Strony

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział XIX - Wyjątkowy okaz


Przepraszam za to małe opóźnienie, ale miałam w szkole jubileusz i było naprawdę dużo roboty, a rozdział nie był dokończony, więc dopiero dziś dałam radę go skończyć i wstawić ;-) Miłej lektury :-)
I czuję to biegnące przez moje żyły
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.
Usunięte, tęskniłem aż do świtu.
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.

Dopóki nie spadniemy.

I czuję to biegnące przez moje żyły
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.

Ruelle – Until We Go Down


Jasne światło raziło moje oczy. Byłam wyjątkowo śpiąca, a głowa bolała mnie niemiłosiernie. Czułam się, jakby ktoś właśnie mnie otruł, a potem zbił do nieprzytomności.

Zmusiłam się do otwarcia oczu, ale światło momentalnie zmusiło mnie do odwrócenia głowy w bok. Kilkukrotnie zamrugałam, by przyzwyczaić się do otoczenia. Wszystko wokół było ciemne, poza tym cholernym światłem oczywiście, więc nie byłam pewna, gdzie się znajduję. Przez chwilę nawet myślałam, że to jakiś zamknięty oddział szpitalny. Ta nadzieja jednak szybko zgasła, kiedy zrozumiałam, że jestem przypięta do stołu laboratoryjnego. Na próżno się wyrywałam, gdyż moje więzy wykonane były z metalu. To wszystko wskazywało na jedno miejsce… Strażnica Decepticonów…

Ale jak? Jakim sposobem mnie złapali? Skąd wiedzieli, gdzie szukać? Naszej bazy nie da się przecież namierzyć… Chyba, że… Nie, to niemożliwe. Nie mogą mieć wśród nas szpiega. Tylko nasz zespół wie, gdzie znajduje się baza, a nikt, kto do niego należy nie spiskowałby z conami. Jest jeszcze jedna opcja, chyba najbardziej prawdopodobna. Cony udoskonaliły swój sprzęt. Może ich czujniki wykrywają teraz formy życia nawet za tak grubymi skałami, jakie osłaniają naszą bazę. Jeżeli to prawda, cały zespół jest w niebezpieczeństwie.

Nagle usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Odwróciłam głowę w stronę, skąd dochodził dźwięk, a moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Shockwave. Jego czerwone oko wpatrywało się prosto we mnie, ani na chwilę nie zbaczając z kursu. Ani naukowiec, ani ja się nie odezwaliśmy. Decept sprawdził jakieś wskaźniki, a później ponownie spojrzał na mnie.

-Jesteś wyjątkowym okazem – stwierdził, po chwili dodając – Nie sądziłem, że ludzkie stworzenia są w stanie tak długo przetrać z płynącym w ich żyłach mrocznym energonem.

-Czyli jednak nie wiesz o nas zbyt wiele, co? – chciałam go wnerwić jak tylko się dało, ale oczywiście nawet troszkę się nie zezłościł.

-Błędnie rozumujesz. Dobrze znam ziemskich autochtonów, lecz ty jesteś inna, silniejsza – jego głowa znalazła się dokładnie nad moja – I właśnie dlatego możesz odegrać kluczową rolę w moich badaniach.

-Nie będę twoim królikiem doświadczalnym – powiedziałam ostro.

-Stałaś się nim, gdy mroczny energon dostał się do twojego organizmu.

Wave wrócił do odczytywania informacji ze wskaźników i tym podobnych, a ja zastanawiałam się jak się stąd wyrwać. Nie dam rady ot tak wyrwać tych cholernych kajdan, a więc ktoś musiałby je za mnie wyrwać, przeciąć czy jakkolwiek zniszczyć. Szalony doktorek na pewno nie da się tak podpuścić, ale być może Starscream… Gdyby tylko dało się go jakoś wezwać. Ba, gdybym choć wiedziała, że jest gdzieś niedaleko albo, że mnie obserwuje. Tak, wtedy sprawa zrobiłaby się dużo łatwiejsza.

-Twoje lęki są wyjątkowo interesujące – ponownie zwrócił się do mnie Shockwave, ale tym razem nie odwracał wzroku od monitorów – Większość ludzi obawia się wysokości, owadów, czy choćby nas, Decepticonów. Ty natomiast obawiasz się tego, że wszyscy twoi bliscy zginą, a ty przeżyjesz…

-Czekaj… Skąd ty to wiesz?

-Gdy tylko cię tu sprowadziliśmy, podpiąłem twój mózg do udoskonalonego łącza hipokampowego. Dzięki niemu, mogę widzieć wszytko, co widzisz ty w swoich wizjach. Mogę też powrócić, do twoich wspomnień… - o nie, tego było już za wiele!

-Na razie powiem to delikatnie i dostatecznie uprzejmie. Wypierdalaj z mojej głowy!

-Twój rozkaz jest nielogiczny – warknęłam, przez to jego durne słowo „logiczne” – Nie wszedłem do twojej głowy. Jedynie ją badam. Dzięki temu być może zdołam się dowiedzieć, czemu nadal żyjesz – nastała chwila ciszy, choć niedługo potem wave zaczął coś gadać, ale chyba sam do siebie – W pierwszej wizji widziała przyjaciółkę, która zginęła, poświęcając się dla niej. Dobijało ją poczucie winy, za jej śmierć. Następnie za sznurki pociągnął strach, że jej rodzina i przyjaciele zawiodą się na niej. Ciekawe… Następnie wizja z ukochanym… - na sama myśl o Samie chciało mi się płakać – Lęk przed brakiem miłości. Następnie ponownie pojawił się strach przed tym, że ktoś się na niej zawiedzie… Dlaczego dwa rady taki sam lęk? –właśnie, dobre pytanie… Po raz pierwszy bałam się tak naprawdę, że nigdy nie dorównam mamie… Moim lękiem było to, że nie będę tak samo dobra, jak ona… - Oczywiście… W wizji jedynie z jej matką obawiała się, że nie będzie taka, jak ona… - no i tyle było mojej umysłowej przewagi – I zostaje ostatnia wizja… Lek przed tym, że wszyscy zginą, a ona przetrwa. I strach, że ona o nich zapomni. A więc pięć lęków… Z jednej strony to tak mało, a z drugiej tak wiele… Ale to jeszcze nie koniec.

-Co? – zdziwiłam się – Jeszcze?

-Owszem – jego wzrok znów przeniósł się na mnie – Wciąż pozostało jeszcze kilka lęków, a póki w twoich żyłach płynie mroczny energon nie uwolnisz się od nich. Ale nie martw się, twoje męki za niedługo się skończą.

-Co masz przez to na myśli?

-Wcześniej wizje nie następowały często, bo zainfekowana krew musiała dotrzeć do mózgu. Teraz jednak, mogę „uruchomić” kolejny lęk kiedy tylko chce. A chcę zrobić to teraz, muszę wiedzieć, co czyni cię wyjątkową – jego głowa zbliżyła się do mnie – Odróżnić prawdę od kłamstwa jest łatwo. Należy jedynie wiedzieć, jak patrzeć – uniosłam ze zdziwienia brew – Wiesz jak w ostatniej wizji mogłaś zostać pokonana przez strach? – pokiwałam przecząco głową – Wystarczyło by, że zrobiłabyś to, co zrobiłaś, skoczyłabyś, ale twóje życie zakończyłoby się, gdybyś skoczyła ze świadomością, że to, co się dzieje, jest prawdziwe – dzięki za podpowiedź, głąbie – A więc jak widzisz, linia pomiędzy prawdą, a fikcją, życiem, a śmiercią, jest bardzo cienka…

Nagle usłyszałam wybuch, a do pomieszczenia wbiegły boty. Bumblebee rzucił się na Shockwave’a, a później razem z Arcee odciął mu głowę. Moim oczom ukazał się Ironchide, a na jego ramieniu siedział Tim. Na jego widok szeroko się uśmiechnęłam. Mój partner odłożył chłopaka na stół, na którym leżałam, a w tym czasie Soundwave wyłączył kajdany. Brunet pomógł mi wstać, a ja rzuciłam się mu na szyję. Tak dobrze było znów poczuć jego dotyk…

-Chodźmy – powiedział, kiedy już uwolniłam go z uścisku – Nie mamy wiele czasu.

Oboje zeskoczyliśmy ze stołu i zaczęliśmy biec w stronę wyjścia. Niespodziewanie drogę zastawiły nam cony. Nie mieliśmy broni i już myślałam, że na tym zakończy się nasza wielka ucieczka, ale do vechiconów zaczęły strzelać boty, osłaniając nas i pozwalając uciec. Nie chciałam ich zostawiać, ale jakie miałam wyjście? Dlatego trzymając się za ręce z Timem, biegliśmy przed siebie, uważając na pociski wroga. Biegnąć korytarzem ujrzałam, że w oddali Jack, Maddy, tata i Matt walczą ze sporą gromadką deceptów. Chciałam im pomóc, ale chłopak pociągnął mnie w bok, wprost do windy, która ruszyła, nim zdążyłam cokolwiek zrobić.

-Nie możemy ich zostawić! Potrzebują naszej pomocy!

-Dadzą sobie rade – chłopak złapał w ręce moją twarz – Rozumiesz? Przyszliśmy tu, by cię uratować, tylko to się liczy – pokiwałam z niedowierzaniem głową, ale nim zdążyłam coś powiedzieć drzwi otworzyły się i Tim pociągnął mnie w stronę wyjścia.

Było już ciemno, noc, a my uciekaliśmy w nieznane. Zdawało się jednak, że chłopak doskonale zna ten teren i wie, gdzie ma iść. W końcu zatrzymaliśmy się za skałą i odsapnęliśmy. Byłam pewna, że gdzieś tu czekają posiłki, ale nikogo nie widziałam. Spojrzałam w stronę strażnicy. Dlaczego nikt nie wychodził?! Nagle budowla stanęła w płomieniach i w momencie zaczęła się walić.

-Nie! – wrzasnęłam, a z moich oczu wypłynęły łzy.

Chciałam tam biec, pomóc, uratować ich, ale Tim chwycił mnie w pasie, przytulił do siebie, tak mocno, że nie mogłam się wyrwać i nie puszczał nawet na sekundę.

-Nic nie możemy zrobić… - mówił tak spokojnie, jakby nic się nie stało.

-Nie! Musimy im pomóc! To przecież nasi bliscy! – wyrywałam się, na próżno.

-Ich śmierć nie jest ważna.

-Co ty wygadujesz?!

-Liczy się tylko to, że ty żyjesz…

W momencie przestałam się wyrywać. To nie była prawda. To była kolejna wizja. Lęk przed tym, że moje życie będzie ważniejsze od życia innych…

Chłopak wreszcie wypuścił mnie z objęć, ale ja nawet nie odwróciłam się by spojrzeć na strażnicę. Brunet zaczął odchodzić w dal, ale ja za nim nie ruszyłam. Tim odwrócił się i wyciągnął w moją stronę dłoń.

-Chodźmy – zażądał, ale ja pokręciłam przecząco głową – Musimy iść, nie jesteś tu bezpieczna.

-Mylisz się… Nic mi nie grozi. To nie jest prawdziwe. To tylko i wyłącznie wizja.  

-Co ty wygadujesz? Chyba wiedział bym, gdybym był w jakieś wizji?

-Nie… - podeszłam bliżej i delikatnie położyłam dłoń na jego policzku – To ty jesteś wizją…

Ciało chłopaka zaczęło momentalnie jaśnieć, jakby z jego środka wydobywało się światło. Później jego skóra popękała, aż w końcu zaczął rozlatywać się na kawałki. Jasne światło błysnęło, oślepiając mnie przy okazji, a kiedy mogłam znów spojrzeć, nie byłam ani w strażnicy, ani poza nią… Znajdowałam się w jakiejś białej, pustej przestrzeni, całkiem sama… A przynajmniej tak myślałam, póki moim oczom nie ukazała się mama… Wyglądała piękniej niż zwykle. Jej skóra była nieskazitelnie biała, włosy czarne jak węgiel i sięgające połowy pleców, a brązowe oczy tryskały życiem. Biała suknia bez ramiączek powiewała na wietrze. Kobieta z uśmiechem szła w moją stronę, a ja nie miałam nawet odwagi, by się odezwać.

-Witaj, Rachel. Witaj w swoim nowym domu.

-Gdzie…gdzie ja jestem? – wydukałam, a Miko złapała mnie ze rękę.

-Jesteś ze mną, w wiecznym królestwie.

-Czekaj, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ja… - ciemnowłosa pokiwała twierdząco głową. Czy ja umarłam?

-Byłaś taka odważna, taka dzielna – mama bawiła się kosmykami moich włosów – Tak wiele poświeciłaś. Byłaś tym, czym ja nigdy nie mogłam być. Ideałem.

-Nie, to przecież nieprawda. Mam przecież tak wiele wad…

-Nie, moja kochana. Twoje serce nie ma ani jednej skazy. Zawsze pomagasz innym i nigdy nie popadasz we wściekłość. Nie masz ani jednej wady – pokręciłam przecząco głową i oddaliłam się od kobiety. Po moich policzkach spłynęło kilka łez.

To nie było niebo, a jedynie następna wizja. Nie umarłam, a jedynie śnię. Ale w odróżnieniu od moich innych lęków, ten mi się podobał. Lęk, przed wychwalaniem mnie. Dzięki niemu mogłam znów zobaczyć mamę taką, jaka była naprawdę.

-Kocham cię mamo… Przepraszam, że nie było mnie, kiedy najbardziej potrzebowałaś mojego wsparcia. Będę za tobą tęsknić… Ale nigdy cię nie zapomnę…

Brunetka uśmiechnęła się do mnie, po czym zaczęła oddalać się w białą przestrzeń. Zamknęłam oczy gotowa, na kolejną wizję, a gdy je ponownie otworzyłam zobaczyłam jedynie czerwone oko Shockwave’a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz