Zawsze w pośpiechu
Nie pozostaję zbyt długo przy telefonie
Dlaczego jestem, aż tak zarozumiała?
Powiedziałam, że wkrótce się zobaczymy
Jednak było to może z rok temu
Nie wiedziałam, że czas był tak istotny
Tak wiele pytań
Jednak mówię sama do siebie
Wiem, że nie możesz mnie już usłyszeć
Nigdy więcej
Mam wam tak wiele do powiedzenia
A przede wszystkim pożegnać się
Lecz wiem, że nie możesz już mnie usłyszeć
W mojej głowie jest tak głośno
Od słów, które powinnam powiedzieć
A kiedy tonę w swych żalach
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam
Nigdy nie wypowiedziałam
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam
Skalar Grey - Words
Nie pozostaję zbyt długo przy telefonie
Dlaczego jestem, aż tak zarozumiała?
Powiedziałam, że wkrótce się zobaczymy
Jednak było to może z rok temu
Nie wiedziałam, że czas był tak istotny
Tak wiele pytań
Jednak mówię sama do siebie
Wiem, że nie możesz mnie już usłyszeć
Nigdy więcej
Mam wam tak wiele do powiedzenia
A przede wszystkim pożegnać się
Lecz wiem, że nie możesz już mnie usłyszeć
W mojej głowie jest tak głośno
Od słów, które powinnam powiedzieć
A kiedy tonę w swych żalach
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam
Nigdy nie wypowiedziałam
Nie mogę cofnąć słów, których nigdy nie wypowiedziałam
Skalar Grey - Words
Siedziałam
na pokładzie Harbingera, a Ratchet robił dodatkowe badania. Strasznie się
niecierpliwiłam, bo musiałam czekać, aż doktorek nie sprawdzi swoich
„przypuszczeń”. Jakby po prostu nie mógł po mnie zadzwonić, jak wyniki by się
pojawiły?! Ale nie! Ja muszę tu gnić, zamiast lecieć na misję! A mówiąc o
misji… Sam, Pan Darby, Maddy, Matt i tata polecieli w teren. Beze mnie… Podobno
w Waszyngtonie wybuchł bunt. To coś naprawdę wielkiego, ludzie zaczynają sami
walczyć o swoją planetę. Rebelia łączy się jednak z pewną odpowiedzialnością.
Cony wysłały spory odział do miasta, by zabił wszystkich, którzy będą chcieli
walczyć. Nie możemy tak zostawić tych ludzi, dlatego Jack zarządził akcję.
Wziął najlepszych ludzi, sporą część botów oraz kilkanaście osób z oddziałów
zwykłych i polecieli na miejsce jakieś dwie godziny temu. Ja zostałam w tym
samym czasie wezwana tutaj, tak więc nawet nie miałam co się kłócić.
-Ile
to jeszcze potrwa? – zapytałam doktorka ziewając.
-Cierpliwości
–odrzekł, nie odwracając wzroku od ekranu komputera.
-Pośpieeeesz
się – przeciągnęłam – Może bym się jeszcze załapała na trochę jadki!
-Posiedź
chwilę w spokoju! – zwrócił mi uwagę. Skrzyżowałam ręce na piersi i wystawiłam
mu język.
-Spokojna,
to ja będę w grobie – odparłam po chwili, a Ratchet zaśmiał się pod nosem.
-Zupełnie
jakbym słyszał Miko… - uśmiechnęłam się
w myślach. Lubiłam, jak ktoś porównywał mnie do mamy. Przez tyle lat byłam
pewna, że nie jesteśmy do siebie podobne w żadnym stopniu, a teraz? Teraz czuję się jak jej młodsza wersja. To
miłe uczucie.
-Ej,
doktorku! – do pomieszczenia wparował Jazz. Nie poleciał na misję i był tak
miły, że przybył tu ze mną. Minus był taki, że zaczął przeszkadzać medykowi,
który po krótkim czasie go wyrzucił – Zaraz tu zacznę rdzewieć z nudów!
-Mam
tak samo! – krzyknęłam, tym samym nie pozwalając Ratchet’owi się odezwać.
-Przestańcie
już wrzeszczeć bo przepalicie mi audio receptory! – uciszyliśmy się – Dziękuję!
– i medyk wrócił do pracy. Jazz stanął obok mnie, a zaraz potem osunął się
zrezygnowany na ziemię.
-Jak
się trzymasz? – zapytał, ale nie miałam do końca pewności o co mu chodzi. O
moją „chorobę”, czy może Mike wygadał się o mojej obecnej sytuacji z Samem.
-Sprecyzuj
pytanie – zażądałam.
-No…już
chyba dawno nie miałaś żadnej wizji, nie? – czyli jednak o to pierwsze.
-Tak,
już od jakiegoś czasu nic mnie nie gnębi. Aż dziwnie.
-Może
to znak, że ci przechodzi.
-Z
pewnością nie – do rozmowy wtrącił się doktorek. Widocznie skończył już analizę
moich badań, bo stał do nas przodem. Nie wyglądał na zadowolonego – Sytuacja
robi się coraz gorsza – zaczął iść w naszą stronę. Jazz podniósł się z ziemi i
wziął mnie na rękę – Gdy ostatni raz badałem twoją krew, była ona zainfekowana
toksyną w trzydziestu procentach. Teraz, mamy już pięćdziesiąt – wstrzymałam
oddech. Od poprzednich badań nie minęło przecież dużo czasu… - Jeżeli infekcja
będzie się tak szybko rozrastać, możemy nie zdążyć stworzyć leku.
-Ale
przecież Rachel od dawna nie miała żadnej wizji – stwierdził Jazz – Czy nie
powinna ich mieć więcej.
-Nie
koniecznie. Serum może zbierać się w jej mózgu, nie od razu rozpoczynając
wizję, a dopiero w momencie, gdy będzie sama, gdy nikt nie będzie mógł jej
pomóc, zaatakuje z podwójną siłą.
-Ale
skąd może wiedzieć, kiedy będę sama? To przecież tylko toksyna.
-Toksyna
stworzona przez Shockwave’a, która dotarła do twojego mózgu.
-Zaczynam
kminić – podsumowałam – A co będzie, jeśli toksyna obejmie krew w stu
procentach? – medyk zamyślił się trochę.
-Ciężko
to stwierdzić. Całkiem możliwe, że zaczniesz bardzo długą wizję, której możesz
nawet nie być świadoma, aż nie będzie za późno.
-Powiedział
ci ktoś kiedyś, że gadasz bardzo nie jasno? – Ratchet zmierzył mnie wzrokiem –
To ja się może już nie będę odzywać.
-A
ja mam pytanie – głos znów przejął Jazz – Czy znalazłeś już na to lek? –
nastała chwila ciszy.
-
Nie – spuściłam głowę - Starałem się
wyizolować lek, zwalczyć toksynę energonem, bez skutku.
-W
takim razie co powinniśmy zrobić? Nie możemy się przecież poddać!
-Ja
tu widzę tylko jedno rozwiązanie. Trzeba zdobyć badania Shockwave’a –
spojrzałam na doktorka jak na wariata – Co?
-Czy
ty proponujesz nam, byśmy włamali się do którejś, bo nawet nie wiadomo której,
świetnie strzeżonej placówki Decepticonów i ściągnęli z niej badania
Shockwave’a?
-W
sumie…to tak – stwierdził, a ja zaśmiałam się na głos.
-To
szalony pomysł. Ale ja lubię takie szalone pomysły. Chodź Jazz, trzeba
przekonać mamę, żeby pozwoliła zebrać ekipę i ukraść te dane. Najpierw jednak
musimy się dowiedzieć, gdzie znajduje się laboratorium Shockwave’a.
-Tym
powinien zająć się Mike – podpowiedział mi bot – Wiesz, jaki jest dobry w te
klocki.
-Nie
mogę się z tobą nie zgodzić. Dobra Ratchet, otwórz nam most. Jak coś
zdobędziemy, od razu dam ci znać.
-Powodzenia.
Doktorek
podszedł do kokpitu i włączył nam most.
Gdy tylko pojawił się portal weszliśmy do niego i znaleźliśmy się w bazie.
-Ja
załatwię sprawę z mamą, ty idź pogadaj z Mike’iem – rozkazałam.
Jazz pokiwał porozumiewawczo głową i poszedł w
swoją stronę, czyli pewnie do laboratorium, gdzie przesiaduje, jak wyjeżdżamy
na misje. Ja także dokładnie wiedziałam, gdzie mam szukać mamy. Sala
treningowa. Zawsze tam przesiaduje i ćwiczy, jak w pobliżu nie ma mnie, taty
ani Jacka.
***
Kobieta
stała tyłem do mnie i okładała worek treningowy pięściami. Miała na sobie szary
dres, a jej włosy były spięte w luźnego warkocza. Nie wiem, czy mi się zdawało,
ale chyba je ścięła. Warkocz zwykle sięgał jej do pasa, a teraz jedynie do
łopatek. Tak, na pewno je ścięła.
Nie
lubiłam przeszkadzać jej w treningach, bo potem nigdy nie mogła zebrać myśli i
paplała bez sensu. Teraz jednak nie mogłam czekać aż skończy. Starając się
maszerować jak najgłośniej podeszłam do niej i delikatnie szturchnęłam ją w
ramię. W jednej sekundzie kobieta przerzuciła mnie sobie przez ramię i z hukiem
padłam na ziemię. Jak już otrząsnęłam się z bólu mojej porażki spojrzałam na
mamę. Albo była zdziwiona albo przestraszona, że coś mi zrobiła.
-Spokojnie
– wydukałam – Przychodzę w pokoju – czarnowłosa momentalnie zaśmiała się i
pomogła mi wstać.
-Wybacz.
To z przyzwyczajenia.
-Tak,
znam ten ból. Słuchaj, jest sprawa. Rozmawiałam z Ratchetem i mamy mały problem
odnośnie mojej „choroby”.
-Jaki
mianowicie? - spytała z zaniepokojeniem.
-Doktorkowi
przydałyby się badania Shockwave’a. Chce żebyśmy włamali się którejś z baz
conów, w końcu są teraz mniej strzeżone i ściągnęli z nich dane.
-I
chciałaś poprosić o moje pozwolenie? – zrobiłam słodką minkę – Cóż, trzeba
przyznać, że decepty rzeczywiście wysłały spora część wojsk do walki i mają
teraz słabo strzeżone placówki…
-Czy
to znaczy tak?
-Na
to wychodzi. Poinformuję dowództwo o naszych planach, ty się przygotuj. A, no i
poproś Mike’a o pomoc. Bez niego nie damy rady.
-Tym
już zajmuje się Jazz. Spotkamy się przy moście.
-Do
zobaczenia.
Zadowolona
z sukcesu wybiegłam z pomieszczenia i skierowałam się do siebie. Przebrałam się
w mój strój i spakowałam najważniejsze rzeczy do plecaka. Wtem do środka
wparował Mike. On też już był przebrany. Miał na sobie ciemny kombinezon,
kurtkę i boty wojskowe.
-I
co młody, wiesz gdzie jest laboratorium Shockwave’a?
-Ciężko
to stwierdzić – tłumaczył, idąc w moją stronę – Nie mamy dokładnych planów baz
conów, a wiesz jak trudno włamać się im do systemu…
-Przejdź
do rzeczy – powiedziałam błagalnym tonem – Wiesz, czy nie?
-Tak,
wiem! – odparł, nieco zdenerwowany – Chciałem tylko podkreślić, jakie to było
trudne – przewróciłam oczami – Jego laboratorium znajduje się pod ziemią, w
strażnicy w Turcji.
-Dzięki
Mike. Wiedziałam, że dasz radę.
-Podziękujesz
mi, kiedy już zdobędziemy te dane. Teraz chodźmy.
Uśmiechnęliśmy
się do siebie i zaczęliśmy iść w stronę mostu. Tam czekała już na nas mama,
oczywiście przebrana w obcisły, ciemny kombinezon na ramiączkach, długie
rękawiczki bez palców i buty na płaskim obcasie za kolana. Na plechach
zawieszony miała kołczan ze strzałami, a do pasa przyczepiony sportowy łuk i
dwa pistolety. Oprócz niej był tam Jazz, Smokescreen i o dziwo Soundwave.
Wyglądał już dużo lepiej. Wciąż mogłam dostrzec jego blizny, ale widać było, że
jego stan się poprawił. Mike, z pomocą Jazz’a, wpisał do mostu współrzędne i
już po chwili otworzył portal. Pobiegliśmy na drugą stronę i od razu
schowaliśmy się za skałami, które dzieliły nas od wielkiej strażnicy
Decepticonów. Wieża przypominała Dark Mount, ale była mniejsza i znajdowała się
na odludziu. Dzięki moim soczewkom mogłam zobaczyć pięciu strażników na dachu i
dwóch przy drzwiach dolnych. Łatwizna. Smoke i Jazz wymienili spojrzenia, a
następnie oboje zastrzelili strażników. Po cichu podbiegliśmy do wejścia, no
oprócz Soundwav’e, bo on gramolił się jak ślimak i dołączył do nas dopiero po
jakimś czasie. Zaczynałam powoli żałować, że w ogóle poszedł z nami na tą
misję. Kiedy Wav’e do nas w końcu dołączył zajął się panelem sterowania i po
krótkim czasie otworzył nam drzwi. Ostrożnie zerknęłam, czy ktoś jest na
korytarzu. Pusto. Całe szczęście. Jak widać placówki medyczne i naukowe nie są
w ogóle strzeżone.
Udaliśmy
się do windy i kierowani przez Mike’a zjechaliśmy na ostatnie piętro pod
ziemią. Tam zostaliśmy przywitani przez trójkę conów, ale bez problemu się z
nimi rozprawiliśmy. Pierwszego zabiłam ja, używając moich nowych blasterów
zamontowanych w rękawicach. Kolejnych dwóch zastrzeliły boty. Na następnym
zakręcie spotkaliśmy jeszcze jednego wroga, ale mama posłała mu strzałę w
głowę.
-To
tu – stwierdził Mike, kiedy dotarliśmy do ostatnich drzwi – Główne laboratorium
Shockwave’a.
Soundwave
zajął się drzwiami i po niecałej minucie byliśmy w środku. Na całe szczęście,
nie zastaliśmy naszego szalonego naukowca. Pomieszczenie wyglądało jak z
jakiegoś horroru. Wszędzie były jakieś dziwne płyny, albo kończyny ludzkie. Na
środku znajdował się panel komputerowy. Jazz położył na niego Mike’a, który
zaczął szukać potrzebnych nam plików.
-Mamy
mały problem – stwierdził po chwili.
-Co
jest? – spytałam.
-Znalazłem
pliki, ale są bardzo dobrze zakodowane. Może trochę potrwać zanim…
Nie
zdążył dokończyć, bo Wave podpiął się pod komputer i zaczął odkodowywać dane.
Jak widać jest w tej dziedzinie ekspertem, bo już po kilku minutach dane były
odszyfrowane. Były con nie czekał i od razu zaczął je pobierać. Problem sam się
załatwił.
-Kto
by pomyślał, poszło jak z płatka. Prawda, mamo? – cisza – Mamo?
Odwróciłam
się i zaczęłam szukać kobiety. Nagle znalazłam ją, leżącą na podłodze i chyba
nieprzytomną. Podbiegłam do czarnowłosej i spróbowałam ją obudzić. Całe
szczęście powoli otworzyła oczy.
-Mamo,
co się stało?
-Jest
mi…strasznie słabo – powiedziała bardzo cichym głosem, a po chwili wydała z
siebie jęk.
-Smoke,
zabierz ją do bazy – rozkazałam. Bot wziął kobietę na ręce i wezwał most, a po
chwili zniknął w portalu – Ile to jeszcze zajmie? – spytałam jednocześnie
Soundwave’a, jak i Mike’a.
-To
dużo danych – odparł chłopak – Daj nam jeszcze pięć minut.
Wtem
w całym pomieszczeniu, jak nie w całej placówce rozległ się alarm. Cholera!
Dowiedzieli się, że tu jesteśmy! Pewnie wykryli otwarcie mostu.
-Możemy
nie mieć pięciu minut – przed drzwiami zaczęły pojawiać się cony – Spróbujcie
wyrobić się w trzy.
Uruchomiłam
moją broń i ruszyłam na wrogów. Jazz strzelał do nich z balsterów, a ja
znalazłam trochę inny sposób na złomowanie. Dzięki moim „łyżwom” byłam w stanie
odcinać im kończyny, a potem wykańczać strzałami. Przez jakiś czas udawało się
nam ich zatrzymać.
-Już!
– wrzasnął Mike, a w tym samym momencie Wave odpiął się od komputera – Proszę o
most ziemny.
Po
kilku sekundach portal otworzył się, a my zaczęliśmy się wycofywać. Kiedy już
miałam uciec, w laboratorium pojawił się całkiem nieznany mi con. Był dosyć
duży i masywny, miał ciemno fioletowy lakier i jedno czerwone oko. Shockwave…
Nasze spojrzenia się spotkały i oboje wiedzieliśmy kim jesteśmy. Chciałabym go
teraz wykończyć, ale bez wsparcia, nie dałabym rady. Przygryzłam wargę w złości
i wskoczyłam do portalu. Na zemstę przyjdzie pora…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz