. Nie wiedziałam, z kąt taki nagły akt miłości, ale nie protestowałam. Chłopak rzucił mnie na łóżko i rozpiął zasuwak od stroju, ukazując przy tym moje piersi. Potem sam zdjął koszulkę i spodnie, a następnie położył się na mnie. Jego ciężar przygniótł mnie do materaca, a ręce skrępowały dłonie, które trzymały stelaża łóżka. Nie mogłam się ruszyć. Sam zaczął mnie całować. Pierw w usta, ale potem przeszedł do szyi i coraz niżej, aż do piersi. Zamknęłam oczy. Czułam jak powoli wyciąga moje piersi z miseczek stanika, a potem delikatnie przygryza moje sutki. Cicho syknęłam z bólu. On jeszcze nigdy się tak nie zachowywał…

-Zaczekaj chwilę i nie otwieraj oczu – szepnął do mojego ucha, a ja pokiwałam głową.

Sam zszedł z łóżka, ale już po chwili wrócił. Moją jedną dłoń zapiął w coś metalowego, pewnie kajdanki, które przełożył przez stelaż łóżka i zapiął w nie także drugą rękę. Potem odpiął mi stanik, ściągnął go, tak jak cały kombinezon. Znów czułam na sobie jego ciężar. Delikatnie przejechał dłonią po moim policzku, a potem po szyi. Tam jego ręka się zatrzymała. Czekałam na pocałunek, który nie następował. W momencie jego ręce zacisnęły się na mojej szyi. Otworzyłam oczy, nie mogłam złapać tchu ani wyrwać rąk. Sam uśmiechał się wrednie i coraz mocniej zaciskał dłonie. To nie był on. Wyrywałam się, starałam uwolnić, ale na próżno. Byłam pewna, że to już koniec, ale nagle rurka ze stelażu łóżka, za którą zaczepione były kajdanki puściła, wyrwałam ją. Jednym ruchem zdzieliłam chłopaka w twarz, tym samym zmuszając co by mnie puścił i rozcinając mu policzek. Nim znów zdążył zaatakować uderzyłam go z pieści tak mocno, że spadł z łóżka. Szybko podniosłam się i wyciągnęłam z szafki nóż. Niestety Sam był szybszy i zanim zaatakowałam rzucił się na mnie i powalił na ziemię. Wyrwał mi nóż i chciał wbić go w moją szyję, ale w ostatnim momencie złapałam za jego rękę i zatrzymałam ostrze.

-Nie jesteś dla mnie nikim wyjątkowym – mówił z uśmiechem na twarzy – Nie kocham cię, nikt cię nie kocha. Nie zasługujesz na to.

-Mylisz się – wycedziłam z trudem – Prawdziwy Sam mnie kocha i moi rodzice i przyjaciele i mój partner! To ty jesteś tutaj nie potrzebny!

Kolanem kopnęłam go w brzuch, zdobyłam nóż i wbiłam mu go w gardło. Moją twarz opryskała gorąca krew wypływająca z jego krtani. Zrzuciłam z siebie martwe ciało chłopaka i podniosłam się z ziemi. Kiedy chciałam znów na niego spojrzeć, ciało zniknęło. To był mój kolejny lęk.

***

Siedziałam pod prysznicem by jakoś odreagować ostatnią sytuację. Wizje staja się coraz bardziej realne i niebezpieczne. To nie są żadne żarty i nie mogę ich lekceważyć. Jak tylko Optimus wróci, muszę powiedzieć mu całą prawdę.

Pomyślałam jeszcze przez chwile nad każdym z lęków. Pierwszy, gdzie widziałam Jade, to był mój strach z poczucia winy. Boję się, że ktoś znów przeze mnie zginie i że to będzie ktoś z moich najbliższych. Kolejny, w którym widziałam mamę, to z kolei lęk przed zawodem przyjaciół, rodziny… Obawiam się, że popełnię kolejny błąd, że inni stracą we mnie wiarę i nadzieję, że ich zawiodę. Boję się, że poniosę winę za coś niewyobrażalnie strasznego. Teraz trzeci lęk, w którym pojawił się Sam. Lęk przed brakiem miłości. Tak łatwo udało mu się mnie podejść, wystarczyło przybrać postać ukochanej przeze mnie osoby. Tak jest właściwie z każdym lekiem. Dlatego muszę jeszcze bardziej uważać.

***

Musiałam na poważnie porozmawiać z Samem. Między nami coś było nie tak i musieliśmy to sobie wyjaśnić. Zapukałam do jego drzwi i nie czekając na pozwolenie weszłam do środka. Chłopak siedział na łóżku i czytał jakąś książkę. Jak na złość, miał na sobie te same ubranie co ten…który chciał mnie zabić. Nic nie mówiąc usiadłam obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu.

-Co się dzieje? – zapytałam – Z nami?

-Nic – powiedział, jakby nawet go to nie obchodziło – Mamy po prostu trudny okres.

-Wciąż jesteś na mnie zły, rozumiem to, ale nie musisz mnie od siebie odpychać. Nie mogę cię teraz stracić. KOCHAM CIĘ.

Czekałam na jakąkolwiek odpowiedź, ale ona nie następowała. To oznaczało jedynie tyle, że on nie odwzajemniał mojego uczucia.

-Nie zmuszaj mnie do wypowiedzenia tych słów. Nie jestem na to gotowy.

-Żeby przyznać że mnie kochasz? Czy raczej, żeby przyznać, że nie?

-Tego nie powiedziałem… - Sam wstał z łóżka i stanął naprzeciw mnie – Podobasz mi się, ale nie jestem pewny, czy to rzeczywiście to. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy po raz pierwszy powiedziałaś, że mnie kochasz. To nie jest łatwy okres, ale myślę, że powinniśmy sobie na spokojnie przemyśleć, czy powinniśmy być razem.

-Sugerujesz, byśmy zrobili sobie przerwę? – pokiwał twierdząco głową – Zgoda. Niech tak będzie.

Bez słowa pożegnania wstałam i wyszłam z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Chciałam płakać, chciałam krzyczeć! Przygryzłam wargę i jakimś sposobem się nie rozpłakałam. Kiedy wróciłam do pokoju, czekała tam na mnie Maddy. Chyba coś rysowała. Nie chciałam z nią rozmawiać, więc tylko położyłam się w łóżku, odwróciłam do niej tyłem i cicho zaczęłam łkać.

 

Narracja trzecio osobowa

Duży, ciemnofioletowy Decepticon z jednym okiem pracował w swoim laboratorium. Dzięki nowemu przywódcy Decepticonów, mógł stanąć na nogi i wznowić badania. Po tym, jak armia ożywionych Predaconów o mało go nie zgasiła nie wierzył, że jeszcze kiedyś będzie mógł cokolwiek stworzyć czy wynaleźć. Starscream dał mu tą szansę.

W pomieszczeniu nagle pojawił się sam Lord Decepticonów w towarzystwie swojego komandora. Starscream, po kilku udoskonaleniach, był teraz wyższy i miał szary lakier z niebieskimi i czerwonymi wstawkami, a na jego skrzydłach znajdowały się dodatkowe rakiety. Jego komandor był tego samego wzrostu i miał szarą zbroję z fioletowymi akcentami. Na jego plechach znajdowały się skrzydła oraz dwa potężne działka. Na jego głowie leżały  gogle, a prawe oko było przykryte specjalną soczewką. Shockwave już dawno chciał zrobić kilka testów na Blitzwing’u. Jego psychika została poważnie uszkodzona w trakcie wojny i od tej pory ma nie po kolei w głowie.

-Shockwave, jak idą prace nad twoim nowym projektem? – zapytał Lider Decepticonów.

-Jestem coraz bliżej stworzenia udoskonalonego Zamka Omega. Dzięki niemu będziemy mogli w ciągu kilku dni przemienić całą Ziemię w nowy Cybertron. Prace szłyby szybciej, jeśli posiadałbym moje badania z Nemezis.

-Jakbyś zapomniał doktorku to Nemezis już od dawna rdzewieje – odezwał się Blitzwing – Autoboty przerobiły go na złom – zaśmiał się sam do siebie – Mogłeś zapomnieć, w końcu nieźle oberwałeś w głowę od Predaconów! A to o mnie mówią wariat! – znów się zaśmiał, ale naukowiec na to nie zareagował – A jak to jest zostać pogryzionym, co?!

-Blitzwing! – upomniał swojego komandora Starscream – Opanuj się!

-Tak jest! – con zasalutował dla żartu, ale potem w momencie spoważniał.

-Chcę też poinformować, że stworzyłem więcej udoskonalonego mrocznego energonu  - kontynuował Shockwave – Możemy ściągnął kilka autochtonów i przetestować go na nich.

-Ten, który zostawiliśmy w Jerozolimie został zniszczony – dodał Blitzwing – Pewnie przez Buntowników.

-Blitzwing, zajmiesz się ściągnięciem obiektów testowych. Schockwave, ty pracuj nad zamkiem.

-Oczywiście mój Lordzie.

Naukowiec wrócił do pracy, a Blitzwing i Starscream opuścili pomieszczenie.

-Czy masz jakieś propozycje co do obiektów testów, Panie?

-Nie obchodzi mnie czy znajdziesz męskiego czy żeńskiego autochtona! Masz zdobyć obiekty testów na wczoraj!

-Tak jest, Lordzie!

Lekko zdenerwowany Komandor wyleciał z bazy, a Starscream skierował się do swojej sali tronowej. Rozsiadł się wygodnie w tronie, a następnie uśmiechnął sam do siebie.

-Już niedługo Decepticony dostaną planetę, na jaką zasługują…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz