Życie będzie zabijać
Wiara będzie ślepa
Nadzieja zaniknie
Prawda stanie się kłamstwem
Czasami nie ma powodu
By usprawiedliwić sens
Ale nie ucieknę
Nie wstydzę się
Będzie musiało być coś więcej żeby mnie złamać
Moje życie
Moja miłość
Mój seks
Mój narkotyk
Moja żądza
Mój Boże, to nie grzech:
Czy mogę to dostać?
Prawda?
Moja łaska
Mój kościół
Mój ból
Moje łzy
Moje cierpienie
Mój Boże, znów to powiem:
Czy mogę to dostać?
Prawda?
Wiara będzie ślepa
Nadzieja zaniknie
Prawda stanie się kłamstwem
Czasami nie ma powodu
By usprawiedliwić sens
Ale nie ucieknę
Nie wstydzę się
Będzie musiało być coś więcej żeby mnie złamać
Moje życie
Moja miłość
Mój seks
Mój narkotyk
Moja żądza
Mój Boże, to nie grzech:
Czy mogę to dostać?
Prawda?
Moja łaska
Mój kościół
Mój ból
Moje łzy
Moje cierpienie
Mój Boże, znów to powiem:
Czy mogę to dostać?
Prawda?
Amen – Halestorm
Zaraz
po tym, jak przekazaliśmy Ratchetowi wszystkie zdobyte pliki, a doktorek
momentalnie zaczął je przeglądać, ja ruszyłam prosto do mamy. Chciałam się
dowiedzieć co jej się stało, czemu zasłabła. Skierowałam się do części
medycznej i weszłam do naszej małej przychodni. Mama leżała w łóżku, ubrana w
jakąś białą koszulę, podłączona do kroplówki. Wyglądała na dosyć bladą i
wyczerpaną, ale gdy tylko mnie zobaczyła, od razu się uśmiechnęła. Podeszłam
bliżej kobiety i usiadłam na stołku obok łóżka. Złapałam ją za rękę i również
się uśmiechnęłam.
-I
jak wam poszło? – zapytała, nim ja zdążyłam zacząć przesłuchanie – Zdobyliście
dane?
-Tak,
udało nam się. Tylko zanim przeszliśmy przez most, rzuciłam okiem na naszego
szalonego naukowca, a może prędzej on rzucił okiem na mnie, dosłownie.
-Czyli
pierwsze spotkanie z Shockwavem masz załatwione? – pokiwałam twierdząco głową.
-Miałam
ochotę odstrzelić mu głowę za to, co mi zrobił, ale na miejscu zrobiło się
trochę za tłoczno – dodałam z lekkim zawodem
-Jeszcze
przyjdzie na to czas – mama uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Ej,
to ja powinnam zadawać tutaj pytania! – upomniałam ją – Co ci się stało? –
kobieta machnęła ręką.
-To
nic takiego. Tylko zasłabłam. Ostatnio za bardzo się przemęczam i tyle –
zmierzyłam ją wzrokiem. Po tylu latach wiedziałam, kiedy kłamie. Ten sztuczny
uśmiech i przymrużone oczy wyraźnie na to wskazywały.
-Mamo,
może większość osób daje się nabrać na to twoje „to nic takiego”, ale ja znam
cię zbyt dobrze, żebyś robiła ze mnie idiotkę.
-Skarbie,
to przecież nie tak… Ja tylko… - urwała – Nie chcę żebyś się mną niepotrzebnie
przejmowała, kiedy sama masz na głowie tyle kłopotów.
-Które
sama na siebie sprowadziłam – wtrąciłam – Teraz to już brzmię jak Sam… Kurwa…
-Sama
widzisz. Twoja…choroba, Sam, cała ta wojna! Nie musisz mnie tu niepotrzebnie
pakować – przewróciłam oczami, zbliżyłam się do ciemnowłosej i chwyciłam jej
drugą rękę.
-Ale
ja chcę… Tyle lat zajmowałaś się mną, pilnowałaś bym nie wpadła w jakieś
tarapaty, broniłaś przed niebezpieczeństwem nawet za cenę własnego życia.
-Od
tego są matki.
-Co
nie zmienia faktu, że nadszedł czas, by się odwdzięczyć. Będę przy tobie,
cokolwiek by się nie działo. Będę cię wspierać tak, jak ty wspierałaś mnie i
bronić za cenę własnego życia – mama przygryzła wargę, by się nie rozpłakać,
ale z jej oczu i tak wypłynęło kilka łez.
-Kocham
cię, mój mały aniołku…
-Ja
ciebie też, mamo… Ale teraz proszę, powiedz mi co ci jest – kobieta spuściła
wzrok.
-Powiem
ci, ale musi być przy tym Schot. Musicie się dowiedzieć w tym samym czasie.
Poza tym, Lily nie zrobiła jeszcze wszystkich badań. Zaczekasz trochę, prawda?
-Oczywiście,
że tak. Byle nie za długo – puściłam jej oczko, a ona cicho się zaśmiała – Jak
tata tylko wróci z misji, pójdę po niego i przyjdziemy do ciebie. Teraz skoczę
dowiedzieć się co ma Ratchet.
-Dobrze,
skarbie. Do zobaczenia.
-Do
zobaczenia, mamo.
Puściłam
kobietę i opuściłam pokój. Po tej rozmowie martwiłam się o nią chyba jeszcze
bardziej. Skoro tata też ma być przy tej rozmowie, to musi być coś naprawdę
poważnego. Cholera… Czy to się dzieje naprawdę? Czy z mamą dzieje się coś
złego… Aż boję się o tym myśleć…
Przeszłam
przez most ziemny i znalazłam się w laboratorium Ratchet’a. Doktorek był tak
zapracowany, ze nawet mnie nie zauważył. Zaczęłam go wołać, ale mnie nie
usłyszał. Jak ktoś może być tak skupiony?! Zdenerwowana zaczęłam walić pięścią
w jego nogę.
-O
w gaźnik co tym razem?! – wydarł się chyba na cały statek, ale dopiero po
chwili mnie zauważył.
-Wybacz,
że ci przeszkodziłam, ale w ogóle mnie nie słuchałeś!
-Wybacz
– medyk podniósł mnie i posadził na komputerze – Po prostu się trochę
zaczytałem. Dużo tych dokumentów… Ale jestem już w połowie.
-Dopiero?
-Gdyby
twój nowy kolega mi nie przeszkodził, poradził bym sobie szybciej.
-Czekaj,
jaki owy kolega? – zdziwiłam się – Chodzi ci o Tima?
-Tak,
tak, właśnie – mówił, kontynuując pracę – Dostał się tu mostem i…trochę mu to
zaszkodziło.
-Zwymiotował,
tak? – pokiwał twierdząco głową – Po prostu jeszcze się nie przyzwyczaił.
-Yhym…
Potem musiałem wnieść go powrotem do bazy, a następnie posprzątać bałagan, jaki
narobił. A kiedy wreszcie dostatecznie się skupiłem, zjawiłaś się ty.
-Ups?
Sorki… Ale masz już coś, tak? Wiesz może, jak mnie wyleczyć?
-Jeszcze
nie, ale coś mam. Z dokumentów wynika, ze mroczny energon wciąż jest w fazie
testów, więc jest spora szansa, że nie ma go za dużo, co wiąże się z tym, że
nie może zarazić wielu osób.
-Ale
kilka może?
-Niestety.
Są tutaj plany, chcą załapać kilkoro ludzi, robić na nich testy. Znalazłem informację,
że pierwsza piątka znajduje się w laboratorium w Szkocji.
-Odbijemy
ich – stwierdziłam stanowczo – Jak tylko ekipa wróci z misji i odpocznie,
wyruszymy na misje ratunkową.
-W
to nie wątpię. Soundwave podobno wykasował dokumenty z bazy danych Decepticonów,
więc ci ludzie zyskają trochę czasu. Co nie zmienia faktu, że już wkrótce mogą
zostać zarażeni.
-Dobra.
W takim razie ty czytaj dalej, a ja wracam do bazy. Może tata i reszta już
wrócili.
Doktorek
postawił mnie na ziemi, a ja chwilę później wezwałam most. Przeszłam przez
portal i skierowałam się do pokoju rodziców. Zamknięty, czyli albo jeszcze nie
wrócili, albo tata bierze prysznic. Trudno, poczekam w swoim pokoju. Przeszłam
chwilkę korytarzem, otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się Maddy. Miała
jeszcze na sobie swój kombinezon, czyli wróciła niedawno. Na mój widok
momentalnie spuściła głowę. Cicho westchnęłam i weszłam do środka. Usiadłam na
łóżku i już miałam zacząć słuchać muzyki, kiedy dziewczyna się odezwała.
-Przepraszam
– spojrzałam na nią pytająco – Przepraszam, że się z nim całowałam – mówiła ze
wstydem – Wiem, że nie powinnam i wiem, że cię zraniłam, ale ja po prostu… -
głos zaczął jej drżeć – Tak strasznie mi przykro… - mówiła już ze łzami w
oczach. Podniosłam się z łóżka i położyłam jej dłoń na ramieniu.
-Wcale
nie musisz mnie przepraszać. To nie ty zawiniłaś. Dobrze wiem, jak czarujący
potrafi być Sam i jak umie omotać sobie
kogoś wokół palca. Sama przez dosyć długo siedziałam w jego pajęczynie.
-Ale…przecież…On
zdradził cię ze mną…
-I
dostał za swoje. A ja naprawdę nie mam ci tego za złe. Jesteś moją najlepszą
przyjaciółką i bardzo chcę, żeby tak zostało – uśmiechnęłam się do niej
pokrzepiająco, a ona rzuciła mi się na szyję.
-Ale
i tak przepraszam – upierała się przy swoim – A przytulas to gratis do
przeprosin – wypuściła mnie z uścisku.
-A
ja myślałam, że to przeprosimy są gratisem – obie zaczęłyśmy głośno
chichotać.
-Czyli…zgoda?
– zapytała niepewnie.
-Oczywiście,
że zgoda.
-Tak
się cieszę – westchnęła głośno – Bałam się, że ten jeden błąd mógłby nas
rozdzielić.
-Nigdy.
Hej, a tak przy okazji, czy mój tata już wrócił?
-Jeszcze
nie. Jack, Matt i Schot przenoszą ostatnich ludzi do bezpiecznych placówek.
Powinni za jakiś czas wrócić.
-To
dobrze, bo będę go musiała na chwilę porwać.
Nagle
ktoś zapukał do drzwi. Wymieniłyśmy spojrzenia typu „ktoś do ciebie” i
momentalnie pokręciłyśmy przecząco głowami.
-Proszę!
– zawołała Maddy, a do pokoju wszedł Tim.
Gdy
tylko go zobaczyłam momentalnie przypomniałam sobie, że niedawno wymiotował i
nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Maddy spojrzała na mnie ze zdziwieniem,
a chłopak najwyraźniej załapał, o co mi chodzi.
-Ha,
ha, ha, no bardzo śmieszne! – udał obrażonego – Ty nigdy nie wymiotowałaś po
przejściu przez most? – pokręciłam przecząco głową, starając się uspokoić.
-Czekaj,
czekaj – wtrąciła się Mad – Wymiotowałeś? – Tim pokręcił głową, a dziewczyna po
chwili śmiała się razem ze mną. Co najśmieszniejsze, nawet Tim do nas wkrótce
dołączył.
-Tak
w ogóle, to co robiłeś na Harbingerze? – zapytałam, kiedy już dałam radę
uspokoić śmiech.
-Mike
powiedział mi, że jesteś u mamy, więc pomyślałem, że wpadnę i zapytam Ratcheta
czy czegoś się już dowiedział.
-Więc…zrobiłeś
to…dla mnie? – wskazałam z niedowierzaniem na siebie.
-Myślałem,
że może doktorek znalazł lekarstwo i chciałem ci zrobić niespodziankę –
mimowolnie się zarumieniłam i rzuciłam chłopakowi na szyję.
-Dziękuję
ci!
-Ale
niczego się nie dowiedziałem!
-Nie
ważne! Ważne, że chciałeś! – wypuściłam Tima z objęć.
-Wiesz,
jak już należę do drużyny chcę się jakoś przydać. Zwłaszcza osobie, dzięki
której odnalazłem ojca… - znów się zarumieniłam – A tak, przy okazji, Maddy,
nasi ojcowie wrócili – acha, no i tyle by było z mojej pięknej bajki. Przynajmniej się dowiedziałam, że tata
wrócił.
-W
takim razie ja muszę spadać – podbiegłam w stronę drzwi – Mama chciała pogadać
ze Schot’em, więc lecę po niego, a potem zaprowadzę go do niej – jakoś dziwnie
gestykulowałam rękami przy mojej wypowiedzi – To na razie!
Nie
czekając na odpowiedź wybiegłam z pokoju i wparowałam do pokoju rodziców. Tata
zdążył się przebrać. Ten to dopiero jest szybki! Bez powitania złapałam go za
rękę i wyciągnęłam siłą z pokoju. Chciałam się wreszcie dowiedzieć co się stało
z mamą, dlatego nie zatrzymywałam się nawet na chwilę w drodze na oddział
medyczny.
-Rachel,
gdzie mnie prowadzisz?
-Do
mamy. Chce z nami pogadać.
-Na
oddziale medycznym? – zapytał zaniepokojony – Co jej się stało?
-Właśnie
tego usiłuje się dowiedzieć, ale powiedziała, że powie nam w tym samym
momencie. Właśnie dlatego idziemy prosto do niej.
Wreszcie
udało się nam dostać do przychodni. Mama leżała z lekko przymkniętymi oczyma,
ale nie spała. Posadziłam tatę na krześle, a sama przyniosłam sobie swoje.
Ciemnowłosa otworzyła oczy i udała uśmiech. Wyglądała gorzej niż ostatnio… W
międzyczasie do pokoju weszła mama Mike’a, z jakąś kartką, pewnie wynikami
badań mamy.
-Miko,
co ci jest? – zapytał tata łapiąc mamę za rękę.
-Miko…
- Lily położyła jej rękę na ramieniu – Powinni wiedzieć.
-Ale
co mamy wiedzieć? – dopytałam już nieco zdenerwowana tym czekaniem.
-Tak,
muszą wiedzieć – mama chyba nie zwróciła uwagi na moje pytanie – Muszą poznać
całą prawdę… Mam raka piersi…
Rak... Straszna choroba ;-;
OdpowiedzUsuń~ Seba
Wiem Sebuś... Kondolencje. Przykro mi z powodu twojej mamy.
UsuńOj Nekuś (Hoshi. Jak ja się mam do ciebie zwracać?) to było ponad 3 lata temu. Nie było łatwo się z tym pogodzić, ale przecież nie chciałaby, żeby się załamywał. I tak nic mi jej nie zwróci. ;)
UsuńJest dobrze
~ Seba
Podziwiam cię wiesz? Trzy lata w sierocińcu i jeszcze służysz w organizacji pomagającym kobietom z rakiem. Jesteś wspaniały. Może ty jesteś jakimś bogiem co? XD
UsuńBo się zarumienię xD Daj spokój to nic takiego xD Weź ty się lepiej za rozdział mendo
Usuń