Żadnych kłamstw, żadnego zwodzenia
Człowiek jest tym, co kocha
Wciąż próbuję pojąć,
Że śmierć przychodzi z góry (nie ma czasu)
Odzyskaj co twoje i nie szukaj wymówek
- strat cennego oddechu (nie ma czasu)
Słońce świeci nad wszystkimi, wszystkimi
Kochaj siebie aż do śmierci
Więc musisz wybuchnąć, musisz odpuścić
Nikt cię nie pokocha dopóki sam tego nie zrobisz
Musisz się z tym zmierzyć; musisz brać, co twoje
Tylko gdy zejdziesz za nisko, dowiesz się gdzie jest szczyt.
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Życie nie zawsze jest takie, jak myślisz
Odwróć się na moment, a wszystko będzie inne
I wiem, wiem że cię skrzywdziłem
Ale czy zaufasz mi, gdy powiem, że jakoś ci to wynagrodzę?
Jakoś, jakoś?
Więc musisz wybuchnąć, musisz odpuścić
Nikt cię nie pokocha dopóki sam tego nie zrobisz
Musisz się z tym zmierzyć; musisz brać, co twoje
Tylko gdy zejdziesz za nisko, dowiesz się gdzie jest szczyt.
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Człowiek jest tym, co kocha
Wciąż próbuję pojąć,
Że śmierć przychodzi z góry (nie ma czasu)
Odzyskaj co twoje i nie szukaj wymówek
- strat cennego oddechu (nie ma czasu)
Słońce świeci nad wszystkimi, wszystkimi
Kochaj siebie aż do śmierci
Więc musisz wybuchnąć, musisz odpuścić
Nikt cię nie pokocha dopóki sam tego nie zrobisz
Musisz się z tym zmierzyć; musisz brać, co twoje
Tylko gdy zejdziesz za nisko, dowiesz się gdzie jest szczyt.
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Życie nie zawsze jest takie, jak myślisz
Odwróć się na moment, a wszystko będzie inne
I wiem, wiem że cię skrzywdziłem
Ale czy zaufasz mi, gdy powiem, że jakoś ci to wynagrodzę?
Jakoś, jakoś?
Więc musisz wybuchnąć, musisz odpuścić
Nikt cię nie pokocha dopóki sam tego nie zrobisz
Musisz się z tym zmierzyć; musisz brać, co twoje
Tylko gdy zejdziesz za nisko, dowiesz się gdzie jest szczyt.
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Imagine Dragons - I’m So Sorry
To, co się działo w Nowym Yorku, nie mogę określić jako bitwa. To była rzeź. Wojsko, pomimo
najnowszej technologii i mini blasterów nie dawało sobie rady z armią
Decepticonów pod wodzą samego Blitzwinga. Nie znałam go zbyt dobrze, ale skoro
Starscream wybrał go na swojego Komandora, potulnym misiem to on raczej nie jest.
Kiedy dotarliśmy do samego centrum walki, moim oczom ukazał się
Megatron, walczący przeciwko vechiconom. Widać było, że stara się dojść do
Blitzwinga, ale armia Decepticonów skutecznie mu to uniemożliwia. W oddali
dostrzegłam też Ironchide’a, Bumblebee i Arcee, a z nimi część ludzi z naszego
oddziału. Reszty wojska nie rozpoznawałam, no bo niby skąd.
Nie czekając na rozkaz Jacka zaczęłam strzelać w kierunku wroga, a co
dziwniejsze, za każdym razem udawało mi się trafić. Dobra, umiem dobrze
strzelać, ale nie aż tak dobrze. Może to przez stres połączony z determinacją,
by w końcu pokonać decepty i odzyskać Ziemię tak na mnie wpływa… Jeśli tak, to
żeby tylko było tak dalej.
Walczyliśmy, a ja dostrzegłam, że Megatron jest coraz bliżej Komandora,
dosłownie zaraz będzie ich dzielił metr. Jednak nim były lider Decepticonów
zdołał do niego dotrzeć, Blitzwing wystrzelił w jego kierunku pocisk. Megatron
zdołał go uniknąć, niestety tym samym powodując sporawy wybuch. Jego siła wręcz
odepchnęła mnie i przewróciła, podobnie część wojska, stojącą niedaleko. Jeżeli
Blitzwing chce uniknąć walki sam na sam, to pewnie jest takim samym tchórzem
jak Starscream. Co wcale nie oznacza, że jest mniej niebezpieczny.
Musiałam jakoś pomóc Megatronowi, dlatego wdrapałam się na ciało
martwego cona, skąd miałam lepszy widok i strzeliłam z blastera prosto w
Blitzwinga. Pocisk trafił go w ramię i co prawda nawet go nie zranił, ale
skutecznie odwrócił uwagę. Nim się obejrzał, Meg przywalił mu z pięści prosto w
twarz tak mocno, że Komandor zatoczył koło, po czym przewrócił się. Megatron
chciał zadać ostateczny cios, ale con ocknął się i kopnął go w brzuch, tym
samym odpychając go od siebie. Szybko podniósł się i zaatakował. Nie mogłąm tak
stać i nic nie robić. Uruchomiłam moje „łyżwy” i ruszyłam w ich stronę,
zręcznie mijając walczące vechicony i gdy nadarzała się okazja, zabijając je.
Kiedy już znalazłam się przy walczących mechach, zaczęłam strzelać do
Blitzwinga, przy okazji go rozpraszając. Blastery w moich rękawicach były
silniejsze niż pozostałe, dzięki czemu choć w małym stopniu go raniły.
Zdenerwowany Komandor chciał mnie zdeptać, ale bez problemu mu się wymykałam.
Con całkiem stracił czujność, zaczął gadać sam do siebie, co wykorzystał
Megatron i strzelił prosto w jego iskrę, robiąc przy tym sporawą dziurę w
klatce piersiowej decepta.
-Zgrana z nas drużyna, co?
-Istotnie – uśmiechnęliśmy się do siebie.
Chciałam wrócić do ataku na vechicony, ale usłyszałam dziwny dźwięk,
reszta zresztą też. Chwilę później nad naszymi głowami pojawiły się statki
Autobotów, tak ogromne, że mogłyby pomieścić chyba kilkanaście milionów
Transformerów, albo i więcej! Statki rozpoczęły ostrzał, a z ich wnętrza
zaczęły wyskakiwać żołnierze botów. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok
Optimusa lecącego w naszą stronę. Wylądował
tuż obok mnie i Megatrona, a chwilę później dołączyli do nas Schoot, Jack, Matt
i Maddy.
-Statki Autobotów rozdzieliły się i poleciały wspomóc ludzi na każdym
kontynencie – oznajmił Prime – My musimy dostać się na Darkmout i zabić Starscream’a.
-Bez Komandora, nie będzie nikogo kto mógłby przejąć władzę – dodał
Megatron.
-W takim razie, na co czekamy? – zapytała retorycznie Maddy z chytrym
uśmiechem n ustach – Dajmy im popalić!
Ruszyliśmy w stronę Darkmount, zabijaliśmy każdego vechicona, który
wszedł nam w drogę. Tym razem już bez zbędnych środków ostrożności, Meg
wysadził wejście, tym samym zabijając pilnujących go deceptów. Weszliśmy do
środka i oczywiście od razu napotkaliśmy na swojej drodze komitet powitalny,
ale i on nie stanowił dla nas problemu. Co więcej, gdy część conów zobaczyła
Megatrona, zaczęła wręcz uciekać. Aż śmiać mi się chciało, bo choć Meg już od
dawna nie jest ich liderem, to nadal wzbudza w nich strach.
Podejrzewaliśmy, że Scream będzie
siedział na swojej sali tronowej, dlatego weszliśmy do windy i udaliśmy się
prosto na ostatnie piętro. Niestety coś poszło nie tak i zatrzymaliśmy się tak
z dwa piętra wcześniej, niż powinniśmy. Drzwi ni chciały się otworzyć, więc
Prime je wyważył. Weszliśmy na korytarz i widząc, kto tam na nas czeka, instynktownie uruchomiłam blaster.
Shockwave stał na środku długiego korytarza, z wycelowanym w naszą
stronę działkiem. Ciężko było mi stwierdzić, czy jest na mnie wnerwiony za ten
palec, bo z jego twarzy raczej ciężko jest wyczytać jakiekolwiek uczucia.
-Optimus, zabierz ludzi do Starscream’a – zarządził Megatron – Ja
rozprawię się z Shockwavem.
-Nie – sprzeciwiłam się – On jest mój i czy tego chcesz, czy nie, ja
zostaję – Prime i Meg wymienili spojrzenia, ale ostatecznie zgodzili się, bym
została.
Optimus wziął na ręce resztę drużyny, uruchomił jetpack i dosłownie
przebił się przez sufit. My właśnie
uniknęliśmy pocisku z działa Wave’a. Co prawda con nie przestawał do nas
strzelać, ale łatwo unikaliśmy jego pocisków, przy okazji coraz bardziej się do
niego zbliżając. Nim doktorek zdążył zauważyć, przejechałam pod jego nogami i
zaczęłam strzelać w plecy. Wiem, wiem, trochę to niehonorowe, ale wojnę mamy!
Shockwave odwrócił się w moją stronę, a gdy ponownie spojrzał na
Megatrona, ten wbił swoje ostrze w jego oko. Con upadł na ziemię, prawie mnie
przygniatając, ale nadal żył. Wskoczyłam na niego i zbliżyłam rękawicę do
klatki piersiowej decepta.
-To…nielogiczne – mamrotał – Nie możesz mnie pokonać.
-I właśnie tutaj się mylisz.
Wystrzeliłam z blasterów z taką siłą, że pociski przebiły się przez
zbroję Wave’a i zniszczyły jego iskrę. No i proszę, zemsta jednak jest słodka.
Niestety nie mogłam się zbyt długo nacieszyć smakiem zwycięstwa, bo
Megaron wziął mnie na ręce, transformował się i przeleciał przez dziurę w
suficie, wcześniej zrobioną przez Optimusa, na samą górę, wprost do sali
tronowej. Mech z powrotem zmienił formę i zaczął atakować broniące Starscream’a
vechicony, ja podobnie. A ich lider? Siedział sobie na tronie jak gdyby nigdy
nic i udawał, że nie stanowiły dla niego problemu, choć w jego optykach
wyraźnie widziałam strach.
Kiedy już rozprawiliśmy się ze wszystkimi conami, skierowaliśmy się w
stronę ich Lidera. On zmierzył nas wzrokiem, ale chwilę później uśmiechnął się
wrednie.
-Naprawdę sądzicie, że moja śmierć rozwiąże sprawę? – zapytał pewny
siebie.
-Decepticony przez przywódcy nie będą w stanie nas pokonać – odparł
Optimus, a Scream prychnął.
-Zabicie Lidera już raz wam nic nie dało. Myślicie, że teraz będzie
inaczej?
-Po pierwsze, to ty zabiłeś Lockdowna – odpowiedziałam, krzyżując ręce
na piersi – A po drugie i Blitzwing i Shockwave już połączyli się z Wszechiskrą
– mina mu zrzedła – I niby kto teraz ma przejąć władzę?
-Nawet jeśli mnie zgasicie, nie zdołacie pokonać tak licznej armii –
starał się jakoś wyjść z tej sytuacji.
-Owszem, zdołamy – głos przejął Jack – Nawet nie wiesz jak liczna jest
armia Autobotów. A razem z ludzi boty tworzą coś, czego nie zdołasz zniszczyć.
-Rodzinę – dodała Maddy.
-To się jeszcze okażę – mówiąc to Starscream skierował w naszą stronę
swoje rakiety i odpalił je.
Musieliśmy zrobić szybki unik i choć tak uczyniliśmy, siła wybuchu
strasznie nas od siebie oddaliła, nawet Megatrona i Optimusa. Ja odbiłam się od
ściany i upadłam na ziemię, lekko zdezorientowana. Kiedy zdołałam się
otrząsnąć, zobaczyłam jak Scream zblirza się do nieprzytomnego Jacka. Widziałam
jak wysuwa swoje już i tak długie pazury i przysuwa je do mężczyzny. Chciałam
tam pobiec, uratować go, ale w głowie tak strasznie mi dzwoniło, że nogi
zaczęły mi się plątać. Przed oczami pojawił mi się obraz rozszarpanego przez
Starscream’a Jacka i słowa Gideon z mojej wizji „Jackson Darby – śmierć w
skutek rany kutej w sercu”…
Nie. To się tak nie skończy. To była tylko wizja, to nie była prawda.
Raf i Lily żyją, tata i Matt też! I Jack też nie zginie!
Zdołałam się podnieść z ziemi i biegiem ruszyłam w stronę mężczyzny, ale
byłam za wolna. Szpony Starscream’a już prawie dotykały jego serca, aż nagle
coś pchnęło cona z powrotem na jego tron z taką siłą, że wręcz zrobił w nim
wgniecenie. Szybko zorientowałam się, że to pocisk z broni Optimusa. Kiedy ja
dobiegłam do Jacka i starałam się go ocucić, Prime podszedł do Scream’a i
wycelował w niego blaster.
-Jakieś ostatnie słowo? – decept uśmiechnął się wrednie.
-Niech…żyje…Starscream!
Pocisk z blastera Optimusa trafił prosto w głowę cona, tym samym ją odstrzeliwując
i zabijając go. Z ciała martwego mecha zaczął wypływać energon, plamiąc przy
tym jego tron. Lord Starscream połączył się z Wszechiskrą.
***
Kiedy do Decepticonów dotarła wieść o śmierci tak Starscream’a jak i
Blitzwing’a, poddali się prawie natychmiastowo. Wiedzieli, że bez przywódcy nie
zdołają wygrać. Wojska Autobotów zadbały, by każdy vechicon został zatrzymany,
skuty i zaprowadzony na statki, którymi wrócą na Cybertron, a następnie trafią
do więzienia.
Wygraliśmy. Naprawdę wygraliśmy. Pokonaliśmy Decepticony i odzyskaliśmy
Ziemię. Uratowaliśmy ją i wszystkich mieszkańców. No, prawie wszystkich… Nadal
nie mogłam przestać myśleć o Samie. Co się z nim teraz dzieje? Co robi? Czy
cierpi? Tak strasznie chciałam go znaleźć i uratować. Nie chciałam, żeby
zginął. Chciałam znów go zobaczyć, dotknąć go, jak za dawnych lat. Znów usłyszeć
jego śmiech…
Teraz siedzieliśmy na szczycie Darkmount i przyglądaliśmy się, jak coraz
to kolejne statki opuszczały Ziemię. Mówiąc my mam na myśli mnie, Maddy i
Megatrona, bo reszta musiała zejść na dół i to wszystko „ogarnąć”. Nie chciałam
psuć tej chwili, ale skoro nadarzyła mi się okazja by w końcu porozmawiać z
Megatronem, musiałam z niej skorzystać.
-Jak myślisz, co planuje Unicron? – zapytałam, nieco niepewnie.
Wiedziałam, że Meg chce za wszelką cenę zapomnieć o czasach, kiedy był
Decepticonem, a wspominanie Unicrona na pewno mu w tym nie pomorze.
-Nie wiem… Pewne jest, że chce zniszczyć Cybertron, ale w ciele Sama nie
zdoła się nawet wydostać z planety.
-Myślisz, że szuka innego „naczynia”?
-Niestety, ale chyba tak… Czuje, że jestem na tej planecie, wiem to.
Czasem mam nawet wrażenie, że mnie obserwuje. Chce znów przejąć kontrolę nad
moim ciałem, ale żeby to zrobić musiałbym ponownie zażyć mroczny energon.
-Ale nie możesz tego zrobić. Tym samym dałbyś mu wygrać – mech uśmiechnął
się do mnie delikatnie.
-Jeżeli będzie to oznaczało, że Unicron opuści ciało Sama, to jestem w
stanie się poświęcić.
-Megatronie…
-Jeżeli nie znajdziemy innego wyjścia i ponownie stracę kontrolę nad
swoim ciałem, musisz mi obiecać że powstrzymacie mnie. Za wszelką cenę… -
spuściłam głowę i cicho westchnęłam.
Nie chciałam stracić Sama, ale życie Megatrona jest przecież warte
dokładnie tyle samo. Albo przynajmniej powinno być. Mimo to spojrzałam mechowi
prosto w oczy i z poważnym wyrazem twarzy odparłam:
-Obiecuję…
Zrobisz bloga o tym jak Megatron zaprzyjaźnia się z ludzką dziewczyną???
OdpowiedzUsuńKto wie, może kiedyś :-) Na razie nie mam takich planów :-)
UsuńNiki mam parę drobnych zastrzeżeń co do części, że jestem fanka Mega to jego one dotyczą i te nieścisłości mnie ranią.
OdpowiedzUsuńA więc cześć pierwsza Megatron walczący z Vechiconami i Blitzwingiem... Megatron był gladiatorem potrafił bardzo dobrze walczyć, pokonywał 3 Autoboty na raz i to jedną ręką, wiec trochę naciągane jest to, że aż bohaterka musiała mu pomagać ?
Po drugie Megatron na nowo ma brać mroczny energon ? Z racji ze jest to po wskrzeszeniu przez Unikrona co widać po jego wyglądzie. On ma w takim razie w sobie SAM mroczny energon. Bo z kąt władca haosu miał by wziąść dla niego zwykły? Megatron nadal żyje dzięki niemu.
Trzeciej rzeczy nie jestem do końca pewna, ale jeśli Megatron nadal ma wygląd ulepszony przez Unikrona gdzie ma ma cos czum moze sttzelic i ostrze ?
Ps. Jula płacze za Starem xd
Masz rację Nati, mogłam to wszystko lepiej przemyśleć, ale bardzo ci dziękuję za zwrócenie uwagi na te nieścisłości. W dodatku dodałaś kom, co cieszy mnie jeszcze bardziej :D Wiem, powinnam poświęcić rozdziałowi więcej czasu, a ja pisałam go tak naprawdę na szybko :-( A jako iż obie dobrze wiemy, większym specem od Decepticonów jesteś ty no i Jula rzecz jasna, nie zwróciłam uwagi na elementy z życia Mega, bo zwyczajnie o nich zapomniałam :-( Ale jeszcze raz dzięki za komentarz, bardzo się z niego cieszę :D
UsuńI przepraszam, że przeze mnie Jula płacze, nie miałam zamiaru aż tak ją unieszczęśliwić ;-) Pociesz ją tam ode mnie ;-)
Pozdrowionka i miłej końcówki wakacji ;-)
***Niki***
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń