Strony

wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział XIII - Nigdy nie trać czujności

Hej. Jakoś się w sobie zebrałam i udało mi się napisać nowy rozdział :D Mam nadzieję, że się Wam spodoba :-) Miłego czytania ;-)

Buduje imperium ze stosu patyków, patyków i kamieni, patyków i kamieni
Fundamenty zrobione są ze złamanych serc, złamanych serc i złamanych kości
Głosy w mojej głowie krzyczą ''przegrasz, przegrasz''
Pomimo tego, że odwróciłam moich wrogów w muzy w moje muzy

Daj mi trochę inspiracji, dewastacji i amunicje
Powiedz, że jestem zjawą, wadą; Co to za różnica?

Kiedy wszystko rozrywasz na strzępy to to tylko DNA
Niszcząc to czego się boimy
Nienawiść jest taką starożytną grą
Kiedy jesteśmy wszystkim tym co zostawiliśmy, dalej staramy się to zabić
Udając, że jesteśmy ze stali
Żyjąc na polu bitwy
DNA - Clarity


Ciemnowłosy chłopak delikatnie przeczesał moje włosy palcami. Leżeliśmy na sali treningowej, oparci o ścianę. Znaczy Tim był oparty o ścianę, a ja o niego. W dłoni trzymałam telefon, z którego ciągnął się kabel od słuchawek. Jedną w uchu miałam ja, a drugą moja "poduszka". Wsłuchiwaliśmy się w głośne dźwięki piosenek, przy okazji przyglądając się treningowi Sama i Maddy. Dziewczyna zrobiła szybki unik przed ciosem bruneta, ale on zręcznie chwycił ją za koszulkę i przeżucił sobie przez ramię. Maddy, lądując na ziemi, uwolniła się z jego uchwytu, rozszarpując przy tym część koszulki i od tyłu złapała go za szyję, podduszając. Ich trening bardziej przypominał mi walkę na śmierć i życie. Sam był wyjątkowo wrogo nastawiony, nie tylko do niej, ale i do nas wszystkich. Przez moją głowę przechodziła nawet myśl, ze jest zazdrosny, ale gdyby rzeczywiście tak było, nie obrażałby się na cały świat. Chyba...

Ostateczne ciosy nastolatka sprawiły, że walka była skończona. Niebieskooki uderzył Maddy w brzuch z łokcia, uwalniając się, a zaraz potem chwycił ją za włosy i uderzył jej głową o swoje kolano. Dziewczyna zachwiała się i w tym samym momencie oberwała w twarz z półobrotu. Upadła na podłogę, a echo uderzenia rozproszyło się po całym pomieszczeniu. Teraz ja powinnam walczyć ze zwycięzcą.

Wyjęłam słuchawkę z ucha i podałam ją Tim'owi. Szybko puściłam mu spojrzenie typu "załatwię to w trymiga" i ruszyłam w stronę Sama. W tym samym czasie podawał rękę nastolatce. Maddy złapała ją, ale wtedy, niespodzewanie niebieskooki ponownie przerzucił ją przez ramię, a gdy dziewczyna upadła na ziemię, chyba z jeszcze większym hukiem, chciał zadać jej ostateczny cios w twarz. W ostatniej sekundzie zdołałam odepchnać go od niej. Dosłownie czułam bijącą od niego wściekłość.

-Co to miało być do cholery?! - wrzasnęłam na niego z oburzeniem, ale chłopak nic nie odpowiedział - To są tylko ćwiczenia. Mogłeś ją zranić! - Sam spojrzał pierw na mnie, potem na Maddy, a w jego oczach mogłam dostrzec jedynie złość.

-Nigdy nie można tracić czujności - powiedział pod nosem, lecz i tak zdołałam go usłyszeć - To najważniejsza zasada na wojnie.

-Owszem, ale teraz jesteśmy w domu, nie na polu bitwy - starałam się nie podnośić głosu, choć nie było to zbyt łatwe - Spróbuj to jakoś sobie przyswoić - dodałam z nutą kpiny w głosie, na co Sam zaśmiał się.

-Daruj sobie te gadki. Wszyscy dobrze wiemy, że z nas tutaj obecnych, tylko ty masz jakieś problemy z rozumowaniem.

-Coś ty właśnie powiedział?! - syknęłam z nienawiścią i już miałam się na niego żucić, kiedy poczułam czyiś dotyk na nadgarstku.

-Daj spokój, Rachel - wyszeptał swoim łagodnym głosem - Nie warto - chłopak uwolnił moją rękę z uchwytu, po czym zaczął wracać na miejsce obserwatora, a Maddy razem z nim. Tak strasznie nie miałam ochoty teraz walczyć z Samem... Jeszcze mogłabym go zabić i co wtedy?

-Na dzisiaj koniec - stwierdziłam po chwili, odwracając się od przeciwnika - Nie powinniśmy walczyć w nerwach - już zaczęłam odchodzić, kiedy znów usłyszałam jego irytujący śmiech.

-Kiedyś nigdy nie odpuszczałaś walki... Czyżbyś zmiękła? Przez NIEGO? - pokreślił ostatnie słowo z lekkim rozbawieniem, przez co już całkowicie mnie sprowokował.

Przygryzłam z nerwów wargę i przed atakiem spojrzałam na przyjaciół. Maddy już wiedziała, co będzie się działo, więc wygodnia oparła się o ścianę. Tim natomiast pokręcił z niedowierzaniem głową, a po chwili dołączył do dziewczyny. Zacisnęłam pięści, odwróciłam się na pięci i wręcz z rykiem rzuciłam się na bruneta, dosłownie. Powaliłam go na ziemię i już chciałam zacząć okładać pięściami, ale chłopak wyciągnął jakieś wnioski z naszej ostatniej potyczki i złapał moje pięści, nim zdążyły spotkać się z jego twarzą. Nogami chwycił mnie w pasie i przechylił w przód tak, że głową uderzyłam o podłogę. Podniosłam się z ziemi i od razu musiałam unikać ciosów chłopaka. Muszę przyznać, że ćwiczył, to widać. Gdy nadażyła się pierwsza okazja walnęłam go z baśki w nos tak mocno, że zaczęła z niego wypływać krew. On nawet nie zwrócił na to uwagi i kopnął mnie w brzuch. Starałam się nie zwracać ugai na ból i dalej atakować. Tak mogłam go pokonać. Gorzej idzie mu obrona niż atak. Uchyliłam się przed jego prawym sierpowym, a następnie chwyciłam jego rękę, wykręciłam mu ją, a drugą dłonią szarpnęłam go za włosy. Chłopak starał się jakoś wyrwać, ale nie pozwalałam mu na to. Kopnęłam go w piszczel, przez co był zmuszony uklęknąć.

-Nigdy więcej nie zarzucaj mi tchórzostwa - szepnęłam mu do ucha - Zrozumiano?! - pociągnęłam go mocniej za włosy, a on pokiwał porozumiewawczo głową.

Wypuściłam go i zwycięsko ruszyłam w stronę Tima oraz Maddy. Czułam na sobie wzrok Sama, wiedziałam, że jest wściekły, bo wygrałam. Ale z czasem trzeba nauczyć się przegrywać. By jeszcze bardziej go wnerwić rzuciłam się na szyję Timowi i złorzyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Tym razem to ja wplątałam palce w jego ciemne włosy, przyciągając go do siebie. Po kilkunastu sekundach przerwałam pocałunek, ale jeszcze chwilę przytulałam się do niego i głaskałam po policzku. W końcu wypuściłam go, lecz złapłam jego dłoń i razem opuściliśmy pomieszczenie.

-Zrobiłaś to zpecjalnie - skomentował zaraz po tym, jak wyszliśmy z sali treningowej.

-Co? - udałam niewiniątko, a on puścił mi ostrzegawcze spojrzenie.

-Już ty dobrze wiesz co. Pocałunek. Chciałaś, by był zazdrosny - odwrócił wzrok. Czy ja go uraziłam?

-Tim, ja... Ja nie chciałam, żebyś to tak odebrał... - starałam się jakoś wybrnąć z sytuacji - Chciałam go po prostu zdenerwować, tak trochę... Zezłosciłam cię?

-Nie, no coś ty - machnał ręką - Nie jestem zły.

-Ani troszkę? - dopytałam z lekkim uśmieszkiem.

-Na ciebie? Nigdy - poszerzyłam uśmiech i zacisnęłam dłoń mocniej, jakby w obawie, że mógłby mi się jakoś wymknąć.

-Nie bój się. Nigdzie ci nie ucieknę - zaśmiałam się pod nosem. Znaliśmy się zaledwie kilka tygodni, a on tak dobrze mnie znał. Na tyle dobrze, że był w stanie czytać moje myśli...

***

Dziś znów robili mamie badania. Robi się coraz słabsza. Lily boi się, że nie zdoła dożyć nawet do porodu. Nie mówi tego mamie, bo nie chce jej niepotrzebnie martwić. Ponoć w trakcie ciąży, przyszłe matki nie powinny sie stresować, czy jakoś tam. Nigdy się tym nie interesowałam, bo raczej nie miałam w planach zakładanie rodziny. Raczej ciężko się opiekować dzieckiem, gdy za murami domu roboty z kosmosu niszczą nasz świat. Ale jeżeli ktoś jest w stanie wychować dziecko w takim świecie, to tylko Miko. Zdołała wychować mnie i to całkiem sama, więc teraz też sobie poradzi. Jeśli w ogóle dożyje jego narodzin...

Nie lubię o tym myśleć, bo za każdym razem coraz bardziej sobie uświadamiam, jak bardzo zaboli jej strara i jak mi jej będzie brakować. Wtedy staram się przypomnieć sobie wszystkie szczęśliwe, wspołnie spędzone chwile, jakie kiedykolwiek się nam przydarzyły. Podliczam je sobie i robi mi się trochę lepiej na sercu, bo tych dobrych chwil, jest o wiele więcej niż tych złych i to dodaje mi otuchy. Zaczynam wtedy wierzyć, że czeka nas coś lepszego. Może nie teraz, ale wkrótce. W swoim czasie...

Siedziałam obok łóżka, w którym spała mama. Teraz sypia naprawdę często, bo może wtedy odzyskać więcej sił. W tym czasie ja przyglądam się jej, strzegę jej życiai upewniam się, że niczego jej nie brakuje. Często dołącza do mnie tata, albo przyjaciele. Nic nie mówimy. Tylko siedzimy i przyglądamy się jej. Dziś jednak było inaczej. Do pomieszczenia wszedł tata. Pierw milczał, lecz po jakimś czasie przystawił sobie krzesło obok mojego, usiadł na nim i delikatnie złapał moją dłoń. Lubiłam jego dotyk. Zawsze był taki przyjemny, jego dłonie były ciepłe. Oparłam głowę na jego ramieniu. Nie robiłam tego często, bo ta czynność wydawała mi się nieco dziecinna, ale w sytuacji takiej, jak ta, dobrze było móc się na kimś wesprzeć.

-Gdy twoja mama zaszła z tobą w ciążę, byłem przerażony - odezwał się nagle - Bałem się, że nie jestem gotowy do roli ojca i że nie zdołam się tobą zająć. Że nie będę dostatecznie silny, by cię ochronić. Ale gdy się urodziłaś, wszystko się zmieniło. Kiedy nasze spojrzenia po raz pierwszy sie spotkały, kiedy twoje małe paluszki dotkneły mojej ręki wiedziałem, że nie mogę cię zawieźć. Że zawsze będę przy tobie, by cię chronić, choćbym miał oddać za to swoje życie. Myślałem, że teraz będzie mi choć trochę łatwiej. Że skoro wiem, co to znaczy być ojcem, będę się mniej denerwował, choć szansa na przeżycie dziecka jest niewielka... Ale prawda jest taka, że znój się boję, a ten strach jest na tyle silny, że paraliżuje mnie, dosłownie. Nie jestem w stanie nic zrobić. Nie mogę jej nawet pomóc...

Tata delikatnie przejechał dłonią po policzku mamy. Bardzo rzadko rozmawiamy o naszej przeszłości. Zwłasza, gdy chodzi o chwile sprzed wojny, gdy jeszcze byliśmy razem. Schot boi się przyznać, że ciąża mamy go przytłacza, podobnie jak ja, choć on ukrywa to nieco lepiej. Ale dobrze go rozumiem. Rozumiem ten strach, ten paraliż jaki go dotyka. Sama czuję się tak samo za każdym razem, gdy wchodzę do tego pomieszczenia i ją widzę... Słabą, bladą, wycieńczoną. Boję się, że właśnie tak ją zapamiętam, a to przecież nie jest ptawdzia Miko. Muszę pamiętać o tym, za wszelko cenę, bo jeśli przyjdzie mi się z nią porzegnać, nie mogę zapomnieć jaka była naprawdę. Wesoła, opiekuńcza, odważna i pełna życia...

Tak więc wtuliłam się mocniej w tatę i jedynymi słowami jakie wypowiedziałam były:

-Wiem tato... Wiem...

***

Jutro wyruszamy na nową misję. Ratchet zdobył dokładne informacje dotyczące obiektów testowych Shockwave'a. Ludzi, na których testuje swoją toksynę strachu. Trzymano ich w laboratorium conów na obrzeżach Szkocji. To taka mała forteca szalonego doktorka, ale damy sobie radę. Rozmawiałam z Jackiem o składzie drużyny i oboje zdecydowaliśmy, że Sam jest obecnie zbyt poddenerwowany by brać w udział w misji. W takim razie polecę ja, Maddy, Jack i Matt, a także Arcee, Ironchide, Catapult i Bumblebee. W razie, gdyby wystąpiły jakieś kłopoty, reszta botów dołączy do nas mostem.

Kierowałam się do pokoju Tima, bo chciałam przekazać mu wieści o misji ratunkowej, ale ku mojemu zdziwieniu, na miejscu nie spotkałam ani chłopaka, ani Kim. Gdzie oni znowu są? Opuściłam pomieszczenie i zaczęłam rozglądać się po korytarzach, szukać ich, ale wszędzie było pusto. W pewnym momencie jednak coś przykuło moją uwagę. Na podłodze, obok męskiej łazienki znajdował się jakis czerwony płyn. Przykucnęłam i bliżej się mu przyjżałam. Krew. Co tu się kurwa stało? Dalej ujrzałam więcej kropli, które prowadził wprost do części szpitalnej bazy. Szybkim krokiem skierowałam się do niej, otworzyłam drzwi i o mało nie zemdlałam.

-Tim...
 

2 komentarze:

  1. Niki!!!! Tak ja komentuje a to nie naturalne xd Ale wróciłaś do świata żywych xd Mam znów co czytać ! I duuuuużo opisów odczuć i walki wiec ciekawie ! Kolejna część chcem xd Wiec życzę weny ;) i zbierania w sobie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Część kolejnego rozdziału jest już napisana, więc mam nadzieję, że za niedługo go wstawię ;-)
      Pozdrawiam i spokojnej nocy :-)
      ***Niki***

      Usuń