Wyczuwam moją drogę poprzez ciemność
Prowadzi mnie bijące serce
Nie wiem, gdzie ta podróż się skończy
Ale wiem, gdzie się zaczyna
Mówią mi, że jestem za młody by zrozumieć
Mówią, że utknąłem we własnym śnie,
Że życie mnie ominie, jeśli nie otworzę oczu
Cóż, mi to pasuje
Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Więc obudź mnie, kiedy to się wszystko skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Próbowałam unieść ciężar tego świata
Ale mam tylko dwie ręce
Mam nadzieję, że będę miał szansę zwiedzić świat
Ale nie mam żadnych planów
Chciałbym na zawsze pozostać tak młodym
Nie bać się zamknąć oczu
Życie jest grą stworzoną dla każdego
A miłość jest nagrodą
Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Prowadzi mnie bijące serce
Nie wiem, gdzie ta podróż się skończy
Ale wiem, gdzie się zaczyna
Mówią mi, że jestem za młody by zrozumieć
Mówią, że utknąłem we własnym śnie,
Że życie mnie ominie, jeśli nie otworzę oczu
Cóż, mi to pasuje
Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Więc obudź mnie, kiedy to się wszystko skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Próbowałam unieść ciężar tego świata
Ale mam tylko dwie ręce
Mam nadzieję, że będę miał szansę zwiedzić świat
Ale nie mam żadnych planów
Chciałbym na zawsze pozostać tak młodym
Nie bać się zamknąć oczu
Życie jest grą stworzoną dla każdego
A miłość jest nagrodą
Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem
Wake Me Up – Avicii
Nie lubię pożegnań.
Pożegnania wiążą się ze stratą, strata ze smutkiem, a smutek z cierpieniem. A
cierpienie przysparza nam bardzo wiele kłopotów. Co w takim razie powinniśmy
robić w czasie pożegnań? Udawać, że wszystko jest w porządku, że nic się nie dzieje?
Obiecywać samemu sobie, że dana osoba wcale nie odchodzi, że tylko na moment
stracimy ją z oczu tylko po to, by po chwili znów ją ujrzeć? A może powinniśmy
przyjąć prawdę na klatę i pozwolić emocją, by zrobiły swoje? Rozpłakać się na
oczach całego wojska, wszystkich przyjaciół, obnażyć się przed resztą
ludzkości? Nie lubię pożegnań. Ale chyba jeszcze bardziej nie lubię wybierać.
Dlatego zrobię to, co podpowie mi serce, nie rozum.
Autoboty,
które pomogły nam wygrać wojnę z Decepticonami musiały wracać na Cybertron, a w
zastępstwie na Ziemię przylecą boty budowlańcy, którzy pomogą nam odbudować
nasz dom. Dlatego już dziś muszę pożegnać moich przyjaciół, moją rodzinę. Być
może jeszcze się spotkamy, choć jest to mało prawdopodobne. Dlatego muszę dopilnować,
by nasze ostatnie, wspólnie spędzone chwile nie opierały się na smutku i
płaczu.
Niepewnie
spojrzałam na Ironchide’a. Bot miał spuszczoną głowę i wzrok wbity w podłoże.
Czyli pewnie czuje się podobnie, jak ja. Każde z nas wolałoby, żeby ta chwila nigdy
nie musiała się odbyć. Ale to nie od nas zależy, czy Autoboty zostaną na Ziemi,
czy też nie. To nie jest sprawiedliwe. I Ironchide i reszta botów powinna mieć
możliwość wyboru. W końcu od ponad trzech lat łączy nas więź i niby mają ją od
tak przerwać? Nie, to nie jest w porządku.
-Wiem, że
jest to dla nas wszystkich trudne – odezwał się Optimus, przez co wszyscy
zwróciliśmy twarze w jego stronę – Ale
nasze miejsce jest na Cybertronie. Część Autobotów pomorze wam odbudować
Ziemię, ale my musimy zadbać o bezpieczeństwo naszej planety. W końcu już
wiemy, że wśród nas są szpiedzy i zdrajcy
- na samą myśl o debilu, który uwolnił Unicrona mam ochotę krzyczeć –
Rozstanie jest trudne. Zawsze było i zawsze będzie. Ale tak jak przed laty,
przetrwamy to, co przyniesie za sobą przyszłość. Nawet jeśli dzielić nas będzie
tysiące lat świetlnych…
Prime
odwrócił się od nas i skierował w stronę Jacka. Boty pojedynczo zaczęły
podchodzić do swoich partnerów. Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam krok w przód.
Potem następny i jeszcze jeden, aż nie poczułam w rękach zimnego metalu.
Delikatnie przystawiłam głowę do ręki Ironchide’a i przymknęłam powieki, by się
nie rozpłakać.
Nie chciałam
się odzywać. Nie chciałam przerywać tej chwili, niszczyć jej piękna. Ale mimo
to, musiałam zapytać.
-Zobaczymy
się jeszcze? – bot milczał – Błagam, nawet jeśli będziesz musiał skłamać
powiedz, że tak.
-Tak…
Zobaczymy się – wstrzymywane w płucach powietrze wyleciało z moich ust wydając
przy tym cichy świst.
-Jesteś…wspaniałym
przyjacielem. Najlepszym, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
-Ty też…
Wybacz, że nie zdołałem cię ochronić przed krzywdą, jaka cię spotkała. Byłem
twoim partnerem, obrońcą, powinienem był…
-Nie… -
przerwałam mu – Nic już nie mów. To nie ma sensu. Nie myślmy teraz o tym co się
stało, co mogliśmy zrobić, a czego nie
zrobiliśmy. Po prostu, cieszmy się naszymi ostatnimi chwilami…
-Nie są
ostatnie… Obiecuję…
Objęłam
palec bota najmocniej jak potrafiłam, w tym samym czasie przygryzając wargę.
Nie chciałam płakać. W końcu sama to sobie przysięgałam, być silną. Ale myśl,
że się rozstajemy była nie do zniesienia… Pozwoliłam kilku łzom spłynąć powoli
po policzku, a potem na rękę Ironchide’a. Autobot delikatnie pogłaskał mnie po
głowie. Nic nie mówił, jak podobnie. Ale oboje wiedzieliśmy, że tak będzie
lepiej, łatwiej. Tak będziemy w stanie przetrwać…
-Będę
tęsknić – wyznałam drżącym głosem – Ale nigdy, przenigdy cię nie zapomnę.
-Wiem… I ty
zawsze będziesz w mojej iskrze…
***
Kiedy ich
statek poderwał się do lotu, silny wiatr rozwiał piach pod naszymi stopami,
który następnie powędrował prosto do moich oczu. Instynktownie potarłam je,
przez co swędzenie jeszcze bardziej zaczęło mnie irytować. I mimo wszelkich
prób, w kilka sekund rozpłakałam się, choć nie chciałam. Ale najwyraźniej świat
tego chciał.
Kiedy już zdążyłam
pozbyć się drażniącego moje źrenice piachu, zwróciłam twarz ku niebu, w stronę
odlatujących botów. Statek oddalił się już tak, że był dla mnie maleńkim
punktem w oddali, niczym gwiazda. Niedługo potem, już całkiem straciłam go z
pola widzenia.
Powinnam
wierzyć, że to jeszcze nie koniec, że oni wrócą i jeszcze się spotkamy. Ale czy
by mi to pomogło? Ciągłe oczekiwanie? Nie, nie pomogłoby.
-Hej –
usłyszałam za sobą głos Tima. Chłopak podszedł do mnie, delikatnie złapał za
rękę, a ja położyłam głowę na jego ramieniu – Trzymasz się?
-Jasne. Jest
dobrze… Tak mi się przynajmniej wydaje. Czekaj… Pytasz o odlot botów, czy o
Sama? – zapytałam nieco zdekoncentrowana.
-To zależy.
A na co odpowiedziałaś? – prychnęłam. Czy on zawsze musi zgrywać psychologa.
-Uznajmy, że
na pytanie o boty.
-Ok. A jeśli
chodzi o Sama? – drążył temat. Z nerwów zaczęłam bawić się rogiem koszulki.
-To nowa
rana. Muszę dać jej trochę czasu, żeby się zagoiła. A co z tobą? – ciemnowłosy przełknął
głośno ślinę.
-Cóż… Dni
mijają, czas leci, ale… Tęsknię za nim. To normalne, nie? – skinęłam twierdząco
głową – Żałuję, że tak naprawdę się z nim nie pożegnałem. Nie powiedziałem, że
go kochałem i że będę tęsknić…
-Śmierć nie
daje ci szansy, żeby się pożegnać. To okrutne i niesprawiedliwe, ale niestety
nic nie możemy na to poradzić…
-Tak.
Niestety…
Ręka, którą
trzymał Tim zrobiła się cieplejsza od drugiej, przez co poczułam spływający po
jej wewnętrznej stronie pot. Nie chciałam go puszczać, było mi tak dobrze. Ba,
chciałam jeszcze w tej samej chwili poczuć go w sobie. Ale to nie był dobry
moment. Nie, jeszcze nie teraz. Za to mogłam pozwolić sobie na choć odrobinę
namiętności.
Powiesiłam
ręce na szyi chłopaka i przyciągnęłam jego głowę w moją stronę. Tim zbliżył się
do mnie, objął w talii i spojrzał prosto w oczy. Teraz mogłam zobaczyć w nich
moje własne odbicie. Dziewczynę nieatrakcyjną, nienaturalnie niską, o krótkich,
chłopięcych włosach i soczewkach na oczach. Powiedzmy sobie wprost, byłam
zwykła, naturalna. Ale mimo to on widział mnie inaczej, jakbym była
najpiękniejszą osobą na świecie. I teraz, kiedy widzę siebie jego oczami, też
zaczynam tak o sobie myśleć… Choć przez te kilka chwil…
Moment
później nasze usta złączyły się w jedność, wzajemnie pieściły. Zamknęłam oczy,
żeby całkiem rozkoszować się tą chwilą. Czułam, jak chłopak wplata jedną z rąk
w moje włosy. Ja natomiast dotknęłam jego napiętych mięśni. Czułam bijące od
niego ciepło i dobroć, słyszałam rytm jego serca…
Nie wiem ile
trwała ta chwila. Wiem tylko, że nawet jeśli były to sekundy, to jedne z
lepszych w moim życiu…
***
Stałam przed
niedużym, skromnym nagrobkiem zrobionym z marmuru. Na środku widniał napis „Sam
Darby – Syn, Brat, Przyjaciel”. Obok niego stał, podobny, wykonany z jaśniejszego
kamienia. Na tym natomiast było napisane „Jade Esquivel – Bohaterka, której
świat nigdy nie zapomni”. Przeniosłam wzrok na ostatni z nagrobków. Zrobiłam
krok w bok, uklękłam przy nim i delikatnie przejechałam palcem po napisie – „Miko
Steam – Matka, Żona, Światło Nadziei”. Kiedyś uważałam, że każde z nich
zasługiwało na pomnik, że powinniśmy dzień w dzień przypominać ludziom na Ziemi
o ich poświęceniu. Dziś? Dziś sądzę, że nie jest to potrzebne. Oni nie
chcieliby rozgłosu. Nie potrzebowaliby podziękowań i wiwatów na ich cześć. To
właśnie czyniło ich bohaterami. Oddali za nas wszystkich życie, nie oczekując
niczego w zamian. Rok temu byłam jeszcze głupim dzieckiem, które przeżyło wiele
cierpienia i bólu, przez co musiało dorosnąć trochę wcześniej. Dziś jestem już
kobietą, zrozumiałam wiele rzeczy, które niegdyś były dla mnie jedną wielką
tajemnicą. Wybaczyłam sobie błędy przeszłości i starałam się żyć dniem
dzisiejszym, nie zamartwiając się o to, co przyniesie jutro. Miałam oparcie najbliższych
mi osób, mojego ukochanego Tima, taty, Maddy i Mike’a… Na naszej planecie
wreszcie zaczęło świecić słońce, rośliny odżyły, a ludzie nie bali się
opuszczać swoich domów.
To jest moje
życie. To jest moja rodzina. To jest mój dom.
Podniosłam
się i po raz ostatni spojrzałam na groby. Delikatnie uśmiechnęłam się, mając
nadzieję, że ci, co odeszli to zobaczą i dowiedzą się, że żyję. I nie mam tutaj
na myśli, że nie zginęłam. Mam na myśli to, że się w sobie nie zamknęłam, że
pozwoliłam sobie pomóc i się nie poddałam. Tak, chciałabym, żeby oni o tym
wiedzieli. A czy wiedzą? Na to pytanie nie znam już odpowiedzi. Ale to
nieważne. Bo pewnie prędzej, czy później i tak się o tym przekonam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz