Jako dziecko
wolałeś czekać i patrzeć z oddali,
Ale zawsze wiedziałeś, że będziesz tym,
Który będzie pracować, kiedy ci wszyscy będą się bawić.
W młodości często leżałeś w nocy rozbudzony, rozmyślając
O tym, co kiedyś zmienisz,
Ale to był tylko sen.
Oto jesteśmy, już się nie odwracajcie,
Jesteśmy Wojownikami, którzy zbudowali to miasto.
Oto jesteśmy, już się nie odwracajcie,
Jesteśmy Wojownikami, którzy zbudowali to miasto z pyłu.
Ale zawsze wiedziałeś, że będziesz tym,
Który będzie pracować, kiedy ci wszyscy będą się bawić.
W młodości często leżałeś w nocy rozbudzony, rozmyślając
O tym, co kiedyś zmienisz,
Ale to był tylko sen.
Oto jesteśmy, już się nie odwracajcie,
Jesteśmy Wojownikami, którzy zbudowali to miasto.
Oto jesteśmy, już się nie odwracajcie,
Jesteśmy Wojownikami, którzy zbudowali to miasto z pyłu.
Imagine
Dragons – Wariors
Siedziałam w
swoim pokoju i słuchałam muzyki. W moich uszach rozbrzmiewał kawałek jednego z
rockowych zespołów, jakich niegdyś słuchała mama. Kołysałam się w rytm muzyki.
To był jeden z tych dni, kiedy nie miałam
żadnych obowiązków, misji, treningów i mogłam sobie pozwolić na odrobinę
swobody. Zwykle nie cierpiłam takich dni, bo nigdy nie mogłam sobie znaleźć
zajęcia. Wtedy razem z Ironchodem wybierałam się na jakiś górzysty teren, po
którym jeździliśmy wykonując przy tym niebezpieczne akrobacje. Dziś jednak
wszystkie boty wybrały się na ćwiczenia w terenie. Strasznie chciałam iść z
nimi, ale rodzice mi zabronili. Stwierdzili, że powinnam sobie trochę
„poleniuchować”. Czasem naprawdę chciałabym zamienić się miejscami z Samem albo
Maddy. Ich ojcowie dają im trochę swobody.
Znudzona
siedzeniem wstałam z łóżka, rzuciłam słuchawki na komodę i opuściłam
pomieszczenie. Nie miałam zamiaru spędzić tu całego dnia, w dodatku sama. Maddy
siedzi w warsztacie z tatą, a Mike i Sam trenują. Z oczywistych powodów nie
chciałam do nich dołączyć, a zabawa ze smarem raczej mnie nie kręci. Mogłabym
poćwiczyć walkę z mamą, ale ona spędza ten dzień z tatą. Raf i Lily pewnie też
są razem, albo siedzą w laboratorium, a Jack znając życie planuje kolejne
strategie. Chwila moment… Każdy jest czymś zajęty… Czemu ja na to wcześniej nie
wpadłam?! Mogę się wybrać gdzie chcę i nikt nawet tego nie zauważy!
Tanecznym
krokiem ruszyłam w stronę mostu ziemnego. Na moje szczęście w pomieszczeniu
nikogo nie było, więc mogłam bez przeszkód skorzystać z transportu. Wybrałam
współrzędne i już po chwili znajdowałam się w turkusowym portalu. Po drugiej
stronie czekały na mnie dobrze mi znale ulice Nowego Yorku. Nie byłam tu od…od
kąt Sam mnie stąd nie zabrał… To miejsce wiąże ze sobą tyle wspomnień. Szkoda,
że w większości są smutne.
Sprawdziłam,
czy w okolicy nie ma żadnego patrolu i zaczęłam przechadzać się ulicami.
Miejsce nie zmieniło się bardzo, od mojego ostatniego pobytu tutaj. Może
budynki były nieco bardziej zniszczone, ale to normalne. W powietrzu ciągle
dało się wyczuć nieprzyjemny zapach dymu. Właśnie tak zapamiętałam to miejsce.
Śmierdzące, zniszczone.
Wtem
usłyszałam głośne kroki. To mogło wskazywać tylko na jedno. Cony. Szybko
schowałam się na klatce jednego z bloków. Podbiegłam do ściany i ostrożnie
zerknęłam przez wybite okno. Trzy recepty zbliżające się w moją stronę.
Łatwizna, ale po co ściągać ich uwagę, skoro można przeczekać?
Nagle
usłyszałam czyjś głos. Męski, może bardziej młodzieńczy. Chyba znalazły go
Decepticony. Ostrożnie wychyliłam się i zorientowałam w sytuacji. Szczupły i
wysoki chłopak mniej więcej w moim wieku stał przed trzema conami, które
celowały w niego broń. Był nieco daleko, ale dzięki moim soczewkom mogłam się
mu uważniej przyjrzeć. Miał jasną cerę,
brązowe oczy i krótkie, czarne włosy. Miał na sobie granatowe jeansy, szarą
bluzkę i czarną kurtkę oraz trampki. Nie wiem czemu, ale strasznie mi
przypominał Sama… Może przez to, żen nie mogę przestać o nim myśleć.
-Przebywanie
w tej części miasta jest nielegalne – odezwał się con. Dobrze wiedziałam, że to
nagrany komunikat, sama go niejednokrotnie słyszałam – Zostaniesz natychmiast
zdezintegrowany – to się jeszcze okaże.
Wyciągnęłam
mini blaster i wybiegłam z budynku. Pierwszego cona strzeliłam prosto w głowę,
która w momencie odpadła, a on upadł na ziemię. Pozostała dwójka zaczęła we
mnie strzelać, ale schowałam się za jakimś gratem. Kiedy recepty przestały
strzelać by sprawdzić, czy przeżyłam, skorzystałam z okazji i strzeliłam
jednemu z nich w iskrę, w momencie go uśmiercając. Teraz, gdy został tylko
jeden poszło jak po maśle. Uważając na pociski biegłam w jego stronę, a kiedy
już byłam wystarczająco blisko zaczęłam w niego strzelać. Decepticon upadł, ale
nie zginał. Wskoczyłam na niego, wyciągnęłam schowany za pasem nóż i odcięłam
mu głowę. Mówiłam, jak po maśle.
Zeskoczyłam
z cona, a przede mną pojawił się ten chłopak. Niech to, on naprawdę przypominał
Sama. Chyba muszę przestać o nim myśleć.
-Ja… - nie
wiedział co powiedzieć – Jak ty to zrobiłaś?
-Chyba
powinieneś zacząć od „Dzięki za uratowanie życia”, nie sądzisz?
-No tak,
przepraszam. Bardzo ci dziękuję – poprawił się szybko i spojrzał na mnie
pytająco.
-O, ty
czekasz na odpowiedź? – pokiwał twierdząco głową – Trójka conów to łatwizna.
Byłam szkolona do takich akcji.
-Więc jesteś
buntowniczką? – pokręciłam przecząco głową.
-Walczę dla
wojska, jak reszta mojego zespołu. Kojarzysz ten atak na główną siedzibę conów
trzy lata temu? To moja zasługa – wskazałam ręką na siebie i uśmiechnęłam się z
dumą.
-Całe miasto
go zna – powiedział, jakby z zachwytem – Daliście nam nadzieję na lepsze jutro.
Część ludzi w Nowym Yorku zorganizowała powstanie – jeju. Nie miałam pojęcia,
że zdołaliśmy kogoś zmotywować, zainspirować. To wielki zaszczyt – Bardzo się
cieszę, że cię poznałem…
-Rachel.
-Tim –
uśmiechnęliśmy się do siebie – Czy w wojsku…prowadzicie jakieś pobory?
-A co,
chciałbyś się zaciągnąć? – zapytałam nieco żartobliwie, ale on chyba mówił na
serio.
-Chciałbym
robić coś pożytecznego. Moja mama stara się pomagać biednym i chorym, a ja
tylko szwędam się po ulicach. Powinienem zacząć walczyć o swoją planetę.
-Cóż,
mogłabym cię wprowadzić…
-Naprawdę?
-Ale ja
należę do jednostki specjalnej – szybko zgasiłam jego nadzieje – Musiałabym
przedstawić cię mojemu dowódcy, a wtedy on podałby informację dalej. Może i by
cię przyjęli, ale do normalnych oddziałów biorą raczej dorosłych. Nie chcą
niepotrzebnie narażać dzieci.
Tim spuścił
głowę. Widać było, że chce pomóc, a ja nie mogłam od tak go zawieźć. Już
chciałam mu zaproponować pójście ze mną do naszej bazy, ale w mózgu zapaliło mi
się czerwone światełko. A co jeśli on nie jest tym, za kogo się podaje? Jeśli
to jakiś szpieg? Nie znam go w końcu, a dałam się mu owinąć wokół palca.
Jeszcze gorzej by było, gdyby on okazał się kolejnym z moich koszmarów. Pierw
więc musiałam się upewnić, czy jest po naszej stronie.
-Muszę ci
zadać kilka pytań – spojrzał na mnie ze zdziwieniem – Pierwsze z nich może ci
się wydać nieco…niecodzienne – wzięłam głęboki wdech – Czy jesteś prawdziwy?
-Czemu miałbym
nie być? – moje pytanie rzeczywiście wybiło go z tropu – Czekaj, czekaj. Wiem,
o co ci chodzi – doprawdy? – Chcesz wiedzieć, czy jestem jakimś szpiegiem czy
czymś w tym rodzaju? Nie wiem, jak chciałabyś to sprawdzić, ale może zaczniesz
od mojego słowa. Nie jestem zdrajcą – powiedział jak najbardziej poważnie i
szczerze. Nie kłamał, wiedziałam to.
-Dobra,
wierzę ci – uśmiechnęłam się do niego i złapałam za rękę – Teraz się tylko nie
wystrasz – połączyłam się z bazą – Tu Rachel, bardzo proszę o most ziemny.
Już po
chwili przed nami pojawił się portal. Chłopak wyglądał na mocno zszokowanego,
ale bez wahania ruszył razem ze mną. Widać było, że ciągnie go do nieznanego.
Trzymając sięga ręce przeszliśmy na drugą stronę, gdzie czekał na nas tata.
Stał ze skrzyżowanymi rękami i przyglądał się nam.
-Gdzieś ty
była i kto to jest? – zapytał nieco ostro, ale ja się tym nie przejęłam.
-Tato, to
jest Tim. Poznałam go w Nowym Yorku. Co do pierwszej części pytania, to nie
miałam ochoty siedzieć cały dzień w pokoju – wzruszyłam ramionami. Tim ciągle
trzymał mnie za rękę i co dziwne, nie przeszkadzało mi to.
-Nie
powinnaś tu przyprowadzać nikogo bez naszej zgody.
-Tak wiem,
ale on chce walczyć, a ja nie mam zamiaru mu w tym przeszkadzać. Skoro może
pomóc wygrać nam tę wojnę, niech pomorze.
Pociągnęłam
chłopaka za rękę i razem weszliśmy do windy. Nie miałam ochoty wysłuchiwać
gadaniny ojca. Dobrze wiedziałam, co robię i liczyłam się ze wszelkimi
konsekwencjami.
-Dzięki, że
stanęłaś w mojej obronie – odezwał się Tim i uśmiechnął do mnie – Wiesz, będę
musiał jeszcze wrócić do miasta, powiedzieć mamie gdzie jestem – ale dałam
ciała! Przecież jego matka będzie się zamartwiała!
-Wybacz,
wrócimy tam jak tylko mój ojciec się uspokoi. Na razie by nas nie puścił, jest
strasznie nadopiekuńczy – machnęłam ręką, a chłopak zaśmiał się cicho .
-Moja mama
zwykle dawała mi wolną rękę, ufała mi. Ojca nigdy nie poznałem. Nawet nie wiem,
czy żyje. Mama nie chce o tym mówić.
-Rozdarte
rodziny to standard tych czasów.
Opuściliśmy
windę i skierowaliśmy się od mojego pokoju. Chciałam puścić mu kilka moich
ulubionych piosenek, opowiedzieć o przygodach, nawet o Autobotach. Wiem, że nie
powinnam zdradzać mu naszych sekretów, ale mu ufałam. Cóż zrobić?
***
-A wtedy
Jade powiedziała „Wybacz Mike, ale myślałam, że lubisz grać na ostro” - oboje wybuchliśmy śmiechem. Kończyłam
Timowi opowiadać moje początki w drużynie. To miło mi się z nim rozmawiało i
pierwszy raz od dawna mówiłam o Jade, wspominałam ją z kimś, kogo poznałam
zaledwie godzinę wcześniej.
-Jade to
musi być niezła przyjaciółka, co?
-Tak, była
niesamowita…
-Jak to
była? – zdziwił się, a ja przygryzłam wargę.
-Jade…jej
już z nami nie ma – spuściłam wzrok – Zginęła, by nas uratować. Poświęciła swoje
życie dla planety.
-Hej –
chłopak delikatnie złapał mnie za brodę i uniósł głowę. Uśmiechał się
pocieszająco, przez co i ja się uśmiechnęłam – Moja mam mówi, że ci, którzy
odeszli, na zawsze pozostaną w naszych sercach. Wystarczy, że będziemy o nich
pamiętać – kilka łez mimowolnie spłynęło po moim policzku. Chłopak otarł je, a
ja chwilę później rzuciłam się mu na szyję.
-Dziękuję
ci… Potrzebowałam tego…
Uwolniłam
Tima z uścisku, ale złapałam go za dłoń. Wyglądem bardzo y przypominał Sama,
ale nie charakterem. Był czuły, umiał mnie w spokoju wysłuchać… Czułam się przy
nim niesamowicie.
Nagle do
pokoju wpadł Jack. W rękach trzymał jakieś papiery i już miał coś mi
powiedzieć, kiedy zauważył Tima. Przyglądał mu się z wielkim zdziwieniem, może
nawet przerażeniem. Chciałam mu wyjaśnić całą sytuację, ale on nagle się
odezwał.
-To…to
niemożliwe – mówił cichym głosem – Tim? To…to ty? – zdezorientowany chłopak
pokiwał twierdząco głową, a oczy mężczyzny rozszerzyły się – Tim…mój synu…
Przepraszam za moje dziwne poczucie humoru, ale na ostatnią linijkę wybuchnąłem śmiechem.
OdpowiedzUsuńJack, ile ty dziewczyn masz/miałeś? Albo inaczej, ile jeszcze masz dzieci? XD
Czekam na ciąg dalszy
~ Seba
Spokojnie, nie będzie już więcej żadnych niespodzianek ;) A w następnym rozdziane dowiesz się, że tych dziewczyn to w cale nie było tak dużo :-)
UsuńPozdrawiam ;-)
***Niki***
Eemmm... Nie wiem co napisać. Siedzę z miną typu Wtf?!
OdpowiedzUsuńA matka Tima i Sama to ta sama osoba, czy ktoś inny? I z kim będzie Rachel?
Ja chcę next!!!
Pozdrawiam - Lilianna
Tak, matka Tima i Sama to ta sama osoba :D A to z kim będzie Rachel to główny wątek miłosny w tej historii ;-)
UsuńPozdrawiam i miłego wieczoru ;-)
***Niki***
Powiem tylko tyle, zgadam się z moimi poprzednikami. ~ Agel
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wreszcie pojawiły się jakieś komentarze :D Rozdział pojawi się w kolejny piątek, tak jak powinien się pojawić :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i spokojnego wieczoru ;-)
***Niki***