Strony

piątek, 4 marca 2016

Rozdział X - Infiltracja


Zawsze w pośpiechu
Nie pozostaję zbyt długo przy telefonie
Dlaczego jestem, aż tak zarozumiała?
Powiedziałam, że wkrótce się zobaczymy
Jednak było to może z rok temu
Nie wiedziałam, że czas był tak istotny

Tak wiele pytań
Jednak mówię sama do siebie
Wiem, że nie możesz mnie już usłyszeć
Nigdy więcej
Mam wam tak wiele do powiedzenia
A przede wszystkim pożegnać się
Lecz wiem, że nie możesz już mnie usłyszeć

W mojej głowie jest tak głośno
Od słów, które powinnam powiedzieć
A kiedy tonę w swych żalach
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam
Nigdy nie wypowiedziałam
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam

Skalar Grey - Words

Siedziałam na pokładzie Harbingera, a Ratchet robił dodatkowe badania. Strasznie się niecierpliwiłam, bo musiałam czekać, aż doktorek nie sprawdzi swoich „przypuszczeń”. Jakby po prostu nie mógł po mnie zadzwonić, jak wyniki by się pojawiły?! Ale nie! Ja muszę tu gnić, zamiast lecieć na misję! A mówiąc o misji… Sam, Pan Darby, Maddy, Matt i tata polecieli w teren. Beze mnie… Podobno w Waszyngtonie wybuchł bunt. To coś naprawdę wielkiego, ludzie zaczynają sami walczyć o swoją planetę. Rebelia łączy się jednak z pewną odpowiedzialnością. Cony wysłały spory odział do miasta, by zabił wszystkich, którzy będą chcieli walczyć. Nie możemy tak zostawić tych ludzi, dlatego Jack zarządził akcję. Wziął najlepszych ludzi, sporą część botów oraz kilkanaście osób z oddziałów zwykłych i polecieli na miejsce jakieś dwie godziny temu. Ja zostałam w tym samym czasie wezwana tutaj, tak więc nawet nie miałam co się kłócić.

-Ile to jeszcze potrwa? – zapytałam doktorka ziewając.

-Cierpliwości –odrzekł, nie odwracając wzroku od ekranu komputera.

-Pośpieeeesz się – przeciągnęłam – Może bym się jeszcze załapała na trochę jadki!

-Posiedź chwilę w spokoju! – zwrócił mi uwagę. Skrzyżowałam ręce na piersi i wystawiłam mu język.

-Spokojna, to ja będę w grobie – odparłam po chwili, a Ratchet zaśmiał się pod nosem.

-Zupełnie jakbym słyszał Miko… -  uśmiechnęłam się w myślach. Lubiłam, jak ktoś porównywał mnie do mamy. Przez tyle lat byłam pewna, że nie jesteśmy do siebie podobne w żadnym stopniu, a teraz?  Teraz czuję się jak jej młodsza wersja. To miłe uczucie.

-Ej, doktorku! – do pomieszczenia wparował Jazz. Nie poleciał na misję i był tak miły, że przybył tu ze mną. Minus był taki, że zaczął przeszkadzać medykowi, który po krótkim czasie go wyrzucił – Zaraz tu zacznę rdzewieć z nudów!

-Mam tak samo! – krzyknęłam, tym samym nie pozwalając Ratchet’owi się odezwać.

-Przestańcie już wrzeszczeć bo przepalicie mi audio receptory! – uciszyliśmy się – Dziękuję! – i medyk wrócił do pracy. Jazz stanął obok mnie, a zaraz potem osunął się zrezygnowany na ziemię.

-Jak się trzymasz? – zapytał, ale nie miałam do końca pewności o co mu chodzi. O moją „chorobę”, czy może Mike wygadał się o mojej obecnej sytuacji z Samem.

-Sprecyzuj pytanie – zażądałam.

-No…już chyba dawno nie miałaś żadnej wizji, nie? – czyli jednak o to pierwsze.

-Tak, już od jakiegoś czasu nic mnie nie gnębi. Aż dziwnie.

-Może to znak, że ci przechodzi.

-Z pewnością nie – do rozmowy wtrącił się doktorek. Widocznie skończył już analizę moich badań, bo stał do nas przodem. Nie wyglądał na zadowolonego – Sytuacja robi się coraz gorsza – zaczął iść w naszą stronę. Jazz podniósł się z ziemi i wziął mnie na rękę – Gdy ostatni raz badałem twoją krew, była ona zainfekowana toksyną w trzydziestu procentach. Teraz, mamy już pięćdziesiąt – wstrzymałam oddech. Od poprzednich badań nie minęło przecież dużo czasu… - Jeżeli infekcja będzie się tak szybko rozrastać, możemy nie zdążyć stworzyć leku.

-Ale przecież Rachel od dawna nie miała żadnej wizji – stwierdził Jazz – Czy nie powinna ich mieć więcej.

-Nie koniecznie. Serum może zbierać się w jej mózgu, nie od razu rozpoczynając wizję, a dopiero w momencie, gdy będzie sama, gdy nikt nie będzie mógł jej pomóc, zaatakuje z podwójną siłą.

-Ale skąd może wiedzieć, kiedy będę sama? To przecież tylko toksyna.

-Toksyna stworzona przez Shockwave’a, która dotarła do twojego mózgu.

-Zaczynam kminić – podsumowałam – A co będzie, jeśli toksyna obejmie krew w stu procentach? – medyk zamyślił się trochę.

-Ciężko to stwierdzić. Całkiem możliwe, że zaczniesz bardzo długą wizję, której możesz nawet nie być świadoma, aż nie będzie za późno.

-Powiedział ci ktoś kiedyś, że gadasz bardzo nie jasno? – Ratchet zmierzył mnie wzrokiem – To ja się może już nie będę odzywać.

-A ja mam pytanie – głos znów przejął Jazz – Czy znalazłeś już na to lek? – nastała chwila ciszy.

- Nie – spuściłam głowę -  Starałem się wyizolować lek, zwalczyć toksynę energonem, bez skutku.

-W takim razie co powinniśmy zrobić? Nie możemy się przecież poddać!

-Ja tu widzę tylko jedno rozwiązanie. Trzeba zdobyć badania Shockwave’a – spojrzałam na doktorka jak na wariata – Co?

-Czy ty proponujesz nam, byśmy włamali się do którejś, bo nawet nie wiadomo której, świetnie strzeżonej placówki Decepticonów i ściągnęli z niej badania Shockwave’a?

-W sumie…to tak – stwierdził, a ja zaśmiałam się na głos.

-To szalony pomysł. Ale ja lubię takie szalone pomysły. Chodź Jazz, trzeba przekonać mamę, żeby pozwoliła zebrać ekipę i ukraść te dane. Najpierw jednak musimy się dowiedzieć, gdzie znajduje się laboratorium Shockwave’a.

-Tym powinien zająć się Mike – podpowiedział mi bot – Wiesz, jaki jest dobry w te klocki.

-Nie mogę się z tobą nie zgodzić. Dobra Ratchet, otwórz nam most. Jak coś zdobędziemy, od razu dam ci znać.

-Powodzenia.

Doktorek podszedł do kokpitu i włączył  nam most. Gdy tylko pojawił się portal weszliśmy do niego i znaleźliśmy się w bazie.

-Ja załatwię sprawę z mamą, ty idź pogadaj z Mike’iem – rozkazałam.

 Jazz pokiwał porozumiewawczo głową i poszedł w swoją stronę, czyli pewnie do laboratorium, gdzie przesiaduje, jak wyjeżdżamy na misje. Ja także dokładnie wiedziałam, gdzie mam szukać mamy. Sala treningowa. Zawsze tam przesiaduje i ćwiczy, jak w pobliżu nie ma mnie, taty ani Jacka.

***

Kobieta stała tyłem do mnie i okładała worek treningowy pięściami. Miała na sobie szary dres, a jej włosy były spięte w luźnego warkocza. Nie wiem, czy mi się zdawało, ale chyba je ścięła. Warkocz zwykle sięgał jej do pasa, a teraz jedynie do łopatek. Tak, na pewno je ścięła.

Nie lubiłam przeszkadzać jej w treningach, bo potem nigdy nie mogła zebrać myśli i paplała bez sensu. Teraz jednak nie mogłam czekać aż skończy. Starając się maszerować jak najgłośniej podeszłam do niej i delikatnie szturchnęłam ją w ramię. W jednej sekundzie kobieta przerzuciła mnie sobie przez ramię i z hukiem padłam na ziemię. Jak już otrząsnęłam się z bólu mojej porażki spojrzałam na mamę. Albo była zdziwiona albo przestraszona, że coś mi zrobiła.

-Spokojnie – wydukałam – Przychodzę w pokoju – czarnowłosa momentalnie zaśmiała się i pomogła mi wstać.

-Wybacz. To z przyzwyczajenia.

-Tak, znam ten ból. Słuchaj, jest sprawa. Rozmawiałam z Ratchetem i mamy mały problem odnośnie mojej „choroby”.

-Jaki mianowicie? - spytała z zaniepokojeniem.

-Doktorkowi przydałyby się badania Shockwave’a. Chce żebyśmy włamali się którejś z baz conów, w końcu są teraz mniej strzeżone i ściągnęli z nich dane. 

-I chciałaś poprosić o moje pozwolenie? – zrobiłam słodką minkę – Cóż, trzeba przyznać, że decepty rzeczywiście wysłały spora część wojsk do walki i mają teraz słabo strzeżone placówki…

-Czy to znaczy tak?

-Na to wychodzi. Poinformuję dowództwo o naszych planach, ty się przygotuj. A, no i poproś Mike’a o pomoc. Bez niego nie damy rady.

-Tym już zajmuje się Jazz. Spotkamy się przy moście.

-Do zobaczenia.

Zadowolona z sukcesu wybiegłam z pomieszczenia i skierowałam się do siebie. Przebrałam się w mój strój i spakowałam najważniejsze rzeczy do plecaka. Wtem do środka wparował Mike. On też już był przebrany. Miał na sobie ciemny kombinezon, kurtkę i boty wojskowe.

-I co młody, wiesz gdzie jest laboratorium Shockwave’a?

-Ciężko to stwierdzić – tłumaczył, idąc w moją stronę – Nie mamy dokładnych planów baz conów, a wiesz jak trudno włamać się im do systemu…

-Przejdź do rzeczy – powiedziałam błagalnym tonem – Wiesz, czy nie?

-Tak, wiem! – odparł, nieco zdenerwowany – Chciałem tylko podkreślić, jakie to było trudne – przewróciłam oczami – Jego laboratorium znajduje się pod ziemią, w strażnicy w Turcji.

-Dzięki Mike. Wiedziałam, że dasz radę.

-Podziękujesz mi, kiedy już zdobędziemy te dane. Teraz chodźmy.

Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy iść w stronę mostu. Tam czekała już na nas mama, oczywiście przebrana w obcisły, ciemny kombinezon na ramiączkach, długie rękawiczki bez palców i buty na płaskim obcasie za kolana. Na plechach zawieszony miała kołczan ze strzałami, a do pasa przyczepiony sportowy łuk i dwa pistolety. Oprócz niej był tam Jazz, Smokescreen i o dziwo Soundwave. Wyglądał już dużo lepiej. Wciąż mogłam dostrzec jego blizny, ale widać było, że jego stan się poprawił. Mike, z pomocą Jazz’a, wpisał do mostu współrzędne i już po chwili otworzył portal. Pobiegliśmy na drugą stronę i od razu schowaliśmy się za skałami, które dzieliły nas od wielkiej strażnicy Decepticonów. Wieża przypominała Dark Mount, ale była mniejsza i znajdowała się na odludziu. Dzięki moim soczewkom mogłam zobaczyć pięciu strażników na dachu i dwóch przy drzwiach dolnych. Łatwizna. Smoke i Jazz wymienili spojrzenia, a następnie oboje zastrzelili strażników. Po cichu podbiegliśmy do wejścia, no oprócz Soundwav’e, bo on gramolił się jak ślimak i dołączył do nas dopiero po jakimś czasie. Zaczynałam powoli żałować, że w ogóle poszedł z nami na tą misję. Kiedy Wav’e do nas w końcu dołączył zajął się panelem sterowania i po krótkim czasie otworzył nam drzwi. Ostrożnie zerknęłam, czy ktoś jest na korytarzu. Pusto. Całe szczęście. Jak widać placówki medyczne i naukowe nie są w ogóle strzeżone.

Udaliśmy się do windy i kierowani przez Mike’a zjechaliśmy na ostatnie piętro pod ziemią. Tam zostaliśmy przywitani przez trójkę conów, ale bez problemu się z nimi rozprawiliśmy. Pierwszego zabiłam ja, używając moich nowych blasterów zamontowanych w rękawicach. Kolejnych dwóch zastrzeliły boty. Na następnym zakręcie spotkaliśmy jeszcze jednego wroga, ale mama posłała mu strzałę w głowę.

-To tu – stwierdził Mike, kiedy dotarliśmy do ostatnich drzwi – Główne laboratorium Shockwave’a.

Soundwave zajął się drzwiami i po niecałej minucie byliśmy w środku. Na całe szczęście, nie zastaliśmy naszego szalonego naukowca. Pomieszczenie wyglądało jak z jakiegoś horroru. Wszędzie były jakieś dziwne płyny, albo kończyny ludzkie. Na środku znajdował się panel komputerowy. Jazz położył na niego Mike’a, który zaczął szukać potrzebnych nam plików.

-Mamy mały problem – stwierdził po chwili.

-Co jest? – spytałam.

-Znalazłem pliki, ale są bardzo dobrze zakodowane. Może trochę potrwać zanim…

Nie zdążył dokończyć, bo Wave podpiął się pod komputer i zaczął odkodowywać dane. Jak widać jest w tej dziedzinie ekspertem, bo już po kilku minutach dane były odszyfrowane. Były con nie czekał i od razu zaczął je pobierać. Problem sam się załatwił.

-Kto by pomyślał, poszło jak z płatka. Prawda, mamo? – cisza – Mamo?

Odwróciłam się i zaczęłam szukać kobiety. Nagle znalazłam ją, leżącą na podłodze i chyba nieprzytomną. Podbiegłam do czarnowłosej i spróbowałam ją obudzić. Całe szczęście powoli otworzyła oczy.

-Mamo, co się stało?

-Jest mi…strasznie słabo – powiedziała bardzo cichym głosem, a po chwili wydała z siebie jęk.

-Smoke, zabierz ją do bazy – rozkazałam. Bot wziął kobietę na ręce i wezwał most, a po chwili zniknął w portalu – Ile to jeszcze zajmie? – spytałam jednocześnie Soundwave’a, jak i Mike’a.

-To dużo danych – odparł chłopak – Daj nam jeszcze pięć minut.

Wtem w całym pomieszczeniu, jak nie w całej placówce rozległ się alarm. Cholera! Dowiedzieli się, że tu jesteśmy! Pewnie wykryli otwarcie mostu.

-Możemy nie mieć pięciu minut – przed drzwiami zaczęły pojawiać się cony – Spróbujcie wyrobić się w trzy.

Uruchomiłam moją broń i ruszyłam na wrogów. Jazz strzelał do nich z balsterów, a ja znalazłam trochę inny sposób na złomowanie. Dzięki moim „łyżwom” byłam w stanie odcinać im kończyny, a potem wykańczać strzałami. Przez jakiś czas udawało się nam ich zatrzymać.

-Już! – wrzasnął Mike, a w tym samym momencie Wave odpiął się od komputera – Proszę o most ziemny.

Po kilku sekundach portal otworzył się, a my zaczęliśmy się wycofywać. Kiedy już miałam uciec, w laboratorium pojawił się całkiem nieznany mi con. Był dosyć duży i masywny, miał ciemno fioletowy lakier i jedno czerwone oko. Shockwave… Nasze spojrzenia się spotkały i oboje wiedzieliśmy kim jesteśmy. Chciałabym go teraz wykończyć, ale bez wsparcia, nie dałabym rady. Przygryzłam wargę w złości i wskoczyłam do portalu. Na zemstę przyjdzie pora…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz