Strony

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział XI - Polowanie


Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne pobojowisko.

Suzanne Collins 

Szliśmy normalnym tempem. Nie rozmawialiśmy, ani się nie zatrzymywaliśmy. Nikt nie mógł nas usłyszeć. Śnieg nadal sypał, co utrudniało widoczność. Cholerny śnieg, cholerna zima.

Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Mieliśmy jeszcze niecałe piętnaście minut do planowanego przylotu Lockdowna. Mike rozłożył się z laptopem, a Sam powiadomił bazę, że jesteśmy na pozycji. Znajdowaliśmy się na pustkowiu. W okolicy nie było żadnych budynków, a jedynie pokryta śniegiem ziemia i skały, które dobrze nas ukrywały. Jade wspięła się na jedną z nich i zbadała teren.

-Trzy cony, łatwizna – powiedziała jak gdyby nigdy nic. W ogóle się nie stresowała – Sami moglibyśmy ich załatwić.

-I przy okazji zdradzić Lockdownowi, że tu jesteśmy? – zapytał ironicznie Sam

-Tak, dokładnie taki mam plan – zaśmiałam się cicho. Szybko jednak ucichłam, gdyż usłyszałam odgłos nadlatującego statku. Jade i Sam też go usłyszeli – Lockdown przyleciał za wcześnie? – wzruszyłam ramionami, a Jade zaczęła się nad czymś zastanawiać.

-Jade – przerwał jej przemyślenia Sam – komunikacja z bazą padła.

-Co?!

-Nie mogę się połączyć!

-Cholera! Wiedzieli! To pułapka!

-Nie inaczej – odezwał się ktoś za nami, a mnie przeszedł dreszcz. Głos był lekko ochrypły. Czuć w nim było nienawiść. Powoli się odwróciliśmy, a naszym oczom ukazał się właśnie on. Miał zielono srebrną – zbroję, a jego oczy były zasłonięte szarą tarczą. Uśmiechał się wrednie. Znów przeszedł mnie dreszcz.

-Lockdown – wyszeptałam.

-We własnej osobie.

-Ale skąd?

-Myślicie, że nie wiedziałem o skradzionym komunikatorze? Ja kontroluję wszystko, każdy najmniejszy szczegół. Pozwoliłem wam mnie znaleźć tylko dlatego, że mam ochotę na małe polowanie – w tym momencie zrozumiałam na co on chce polować – Jesteście słabi, ale gonić was to świetna zabawa – nim zdążyliśmy coś zrobić nad nami pojawiła się wielka kopuła energetyczna, która uniemożliwiła nam ucieczkę. Boty też nie mogły nam pomóc. Chwilę później z ziemi zaczął wysuwać się wielki kamienny labirynt o dwukrotnej wysokości Lockdowna – Macie pięć minut na ucieczkę.

-O złom – zdążyłam tylko to powiedzieć nim Sam pociągnął mnie za rękę i wszyscy pobiegliśmy w głąb labiryntu. Pięć minut to nie aż tak dużo. Musimy szybko załatwić drogę ucieczki, bo inaczej Lockdown powiesi nas jako trofea na ścianie. 

Nie wiedzieliśmy ile czasu minęło. Cały czas biegliśmy, Mike powoli się męćzył. Zrobiliśmy krótką przerwę.

-Nie możemy biegać razem – odezwała się jak zwykle opanowania Jade – Trzeba się rozdzielić.

-Zgadzam się Jade. Ja pójdę z Maddy, a ty z Rachel i Mike’iem.

-Zgoda. Wybieram prawo – Jade już miała iść, ale Mike ją zatrzymał.

-Jeszcze chwilę siostra. Nie jestem przyzwyczajony do wysiłku.

-Masz minutę! – chyba ją trochę zdenerwował. Dziewczyna odeszła i spróbowała połączyć się z bazą. Nic. Kopuła pewnie zakłóca łączność – Nie ma na co czekać. Zbieramy się – powiedziała po chwili i tym razem nie czekając na zgodę brata pociągnęła go i pobiegła w prawo. Ja też zaczęłam biec, ale w takiej temperaturze łatwo się zmęczyć.

Po kolejnych dziesięciu minutach biegu zatrzymaliśmy się. Nawet Jade się zmachała.

-To nie ma sensu – powiedziałam, po wypiciu łyka wody – Nie mamy z nim szans.

-Jeśli będziesz dalej tak mówić to twoja przepowiednia się spełni. Zawsze trzeba mieć nadzieję, pamiętaj o tym – nadal nie wiem jak ona to robi. Jest taka spokojna i opanowana, nawet kiedy jej życie jest zagrożone. To jest chyba jednak cyborg – Nie możemy się poddać. Lockdown pewnie zna ten teren, więc będzie miał przewagę. Nie ma jak się wspiąć, a to znaczy, że wspinaczka odpada. Nie mam pomysłu.

-Ja mogę mieć pomysł – odezwał się Mike – Kopuła gdzieś musi mieć zasilanie. To tarza obcych, ale nadal elektryczna. Wystarczy mi jeden kabel od zasilacza i jesteśmy wolni.

-A więc musimy tylko znaleźć zasilacz. Jak on będzie wyglądał? – Mike podrapał się po głowie.

-Nie mam pojęcia. To może być zwykłą skrzynka energetyczna albo złożony mechanizm z opasami w języku obcych, nie wiem! Nigdy takiego nie widziałem – Jade westchnęła, a Mike odwrócił wzrok. Chciał pomóc, ale teraz nikt nie wie, co robić.

-Chwila, co jest? – zapytała znienacka dziewczyna – Słyszycie to? – zaczęłam uważnie nasłuchiwać. Rzeczywiście, dało się słyszeć szum wody. Wymieniliśmy ze sobą spojrzenia – Wiać! – w jednym momencie adrenalina dała nam kopa i wypruliśmy jak najszybciej mogliśmy.

Odwróciłam się na chwilę i ujrzałam jak wielka fala wody podąża za nami. Przyśpieszyłam, ale niewiele mi to dało. Fala zakryła nas, a ja zdałam sobie sprawę, że nie umiem pływać. Na próżno próbowałam wydostać się na powierzchnię. Prąd pchał mnie do przodu, ale nie dawałam rady płynąć w górę. Czułam, że zaczyna brakować ci powietrza. W ostatniej chwili poczułam jak woda zaczyna wypływać jakimś kanałem. KANAŁ! Kolejne olśnienie! To może być nasza droga ratunkowa. Kanał był dość duży, więc bez problemu się do niego dostałam. Woda już całkiem zniknęła i już miała wołać Jade, kiedy kraty zasłoniły wejście do niego.

-Niech to smar!

-Rachel, gdzie jesteś?! – usłyszałam głos wystraszonej Jade

-Tutaj, w kanale! – po chwili zobaczyłam całą mokrą Jade – Kraty zamknęły się zbyt szybko. Nie zdążyłam was zawołać!

-To nic. Świetnie się spisałaś. Znalazłaś drogę na zewnątrz.

-Ale wy…

-My będziemy skupiać uwagę Lockdowna – powoli się uspokajałam – Ty w tym czasie wezwiesz pomoc. Poradzisz sobie?

-Tak.

-Świetnie, powodzenia – uśmiechnęłam się i jak najszybciej zaczęłam iść przez kanał. Na szczęście, nie był brudny.

Po kilku minutach byłam na zewnątrz. Znalazłam się po drugiej stronie labiryntu, więc musiałam sporo nadrobić. Pobiegłam jak najszybciej mogłam. Komunikacja nadal nie działała, ale może dam rade dojść do botów.

***

Nadal biegłam. Starałam się nie myśleć o zmęczeniu, choć nie było to łatwe. Niespodziewanie, tuż przed mną uderzyła rakieta, przez której wybuch odleciałam kilkanaście metrów. Strasznie piszczało mi w uszach, ale udało mi się podnieść. Uniosłam głowę i zobaczyłam kolejnego Decepticona. Był niższy od Lockdowna, miał szarą zbroję z czerwonymi wstawkami oraz skrzydła, pewnie od drugiej formy. Jego szpony były bardzo długie, a na całym ciele dało się dostrzec blizny po zadrapaniach. Na jego klatce piersiowej widniał znak cona.

-Proszę, proszę, co my tu mamy. Czyżby zwierzyna uciekła?

-Nie jestem żadną zwierzyną! – nie dam się zastraszyć – Nazywam się Rachel Steam i zaraz ci dokopię – con zaśmiał się.

-Dawno nie słyszałem lepszego żartu. Przedstawiłaś mi się jednak, więc i ja powinienem. Nazywam się Starscream i jestem komandorem Decepticonów. I to ja zaraz ci dokopię – decept znów się zaśmiał, ale tym razem wykorzystałam jego chwilę nieuwagi. Wyciągnęłam blaster i zaczęłam strzelać.  Miałam wielkie szczęście, bo udało mi się trafić Starscream’a prosto w oko, oślepiając go w połowie.

-Moje oko! – zawył i zaczął miotać się bez sensu. To była moja szansa. Jak najszybciej zabrałam się za ucieczkę. Nie przebiegłam za dużo, kiedy usłyszałam wielki huk, a potem tarcza zaczęła znikać. Na niebie pojawiły się statki wojskowe i zrozumiałam, że właśnie rozpoczęła się bitwa ostateczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz