Każdy krok, który postawiłem
Każda droga, którą znasz jest moja
Chodząc po linie dziesięć pięter nad ziemią
Powiedz, że ciągle będziesz u mego boku
Gdybym mógł wziąć cię za rękę
Gdybyś mogła zrozumieć
Że ledwo mogę oddychać, powietrze jest rzadsze
Boję się upadku i lądowania
Walczymy każdej nocy o coś
Kiedy słońce zachodzi jesteśmy tacy sami
W połowie w cieniu
W połowie w płomieniach
Nie możemy się cofnąć po nic
Weź co potrzebujesz, pożegnaj się
Dałem ci wszystko
I to jest piękna zbrodnia
Każdy oddech który zostawiłem
Każdy oddech jest moim
Chodząc po linie dziesięć pięter nad ziemią
Boję się upadku, pytasz się dlaczego
Zostawiamy rzeczy, które zagubiliśmy
Zostawiając te znajome
Muszę to zakończyć abyśmy mogli zacząć na nowo
Bym uratował swoją duszę za wszelką cenę
Walczymy każdej nocy o coś
Kiedy słońce zachodzi jesteśmy tacy sami
W połowie w cieniu
W połowie w płomieniach
Nie możemy się cofnąć po nic
Weź co potrzebujesz, pożegnaj się
Dałem ci wszystko
Ta ciemność jest światłem
Ta ciemność jest światłem
Walczymy każdej nocy o coś
Kiedy słońce zachodzi jesteśmy tacy sami
W połowie w cieniu
W połowie w płomieniach
Nie możemy się cofnąć po nic
Weź co potrzebujesz, pożegnaj się
Dałem ci wszystko
I to jest piękna zbrodnia
Każda droga, którą znasz jest moja
Chodząc po linie dziesięć pięter nad ziemią
Powiedz, że ciągle będziesz u mego boku
Gdybym mógł wziąć cię za rękę
Gdybyś mogła zrozumieć
Że ledwo mogę oddychać, powietrze jest rzadsze
Boję się upadku i lądowania
Walczymy każdej nocy o coś
Kiedy słońce zachodzi jesteśmy tacy sami
W połowie w cieniu
W połowie w płomieniach
Nie możemy się cofnąć po nic
Weź co potrzebujesz, pożegnaj się
Dałem ci wszystko
I to jest piękna zbrodnia
Każdy oddech który zostawiłem
Każdy oddech jest moim
Chodząc po linie dziesięć pięter nad ziemią
Boję się upadku, pytasz się dlaczego
Zostawiamy rzeczy, które zagubiliśmy
Zostawiając te znajome
Muszę to zakończyć abyśmy mogli zacząć na nowo
Bym uratował swoją duszę za wszelką cenę
Walczymy każdej nocy o coś
Kiedy słońce zachodzi jesteśmy tacy sami
W połowie w cieniu
W połowie w płomieniach
Nie możemy się cofnąć po nic
Weź co potrzebujesz, pożegnaj się
Dałem ci wszystko
Ta ciemność jest światłem
Ta ciemność jest światłem
Walczymy każdej nocy o coś
Kiedy słońce zachodzi jesteśmy tacy sami
W połowie w cieniu
W połowie w płomieniach
Nie możemy się cofnąć po nic
Weź co potrzebujesz, pożegnaj się
Dałem ci wszystko
I to jest piękna zbrodnia
Tamer - Beautiful Crime
-Może pierw powinniśmy w ogóle zastanowić się, jak to jest możliwe, że
Unicron uciekł? – zaproponował Bumblebee.
Siedzieliśmy na Harbingerze i staraliśmy się wymyślić cokolwiek w
sprawie Sama i Unicrona. Żadne z nas nie chciało zabić Megatrona, nie po tym,
co dla nas zrobił. Dlatego też już od jakieś godziny dyskutowaliśmy, co
powinniśmy zrobić. Aż dziw, że dopiero teraz Bee powiedział coś mądrego. Nie
mógł zrobić tego godzinę temu? Oszczędzilibyśmy sobie tej durnej paplaniny.
-Być może nie uciekł – zaproponowała Arcee – Co, jeśli on nadal jest na
Cybertronie i to stamtąd kontroluje Sama?
-To niemożliwe – zaprzeczył Bulkhead – Przecież to pudło, w którym
zamknął go Optimus całkowicie odgradza go od świata zewnętrznego.
-Dobra, to skoro już wiemy, że żeby przejąć władzę nad Samem musiał
jakoś uciec, to pasowałoby teraz dowiedzieć się, jak uciekł – zaproponował
Ironchide.
-Może ktoś go po prostu uwolnił? – zasugerował Smokescreen – Wiecie, jednego
zdrajcę już przeoczyliśmy to…
-Tylko niby po co ktoś miałby uwalniać Unicrona? – przerwała mu Catapult
– Przecież każdy wie, że on pragnie jedynie zniszczenia Cybertronu.
-W dodatku on jest pilnowany przez zaufanych strażników – zauważył Jazz-
wątpię, by któryś z nich przeoczył jakiegoś intruza, a tym bardziej zdradził.
-A może przestaniemy zastanawiać się jak zwiał i zdecydujemy jak go
wypieprzyć z ciała Sama?! – wrzasnęłam na nich. Już stanowczo za długo to
trwało – Nie wiemy co tak naprawdę Unicron planuje, gdzie jest i jak go
powstrzymać. To o tym powinniśmy teraz rozmawiać! W końcu co się stało, to się
nie odstanie.
-Rachel ma rację – pochwalił mnie Optimus – Naszym priorytetem powinno
być uratowanie Sama.
-Akurat już na to mamy sposób – wtrącił się Megatron.
-Którego żadne z nas nie pochwala – odparł Prime. To było wiadome, że
nie chce stracić swojego przyjaciela.
-Ale tak w sumie, innego wyjścia chyba nie ma, nie? – zapytał niepewnie
Smoke, ale kiedy wszyscy spjojrzeli na niego, jakby właśnie chcieli gi zgasić,
od razu się poprawił – Nie, na pewno jest inny sposób…
-A gdybyśmy spróbowali złapać Sama i podał mu zwykły energon –
zaproponował Raf – Tak, jak to kiedyś zrobiliście ze mną. Może energon zdołałby
przezwyciężyć swój mroczny odpowiednik?
-To nie jest taki zły pomysł – przyznał mu rację Ratchet – Tylko ciągle
pozostaje problem znalezienia Sama.
-Być może ja mam pomysł – głos przejął Megatron – Nie zapominajmy, że
ciało Unicrona nadal jest jądrem Ziemi. I uciekł, czy nie uciekł z Cybertronu,
nie ważne, w swoim ciele z pewnością jest mu najlepiej.
-Super, czyli mamy dostać się do jądra ziemi, tak? – upewniła się Maddy.
Meg pokiwał twierdząco głową – A niby jak?
-Tak, jak ostatnio – odparł Prime – Mostem Ziemnym.
-Tylko ostatnio mieliśmy dokładne współrzędne – zauważył doktorek – Skąd
weźmiemy je teraz?
-To proste – ponownie odezwał się Megatron – Z mojej głowy – wszyscy
spojrzeli na niego ze zdziwieniem – Nie doceniacie mojej pamięci. Akurat tych
współrzędnych nigdy nie zapomnę.
-Świetnie. Zostaje nam tylko znaleźć sposób, by jakoś przyprowadzić tu
Sama - podsumował Tim - No i wiece, nie zginąć przy okazji.
-Myślę, że mam na to sposób – stwierdził Raf – Wystarczy podać mu środki
nasenne, odurzyć. Moglibyśmy dać wam takie w specjalnych podajnikach, podobnych
do pistoletów, ale one są raczej dla ludzie, nie Transformerów.
-A więc my pójdziemy – zaproponowałam, ale oczywiście od razu napotkałam
się z odmową.
-Nie ma takiej opcji – stwierdził Jack – jeśli ma tam iść któryś z
ludzi, to powinienem być ja.
-Tylko, że ty powinieneś pilnować sytuacji tutaj, na powierzchni –
starałam się go jakoś przekonać – A prawda jest taka, że to wszystko moja wina
i to ja powinnam to teraz naprawić – mężczyzna cicho westchnął.
-Jack, chyba nie chcesz jej na to pozwolić? – rzucił wręcz
oskarżycielsko tata – Rachel, jeśli tam pójdziesz, zginiesz.
-Nie wiesz tego. A to, co zrobię, nie zależy od ciebie – Schoot spuścił
głowę i przygryzł wargę. Bał się o mnie, to zrozumiałe, ale jestem już dorosła
i sama mogę podejmować decyzję.
-Skoro idzie Rachel, to ja też – przyłączyła się Maddy – Jako wsparcie.
-I ja dodał Tim i już chciałam mu powiedzieć, żeby nawet o tym nie
myślał, kiedy dodał – Sam jest moim bratem. Muszę mu pomóc – cała nasza trójka
spojrzała wyczekująco n Optimusa.
-Niech tak będzie…
***
Staliśmy przed mostem ziemnym i czekaliśmy, aż Ratchet wpisze do niego
współrzędne. Mieliśmy na sobie nasze kostiumy, tylko Tim miał Sama… W końcu
idzie po raz pierwszy w teren, a więc wcześniej strój nie był mu potrzebny.
Dodatkowo zabraliśmy ze sobą broń, Maddy i Tim miniblastery i zestaw noży, a ja
moje rękawice z blasterami i tylko jeden nóż. Oczywiście każdy z nas dostał po
jednym podajniku ze środkiem nasenny. Któremuś z nas musi się udać.
Nagle przed nami otworzył się portal. Wzięłam głęboki wdech i poczułam,
jak Tim chwyta mnie za dłoń. Uścisnęłam jego rękę i delikatnie się do niego
uśmiechnęłam. Potem ruszyliśmy i nim się spostrzegliśmy, byliśmy po drugiej
stronie.
Miejsce, w którym się znajdowaliśmy przypominało…szczerze mówiąc nie mam
pojęcia co. Było ciemne i ogromne. Staliśmy na czymś w rodzaju mostu . Bez
zastanowienia ruszyliśmy przed siebie.
Było cicho, przez co każdy nasz krok niosło echo. Nie wiem, czy
przypadkiem przez to Unicron się o nas nie dowiedział, ale z echem nie wygrasz.
Staraliśmy się chodzić najciszej jak umieliśmy, ale i to nie pomogło. Ja
ostatecznie uruchomiłam moje „łyżwy” i trochę wyprzedziłam pozostałych, by
sprawdzić, co kryje się dalej. Niestety, nic ciekawego. Kolejne puste pomieszczenie.
***
Nie wiem ile tak szliśmy, ale kiedy w końcu usłyszałam znajomy głos,
poczułam się strasznie słaba. Widziałam, że i Tim i Maddy odczuwają to samo,
czyli byliśmy już prawie na miejscu. Kiedy delikatnie zajrzałam do następnego
pomieszczenia, zauważyłam stojącego do nas tyłem Sama. Chyba nas nie usłyszał,
bo nawet nie drgnął. Dlatego wyłączyłam „łyżwy” i najciszej jak potrafiłam
zaczęłam iść w jego kierunku. Kroki stawiałam tak ostrożnie, jakby podłoga
zaraz miała się zapaść. I kiedy byłam już tuż, tuż, kiedy sięgałam po podajnik,
poczułam silne uderzenie w brzuch. Poleciałam kilka metrów dalej i dosyć mocno
zaryłam głową o podłogę. Syknęłam z bólu, ale podniosłam się i ruszyłam do
ataku.
Sam z łatwością odpychał ataki, a przez te jego fioletowe oczy nie
mogłam się skupić. Ostatecznie nawet strzeliłam w niego z blastera i gdy już
myślałam, że trafiłam, on przeskoczył nad pociskiem. Uderzył Tima tak mocno, że
ten poleciał kilka metrów dalej, a kiedy ja starałam się zaatakować, kopnął
mnie z półobrotu. Odbiłam się od ściany i poczułam silny ból w plecach. Maddy
wyjęła jeden z noży i wbiła mu go w ramię, ale mimo krwawienia chłopak
zachowywał się, jakby nic się nie stało. Chwycił dziewczynę za szyję i podniósł
ją, tym samym dusząc.
-Stój! – wrzasnęłam – Nie rób tego, proszę! – chciałam do niego iść, ale
obraz strasznie mi się rozmywał – Sam, przepraszam cię! Przepraszam, że byłam
tak zapatrzona w siebie, że stałam się obojętna na twoje cierpienie! – nagle
brunet wypuścił Maddy i spojrzał w moją stronę – Tak strasznie cię za to
przepraszam… To, co ci się stało to tylko i wyłącznie moja wina… - teraz szłam
już dużo pewniej i widziałam całkowicie wyraźnie – Proszę cię, spróbuj się
opanować. Wiem, że jesteś od niego silniejszy. I ty też to wiesz! – teraz
dzielił nas tylko metr – Błagam cię… Tak strasznie chcę znów cię dotknąć…
Jedną rękę wyciągnęłam przed siebie, drugą natomiast dyskretnie
sięgnęłam po podajnik ze środkami usypiającymi. Delikatnie dotknęłam jego
policzka i wręcz miałam wrażenie, że jego oczy znów przybierają normalny kolor.
Ale nie mogłam ryzykować, nie teraz, kiedy miałam szansę go uśpić. Szybkim
ruchem przystawiłam mu podajnik do szyi i nacisnęłam przycisk, tym samym
wpuszczając substancję do jego ciała. On pierw dotknął się w miejsce ukłucia,
potem jednak przeniósł wzrok na mnie i zrobił krok do przodu. Nim się
zorientowałam, co on robi, poczułam silne ukłucie w brzuchu. Cofnęłam się o
kilka kroków i wyjęłam z boku nóż. Starałam się zatamować krwawienie, ale na
próżno. Upadłam na ziemię, a Sam był coraz bliżej mnie.
-Sam, proszę… Nie rób tego…
-Sama już nie ma – odezwał się, tym mrożącym krew w żyłach głosem –
Zabiłem go.
-Nie… To nie prawda. Ja wierzę, że on nadal tam jest i nadal walczy –
mówiłam ostatkami sił – Bo on nigdy, ale to przenigdy się nie poddaje. I wiem,
że mnie teraz słyszy. Dlatego powiem to, tu i teraz. Wiem, że cię zraniłam i że
nie zasługuję na wybaczenie. Ale proszę cię, wybacz mi moje błędy i walcz, nie
poddawaj się. Zrób to dla mnie. Proszę, wróć do mnie. Kocham cię…
Nagle z jego twarzy zniknął wredny uśmiech, którym jeszcze przed chwilą
mnie obdarzał a pojawił się smutek. Jego oczy znów miały swój piękny, niebieski
kolor.
-Sam? - zapytałam niepewnie – To
jesteś ty?
-Chwilowo… -odparł z takim bólem, jakby samo wypowiedzenie tych słów
równało się ze wspinaczką na Mount Everest – Ale nie uda mi się go pokonać…
-Nie, uda ci się! Ja w ciebie wierzę.
-Rachel, to nie ma sensu… On jest za silny – poczułam, jak po moich
policzkach spływają łzy – Musisz wiedzieć, że nie zrobiłaś nic złego. To nie
jest twoja wina. Rozumiesz? – pokiwałam twierdząco głową – Powiedz to.
-Rozumiem… - chłopak delikatnie się uśmiechnął.
-Kocham cię… Zawsze kochałem… I zawsze będę… Ale wiesz, co musisz teraz
zrobić…
-Nie… Nie mogę…
-Rachel – Sam podszedł do mnie i delikatnie dotknął mojego policzka – To
jest jedyny sposób. Tylko tak zdołamy go powstrzymać.
-Ale ja nie dam rady…
-Ale ja tak – odezwał się stojący za nami Tim – Ja to zrobię.
-Nie… - wręcz jęknęłam – Musi być inny sposób – Sam ruszył w kierunku
swojego brata – To nie może się tak skończyć…
-Dziękuję – powiedział Sam do Tima – Nawet nie wiesz ile to dla mnie
znaczy – chłopak pokiwał porozumiewawczo głową – Opiekuj się nią – spojrzał w
moim kierunku – Bo ona jest darem z niebios…
-Zaopiekuję, obiecuję.
Sam uśmiechnął się i cofnął od nas kilka kroków. W międzyczasie Maddy
odzyskała przytomność, podbiegła do mnie i starała się zatamować krwawienie.
Tim wyciągnął przypięty do pasa blaster i wycelował go w brata. Nie chciałam
tego oglądać. Nie mogłam tego oglądać. Zamknęłam oczy, usłyszałam huk wystrzału
i martwe ciało upadające na podłogę. Chciałam krzyczeć, ale wydałam z siebie tylko
żałosny jęk. Potem poczułam jak Tim chwyta mnie za rękę. Powoli otworzyłam
oczy.
-Przepraszam. Ale to był jedyny sposób.
-Ja powinnam to zrobić. Ja powinnam ponieść konsekwencje.
-Nie. Ty już zbyt wiele razy musiałaś pociągać za spust wbrew swojej woli.
Nie mogłem pozwolić ci tego zrobić, bo poczucie winy już całkiem by cię
zniszczyło. A tego, nie byłbym w stanie znieść. Jesteś dla mnie zbyt ważna. Kto
by pomyślał… Kiedy poznaliśmy się po raz
pierwszy, nie miałem pojęcia, że mogłabyś być dla mnie tak ważna…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz