piątek, 17 lipca 2015

Rozdział XIII - Strata


Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać.

Suzanne Collins

Moje kolana opierały się o mokrą ziemię, w zdrętwiałej dłoni nadal trzymałam detonator, którym ją zabiłam… Czy postąpiłam właściwie? To pytanie będzie mnie dręczyć przez resztę życia. Kolejne łzy spłynęły po policzkach. Czy śmierć Lockdowna była warta jej poświęcenia?

-Rachel! – usłyszałam głos mamy.

-Skarbie! – dołączył głos taty. Nie mogłam jednak wydusić ani słowa. Nadal widziałam jej twarz, słyszałam jej głos – Rachel, tu jesteś – powiedział Scott i przytulił mnie – Tak się o ciebie martwiłem. Co spowodowało wybuch? Nie mieliśmy przecież żadnych bomb – nadal nic nie mówiłam. Zresztą, co niby miałam powiedzieć. Że Jade kazała mi odpalić bomby?

-Rachel – powiedziała dużo spokojniejsza mama i pogładziła mnie po głowie. Nawet nie mogłam na nią spojrzeć – Gdzie jest Jade? – właśnie tego pytania obawiałam się najbardziej. Mimowolnie upuściłam z dłoni detonator i rzuciłam się jej na szyję. Mama przytuliła mnie, a z moich oczu zaczęło wypływać jeszcze więcej łez.

-Chciałam uciec…chciałam żebyśmy obie uciekły…ale ona…. – mówiłam przez płacz – Ona dała się złapać. Zostawiła detonator. Chciała żebym to zrobiła… Ja nie chciałam…

-Wiem kochanie, wiem. Już dobrze. Wszystko będzie dobrze.

***

Siedziałam w pustym pokoju. Było ciszej niż zazwyczaj. Wydawało mi się, że słyszę płacz Mike’a, ale to raczej niemożliwe. Jego pokój jest za daleko. Ja staram się ukrywać łzy. Przy mamie mogę być sobą, ale nie przy wszystkich. Nie przy Mike’u…

Spojrzałam na łóżko naprzeciwko mnie. Idealnie poskładana pościel, książka pod poduszką, pistolet na stoliku. Dokładnie tak, jak Jade zawsze układała. Była perfekcyjna, bezbłędna. Oddała życie za brata. Zabiła Lockdowna dla Ziemi. Teraz wszystko się naprawi. Taką przynajmniej mam nadzieję. Nasz świat zasługuje na coś więcej.

Jeszcze raz spojrzałam na książkę pod poduszką. Wiem, że nie powinnam, ale ciekawość jak zawsze wzięła górę. Wstałam z łóżka i wyjęłam książkę. Ku mojemu zdziwieniu, nie była to żadna powieść czy coś w tym stylu, a jedynie dziennik. Przez cały ten czas myślałam, że ona po prostu czyta, a ona zapisywała dni wojny. Niepewnie otworzyłam na losowej stronie.

Znów to samo. Rachel znów marzy o niemożliwym. Nie mam pojęcia, jak ona to robi. Cały czas ma nadzieję, że ta wojna jest możliwa do wygrania, że Autoboty nas uratują. Przecież to nie ma sensu. To przez nie całe to cholerstwo! Ale jednak, muszę przyznać, nie pogardziłabym armią botów po naszej stronie. A Optimus Prime to było by już spełnienie marzeń. Tylko on może nas uratować. Uratować Mike’a…

Nie wiarygodne. Ona naprawdę podziwiała moją nadzieję… A to ja podziwiałam ją. Przeszłam na ostatnią zapisaną stronę.

To jest to. Nasza pierwsza, poważna misja. Rachel się spisała. Przekonała Jacka, a to się nie zdarza. Teraz tylko musimy wykończyć Lockdowna. A ja mam na to sposób… Nie skończy się to pewnie dobrze, ale nie mam wyboru. Robię to dla Mike’a. Muszę mu zapewnić normalną przyszłość. Dlatego jeśli nie wrócę Mike, musisz wiedzieć jedno. Kocham cię bardziej niż kogokolwiek. Jesteś całym moim światem i moją nadzieją na lepsze jutro. Nigdy nie trać nadziei, ani wiary w swoje siły. Dasz radę, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Zawsze znajdziesz wyjście z opresji. Jestem tego pewna. Jeszcze raz kocham cię i jestem z ciebie dumna. Żegnaj. Twoja Jade.

Łzy znów leciały mi siurkiem. Nie mogłam uwierzyć, że ona odeszła, a do tego przeze mnie. Poświęciła się, ale przecież nie musiała. Optimus i Megatron pokonaliby Lockdowna tak czy siak, wiem to. Ale ona chciała uratować brata za wszelką cenę. A teraz jej nie ma… Boże, jak Mike się będzie czuł, kiedy dowie się, że to przeze mnie zginęła? I jak mu to powiedzieć? A może już wie? Jeśli nie, to ja muszę być osobą, która mu to powie.

***

Niepewnie zapukałam do drzwi. Po odpowiedzi weszłam do środka. Mike leżał na łóżku i dłubał przy jakimś dziwnym małym pudełeczku. Podeszłam bliżej i usiadłam obok niego. Chłopak podniósł się i spojrzał na mnie z uśmiechem.

-No i wygraliśmy, nie? – powiedział wesoły, a mi znów zachciało się płakać. Więc jednak nie wie…

-Tak Mike, wygraliśmy.

-Słyszałem, że ty i Jade zrobiłyście z Lockdowna stertę nic nie wartego metalu. To musiało być super uczucie, zabić lidera Decepticonów.

-W sumie…to Jade go zabiła. Ja tam tylko stałam – i uruchomiłam detonator, który ją zabił – To przy czym tak dłubiesz? – zmieniłam temat żeby się nie rozpłakać. Chłopak odwrócił pudełko i podał mi je. Była to świąteczna pozytywka z wesołą rodziną, która jeździ saniami wokół wielkiej choinki.

-Jade dostała ją od rodziców na piąte urodziny, ale podczas jednego z ataków deceptów zepsuła się. Ma za niedługo urodziny, więc chcę ją dla niej naprawić. Na pewno się ucieszy – no nie. Nawet zmiana tematu sprowadziła nas do Jade. Muszę mu powiedzieć, już, teraz.

-Mike – powiedziałam drżącym głosem, a chłopak odwrócił się w moją stronę -  Muszę powiedzieć ci, jak Jade zabiła Lockdowna.

-Jasne, chętnie wysłucham tej historii – raczej w to wątpię.

-Widzisz, Optimus i Megatron walczyli z Lockdownem, ale przegrywali. Jade postanowiła, że im trochę…bardzo pomoże. Pierw udało jej się odstrzelić mu rękę. Decept nieźle się wkurzył i zaczął iść w naszym kierunku. Miałyśmy uciec razem, ale Jade została. Lockdown podniósł ją i chciał zabić. Wtedy zobaczyłam, że na ziemi leży jej plecak, a w środku detonator od bomby – z każdym kolejnym słowem, mina Mike’a robiła się coraz smutniejsza, a z moich oczu mimowolnie leciały łzy – Miała do siebie przyczepione kilka bardzo potężnych bomb, a ja miałam detonator. Chciała… żebym…to…zrobiła.

-Ale...ona nie…ona nie może…

-Przepraszam cię Mike. Powinnam była ją powstrzymać. A ja zamiast tego odpaliłam ładunki… - nie mogłam już dłużej wytrzymać. Łzy znów leciały siurkiem, ale kamień  spadł z mojego serca, kiedy powiedziałam mu prawdę. Spojrzałam na Mike’a, który był nadzwyczajnie poważny. Nie płakał, ale patrzył na mnie ze smutkiem.

-Wiem, że to nie twoja wina. Jade zawsze chciała ocalić świat i właśnie to zrobiła – chłopak przysunął się bliżej mnie, a potem przytulił. Był taki odważny…taki wytrwały. Ja nie mogłam przestać płakać, więc wtuliłam się w jego bluzę, a łzy dalej spływały.

 

Narracja trzecio osobowa

Srebrny Transformer chodził po gruzowisku. Szukał. Szukał ciała swojego pana. Z jednej strony miał nadzieję, że on nie żyje. Mógł by wtedy zająć jego miejsce i dowodzić Decepticonami. Z drugiej jednak strony, zawsze miał szczęście do bardzo wytrzymałych i powracających z martwych panów. Musiał się więc upewnić, że Lockdown rzeczywiście nie żyje.

W końcu dotarł na miejsce wybuchu. Nie musiał długo szukać, bo od razu zauważył swojego pana. Był rozerwany na kilka części. Jedyną spójną całość tworzył tułów, głowa i prawa noga. Reszta kończyn była porozrzucana gdzieś na gruzach.  Podszedł bliżej i sprawdził stan iskry swego pana. Ku jego zaskoczeni, nadal był aktywny, nadal żył.

-Starscream – niespodziewanie odezwał się ledwo słyszalnym głosem i otworzył oczy – Pomóż…mi…

-Oczywiście mój panie. Grupa medyków już leci. Nakazałem im patrolować gruzy i szukać ciebie, a los chciał, że to ja cię znalazłem.

-Dlaczego…dlaczego nie mogę się ruszyć.

-Mocno oberwałeś panie. To ludzkie dziecko miało bomby, które niemal cię zgasiły.

-Wiec to przez tą dziewczynkę?

-Owszem, ale ona na szczęście nie przeżyła wybuchu – Starscream uśmiechnął się wrednie – Kiedy już dojdziesz do siebie, zemścimy się na reszcie tych nic nie wartych ssaków. Damy im porządną i ostatnią lekcję, że z Decepticonami, się nie zadziera.

2 komentarze:

  1. Ekstra wpis i opowiadanie ;) Wzruszające ='(
    Życzę weny
    Nati

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie powiem, smutno się robi... :c Rozdział jak zwykle super :))
    ~ Ave Cezar

    OdpowiedzUsuń