wtorek, 31 marca 2015

Transformers Blackstar - Restart

Hej. Z przyjemnością chcę oznajmić, że będę pisać restart Transformers Blackstar. Właśnie dlatego stworzyłam kolejna ankietę dotyczącą tego bloga. Chcę wiedzieć czego oczekujecie. Jeśli chodzi o termin rozpoczęcia to najprawdopodobniej na początku wakacji. W tym czasie najprawdopodobniej zakończę Powrót Galvatrona. A właśnie, jeśli chodzi o Powrót Galvatrona, to mam już połowę nowego rozdziału i najprawdopodobniej wstawię go pod koniec tygodnia :-)
Korzystając z okazji chciałam zapytać czy oglądacie nowy serial Transformers Robots in Disguise? Mi osobiście przypadł do gustu, choć nie jest to Transformers Prime :-( Jeśli ktoś nie oglądał, a miałby ochotę to wszystkie odcinki są na tej stronie
http://www.kreskoweczki.pl/transformers-zamaskowane-roboty/
A tutaj link do ankiety
http://www.interankiety.pl/interankieta/d9303734184160cb60dc03f67202635c?podglad=1
Pozdrawiam
***Niki***

sobota, 28 marca 2015

Rozdział V - Kłamstwa


Rozmowa w cztery oczy i poznajemy człowieka od innej strony…

Dobra. Myliłam się. Nie dam rady. Trening z Jade to jakaś tortura. Dziewczyna obudziła mnie o piątej rano na rozgrzewkę. Po śniadaniu zaczęła mnie uczyć walki, ale chyba nie zrozumiała, że nie potrafię się bić. Teraz staram się uniknąć jej ciosów. Jade spróbowała walnąć mnie pięścią, ale udało mi się uniknąć jej ciosu. Niestety po nieudanym ciosie dziewczyna kopnęła mnie w brzuch, a następnie podcięła.

-Czy ty w ogóle kiedyś walczyłaś?

-Wiesz –jęknęłam – Moja walka z Decepticonami polegała raczej na uciekaniu, nie na biciu się – dziewczyna westchnęła.

-Świetnie. Mam do czynienia z amatorką.

-Hej! Mówiłam ci, że nie walczyłam.

-Myślałam, że się nabijasz. A teraz wstawaj. Nie skończyłyśmy.

Posłusznie wstałam i tym razem to ja zaatakowałam. Spróbowałam kopnął Jade w twarz, ale ta oczywiście zrobiła unik. Potem starałam się ją podciąć, ale podskoczyła i kopnęła mnie w twarz. Upadłam na ziemię.

-Cholera!

-Mówiłam, że nie będzie łatwo.

-Tak, wspominałaś – Jade podała mi rękę. Złapałam ją, ale nim zdążyłam się obejrzeć dziewczyna przerzuciła mnie przez ramię – Odbiło ci?! Myślałam, że skończyłyśmy! 

-Jesteś naiwna. To był test, a ty go oblałaś. Musisz być gotowa. Przeciwnik nie będzie miał litości – dziewczyna ponownie podała mi rękę, ale tym razem postanowiłam, że sama wstanę – Dlaczego w ogóle chcesz się uczyć walczyć?

-Chcę walczyć z conami, to chyba proste.

-Mam za sobą lata treningu. Jeżeli sądzisz, że tak szybko się nauczysz tego co ja, to jesteś w błędzie. Nie ważne jakie masz korzenie.

-Co masz na myśli?

-Twoją mamę – zamurowało mnie – Podobno była tajną agentką.

-Czekaj, na pewno mówisz o mojej mamie?

-No tak, jestem pewna. Tata kiedyś mi opowiadał jak świetnie walczyła z deceptami – moja mama?! – Nie wiedziałaś?

-Nie miałam pojęcia – odwróciłam wzrok od Jade. Moja mama kłamała przez tyle lat. Nigdy mi nie powiedziała, że była agentką – Dlaczego mnie okłamała?

-Dla twojego dobra – odezwała się mama stojąca w drzwiach do sali – Jade, zostawisz nas? – nastolatka wyszła, a mama podeszła do mnie – Wiem, że czujesz się oszukana, ale nie musiałaś tego wiedzieć.

-Nie musiałam? Mamo! Byłaś agentką i nic mi o tym nie powiedziałaś?!

-Nie powiedziałam ci, bo chciałam cię chronić. Wiedziałam, że jeżeli dowiesz się co potrafię, to będziesz chciała żebym cię uczyła.

-A co w tym złego?! – mama westchnęła

-Niepotrzebnie bym cię narażała – prychnęłam – Nie potrzebowałaś tego!

-Ile? Ile to trwało?

-Cztery lata. Prawda jest taka, że jako agentka poznałam twojego ojca. Był łącznikiem z Białym Domem, a ja miałam go wprowadzić. Kiedy się pobraliśmy, wycofałam się.

-W czym się specjalizowałaś? – starałam się nie patrzeć na matkę

-Wyszkolono mnie do walki z Decepticonami, które zostały na ziemi. Umiem walczyć, strzelać, znam ich słabe punkty – przez chwilę milczałyśmy

-Jestem w stanie ci wybaczyć. Ale musisz mi coś obiecać.

-Co takiego?

-Będziesz mnie uczyć. I żadnych ale! Chcę umieć się bronić.

-Niech tak będzie – mama podeszła do mnie i mocno przytuliła. Szczerze, chciało mi się płakać. Wszystko co wiedziałam o przeszłości rodziców było kłamstwem. Nie wiem czy mogę ufać mamie, ale nie mam wyboru. To moja jedyna rodzina.

***

Następnego dnia spotkałam się z Ironhidem. Opowiedziałam mu o mamie i o całej sytuacji.

-Jestem pewny, że to było dla twojego dobra.

-Oh, chociaż ty tak nie mów. Już i tak wszyscy mnie wpieniają.

-Wiesz, Bulkhead mi kiedyś opowiadał o twojej mamie.

-Naprawdę? – zdziwiłam się

-Tak. Łączyła ich wyjątkowa więź. Byli partnerami, przyjaciółmi i byli gotowi oddać za siebie życie. Bulk często ją wspominał. Tęsknił.

-Nie dziwie się. Skoro byli ze sobą tak zżyci to rozstanie musiało ich dotknąć.

-Tak było.

-Wiesz, nie znamy się długo, a już wiem, że nie zniosłabym naszego rozstania – bot uśmiechnął się

-Czuję dokładnie to samo – Ironhde podał mi rękę, a ja się do niej przytuliłam. Czy właśnie tak mama się czuła, kiedy przyjaźniła się z Bulkheadem?

***

Przed obiadem siedziałam w pokoju i czekałam na Jade, która miała wrócić z łazienki. Wtedy do pokoju weszła mama. Trzymała w dłoni jakieś pudełko. Mama usiadła obok mnie na łóżku i podała mi je.

-Z jakiej okazji?

-Za te wszystkie ominięte urodziny.

-Dziękuję ci – ostrożnie otworzyłam pudełko. W środku znajdowało się jakieś różowe urządzenie – Co to jest mamo? 

-To jest telefon. Nie dałam ci go wcześniej, bo nie miałyśmy prądu i komórka byłaby bezużyteczna. Teraz możesz go naładować, a potem robić zdjęcia i słuchać muzyki. Dołączyłam też moje stare słuchawki – wyciągnęłam telefon z pudełka, a mama otworzyła klapkę. Moim oczom ukazała się klawiatura i świecący ekran, na którym była nastolatka o długich czarnych włosach i różowych pasemkach oraz zielony, ogromny robot.

-To ty?

-Tak. To ja i Bulkhead. Założę się, że znajdziesz tam jeszcze jakieś nasze zdjęcia.

-Jeszcze raz dziękuję ci mamo.

-Nie ma za co. Widzimy się na obiedzie.

-To na razie.

***

Kiedy Jade wróciła, pokazałam jej telefon, ale on ją oczywiście nie interesował. Postanowiłyśmy więc od razu iść na obiad. Zajęłyśmy stolik i nałożyłyśmy sobie jedzenia. Wszyscy zaczęli się zbierać. Niespodziewanie coś wielkiego wpadło przez sufit. Była to garstka deceptów, uzbrojonych po zęby. Wszyscy zaczęli strzelać w intruzów. Bardzo wtedy żałowałam, że nie mam broni. Na sali trwała bitwa, a ja nie mogłam pomóc. Wiedziałam jednak, że nie mamy zbyt dużych szans.

-Jade! - wykrzyknął tata Sama – Zabierz Rachel i Mike’a do piwnicy!

-Tak jest. Chodź – dziewczyna pociągnęła mnie za sobą, ale szybko wyrwałam się z uścisku.

-Nie będę stać z boki kiedy inni walczą!

-Owszem będziesz. Nie dasz sobie rady – wtedy zauważyłam stojącego za dziewczyną cona. Już miałam ją ostrzec, kiedy głowę robota przebiła energetyczna strzała wystrzelona przez mamę.

-Uciekać, ale już! – Jade ponownie złapała mnie za rękę i tym razem nie udało mi się uwolnić. Mike dołączył do nas bez sprzeciwu. Przedarliśmy się do używanej w nagłych przypadkach windy, a Jade dosłownie wrzuciła nas tam.

-Na dół. Bez przystanków – nim zdążyłam się sprzeciwić drzwi windy zamknęły się i zaczęliśmy zjeżdżać.

-Będziemy się ukrywać?!

-Nie mamy wyjścia. Nie potrafimy walczyć.

-Żartujesz Mike?! Chcesz dać im zginąć? Musimy im pomóc, albo chociaż wezwać pomoc – chłopak nie odzywał się – Mike! – czarnowłosy zatrzymał windę.

-Na tym poziomie jest komunikator i wrota mostu kosmicznego. Może uda ci się wezwać boty.

-Dziękuje ci – przytuliłam chłopaka i wybiegłam z windy. Korytarz nie był długi, ale bardzo szeroki i wysoki.  Na końcu znajdowały się jedne drzwi. Szybko przez nie przeszłam i znalazłam się w wielkim pomieszczeniu z różnymi komputerami. Zaczęłam szukać komunikatora i kiedy wreszcie mi się udało, nadałam sygnał – Wzywam was Autoboty. Mamy kłopoty. Zaatakowały nas Decepticony. Jeżeli ktoś mnie słyszy to błagam, pomóżcie! – w tym momencie do pokoju wpadły dwa cony. Musiały wykryć, że nadaję wiadomość. Decepty wycelowały we mnie broń i już byłam gotowa na śmierć, kiedy ktoś je zestrzelił. Odruchowo się odwróciłam i ujrzałam piątkę botów. Pierwszy był średniego wzrostu, żółto – czarny. Druga była kobieta. Była niebieska, z różowymi wstawkami. Trzeci bot był biało – niebieski i był wzrostu żółtego. Zbroja czwartego była biało - granatowa. Bot miał też cos, co przypominało gogle. Ostatni bot był największy, zielony. Rozpoznałam w nim Bulkheada. Bulk przyglądał mi się z niedowierzaniem. Kiedy w końcu ochłonął, odezwał się.

-Miko?

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział IV - Ostra jazda


Wspomnienia, ich nie wyrzucisz z pamięci…

Upragniona godzina śniadania przyszła bardzo szybko. Razem z Jade wyszłyśmy z pokoju i ruszyłyśmy w stronę szarych podwójnych drzwi, które prowadziły do jadani. Pomieszczenie było pomalowane na szaro. Wszędzie stały stoły i krzesła, a przy ścianach stoiska z jedzeniem. Byłyśmy jednymi z pierwszych osób na sali. Pierw poszłyśmy do składowiska naczyń. Następnie  powoli podeszłyśmy do stołu z chlebem i wzięłyśmy na tacę po kilku kromkach. Potem przeszłyśmy do stoiska  z wędlinami, warzywami, masłem i dżemami. Może oszalałam, ale wzięłam po jednym ze wszystkiego. Jade patrzała się na mnie jak na wariata, ale nie obchodziło mnie to. Byłam głodna, a jedzenie jakie tu mają to istny rarytas. Jade poszła jeszcze po herbaty dla nas, a ja zajęłam stół. Od razu zaczęłam robić sobie kanapki. Kiedy dołączyła do mnie Jade z herbatami, stali z nią Sam i jakiś nieznajomy chłopak. Był średniego wzrostu, miał jasną cerę, czarne włosy i brązowe oczy. Miał na sobie brązowe spodnie za kolana, czerwoną bluzkę z robotem, granatową bluzę i jasnobrązowe trampki. 

-Rachel, to jest mój brat, Mike – wskazała na chłopka Jade. Ten puścił mi oczko, a potem ukłonił się, chwycił i pocałował moją dłoń.

-Bardzo miło cię poznać Rachel.

-Daruj sobie Mike – powiedziała dziewczyna i walnęła brata w plecy. Chłopak aż się ugiął. Zrobił groźną minę i spróbował uderzyć Jade, ale ta złapała go za rękę i prawie ją wykręciła. Mike zawył, a dziewczyna po chwili go puściła – Za słaby jesteś dla mnie braciszku.

-Nie, to ty jesteś za silna, jak na dziewczynę.

Wszyscy usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Atmosfera była bardzo wesoła i miła. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy ze sobą. Czułam się jakby tam, na górze świat był szczęśliwy i piękny, tak jak kiedyś. 

-To co mi o sobie opowiesz Rachel? – zapytał przypatrujący mi się Mike

-Nie mam za dużo do opowiadania. Dzieciństwo spędziłam w Nowym Yorku z mamą. Ona nauczyła mnie jak zadbać o siebie.

-I chyba mi się udało, co? – odezwała się mam, która stała za mną. Widać było, że też się umyła. Miała rozpuszczone włosy i była ubrana w szare dresy i niebieską bluzkę. Obok niej stali tata Sama oraz ojciec Mika’ea i Jade. Stała tam też nieznajoma kobieta. Miała śniadą karnację, długie czarne włosy i brązowe oczy. Była ubrana w uniform pielęgniarki.

-Tak mamo, dzięki tobie jestem twarda jak głaz – mama uśmiechnęła się.

-Rachel – odezwała się Jade – To jest nasza mama, Lily.

-Bardzo miło mi panią poznać – mówiąc to wstałam od stołu i podałam kobiecie rękę

-I wzajemnie Rachel.

-To my znajdziemy sobie stolik – powiedział tata Sama, pociągnął mamę za rękę i cała czwórka odeszła.

-Macie fajną mamę – powiedziałam gdy straciłam ich pola wzroku

-Miałem powiedzieć to samo – odpowiedział wpatrzony we mnie Mike

-Mike – tyrpnęła brata Jade – Rachel powiedziała, że mamy fajną mamę! Nie, że jesteś fajny – Sam i ja zaśmialiśmy się

-Bardzo zabawne. Po prostu ubawiłem się jak nigdy.

Przez całe śniadanie Mike opowiadał mi o jego nowych projektach robotów. Normalnie by mnie to ciekawiło, ale teraz mam już zupełnie dość. Na szczęście Jade trochę rozbawiła sytuację. Gdy tylko jej brat się odwracał, ta dosypywała mu trochę pieprzu. Z trudem powstrzymywałam śmiech, ale i tak byłam lepsza od Sama. On musiał co chwila po coś chodzić i wtedy śmiał się niczym hiena. 

Kiedy Mike w końcu skończył opowiadać, sięgnął po szklankę z herbatą.  Całą nasza trójka wstrzymała oddech czekając na reakcję chłopaka. Tan wziął łyk, po czym odstawił szklankę. Przez chwilę wydawało się, że nic nie poczuł. Po chwili jednak chłopak zaczął krzyczeć i latać po całej sali. Kilka stolików wybuchło śmiechem, w tym stolik naszych rodziców. Sam śmiał się bez pohamowania, tak samo ja, ale Jade tylko chichotała pod nosem. Kiedy w końcu chłopak znalazł stół z wodą, wziął butelkę i wypił całą.  Następnie podszedł do nas i wrogo spojrzał na siostrę.

-Wybacz Mike. Myślałam, że lubisz jak jest ostro.

-Chcesz zobaczyć ostra jazdę? To masz! – mówiąc to chłopak skoczył na Jade i powalił ją na podłogę.

Oczywiście dziewczyna łatwo uwolniła się z uścisku brata, a następnie kopnęła go w brzuch. Chłopak cofnął się o kilka kroków, ale się nie poddał. Spróbował uderzyć siostrę w twarz, ale ta złapała go za rękę i pociągnęła do siebie i mocno walnęła w nos.

-Masz szczęście, że nie złamałam ci nosa łamago.

-Nie znoszę cię.

-Wiem – zaśmiałam się po cichu i na szczęście Mike tego nie usłyszał.

***

Po południu postanowiłam, że odwiedzę nasze Autoboty. Chciałam je bliżej poznać i dowiedzieć się czegoś o ich świecie. Boty mieszkały na niższym poziomie. Po cichu przeszłam obok strażników i weszłam do ich pokoju. Na pierwszy rzut oka sala wydawała się pusta, ale po chwili zobaczyłam, że zza rogu wychodzi Ironhide.

 -Cześć – przywitałam się – Jestem Rachel

-Witaj Rachel. Jestem Ironhide.

-Wiem – uśmiechnęłam się

-Powiedz, czy strażnicy wiedzą, że tu jesteś?

-Taa, można powiedzieć, że nie zostali o tym poinformowani.

-Rozumiem.

-Ale nie powiesz im – bot zaśmiał się

-Oczywiście, że nie. Dawno nikt nie odwiedził nas z własnej woli.

-A właśnie, gdzie Catapult?

-Poszła poćwiczyć – podeszłam bliżej bota i usiadłam na podłodze

-Długo się znacie?

-No, już spory kawał czasu. Poznaliśmy się jakieś dwadzieścia ziemskich lat temu.

-To rzeczywiście długo.

-Wiesz, to bardzo ciekawa historia. Poznaliśmy się tutaj, na ziemi. Przyleciałem tu, bo nie wiedziałem, że Cybertron żyje i miałem nadzieję znaleźć tu schronienie. Niestety kiedy tu przyjechałem, powitała mnie mały odział ludzi zwanych M.E.C.H. Nie byli przyjaźnie nastawieni. Strzelali ich ziemską bronią, ale na mnie oczywiście nie robiło to większego wrażenia. Wtedy ona się zjawiła. Zmieniła się z motocyklu w bota i powaliła mnie na ziemię. Była silniejsza, niż wyglądała – zaśmiałam się – Złapała mnie ręką za szyję i wyszeptała do ucha: „Nie popsuj mi tej misji kołku.” Od razu załapałem, że jest po mojej stronie, więc poddałem się. M.E.C.H. zabrał mnie do ich bazy, a tam Catapult wyjaśniła, że jest tu z polecenia Ultra Magnusa i że ma rozpracować M.E.C.H. Przez jakiś czas badali mnie, ale kiedy do bazy dotarł ich przywódca, Catapult mnie uwolniła i razem rozwaliliśmy tych skurczybyków!

-Jej. To naprawdę ciekawa historia.

-Tak, ciekawa. Catapult była wtedy najszczęśliwszym botem na świecie.  Ona uwielbia wygrywać. Nie mówię, że ja nie, ale ona bardziej – przez chwilę milczeliśmy – A ty co mi powiesz o sobie?

-Moja historia nie jest jakoś bardzo ciekawa. Dorastałam z mamą, starałam się pomagać krajowi. W zasadzie to tyle.

-Jestem pewny, że teraz będzie ciekawiej – uśmiechnęliśmy się do siebie

-No, ja muszę się zbierać. Zobaczymy się niedługo?

-Nie wątpię – z uśmiechem opuściłam salę i zaczęłam iść w stronę pokoju. Ironhide był miły i podobny do mnie. Dzięki tej jednej, krótkiej rozmowie, udało mi się zyskać nowego przyjaciela. 

Kiedy wróciłam do pokoju, zastałam w nim Jade. Dziewczyna była oczywiście zaczytana w nieznanej mi książce. Padłam na łóżko i zaczęłam wpatrywać się w sufit.

-Nad czym rozmyślasz? – zapytała niespodziewanie dziewczyna

-Nad niczym. Tak tylko – po chwili jednak przyszło mi coś do głowy. Jade świetnie walczy, a ja? Wręcz przeciwnie. Może mogłaby mnie nauczyć kilku ciosów – Jade?

-Hm?

-Tak sobie myślałam, może mogłabyś mnie poduczyć kilku ciosów?

-Ciebie? – zapytała i spojrzała na mnie ze zdziwieniem – Myślisz, że dałabyś radę? Trening ze mną nie jest łatwy.

-Oczywiście, że dam radę.

-W takim razie jutro zaczynamy.

sobota, 14 marca 2015

Rozdział III - Drużyna


Wczoraj jest historią, jutro jest tajemnicą…

Nie wiem ile lecieliśmy. Kiedy się obudziłam już lądowaliśmy. Było ciemno i nie mogłam się zorientować gdzie moglibyśmy być. Widziałam tylko piasek i skały, które teraz pokrywają prawie całą Ziemię.

Weszliśmy do jednego z kilku hangarów. W hangarze było jasno więc mogłam się porozglądać. Wszędzie stali żołnierze, pielęgniarki gotowe do pomocy i kilkanaście dzieci. Spojrzałam na mamę. Widać było, że kogoś szukała. Wędrowała wzrokiem z prawa na lewo i w końcu zatrzymała się na średniego wzrostu mężczyźnie o dłuższych, brązowych i postawionych włosach i oczach tego samego koloru. Był ubrany w zwykły pomarańczowy podkoszulek i granatowe jeansy. Nieznajomy uśmiechnął się gdy zobaczył mamę.

-Raf! – wykrzyknęła i pobiegła w jego stronę. Mama mocno go uścisnęła – Tęskniłam za tobą.

-Ja za tobą też.

-Zmieniłeś się.

-Tak jak ty, dorosłem.

-Muszę wam przeszkodzić tą interesującą rozmowę, - wtrącił się Jack – ale musimy omówić kilka spraw. Skoro Miko jest już z nami, to możemy zaczynać.

-Skoro jestem już z wami? – zdziwiła się mama – Czemu jestem wam aż tak potrzebna?

-Jesteś częścią drużyny – odpowiedział Raf

-Jakiej drużyny?

-Naszej. Ja, ty i Raf tworzymy drużynę od kąt pierwszy raz spotkaliśmy Autoboty. Raf jest jednym z najinteligentniejszych informatyków na świecie. Odpowiada za siłę umysłu. Ty jesteś najodważniejszą i najbardziej pewną siebie osobą jaką znam. Nigdy nie dajesz za wygraną i zawsze znajdujesz wyjście z sytuacji – mama? Na pewno mówimy o tej samej Miko? Zawsze myślała, że mama zawsze była raczej skryta – Ty odpowiadasz za siłę perswazji. A ja od lat ćwiczyłem moje ciało do perfekcji i jestem siłą mięśni. Myślę, że razem możemy pokonać Lockdowna.

-Bez urazy Jack, ale do pokonania tylu Decepticonów trzeba sporej armii botów.

-Czekałem aż to powiesz – mama znów się zdziwiła.

Po chwili do hangaru weszły dwa wielkie roboty. Jeden z nich był czarno szary, z czerwonymi wstawkami, duży i masywny. Drugi natomiast był trochę mniejszy i szczuplejszy. Wydawało mi się, że była to dziewczyna. Jej zbroja była żółto – niebieska. Na początku trochę się przestraszyłam widząc dwa wielkie roboty, ale później czułam tylko ulgę. Wiedziałam, że nas nie skrzywdzą. Pierwszy raz od wielu lat miałam nadzieję że możemy wygrać tę wojnę.

– Miko, Rachel, poznajcie Ironchide’a i Catapult.To nasze łączniki z Cybertronem.

-Witajcie – powiedziała Catapult i podeszłą do nas – Bardzo się cieszę, że mogę was wreszcie spotkać.

-Od kiedy tu jesteście? – zapytała lekko zdenerwowana mama

-Zaledwie od miesiąca – odpowiedział Ironchide – Zostaliśmy tu przysłani przez przywódcę Autobotów, Ultra Magnusa. Mieliśmy sprawdzić co się tu dzieje.

-Nie wiedzieliście o sytuacji na Ziemi? - zapytałam

-Nie mieliśmy pojęcia – odpowiedziała Catapult – Bot, który miał odpowiadać za kontrolowanie sytuacji na waszej planecie okazał się zdrajcą. Pracował dla Lockdowna i miał jak najdłużej utrzymywać nas w niewiedzy. Niestety udało mu się to.

-Czy reszta botów wie, co się tu dzieje? – zapytała mama

-Poinformowaliśmy ich o sytuacji zaraz po tym jak tu przylecieliśmy i zorientowaliśmy się co dokładnie się wydarzyło. Mamy bardzo wielu żołnierzy  gotowych ruszyć na wojnę z Decepticonami, ale Lockdown ma większą armię.

-Dlatego wymyśliliśmy pewien plan – wtrącił się Jack – Chcemy zaatakować Lockdowna, kiedy będzie przy nim niewiele conów. Właśnie dlatego tak bardzo był nam potrzebny ich komunikator. Teraz będziemy mogli dowiedzieć się o wszystkich ich planach.

-Z pomocą Catapult i Ironchide’a z łatwością rozpracuję komunikator – dodał Raf – Jak na razie musimy odpocząć.

-Masz rację Raf – powiedział Jack – Wszyscy powinniśmy się przespać. Sam, zaprowadź proszę Rachel do jej nowej sypialni. Ja zaprowadzę Miko.

-Dobrze tato.

Razem z Samem ruszyłam w głąb hangaru. Doszliśmy do metalowego włazu. Sam otworzył go i zaczęliśmy schodzić w dół po drabince. Kiedy wreszcie zeszliśmy, znaleźliśmy się w długim korytarzu z wieloma drzwiami po prawej i lewej stronie. Zaczęliśmy iść w głąb korytarza więc postanowiłam zagadać Sama.

-Wiesz coś może o historii Rafa?

-Nie dużo, ale wystarczająco. Wiem, że rozpoczął studia w wieku szesnastu lat, a zakończył je cztery lata później. Wiem też, że ożenił się z trzy lata starszą od niego Lily Watersone, która jest teraz tutaj pielęgniarką. Urodziła im się dwójka dzieci. Starsza Jade, która teraz jest w twoim wieku i dwa lata młodszy od niej Mike. Z Jade za niedługo wylądujesz w pokoju. Myślę, że się polubicie.

-A Mike?

-Ja jestem z nim w pokoju. Jest trochę nieznośny, ale w końcu ma tylko trzynaście lat.

-Długo się znacie?

-Pięć lat. Oboje trafiliśmy tu w tym samym czasie. Mike już wtedy miał wielkiego hopla na punkcie robotyki, ale teraz jest już obeznany w tym temacie. Jade natomiast niezbyt lubi naukę czy robotykę. Jeśli już to medycynę, jak matka, ale i tak najbardziej lubi walczyć.

Szliśmy jeszcze kilka minut. Wreszcie dotarliśmy do jednych z ostatnich drzwi.  Sam bez słowa wszedł do drzwi naprzeciw i zamknął je za sobą nim zdążyłam zajrzeć do środka. Niepewnie otworzyłam drzwi do mojego pokoju i weszłam do środka. Nie będę okłamywać, pokój był nieziemski. Nie myło żadnych dziur w ścianach i podłodze. Ściany były pomalowane na piękny odcień błękitu. Przy ścianach stały dwa łóżka, dwie etażerki i szafa. Resztę miejsca zajmowała kanapa, regał na książki i biurko. W porównaniu z naszym poprzednim domem, to był luksus. Niespodziewanie ktoś zatrzasnął za mną drzwi i usłyszałam nieznajomy żeński głos.

-Nie powinnaś zostawiać ich otwartych - Instynktownie odwróciłam się i już chciałam uderzyć nieznajomą ale ta w ostatniej chwili złapała moją rękę – Szybka jesteś, ale ja jestem szybsza – dziewczyna puściła moją rękę i teraz mogłam się jej dokładnie przyjrzeć. Dziewczyna była śniadej karnacji, dość wysoka i bardzo szczupła. Miała długie czarne włosy spięte w kucyk i brązowe oczy. Była ubrana w ciemnopomarańczową bluzkę z krótkim rękawem i golfem, krótkie brązowe spodnie, ciemnobrązowe buty i rękawiczki bez palców.

-Przepraszam, że cię zaatakowałam. Jestem Rachel.

-Wiem. Widziałam jak przyleciałaś. Jestem Jade.

-Wiem. Sam mi o tobie opowiedział – Jade położyła się na łóżku z lewej i wyciągnęła spod poduszki nieznaną mi książkę.

-Sam dużo mówi, ale nie zawsze można mu wierzyć.

-Dzięki, na przyszłość będę pamiętać.

-Jesteś strasznie brudna.

-W moim starym domu nie miałam wody, więc wiesz…

-Łazienka jest cztery drzwi przed naszym pokojem. Idź się umyć, a potem coś zjemy.

-Dobrze, pójdę – udałam, że jest mi wszystko obojętne. Tak naprawdę jednak samo słowo łazienka wywołało wielką radość, a jeśli dołożyć do tego wieść o zjedzeniu czegoś, to od razu miałam ochotę skakać z radości. Zachowałam jednak powagę i powoli wyszłam z pokoju. Poszłam do łazienki i doznałam kolejnego szoku. Białe kafelki pokrywały ściany i podłogę. Pomieszczenie było podzielone na dwie części. Po jednej stronie stały toalety i umywalki, a po drugiej prysznice. Stała tam także szafka z czystymi ubraniami. Nie czekając ani minuty ściągnęłam z siebie brudne ubrania i rzuciłam na podłogę obok wcześniej położonego tam plecaka. Wskoczyłam pod prysznic i włączyłam wodę. Nie była nawet zimna. Była idealna. Zaczęłam się śmiać. Byłam tak szczęśliwa, że nie mogłam się powstrzymać.

Siedziałam pod prysznicem dobre dwadzieścia minut. Kiedy wreszcie wyszłam, włożyłam na siebie czyste ubranie – szarą bluzkę z krótkim rękawem i białe dresy. Zostawiłam tylko moje stare buty. Zaraz potem zabrałam się do prania starych ubrań.

Po około dziesięciu minutach wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Rozwiesiłam mokre ubrania na łóżku i padłam na miękki materac.

-To co z tym jedzeniem? – zaczepiłam zaczytaną Jade.

-Śniadanie jest za godzinę. Wytrzymaj.

Śniadanie? Już? Myślałam, że dopiero będzie kolacja. Najwyraźniej lecieliśmy dłużej niż podejrzewałam. Zrezygnowana ułożyłam się wygodnie na łóżku i cierpliwie czekałam na upragniony posiłek.

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział II - Ratunek


Zaufanie to nie naiwność. Zaufanie to wiara. A wiara może czynić cuda…

Wielki wybuch wybudził mnie ze snu. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju mamy. Ona też wstała.

-Co się dzieje?

-Decepticony. Niszczą wszystkie domy! Szybko, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Musimy stąd uciekać.

Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam spod łóżka mój czarny plecak. Schowałam do niego jedzenie i wodę, koc i mojego Optimusa. Szybko się ubrałam i zabrałam plecak i moją torebeczkę. Wróciłam do pokoju mamy. Czekała na mnie ubrana w jej dzisiejsze ubrania i czarną, skórzaną kurtkę. Miała taki sam plecak jak ja. Szybko wybiegłyśmy z domu. Na dworze panował chaos. Jakieś dwadzieścia conów rozwalało domy i zabijało ludzi. Wszędzie było pełno ognia i dymu. Pobiegłyśmy w głąb miasta. Tam ich zgubimy. Niestety trzy decepty pobiegły za nami. 

-Musimy się rozdzielić – powiedziałam mamie

-To zbyt niebezpieczne

-Zaufaj mi. Jeśli się rozdzielimy, będziemy miały większe szanse żeby ich zgubić.

-Rachel… - mama złapała mnie za rękę

-Proszę cię. Tylko mi zaufaj.

-Zgoda.

-Spotkamy się w budynku starego kina.

-Uważaj na siebie.

-Ty też.

Rozdzieliłyśmy się. Ja pobiegłam w prawo, a ona w lewo. Dwa cony ruszyły za mną. I dobrze. Poradzę sobie z nimi.

Biegłam jakieś dziesięć minut, a roboty nie dawały spokoju. Robiło się to trochę męczące. Postanowiłam ich jakoś zgubić. Byłam teraz w „mieście”. Skręciłam w jakąś uliczkę między budynkami. Niestety, była to pułapka. Z uliczki nie było wyjścia. Oparłam się plecami o ścianę i miałam nadzieję, że zginę szybko. Decepty podeszły do mnie i wycelowały swoje blastery. Niespodziewanie jeden z nich dostał strzał prosto w głowę. Decepticon upadł, a ja zobaczyłam stojącego na dachu budynku chłopaka. Nieznajomy zaczął strzelać w drugiego cona. Zabił go bez trudu. Nie rozpoznawałam jego broni. Była dość duża i strzelała pociskami takimi jak blastery conów. Chłopak zszedł po schodach przeciwpożarowych i podszedł do mnie. Miał najwyżej szesnaście lat. Był szczupły i wysoki. Miał krótkie, czarne i roztrzepane na wszystkie strony włosy oraz niebieskie oczy. Był ubrany w granatowe jeansy, szarą bluzkę, czarną bluzę i trampki.

-Nic ci nie jest – zapytał

-Nie. Dzięki za pomoc.

-Nie ma sprawy. Masz szczęście, że akurat byłem w pobliżu.

-A co tutaj robisz? I skąd masz tę broń i w ogóle kim jesteś?

-To ja jestem tutaj od zadawania pytań – chłopak przybrał poważny wyraz twarzy

-A gdzie masz odznakę panie władzo?

-Bardzo śmieszne. A teraz odpowiedz. Kim jesteś i co tutaj robisz?

-Nazywam się Rachel i jak zresztą zauważyłeś uciekałam przed conami.

-Za co cię goniły.

-Cony niszczy mój i jeszcze kilka domów. Razem z matką zaczęłyśmy im uciekać.

-A gdzie jest teraz twoja matka?

-Rozdzieliłyśmy się. Pewnie czeka już na mnie w budynku starego kina. Tam mamy się spotkać.

-A więc chodźmy – zdziwiłam się

-Co?

-Nie pozwolę ci tam samej iść – spojrzałam na chłopaka nieco wrednym spojrzeniem. Nie potrzebowałam ochroniarza.  Zgodziłam się jednak. Szliśmy powoli i cicho. Nie chcieliśmy, żeby jakiś con nas zauważył.

-To powiesz mi w końcu kim jesteś?

-Nazywam się Sam Darby. Ja i mój ojciec przylecieliśmy tu po komunikator conów, który podobna miała jego dawna przyjaciółka.

-Czekaj. Darby? Jesteś synem Jacka Darby’ego?

-Co w tym dziwnego?

-Mama opowiadała mi kiedyś historię o Transformerach, w której pojawił się twój ojciec.

-Znam tę historię – Sam westchnął - Trójka ludzi przez przypadek dowiedziała się istnieniu botów.

-Moja mama była jedną z nich.

-Mój tata też.

-Chyba mamy więcej wspólnego niż myśleliśmy.

-Chyba tak.

-A tak w ogóle, to ja ukradłam ten komunikator.

-Ty? Niemożliwe – chłopak się zaśmiał

-A jednak.

-I gdzie on teraz jest?

-Dałam go mamie.

-Świetnie. Ten komunikator może nam bardzo pomóc wygrać tę wojnę.

Szliśmy jeszcze kilka minut. Kiedy wreszcie dotarliśmy do budynku, to już przed nim stała mama i kilku żołnierzy. Podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. Odwzajemniła uścisk i pocałowała mnie w głowę.

-Nic ci się nie stało? – zapytała zaniepokojona

-Nie. Sam mi pomógł.

-Dziękuję ci sam.

-Nie ma za co. To był mój obowiązek.

-Wyrosłeś. Kiedy ostatni raz cię widziałam latałeś w samym pampersie – zaśmiałam się – Teraz latasz z pistoletem.

-Nazywamy go mini blasterem – odezwał się ktoś stojący za nami. Odwróciłam się. Zobaczyłam wysokiego i umięśnionego mężczyznę o bujnych, czarnych włosach i niebieskich oczach. Był ubrany w charakterystyczny strój żołnierza.

-Jesteś już prawie dorosłą kobietą Rachel.

-Jeszcze jej trochę brakuje – wtrąciła się mama.

-E tam. Już wygląda na siedemnaście lat. Jest do ciebie bardzo podobna. Mam nadzieję tylko, że charakter ma po ojcu.

-Niestety, też po mnie – wszyscy się zaśmialiśmy. To było trochę dziwne. Mama była przy nim taka szczęśliwa.

-Sam, odprowadź Rachel do helikoptera.

-Dobrze tato.

Razem z Samem poszłam do helikoptera. Oboje usiedliśmy na miejscach i czekaliśmy na rodziców.

-To ile masz lat Sam?

-Szesnaście. A ty?

-Za niedługo piętnaście.

-Gdzie twój ojciec? – spuściłam wzrok

-Nie żyje. Był żołnierzem i zginął na polu bitwy.

-Współczuję.

-A twoja mama? – Sam wzdrygnął się. Chyba nie powinnam o to pytać.

-Decepticony ją zabiły.

-Przykro mi.

-Nawet jej nie pamiętam. Miałem cztery lata kiedy zginęła.

-Ja też nie pamiętam mojego taty. Wyjechał zaraz po rozpoczęciu wojny. Miałam wtedy dwa lata.

-Wiesz, miło mi się z tobą rozmawia – uśmiechnęłam się

-Mi z tobą też. Zaskakująco miło.

-Nigdy nie miałem przyjaciółki, więc wiesz, nie wprawy z nawiązywaniem kontaktów – zaśmiałam się

-Dobrze ci idzie.

-Może w bazie nauczysz mnie przyjaźni.

-W bazie?

-No przecież musimy mieć bazę. Zobaczysz, spodoba ci się.

Po kilku minutach do helikoptera wsiedli nasi rodzice. Od razu odlecieliśmy. Lecieliśmy teraz do bazy. Niestety nikt nie ujawnił nam jej położenia. Byłam jeszcze zmęczona. Oparłam głowę na ramieniu mamy i usnęłam.

 

Narracja trzecio osobowa

Nie wiedział na jakiej planecie się znajduje. Była opuszczona, pozbawiona jakiegokolwiek życia. Przechadzając się po niej, przypomniał sobie Cyberton, kiedy był martwy. Klęknął na kamiennej ziemi i zaczął przepraszać Primusa za swoje błędy. Jak mógł odebrać tak wiele żyć?

Jego arogancja zrobiła z niego potwora. Od kiedy Unikron zmienił jego zbroję, nie mógł na siebie spojrzeć. Jego blizny na twarzy i długie szpony przypominały mu kim był, kim się stał. Bycie niewolnikiem, uświadomiło mu jednak, co zrobił. Teraz jest wygnańcem, który nie może wrócić na ukochaną planetę.

-Klęcząc tu niczego nie zmienisz – usłyszał znajomy głos. Odwrócił się i wstał z ziemi. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi – Chodź ze mną stary przyjacielu, a twoje winy zostaną odpuszczone i powrócisz na ukochaną planetę.

Bez zawahania zaczął podążać za starym przyjacielem i wiedział, że już niedługo odwiedzi ukochany dom.

No, to myślę, że wiecie kogo wprowadziłam :-) Miałam nie dodawać tego ostaniego fragmentu, ale niespodzianka musi być, skoro obiecałam :D A teraz życzenia. Wszystkim damom życzę wiecznych róż, czekolady idącej w cycki i wiernych facetów i oczywiście wspaniałego dnia, tego waszego!
Pozdrawiam
***Niki***

sobota, 7 marca 2015

Ogłoszenie parafialne

Hej. Przed chwilą wstawiłam nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. A jako że zbliża się dzień kobiet, jutro zrobię małą niespodziankę. Pojawi się ona około dziesiątej. Jak na razie chcę dodać zdjęcie Miko i Schota (taty Rachel). Myślę, że choć nie żyje to pasowałoby go wam pokazać.
 
 
I sam Schot :-)
 
Do przeczytania!
Pozdrawiam i miłego dnia.
***Niki***
 

Rozdział I - Komunikator


Każdy ma takie chwile, w których czuje się jakby cały świat obrócił się przeciw niemu

Biegłam. Serce biło mi jak szalone. Kilka Decepticonów siedziało mi na ogonie. Były coraz bliżej. Obejrzałam się za siebie. Pięć conów biegło tuż za mną. Wszystkie były jednakowe, czarne z czerwonymi ślepiami. To byli zwykli żołnierze Lockdowna. Miał ich po kilkanaście tysięcy w każdym większym mieście. Teraz goniły mnie. Dlaczego? Jakąś godzinę temu ukradłam ich komunikator. Jeśli uda mi się go rozpracować, będziemy mogli podsłuchiwać ich rozmowy i znać plany. Muszę tylko jakoś uciec tym deceptom.

Dobiegałam już do granic Nowego Yorku. Ulice były zniszczone, drogi popękane. Niebo było czarne od dymu i pyłów, a budynki porozwalane. Nie było żadnych drzew, traw, kwiatów. Cała roślinność obumarła. Tak właśnie wygląda cała ziemia. Decepty napadły na planetę dwanaście lat temu. Miałam wtedy dwa lata. Nie znam świata sprzed tej wojny. Nie walczymy jednak o władzę na planecie. Walczymy jedynie o przetrwanie.

Zauważyłam dziurę w jednym z budynków. Szybko wskoczyłam przez dziurę i znalazłam się w wieżowcu. Znalazłam kolejną dziurę, tym razem w podłodze. W ostatniej chwili schowałam się w dziurze. Głupie cony nie mogły mnie znaleźć. Rozglądały się po całym pomieszczeniu, ale nie popatrzały w dół. To jest ich słaby punkt. Są po prostu idiotami. Tylko wykonują rozkazy. Nie myślą o konsekwencjach, nie mają wyrzutów sumienia i zawsze wypełniają rozkazy.

Po jakiś dwóch minutach upewniłam się, ze jest bezpiecznie i wyszłam z ukrycia. Teraz musiałam wrócić do domu. Mieszkałam razem z mamą niedaleko, na obrzeżach Nowego Yorku. Nie miałam więc długiej drogi do pokonania. Szłam powoli. Po drodze rozglądałam się i kilkakrotnie upewniałam, że nikt mnie nie śledzi. Po jakiś pięciu minutach byłam przed domem. Był to mały, jednopiętrowy budynek. Niedaleko stało jeszcze kilka takich. Wszystkie były zniszczone, tak jak całe miasto. Domek miał tylko dwa pokoje, łazienkę i małą kuchnię. Niestety nie miałyśmy ani wody, ani prądu. Jadłyśmy to, co dostałyśmy od Decepticonów. Na początku każdego miesiąca, decepty dawały każdej rodzinie pewna ilość jedzenia i wody. Na każdą głowę przypadały dwa bochenki chleba, pięć butelek wody i kilka owoców. Zwykle były to jabłka, albo banany. Jedzenia niestety nie wystarczało na miesiąc. Zwykle głodowałyśmy. Czasem, razem z innymi dzieciakami kradliśmy jedzenie z kontenerów, w których były przechowywane, a potem dzieliliśmy się nim.

Weszłam do domu. Pokój w który się znajdowałam był ciemny i zniszczony. Jedynym źródłem światła była zapalona świeczka stojąca na trzynogim stole. W pokoju znajdowała się też dwuosobowa kanapa, małe radio na baterie i fotel. Niespodziewanie zza rogu wyszła mama. Miała na sobie czarne, dziurawe spodnie, fioletową bluzkę z krótkim rękawem i stare sportowe buty z odklejającą się podeszwą. Jej długie, czarne włosy były spięte w kucyk. Kiedy mama mnie zobaczyła odetchnęła i mocno mnie przytuliła.

-Długo cię nie było. Coś się stało?

 -A tam, nic takiego. Tylko parę conów mnie goniło.

-Co proszę? Coś ty znowu zrobiła?

-Nie uwierzysz. Udało mi się ukraść ich komunikator – wyciągnęłam urządzenie z kieszeni bluzy i podałam je mamie – Możesz go dać temu swojemu przyjacielowi z wojska.

-Nie powinnaś tego kraść. To było zbyt niebezpieczne. Gdyby oni cię złapali…

-Zabiliby mnie. Wiem.

-Ale w ogóle się tym nie przejmujesz! Czy kiedy kradłaś ten komunikator, pomyślałaś o konsekwencjach? Co gdyby on miał nadajnik? Albo jakby miał wybuchnąć?

-Mamo, wiesz że te komunikatory nie mają takich bajerów.

-To i tak było głupie i nieodpowiedzialne. Rachel, masz już czternaście lat do cholery! Musisz zacząć zachowywać się jak na twój wiek przystało.

-I właśnie tak się zachowuję! Robię wszystko dla mojego kraju! – pobiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Czemu ona zawsze musi mieć jakieś pretensje?! Przecież nic mi się nie stało! Dobrze wiedziałam co robię. Jestem ciekawa jaka ona była w moim wieku. Pewnie postąpiłaby tak samo.

Ściągnęłam moją szarą bluzę i padłam na łóżko. Byłam trochę zmęczona. Podniosłam poduszkę i wyciągnęłam schowany pod nią list od mojego ojca. Lubiłam go czytać. Zawsze dodawał mi siły.

 

Kochana Rachel

Piszę ten list na wypadek gdybym nie wrócił z mojej misji. Masz dopiero dwa latka i nie mogę ci tego powiedzieć osobiście. Mogę zginąć. Wtedy ty i twoja mama zostaniecie całkiem same. Dlatego mam do ciebie prośbę. Opiekuj się mamą. Wspieraj ją i pomagaj jak tylko będziesz mogła. Wiem że wyrośniesz na piękną i silną dziewczynę, dokładnie tak jak twoja ona. Wiem też, że mogę na ciebie liczyć.

Nigdy się nie poddawaj. Choćby cały świat miałby zaraz zostać zniszczony, ty musisz mieć nadzieję. Kocham cię Rachel. Będę za tobą tęsknił.

Twój tata, Schot

 

Kilka łez spłynęło po moim policzku. Nie mogłam zawieźć taty. Musiałam zająć się mamą i pomagać jej jak najlepiej mogłam. Ona mnie niestety zawsze odtrącała. Często słyszę jak płacze po nocach, albo jak wychodzi z domu i krzyczy coś. Nigdy jednak nie chciałam się przysłuchiwać jej słowom, bo to nie była moja sprawa. Wiem, że ona dużo przeszła i szanuję to. Po prostu nie rozumiem czemu nie chce mojej pomocy.

Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Mama już spała. Po cichu weszłam do małego pomieszczenia pokrytego połamanymi kafelkami. Znajdowała się tam tylko toaleta, umywalka, zepsuty prysznic i pęknięte lustro. Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Miałam krótkie, czarne włosy z różowymi pasemkami z przodu i niebieskie oczy. Byłam bardzo szczupła. Nie należałam jednak do najwyższych. Miałam na sobie różową bluzkę w paski z długim rękawem, na to zieloną bluzkę w kwiatki z krótkim rękawem i granatową bluzkę na ramiączkach w podobnym wzorze. Na nogach miałam niebieskie, przetarte jeansy i szarą spódniczkę. Do pasa miałam przypiętą małą brązową torebeczkę. Miałam też różowo - białe trampki. Wzięłam do ręki szczotkę i rozczesałam moje włosy. Następnie wróciłam do pokoju, zdjęłam buty, torebeczkę, spódnicę i dwie bluzki. Położyłam się na łóżku i przytuliłam do mojego pluszaka Optimusa Prima. Powoli zaczęłam zamykać oczy. W końcu usnęłam.

Niespodziewanie obudził mnie jakiś krzyk. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju mamy. Nie było jej. To pewnie ona znów krzyczy bez powodu. Tym razem jednak moja ciekawość wzięła górę. Po cichu wyszłam na dwór i podsłuchałam mamę.

-Nie rozumiem Bulkhead! Dlaczego?! Dlaczego nie przylecicie nam na ratunek?! Przecież musicie wiedzieć, że Decepticony opanowały Ziemię! Czy już nic dla was nie znaczymy?! – słyszałam, ze mama mówiła drżącym głosem. Płakała -  Obiecałeś, że mnie nigdy nie opuścisz! Gdzie jesteś teraz?! – mama upadła na kolana. Była załamana. Autoboty musiały wiedzieć o sytuacji na Ziemi, a mimo to nie przyleciały nam na pomoc. Rozumiałam ból mamy. Nie umiałam jej jednak pomóc. Wróciłam do pokoju i z powrotem położyłam się na łóżku. Oczy same zaczęły mi się zamykać. Już po minucie usnęłam.