piątek, 27 listopada 2015

Rozdział I - Dręczące sny

Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział drugiej części Transformers Prime Zagłada. Wiem, że miał się on pojawić wcześniej, ale miałam sporo roboty. Rozdziały będą pojawiać się co tydzień w piątki. Mam nadzieję, że już niedługo zobaczę pod tym postem kilka komentarzy ;-) Miłego czytania :-)


Kiedy zamkniesz oczy,
możesz ujrzeć jak dzień przemija,
wszystkie śmiechy i głupie kłótnie,
Ty i ja wijemy się jak grzmoty na niebie.
Tak jak impreza kończąca się nad ranem,
która nigdy nie ustaje na długo.

Wrócę więc nie spuszczaj głowy,
wrócę w każdej piosence i przy każdym zachodzie słońca
wspomnienie o nas jest zawsze w zasięgu,
Wrócę, wrócę więc nie spuszczaj głowy.
Skylar Grey – I Will Return

Było ciemno. Jakaś postać co chwila koło mnie przebiegała. Starałam się wytężyć słuch. Wiedziałam, że się zbliża. Niespodziewanie jego pięść znalazła się przed moją twarzą. Szybko złapałam ją i przerzuciłam napastnika przez ramię. Upadł z wielkim hukiem, a światła włączyły się. Chłopak leżał na ziemi i nie ruszał się. Tym razem nieźle go załatwiłam. Podałam mu dłoń i pomogłam wstać. Miał krótkie, czarne włosy, niebieskie oczy i delikatne rysy twarzy jak na dziewiętnastolatka. Był ubrany w szare dresy, czarny T-shirt i sportowe buty.

-Wiesz co – odezwałam się – Chyba powinnam dać ci w końcu wygrać.

-Nie, to ja powinienem nauczyć się w końcu twojej taktyki. Zawsze czekasz aż wykonam pierwszy ruch, a wtedy staje się też ostatnim ruchem. Powiedz, czy przez te soczewki lepiej widzisz w ciemnościach?

-Nie Sam. Po prostu za głośno się poruszasz – chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się wrednie.

-Za głośno, tak? – pokiwałam głową, a on wziął mnie na ręce i zaczął obkręcać – Nadal jestem za głośny?

-Głośniejszy niż Ironchide! – zażartowałam. Sam wyrzucił mnie w górę, a ja złośliwie kopnęłam go kiedy spadałam. Wylądowałam na rękach, a później skoczyłam na nogi. Chłopak ponownie leżał na ziemi – No, nareszcie siedzisz cicho – puściłam mu wredny uśmieszek i pomogłam wstać.

Nagle usłyszeliśmy klaskanie dochodzące zza nas. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy szczupłą kobietę średniego wzrostu o długich, czarnych włosach i brązowych oczach. Miała na sobie skórzane spodnie, buty wojskowe i bluzkę z krótkim rękawem, wszystko w ciemnym kolorze.

-Cześć mamo – przywitałam się – Wcześnie dziś wstałaś.

-Chciałam zobaczyć jak sobie radzicie. Jak widzę mój kopniak z powietrza się sprawdza? – kobieta uśmiechnęła się wrednie do Sama.

-Więc to ty ją tego nauczyłaś?! Jak mogłaś, Miko?! – mama wzruszyła ramionami.

-Jestem jej trenerką. Pokazuję jej moje najlepsze ciosy – powtórzyłam ruch mamy i również wzruszyłam ramionami – No, nie będę was zatrzymywać, ale pamiętajcie, że za piętnaście minut śniadanie – kobieta zaczęła odchodzić – I umyjcie się! – powiedziała zanim opuściła biały pokój, czyli salę treningową.

-Chyba kiedyś zabiję twoją mamę.

-Możesz spróbować.

Uśmiechnęłam się i złapałam Sama za rękę. Razem opuściliśmy pomieszczenie i skierowaliśmy się w stronę naszych sypialni. Od kąt Starscream przejął władzę nad Decepticonami, bazę zmienialiśmy sześć razy. W końcu zdecydowaliśmy się rozdzielić wojsko na dwie grupy. Większa, składająca się ze zwykłych żołnierzy obecnie stacjonuje w Niemczech, a mniejsza, zwana Jednostką Specjalną, do której się zaliczam w Newadzie. Odbudowaliśmy starą bazę Autobotów w Jasper i trochę przerobiliśmy. Dorobiliśmy podziemny poziom, gdzie znajdują się sypialnie, jadalnia, łazienki i laboratorium. Na powierzchni jest sala treningowa, zarówno dla ludzi jak i botów, pomieszczenie dla naszych transformerów i sala odpraw, gdzie zawsze są rozdzielane misje. Nasz zespół nie jest duży. Liczy sobie zaledwie trzydzieści osób. W jego skład wchodzą najlepiej wyszkoleni żołnierze i komandosi oraz Autoboty. Botami dowodzi Optimus, który wrócił z Cybertronu. Elita nadal zbiera armię. Od kąt na Cybertronie nie ma obowiązkowej służby, nie jest to takie łatwe.

Zjechaliśmy windą i poszliśmy korytarzem. Nie był zbyt wysoki ani szeroki, bo boty tędy nie przechodziły. Ściany i podłoga były szare, wykonane z betonu. Minęliśmy łazienki i rozdzieliliśmy się przy naszych pokojach. I one nie były bardzo duże. Ściany i podłoga również były pomalowane  na szaro. Dwa łóżka po obu stronach pokoju, komoda między nimi, z jednej strony biurko, a z drugiej kanapa. Nad komodą wisiało lustro. Pośpiesznie wyciągnęłam z szuflady ubrania i dopiero wtedy zauważyłam, że ktoś siedzi na łóżku. Dziewczyna była ode mnie młodsza, ale nie było tego widać przez jej wysokość. Miała brązowe oczy i bardzo długie, związane w kucyk włosy. Niegdyś były czerwone, ale nie wiedzieć czemu stały się brązowe. Była ubrana w ciemnobrązowe spodnie,  szary podkoszulek, swoją ulubioną zieloną koszulę i czarne wojskowe buty. Na szyi miała jak zwykle grot od strzały.

-Jeszcze nie na śniadaniu? – zapytałam wyciągając przy okazji ręcznik – Dziwię się, że Mike nadal po ciebie nie przyleciał.

-Był tu jakieś pięć minut temu, ale udałam, że mnie nie ma – dziewczyna podniosła się z łóżka – Po ostatnim „incydencie” raczej go unikam.

-Piosenkę, którą napisał specjalnie dla ciebie nazywasz incydentem? – westchnęła.

-Lubię go, ale jako przyjaciela. Staram się mu wytłumaczyć, że nic do niego nie czuję, ale on mnie nie słucha.

-Nie martw się Maddy. W końcu mu przejdzie.

-Mam nadzieję. Dobra, idę na to śniadanie bo i tak pewnie będziesz siedzieć pod prysznicem godzinę.

-No już nie przesadzaj – Maddy wyszła, a ja zaraz za nią.

Łazienka znajdowała się tuż obok. Tak jak w całej bazie podłoga i ściany były szare. Zdjęłam ubrania, weszłam pod prysznic i zasunęłam zasłonkę. Puściłam zimną wodę i stanęłam pod nią, pozwalając strużkom spływać po mojej twarzy. Zimno mi nie przeszkadzało. Wręcz je lubiłam. Wolałam jednak nie narażać się na jakąś chorobę i po pięciu minutach wyszłam i się wytarłam. Ubrałam się w białą koszulkę, szare dziurawe leginsy do łydki, spod których wystawał fioletowy materiał i na to czarne spodenki. Na boso wróciłam do pokoju i włożyłam czarne, niskie trampki z niebieską podeszwą. Z komody wyciągnęłam jeszcze granatową, krótką, skórzaną kurtkę i rękawiczki bez palców w tym samym kolorze. Przejrzałam się w lustrze. Po wypadku z bombą conów muszę nosić soczewki, przez co moje oczy są brązowe, a nie niebieskie. Włosy jak zwykle ścięłam na bardzo krótko, a z przodu zrobiłam sobie fioletowe pasemka.

Wyszłam z pokoju i szybszym krokiem skierowałam się na jadalnię. Była ona dużo mniejsza niż ta w poprzedniej bazie. Nie musiała w końcu mieścić tysiąca osób. Większość miejsca zajmowały stoliki, a przy ścianach stały stoły z jedzeniem i piciem. Mieliśmy określone stoliki. Wzięłam tacę, na nią talerz, kubek oraz sztućce i zaczęłam wybierać jedzenie. Jajecznica, grzanki i herbata ziołowa. Tyle mi starczy. Poszłam do naszego stolika. Sam, Maddy i Mike już przy nim siedzieli. Mike nie bardzo się zmienił przez te trzy lata, ale stał się wyższy. Jego czarne, roztrzepane na wszystkie strony włosy i brązowe oczy zostały takie same. Był ubrany w czarne spodnie, szarą bluzkę i granatową bluzę oraz trampki. Sam też zdążył się przebrać. Założył czarne spodnie, bluzkę z krótkim rękawem i wojskowe buty. On to w ogóle nie ma poczucia stylu.

Usiadłam na wolnym krześle i przywitałam się z przyjaciółmi. Później przeszłam do posiłku. Mimowolnie, co chwila przecierałam oczy. Ostatnio kiepsko sypiam. Nie wiedzieć czemu Sam uważa, że coś mi dolega. Ciągle mi się przygląda, jakbym była jakąś istotą z innego wymiaru. To się robi denerwujące. Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na stolik naszych rodziców. Uśmiechnięta mama, a obok niej tata. Nie zmienił się w ogóle. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy oraz był ubrany w ciemne spodnie, szarą bluzkę, wojskowe buty i kurtkę. Miejsce obok zajmował tata Sama i nasz przywódca, Jack. Myślałam, że to już niemożliwe, ale chyba przybrał jeszcze mięśni. Oprócz tego miał niebieskie oczy i czarne włosy. Założył „roboczy strój”, czyli czarny kombinezon, wojskowe buty, kurtka i pas. Skoro tak się ubrał, to coś musi być na rzeczy. Dalej siedzieli rodzice Mike’a, Raf i Lily. Tata chłopaka miał brązowe oczy i roztrzepane włosy, a był ubrany w granatowe spodnie, brązowe buty i koszulę. Na nosie miał czerwone okulary. Mama Mike’a była bardzo wysoka i szczupła, miała brązowe oczy, śniadą karnację i czarne włosy. Była ubrana w jasne jeansy, pomarańczową bluzkę i biały fartuch pielęgniarek, a na nosie również miała okulary tyle, że czarne. Na ostatnim stołku siedział tata Maddy, Matt. Był umięśnionym mężczyzną o rudych, wpadających w brąz włosach i brązowych oczach. On także miał na sobie „roboczy strój”. Coś ewidentnie się szykowało.

Po skończonym posiłku postanowiłam dowiedzieć się, co się dzieje. Odeszłam od stolika i skierowałam w stronę rodziców. Nadal siedzieli i rozmawiali, ale kiedy mnie zobaczyli momentalnie zamilkli.

-Cześć Rachel – odezwał się tata – Coś się stało?

-Chciałam się zapytać, czy nie szykuje się jakaś misja? – rodzice wymienili spojrzenia – Widzę, że Jack i Matt są ubrani w „robocze stroje” i myślałam, że gdzieś lecą.

-Bo lecimy – odpowiedział mi Jack – Musimy sprawdzić jedną rzecz, ale to nie potrwa długo.

-Może, mogłabym się jakoś przydać?

-Rachel – tata złapał mnie za rękę – Bierzesz udział w prawie każdej misji, odpocznij trochę. Jack i Matt biorą zespół i wylatują za chwilę, więc i tak nie zdążyłabyś się przygotować – kłamał. Dobrze wiem, kiedy mnie okłamuje, a teraz właśnie to robił. Nie chciałam się jednak z nim kłócić, więc pokiwałam głową i odeszłam.

Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. Minęłam przyjaciół i wyszłam na zewnątrz. Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza, więc skierowałam się w stronę windy. Weszłam do środka i wtedy zobaczyłam, że Sam biegnie za mną. W tej chwili i on był niepożądany, a więc nie zatrzymałam windy i pojechałam w górę, na dach naszej bazy gdzie znajdowało się lądowisko. Wyszłam na zewnątrz i usiadłam na skraju budynku. W sumie, to nawet nie był budynek, tylko wielka skała. Widoki z niej były jednak piękne, zwłaszcza wschody i zachody. Teraz niebo było niebieskie, choć ciemne chmury się zbliżały. Może to były chmury, a może smog, sama nie wiem. Tak czy siak lubiłam tu siedzieć i obserwować horyzont.

-Rachel - Sam usiadł obok mnie i złapał mnie za rękę – Co się z tobą dzieje? – zagryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać. Ostatni okres rzeczywiście nie był lekki. Musiałam się w końcu komuś zwierzyć.

-Widzę ją – odparłam – Co noc widzę jej martwe ciało. Potem ona chwyta mnie za rękę i otwiera oczy. Ściska mnie bardzo mocno i mam wrażenie, że jej dotyk parzy. Mówi, że się na mnie zawiodła, że jej śmierć poszła na marne – po policzku spłynęła mi łza, ale od razu ją wytarłam – Później widzę was wszystkich, martwych. Zostałam tylko ja i wtedy zauważam, że na mojej piersi widnieje znak Decepticonów.

-Rachel wiesz, że to nie jest prawda – chłopak objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego – Nie pozwól Jade mieszać w twoim życiu. Ona odeszła, rozumiesz? – pokiwałam głową – Już najwyższy czas porzucić ten rozdział w życiu i przejść do następnego.

Sam miał rację. Musiałam w końcu zapomnieć o Jade. Pytanie tylko, czy potrafię?

1 komentarz:

  1. Świetny rodział :D
    Cieszę się, że postanowiłaś wrócić do tego opowiadania :D
    Czekam na ciąg dalszy ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń