piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział XXI - Dobre rady

Jest wiele sposobów na zranienie człowieka
I posłanie go do ziemi
Możesz go bić
Możesz go oszukać
Możesz go źle traktować i opuścić
Gdy jest zdołowany
Ale ja jestem gotów, tak jestem gotów dla ciebie
Stoję na swoich nogach
Za drzwiami kule walą
Bez przerwy do rytmu

Kolejny poszedł w piach
Kolejny poszedł w piach
I następny zmarł, i następny zmarł
Hej, również ciebie złapię
Kolejny poszedł w piach


Queen – Another One Bites The Dust


Jak tylko wróciłam, okazało się, że cony udoskonaliły swój sprzęt i wystarczyło, że jedna osoba opuściła bazę, a oni już mogli ją namierzyć. W tym przypadku tą osobą byłam ja. Nieumyślnie zmusiłam całą drużynę do zmiany placówki, naszego domu. Jak na razie trwają przygotowania naszego nowego miejsca zamieszkania, które znajduje się w Brazylii. Może cony nie pomyślą, że moglibyśmy się przenieść tak daleko i będą nas szukać gdzieś w okolicach Newady, co da nam więcej czasu. Co mam na myśli mówiąc „więcej czasu”? To, że już nadeszła chwila na ostateczną bitwę. Nie możemy dalej się ukrywać i czekać na jakąś szansę, która może nawet nie nastąpić. Teraz, kiedy wiemy co zamierza Starscream, musimy atakować jak najszybciej możemy. Przy pomocy armii Cybertronu, która jak niedawno zdążyłam się dowiedzieć już leci w stronę Ziemi, zdołamy pokonać recepty i raz na zawsze odbierzemy im nasz dom. Pozostaje jeszcze kwestia planu, ale Jack już nad nim pracuje.

Na razie ja i reszta drużyny siedzimy na wraku Harbingera, oczekując na kolejne przeniesienie. Co prawda nie mamy zbyt wygodnie, ale to zawsze coś. Nie jest to strażnica conów, w której spędziłam ostatni dzień…czy dwa.

 -Czyli to koniec? – pytał z niedowierzaniem Ratchet – Przeżyłaś ostatnią wizję?

-Na to wygląda – odparłam z ulga, bo doktorek tak naprawdę dopiero mnie w tym uświadomił. To koniec…

-Po tym wszystkim, co przeszłaś, zasługujesz na chwilę spokoju – dodał Tim, który wyglądał już dużo lepiej niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Chłopak chwycił moją dłoń i uśmiechnął się pocieszająco.

To wszystko wydawało się teraz takie normalne. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy jak gdyby nigdy nic, jakby na zewnątrz nie trwała wojna. Jakby przed kilkoma dniami nie zginęła moja matka…

-Tato – ze łzami w oczach spojrzałam na ojca – Co zrobiliście ze zwłokami mamy?

-My… - mężczyzna zagryzł wargę – To, co ona chciała. Spaliliśmy je, uwolniliśmy ją.

Ukradkiem uroniłam pojedynczą łzę. Nie było mnie przy tym. Powinnam być, w końcu to był jej pogrzeb. Ale mnie nie było i nie wiem jak mam to sobie wybaczyć…

-Ale kazała mi coś ci przekazać – dodał po chwili – Pudełko, jest w twojej „sypialni”.

Pokiwałam porozumiewawczo głową i udałam się stronę wyjścia. Przed drzwiami podbiegła do mnie Maddy.

-Zaprowadzę cię – zaproponowała. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.

-Dzięki.

Szłyśmy ramię w ramię, nasze kroki odbijały się echem. Żadna z nas się nie odzywała, jakbyśmy bały się, że nasze słowa zbudzą jakiegoś potwora. Może to przez sytuację. Nie było mnie, nikt nie wie, co dokładnie widziałam w moich wizjach, nadal nie możemy znaleźć Sama, zginęła mama, a na sam koniec szykuje się nam bitwa o Ziemię. W takich chwilach ciężko jest rozmawiać na jakieś normalne tematy.

Ale jednak. Maddy w końcu się odezwała.

-Bałaś się? – zapytała niepewnie – Kiedy byłaś w laboratorium Shockwave’a, podczas wizji?

Czy się bałam? Co powinnam jej odpowiedzieć? Oczywiście, że się bałam, nie miałam pojęcia co mnie czeka, co zobaczę. Ale to nie był strach przed wizją i to z pewnością nie był strach przed szalonym naukowcem. To był lęk przed nieznanym. Niewiedza jest naszym wrogiem, a ja nie miałam najmniejszego pojęcia, co może wydarzyć się w następnej chwili. Ale ostatnie wizje same w sobie nie były straszne. Świat bez przyjaciół, kiedy byłam sama jak palec i o nich zapomniałam był przerażający, ale w innym sensie. Nie czułam się wtedy tak, jak podczas pierwszej wizji, kiedy spotkałam Jade, niczym z horroru. Wizja, w której Tim mnie uratował, ale przez to zginęli wszyscy moi przyjaciele także była inna. Wtedy się nie bałam, a jedynie cierpiałam. A wizja z mamą? Ona była tak przyjemna… Pozwoliła mi pożegnać się z ukochaną osobą. Bałam się jedynie podczas ostatniej wizji, kiedy musiałam walczyć ze swoją mroczną stroną. Obawiałam się, że ona jest rzeczywiście silniejsza, że w głębi serca jestem zła… Ale nie jestem. Udowodniłam to, akceptując fakt, że wszyscy mamy swoje jasne, jak i ciemne strony…

-Czasami – odparłam jej po chwili – Głównie bałam się, że was stracę…

Dziewczyna zatrzymała się nagle i spojrzała na mnie ze łzami w oczach. W pewnym momencie rzuciła mi się na szyje i zaczęła cicho łkać, a ja nie miałam pojęcia, co takiego powiedziałam? Mimo to, delikatnie głaskałam ją po plecach i pozwalałam, by ciepłe łzy spływały po moim karku.

-Musimy ocalić Sama… - mówiła drżącym głosem – Nie wiem jak zniosę śmierć kolejnego przyjaciela… Nawet nie masz pojęcia jak się bałam, że cię stracę…

Nagle do mnie dotarło, jaka byłam egoistyczna. Ciągle myślałam o sobie i o tym, jak ja poradzę sobie bez przyjaciół, a nie pomyślałam, jak oni dadzą rade beze mnie. Może to dlatego, że uważałam się za zbędą, że sądziłam, iż przynoszę jedynie śmierć. Nie miałam świadomości, że mogę być dla kogoś aż tak ważna. Dla mojego ojca, dla przyjaciół, dla Tima… I dla Sama… To przeze mnie znalazł się w tej popieprzonej sytuacji i to ja muszę go z niej wyciągnąć.

-Ocalimy go. Obiecuję ci to…

***

Nasza „sypialnia”, jeśli można to tak nazwać było zwykłym, ciemnym pomieszczeniem, które na moje oko przypominało celę więzienną. Na środku leżały dwa śpiwory, jeden mój, a drugi zapewne Maddy. I choć nie było żadnego światła, to dzięki moim soczewką mogłam doskonale zobaczyć leżące na jednym ze śpiworów pudełko.

Powoli podeszłam bliżej i wzięłam je do rąk. Nie było ciężkie, więc w środku mógł być list, ewentualnie jakiś wisiorek. Z jednej strony chciałam je otworzyć, dowiedzieć się, co chciała mi przekazać mama, ale z drugiej obawiam się, że dowiem się czegoś, czego nie chciałam się nigdy dowiedzieć. Ostatecznie jednak wyszłam z pudełkiem na zewnątrz. Maddy skierowała się z powrotem do reszty drużyny, a ja usiadłam na ziemi, oparłam się o ścianę i ostrożnie otworzyłam pudełko, jakby coś miało zaraz z niego wyskoczyć.

Nie myliłam się. W środku znajdował się list. Delikatnie otworzyłam kopertę, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam czytać.

 

Kochana Rachel

Jeśli to czytasz, to moje życie dobiegło końca. Ale proszę cię, nie smuć się. Ja swoje przeżyłam i nie chcę , byś zmarnowała swój cenny czas na opłakiwanie mnie. Musisz żyć swoim życiem, żyć szczęśliwie i żyć w miłości, tak jak ja żyłam, kiedy narodziłaś się ty. Dopiero, kiedy ujrzałam cię po raz pierwszy zrozumiałam, czym jest prawdziwa, bezwarunkowa miłość. Dopiero wtedy zrozumiałam co to znaczy chcieć dla kogoś zginąć…

Przeżyłaś naprawdę wiele, choć masz dopiero dziewiętnaście lat… Jesteś taka młoda, a tak zraniona, ale proszę cię, nie poddawaj się. Nie zapominaj, że jutro jest zawsze czyste, nieskalane żadnym błędem. Dlatego możesz ich popełniać tak wiele, jak tylko chcesz.

A teraz, chcę ci dać kilka rad, najważniejszych jakie kiedykolwiek mogłam ci przekazać, ale nigdy nie było do tego okazji.

A więc, droga córeczko, trzymaj swoją głowę w górze. Istnieje świat poza tym, co przechodzisz. Droga córeczko, nigdy nie trać wiary w siebie. Pamiętaj, że jesteś niepowtarzalna. Nie zmieniaj się dla żadnego mężczyzny, nawet, gdy obiecuje Ci gwiazdkę z nieba. I trzyma Cię za rękę…

Życie rzuca Cię w niewiadomą. I pewnie czujesz się, jakbyś była tu sama.
Ale pamiętaj, że istnieją słowa, które powinna mieć szansę usłyszeć każda dziewczyna. Spotkasz miłość, spotkasz ból, spotkasz nadzieję, spotkasz strach.
I przez to wszystko, rok po roku, stojąc lub upadając, będę przy Tobie.
Dla Ciebie.

Droga córeczko… Byłam dokładnie taka, jak Ty.
I tak jak ja musisz przez to przejść…

Kocham Cię…

Mama

 

Czułam jak po moich policzkach spływają łzy, ale nie chciałam ich nawet ocierać. Nie mogłam oderwać oczu od listu, od słów, które napisała dla mnie mama. Tak strasznie mi jej brakuje… Niby jak mam żyć dalej, bez niej? Jak mam sobie poradzić? Przecież ona dbała o mnie, przez całe życie, poświęcała się dla mnie, nie raz oddawała mi swoje jedzenie, żebym tylko nie szła spać głodna… Jak mam teraz żyć bez niej?

Cóż… Jak sama stwierdziła, muszę przez to przejść…

1 komentarz: