Te blizny wojenne wcale nie wyglądają tak, jakby zanikały. Nie wyglądają
tak, jakby kiedykolwiek miały zniknąć…
Znasz to uczucie? Kiedy po prostu czekasz. Czekasz na powrót do domu, do
swojego pokoju, aby zamknąć drzwi, położyć się w łóżku i pozwolić wszystkiemu,
co wstrzymywałaś w sobie cały dzień wyjść na zewnątrz. To uczucie jest połączeniem
desperacji i ulgi. Nic nie jest złe. Ale nic nie jest też dobre. I jesteś
zmęczona. Zmęczona wszystkim, zmęczona niczym. I po prostu chcesz, żeby ktoś
był przy tobie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Ale wiesz, że nikt nie
przyjdzie. I wiesz, że musisz być silna, bo nikt nie zdoła cię naprawić. Ale
jesteś już zmęczona czekaniem. Zmęczona byciem osobą, która musi naprawić samą
siebie i wszystkich dookoła. Zmęczona byciem silną. I chcesz by choć raz było
łatwo. Żeby było prosto. Żeby otrzymać pomoc. Żeby zostać ocaloną. Ale wiesz,
że nie zostaniesz… Ale wciąż masz nadzieję. I wciąż o tym marzysz. I wciąż
jesteś silna i walczysz ze łzami w oczach. Wciąż walczysz…
Ale ja już nie walczę. Moja walka skończyła się wraz z życiem Sama, w
momencie, w którym pozwoliłam Timowi wziąć odpowiedzialność za jego śmierć i
pociągnąć za spust broni. Bałam się, że nie będę w stanie żyć z takim ciężarem,
że on mnie przygniecie i nigdy więcej nie zdołam się podnieść, nawet jeśli cały
świat będzie mi starał się w tym pomóc. Byłam egoistyczna, bo pozwoliłam by ten
pieprzony ciężar zniszczył Tima. Jak mogłam być taką osobą? Wystraszoną i
egoistyczną, która myśli tylko o sobie? Sęk w tym, że właśnie mogłam. Bo w moim
życiu stało się już tak wiele złego, widziałam zbyt wiele śmierci, że miałam
cholerne prawo ten jeden raz się nie zgodzić. Pytanie brzmi, czy rzeczywiście
nie zdołałabym podnieść tego ciężaru? Czy po prostu byłam zbyt roztrzęsiona, by
się o tym przekonać…
Większość ludzi cieszy się z wygranej wojny. Jedynie część przeżywa
teraz żałobę po zmarłym przyjacielu, synu, miłości… Jedynie garstka ludzi ma
pojęcie, że Sam zginął, bo nie mógł pozwolić Unicronowi zniszczyć naszej
planety. Ludzie powinni się dowiedzieć o jego poświęceniu. Muszą się dowiedzieć
o tym, co zrobił on i Jade i każdy, kogo odeprała nam wojna. I dowiedzą się. Dopilnuję
tego.
Autobotom w końcu udało się dowiedzieć w jaki sposób Unicron wydostał
się na wolność. Okazało się, że znów popełnili ten sam błąd i zaufali komuś,
komu nie powinni. Uwięzionego brata Primusa pilnował mech, który niegdyś był
Decepticonem oraz wielkim pasjonatem Megatrona, jego idei, a także Unicrona.
Oszukał wszystkich i wmówił im, że się zmienił, a oni naiwni mu uwierzyli. Gdy
tylko nadarzyła się okazja, owy mech uwolnił tego, którego miał pilnować za cenę
własnego życia. I pomyśleć, że to właśnie przez niego straciłam kogoś, kto był
dla mnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Optimus obiecał, że zajmie
się zdrajcą, kiedy wróci na Cybertron, ale znając życie pewnie wsadzi go do
więzienia. Nie powinien. Powinien go zgasić, bo ktoś taki, jak on nie ma prawa
funkcjonować.
Wiem, targają mną negatywne emocje i nie powinnam teraz o tym wszystkim
myśleć, ale co w takim razie powinnam zrobić? Udawać, że nic się nie stało? Że
wojna nic nam nie zabrała? Że to wszystko, to był tylko zły sen? N i e. To była
prawda. Tylko wszyscy teraz starają się o niej zapomnieć.
***
Cała drużyna miała się dziś zebrać na uroczyste zakończenie wojny, typu
kilka przemówień głównych dowódców, Optimusa, podziękowania dla botów i żołnierzy
itp. Powinnam na nią iść. Powinnam udawać, że wszystko jest w porządku,
zachować niewzruszony wyraz twarzy, a gdy tylko wzrok mój i Tima by się
spotkał, od razu spojrzeć w innym kierunku. Ale wiedziałam, że nie potrafiłabym
tego zrobić. Wiedziałam, że gdybym tylko tam weszła i zobaczyła jego twarz i
twarz Jacka, nie dałabym rady i momentalnie rozpłakała, pokazując tym samym
moją słabość. A ja już nie chcę być słaba. Nie chcę by ktokolwiek widział łzy w
moich oczach. Nigdy więcej.
Właśnie dlatego zostałam w pokoju, zamknięta na cztery spusty, by komuś
przypadkiem nie strzeliło do głowy po mnie przyjść. Siedziałam pod kołdrą na
łóżku, przytulając do piersi mojego starego pluszaka, Optimusa Prime’a. Jeszcze
trzy lata temu ta niby zwykła zabawka dodawała mi więcej nadziei, niż mama, gdy
co noc powtarzała mi, że wszystko w końcu się jakoś ułoży. Ale teraz
przytulanka przypomina mi o czasach, kiedy nie byłam jeszcze aż tak zraniona,
skrzywdzona. To był czas, kiedy nie musiałam zamartwiać się takimi sprawami jak
mroczny energon, czy Unicron, a jedynie od czasu do czasu urządzać sobie
wyścigi z vechiconami. Może gdybym tamtego felernego dnia nie ukradła tego
pieprzonego komunikatora, nic z tych okropnych rzeczy by się nie wydarzyło?
Może wojsko wygrałoby i bez mojej pomocy i może Sam by żył i Jade i mama… A
może nie? Może teraz wszyscy bylibyśmy martwi, a Ziemia unicestwiona? A nawet
jeśli byśmy przeżyli, może nigdy nie spotkałabym moich przyjaciół i taty i Tima…
Ktoś mógłby powiedzieć, „Czemu się teraz tym zadręczasz? Co się stało, to się
nie odstanie”. Ale to tak naprawdę jedyne co mi zostało. Rozmyślanie nad tym co
zrobiłam, a co mogłam zrobić.
Pewnie, gdyby mama to była, wyśmiałaby mnie. Ona zawsze powtarzała, że
nie zaczniesz czytać nowego rozdziału, jeśli wciąż będziesz powtarzać
poprzedni. I pewnie zmierzyłaby mnie wzrokiem, potem delikatnie się
uśmiechnęła, a na koniec położyła rękę na ramieniu i powiedziała „Wstań i
przestań płakać do cholery”. Masz być silna. Jeśli nie jesteś zadowolona ze
swoich decyzji to wstań i je napraw”.
Z moich przemyśleń wyrwało mnie głośne pukanie. Udałam, że go nie
słyszałam, schowałam pluszaka pod kołdrę i oparłam się plecami o ścianę. Ktoś
ponownie zapukał, tym razem głośniej i intensywniej. Najwyraźniej za wszelką
cenę chciał się dostać do środka.
-Rachel? – rozpoznałam głos Tima, ale był inny. Smutny… - Rachel wiem,
że tam jesteś. Proszę, wpuść mnie – nadal milczałam – Posłuchaj, zdaję sobie sprawę,
że jest ci ciężko i właśnie dlatego nie powinnaś mnie od siebie odtrącać.
Kiedyś nie wiedziałem jak czuje się osoba, która musi poświęcić czyjeś życie,
życie osoby, która jest dla niej szczególnie ważna, w imię czegoś innego,
ważniejszego dla reszty ludzkości. Ale teraz już wiem. Wiem, jakie to okropne
uczucie, ból w sercu i wrażenie, że właśnie zrobiło się największy błąd w swoim
życiu. Oboje się tak czujemy, ale jeśli
wpuścisz mnie do środka udowodnię ci, że wcale nie powinniśmy. Proszę…
Głośno przełknęłam ślinę i przeniosłam wzrok na drzwi. Wiedziałam, że on
tam stoi i pewnie patrzy dokładnie w ten sam punkt, co ja. Mój rozum
podpowiadał mi, żebym go nie wpuszczała, że przy nim znów się rozpłaczę i
złamię daną samą sobie przysięgę. Ale moje serce mówiło mi coś zupełnie innego.
I tym razem go posłuchałam.
Wstałam z łóżka, podeszłam do drzwi i niepewnie przekręciłam klucz. Pociągnęłam
za klamkę, a gdy tylko drzwi się uchyliły, ujrzałam jego twarz. Oczy miał
pokrążone i zaczerwienione, czyli pewnie całą noc płakał, podobnie jak ja. Jego
włosy były roztrzepane i niezgrabnie opadały mu na czoło, a zbyt długie kosmyki
grzywki drażniły jego oczy. Usta pozostały silne i nawet nie drgnęły.
Zrobiłam mu miejsce i chłopak wszedł do środka. Wróciłam na łóżko, do
poprzedniej pozycji, Tim natomiast usiadł na krześle przy biurku. Nie wiedząc
co ze sobą zrobić przycisnęłam nogi do klatki piersiowej, a podbródek położyłam
na kolanach. Ciemnowłosy cicho westchnął i wbił wzrok w swoje buty.
-Pewnie mnie wyśmiejesz, ale moim zdaniem, potrzebujesz pomocy
psychologa – jego stwierdzenie było tak idiotyczne, że rzeczywiście prychnęłam,
wydając przy tym jakiś nienaturalny dźwięk przypominając chrumkanie świni –
Zdaję sobie sprawę, jak to brzmi, ale taka jest moja opinia – mówił z taką
powagą, że aż chciałam go słuchać – Potrzebowałaś tego typu wsparcia już po
śmierci Jade, ale wszyscy byli zbyt zajęci wojną, by ci je zapewnić. Dlatego
tym razem, to ja się tym zajmę.
-Ty? – zdziwiłam się.
-Sama mówiłaś, że nadaję się na psychologa – zauważył, na co tylko
skinęłam twierdząco głową – Ale proszę cię o jedno. Mów szczerze i bez ogródek.
To jest najważniejsze. Musisz się przede mną otworzyć.
-Postaram się… - gdzieś na jego twarzy przemknął delikatny uśmiech.
-Widzisz, gdzieś kiedyś czytałem, pewnie w jednej z książek cioci Kim, o
tak zwanym „dylemacie wagonika”. Wyobraź sobie pędzący po torach wagonik. Na
dalszym odcinku torów znajduje się pięć osób, które nie słyszą wagonika i nie
będą w stanie usunąć mu się z drogi. Niestety, nie ma czasu, by zatrzymać
wagonik, nim ich zabije. Jedynym sposobem na zapobiegnięcie ich śmierci jest
skierowanie wagonika na inny tor . Jednak na tym torze znajduje się osoba,
która również jest tak blisko wagonika, że nie zdąży się on zatrzymać i ją zabije.
Wyobraź sobie, że obok torów stoi przypadkowy obserwator, który musi dokonać
wyboru: może nie zrobić nic, co doprowadzi do śmierci pięciu osób na torach,
lub może skierować wagonik na inny tor, co uśmierci jedną osobę.
-Niech zgadnę. Pięć osób na jednym torze to tak naprawdę cały świat,
jedna osoba to Sam, a ja jestem przypadkowym obserwatorem?
-Oboje nimi jesteśmy. Ale musisz zrozumieć jedną rzecz. Cokolwiek byśmy
zrobili, ktoś by ucierpiał. Ja wolałem poświęcić życie mojego brata i uratować
Ziemię, a ty uratować Sama za wszelką cenę. Nie myśl tylko, że twoja decyzja
była gorsza. Ja kierowałem się przekonaniem „maksymalizuj ogólny dobrostan”,
ale ty w głowie miałaś słowa „nie wolno zabijać”, które przemieniłaś na „mi nie
wolno zabijać”.
-To w takim razie, który wybór byłby lepszy?
-Właśnie na tym polega dylemat wagonika. Żaden nie jest dobry.
-A co by się stało, gdyby obserwator sam wskoczył przed wagonik, tym
samym go zatrzymując i ratując całe sześć osób? – Tim zmarszczył brwi. Chyba
zbiłam go nieco z tropu.
-Myślę, że nadal moglibyśmy spojrzeć na to z dwóch perspektyw. Robimy to
dla dobra całej ludzkości, albo dlatego, że nie chcemy stawać przed wyborem
uśmiercenia kogokolwiek. Ty nie chciałaś zabić, ja też.
-Ale każde z nas wybrało inaczej.
-I każdy wybór był dobry, ale i zły – cicho westchnęłam i przetarłam
spoconą twarz rękawem bluzy.
-Chyba rozumiem, co starasz się mi powiedzieć, ale nadal uważam, że źle
postąpiłam. Że nie powinnam pozwolić ci brać na siebie tego ciężaru – Tim wstał
z krzesła, usiadł obok mnie i delikatnie złapał za rękę.
-Nie pozwoliłaś mi na to. Ja sam tak zdecydowałem. I nawet gdybyś wzięła
do ręki broń i wycelowała nią w Sama, ja bym cię uprzedził. Bo wiedziałem, że
taka była moja misja – przymknęłam oczy i przeczesałam włosy palcami, starając
się nie rozpłakać.
Może rzeczywiście to był jego wybór? Może faktycznie nie powinnam się
obwiniać, bo nic nie mogłam na to poradzić. Dokonałam wyboru, który był
jednocześnie dobry, ale i zły. Ale czy wszystkie wybory takie nie są? Nigdy tak
naprawdę nie możemy zrobić czegoś dobrego, tym samym nie krzywdząc innej osoby?
Przez całe trzy lata obwiniałam się za śmierć Jade, a dopiero teraz Tim
uświadomił mi, że zrobiłam dobrze, ale i źle. I nic już na to nie poradzę.
Jedyne, co mogę zrobić, to już nigdy więcej nie zbliżać się do pędzących
wagoników…
Nie mogłam się powstrzymać, ostatnio jakoś zrodziła się moja miłość do gifów :-)
Myślałam że w końcu megatron będzie dobry a ty zrobiłaś z niego spowrotem złego...
OdpowiedzUsuńJesteś okrutna xD
#Killer#
Ależ Megatron się zmienił i nie jest już taki jak dawniej. To tylko ten głupi con ubzdurał sobie, że wielki i zły Lord Megatron powróci i chciał mu się jakoś przypodobać xD
Usuń