Strony

piątek, 11 marca 2016

Rozdział XI - Cała prawda


Życie będzie zabijać
Wiara będzie ślepa
Nadzieja zaniknie
Prawda stanie się kłamstwem
Czasami nie ma powodu
By usprawiedliwić sens

Ale nie ucieknę
Nie wstydzę się
Będzie musiało być coś więcej żeby mnie złamać

Moje życie
Moja miłość
Mój seks
Mój narkotyk
Moja żądza
Mój Boże, to nie grzech:
Czy mogę to dostać?
Prawda?
Moja łaska
Mój kościół
Mój ból
Moje łzy
Moje cierpienie
Mój Boże, znów to powiem:
Czy mogę to dostać?
Prawda?

Amen – Halestorm

Zaraz po tym, jak przekazaliśmy Ratchetowi wszystkie zdobyte pliki, a doktorek momentalnie zaczął je przeglądać, ja ruszyłam prosto do mamy. Chciałam się dowiedzieć co jej się stało, czemu zasłabła. Skierowałam się do części medycznej i weszłam do naszej małej przychodni. Mama leżała w łóżku, ubrana w jakąś białą koszulę, podłączona do kroplówki. Wyglądała na dosyć bladą i wyczerpaną, ale gdy tylko mnie zobaczyła, od razu się uśmiechnęła. Podeszłam bliżej kobiety i usiadłam na stołku obok łóżka. Złapałam ją za rękę i również się uśmiechnęłam.

-I jak wam poszło? – zapytała, nim ja zdążyłam zacząć przesłuchanie – Zdobyliście dane?

-Tak, udało nam się. Tylko zanim przeszliśmy przez most, rzuciłam okiem na naszego szalonego naukowca, a może prędzej on rzucił okiem na mnie, dosłownie.

-Czyli pierwsze spotkanie z Shockwavem masz załatwione? – pokiwałam twierdząco głową.

-Miałam ochotę odstrzelić mu głowę za to, co mi zrobił, ale na miejscu zrobiło się trochę za tłoczno – dodałam z lekkim zawodem

-Jeszcze przyjdzie na to czas – mama uśmiechnęła się pokrzepiająco.

-Ej, to ja powinnam zadawać tutaj pytania! – upomniałam ją – Co ci się stało? – kobieta machnęła ręką.

-To nic takiego. Tylko zasłabłam. Ostatnio za bardzo się przemęczam i tyle – zmierzyłam ją wzrokiem. Po tylu latach wiedziałam, kiedy kłamie. Ten sztuczny uśmiech i przymrużone oczy wyraźnie na to wskazywały.

-Mamo, może większość osób daje się nabrać na to twoje „to nic takiego”, ale ja znam cię zbyt dobrze, żebyś robiła ze mnie idiotkę.

-Skarbie, to przecież nie tak… Ja tylko… - urwała – Nie chcę żebyś się mną niepotrzebnie przejmowała, kiedy sama masz na głowie tyle kłopotów.

-Które sama na siebie sprowadziłam – wtrąciłam – Teraz to już brzmię jak Sam… Kurwa…

-Sama widzisz. Twoja…choroba, Sam, cała ta wojna! Nie musisz mnie tu niepotrzebnie pakować – przewróciłam oczami, zbliżyłam się do ciemnowłosej i chwyciłam jej drugą rękę.

-Ale ja chcę… Tyle lat zajmowałaś się mną, pilnowałaś bym nie wpadła w jakieś tarapaty, broniłaś przed niebezpieczeństwem nawet za cenę własnego życia.

-Od tego są matki.

-Co nie zmienia faktu, że nadszedł czas, by się odwdzięczyć. Będę przy tobie, cokolwiek by się nie działo. Będę cię wspierać tak, jak ty wspierałaś mnie i bronić za cenę własnego życia – mama przygryzła wargę, by się nie rozpłakać, ale z jej oczu i tak wypłynęło kilka łez.

-Kocham cię, mój mały aniołku…

-Ja ciebie też, mamo… Ale teraz proszę, powiedz mi co ci jest – kobieta spuściła wzrok.

-Powiem ci, ale musi być przy tym Schot. Musicie się dowiedzieć w tym samym czasie. Poza tym, Lily nie zrobiła jeszcze wszystkich badań. Zaczekasz trochę, prawda?

-Oczywiście, że tak. Byle nie za długo – puściłam jej oczko, a ona cicho się zaśmiała – Jak tata tylko wróci z misji, pójdę po niego i przyjdziemy do ciebie. Teraz skoczę dowiedzieć się co ma Ratchet.

-Dobrze, skarbie. Do zobaczenia.

-Do zobaczenia, mamo.

Puściłam kobietę i opuściłam pokój. Po tej rozmowie martwiłam się o nią chyba jeszcze bardziej. Skoro tata też ma być przy tej rozmowie, to musi być coś naprawdę poważnego. Cholera… Czy to się dzieje naprawdę? Czy z mamą dzieje się coś złego… Aż boję się o tym myśleć…

Przeszłam przez most ziemny i znalazłam się w laboratorium Ratchet’a. Doktorek był tak zapracowany, ze nawet mnie nie zauważył. Zaczęłam go wołać, ale mnie nie usłyszał. Jak ktoś może być tak skupiony?! Zdenerwowana zaczęłam walić pięścią w jego nogę.

-O w gaźnik co tym razem?! – wydarł się chyba na cały statek, ale dopiero po chwili mnie zauważył.

-Wybacz, że ci przeszkodziłam, ale w ogóle mnie nie słuchałeś!

-Wybacz – medyk podniósł mnie i posadził na komputerze – Po prostu się trochę zaczytałem. Dużo tych dokumentów… Ale jestem już w połowie.

-Dopiero?

-Gdyby twój nowy kolega mi nie przeszkodził, poradził bym sobie szybciej.

-Czekaj, jaki owy kolega? – zdziwiłam się – Chodzi ci o Tima?

-Tak, tak, właśnie – mówił, kontynuując pracę – Dostał się tu mostem i…trochę mu to zaszkodziło.

-Zwymiotował, tak? – pokiwał twierdząco głową – Po prostu jeszcze się nie przyzwyczaił.

-Yhym… Potem musiałem wnieść go powrotem do bazy, a następnie posprzątać bałagan, jaki narobił. A kiedy wreszcie dostatecznie się skupiłem, zjawiłaś się ty.

-Ups? Sorki… Ale masz już coś, tak? Wiesz może, jak mnie wyleczyć?

-Jeszcze nie, ale coś mam. Z dokumentów wynika, ze mroczny energon wciąż jest w fazie testów, więc jest spora szansa, że nie ma go za dużo, co wiąże się z tym, że nie może zarazić wielu osób.

-Ale kilka może?

-Niestety. Są tutaj plany, chcą załapać kilkoro ludzi, robić na nich testy. Znalazłem informację, że pierwsza piątka znajduje się w laboratorium w Szkocji.

-Odbijemy ich – stwierdziłam stanowczo – Jak tylko ekipa wróci z misji i odpocznie, wyruszymy na misje ratunkową.

-W to nie wątpię. Soundwave podobno wykasował dokumenty z bazy danych Decepticonów, więc ci ludzie zyskają trochę czasu. Co nie zmienia faktu, że już wkrótce mogą zostać zarażeni.

-Dobra. W takim razie ty czytaj dalej, a ja wracam do bazy. Może tata i reszta już wrócili.

Doktorek postawił mnie na ziemi, a ja chwilę później wezwałam most. Przeszłam przez portal i skierowałam się do pokoju rodziców. Zamknięty, czyli albo jeszcze nie wrócili, albo tata bierze prysznic. Trudno, poczekam w swoim pokoju. Przeszłam chwilkę korytarzem, otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się Maddy. Miała jeszcze na sobie swój kombinezon, czyli wróciła niedawno. Na mój widok momentalnie spuściła głowę. Cicho westchnęłam i weszłam do środka. Usiadłam na łóżku i już miałam zacząć słuchać muzyki, kiedy dziewczyna się odezwała.

-Przepraszam – spojrzałam na nią pytająco – Przepraszam, że się z nim całowałam – mówiła ze wstydem – Wiem, że nie powinnam i wiem, że cię zraniłam, ale ja po prostu… - głos zaczął jej drżeć – Tak strasznie mi przykro… - mówiła już ze łzami w oczach. Podniosłam się z łóżka i położyłam jej dłoń na ramieniu.

-Wcale nie musisz mnie przepraszać. To nie ty zawiniłaś. Dobrze wiem, jak czarujący potrafi być Sam  i jak umie omotać sobie kogoś wokół palca. Sama przez dosyć długo siedziałam w jego pajęczynie.

-Ale…przecież…On zdradził cię ze mną…

-I dostał za swoje. A ja naprawdę nie mam ci tego za złe. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i bardzo chcę, żeby tak zostało – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco, a ona rzuciła mi się na szyję.

-Ale i tak przepraszam – upierała się przy swoim – A przytulas to gratis do przeprosin – wypuściła mnie z uścisku.

-A ja myślałam, że to przeprosimy są gratisem – obie zaczęłyśmy głośno chichotać.   

-Czyli…zgoda? – zapytała niepewnie.

-Oczywiście, że zgoda.

-Tak się cieszę – westchnęła głośno – Bałam się, że ten jeden błąd mógłby nas rozdzielić.

-Nigdy. Hej, a tak przy okazji, czy mój tata już wrócił?

-Jeszcze nie. Jack, Matt i Schot przenoszą ostatnich ludzi do bezpiecznych placówek. Powinni za jakiś czas wrócić.

-To dobrze, bo będę go musiała na chwilę porwać.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wymieniłyśmy spojrzenia typu „ktoś do ciebie” i momentalnie pokręciłyśmy przecząco głowami.

-Proszę! – zawołała Maddy, a do pokoju wszedł Tim.

Gdy tylko go zobaczyłam momentalnie przypomniałam sobie, że niedawno wymiotował i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Maddy spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a chłopak najwyraźniej załapał, o co mi chodzi. 

-Ha, ha, ha, no bardzo śmieszne! – udał obrażonego – Ty nigdy nie wymiotowałaś po przejściu przez most? – pokręciłam przecząco głową, starając się uspokoić.

-Czekaj, czekaj – wtrąciła się Mad – Wymiotowałeś? – Tim pokręcił głową, a dziewczyna po chwili śmiała się razem ze mną. Co najśmieszniejsze, nawet Tim do nas wkrótce dołączył.

-Tak w ogóle, to co robiłeś na Harbingerze? – zapytałam, kiedy już dałam radę uspokoić śmiech.

-Mike powiedział mi, że jesteś u mamy, więc pomyślałem, że wpadnę i zapytam Ratcheta czy czegoś się już dowiedział.

-Więc…zrobiłeś to…dla mnie? – wskazałam z niedowierzaniem na siebie.

-Myślałem, że może doktorek znalazł lekarstwo i chciałem ci zrobić niespodziankę – mimowolnie się zarumieniłam i rzuciłam chłopakowi na szyję.

-Dziękuję ci!

-Ale niczego się nie dowiedziałem!

-Nie ważne! Ważne, że chciałeś! – wypuściłam Tima z objęć.

-Wiesz, jak już należę do drużyny chcę się jakoś przydać. Zwłaszcza osobie, dzięki której odnalazłem ojca… - znów się zarumieniłam – A tak, przy okazji, Maddy, nasi ojcowie wrócili – acha, no i tyle by było z mojej pięknej bajki.  Przynajmniej się dowiedziałam, że tata wrócił.

-W takim razie ja muszę spadać – podbiegłam w stronę drzwi – Mama chciała pogadać ze Schot’em, więc lecę po niego, a potem zaprowadzę go do niej – jakoś dziwnie gestykulowałam rękami przy mojej wypowiedzi – To na razie!

Nie czekając na odpowiedź wybiegłam z pokoju i wparowałam do pokoju rodziców. Tata zdążył się przebrać. Ten to dopiero jest szybki! Bez powitania złapałam go za rękę i wyciągnęłam siłą z pokoju. Chciałam się wreszcie dowiedzieć co się stało z mamą, dlatego nie zatrzymywałam się nawet na chwilę w drodze na oddział medyczny.

-Rachel, gdzie mnie prowadzisz?

-Do mamy. Chce z nami pogadać.

-Na oddziale medycznym? – zapytał zaniepokojony – Co jej się stało?

-Właśnie tego usiłuje się dowiedzieć, ale powiedziała, że powie nam w tym samym momencie. Właśnie dlatego idziemy prosto do niej.

Wreszcie udało się nam dostać do przychodni. Mama leżała z lekko przymkniętymi oczyma, ale nie spała. Posadziłam tatę na krześle, a sama przyniosłam sobie swoje. Ciemnowłosa otworzyła oczy i udała uśmiech. Wyglądała gorzej niż ostatnio… W międzyczasie do pokoju weszła mama Mike’a, z jakąś kartką, pewnie wynikami badań mamy.

-Miko, co ci jest? – zapytał tata łapiąc mamę za rękę.

-Miko… - Lily położyła jej rękę na ramieniu – Powinni wiedzieć.

-Ale co mamy wiedzieć? – dopytałam już nieco zdenerwowana tym czekaniem.

-Tak, muszą wiedzieć – mama chyba nie zwróciła uwagi na moje pytanie – Muszą poznać całą prawdę… Mam raka piersi…

5 komentarzy:

  1. Rak... Straszna choroba ;-;
    ~ Seba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem Sebuś... Kondolencje. Przykro mi z powodu twojej mamy.

      Usuń
    2. Oj Nekuś (Hoshi. Jak ja się mam do ciebie zwracać?) to było ponad 3 lata temu. Nie było łatwo się z tym pogodzić, ale przecież nie chciałaby, żeby się załamywał. I tak nic mi jej nie zwróci. ;)
      Jest dobrze
      ~ Seba

      Usuń
    3. Podziwiam cię wiesz? Trzy lata w sierocińcu i jeszcze służysz w organizacji pomagającym kobietom z rakiem. Jesteś wspaniały. Może ty jesteś jakimś bogiem co? XD

      Usuń
    4. Bo się zarumienię xD Daj spokój to nic takiego xD Weź ty się lepiej za rozdział mendo

      Usuń