środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział IX - Druga szansa


Kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.

John Ronald Reuel Tolkien

Siedzieliśmy w Domu i jedliśmy kolację. Postanowiliśmy, że zostaniemy tu do rana. W dzień bezpieczniej się lata. Poza tym, tata myśli nad złączeniem sił buntowników i wojska, a przy tym przeprowadzką do naszej nowej bazy. Mam nadzieję, że zamieszka z nami i że już nigdy nas nie opuści. Chyba nie przeżyłabym takiej rozłąki.

Po wspólnej kolacji wybrałam się z mamą na trening. Obiecałam sobie, że będę starać się z całych sił i osiągnę swój cel. Zostanę agentką armii. Mama jest świetną nauczycielką, więc mam nadzieję, że dość szybko osiągnę ten cel.

***

Nastał ranek i wszyscy zaczęli powoli się zbierać. Jedynie Mike nie chciał wyjeżdżać. Widać było, że spodobała mu się Maddie i nie chce jej zostawiać. Zrozumiałe jest, że dziewczyna nie opuści ojca i nie pojedzie z nim do wojskowej bazy. Mimo to, Mike nadal nie odpuszczał i starał się ją namówić do przeprowadzki. Patrząc na nią, zakłopotaną całą tą sytuacją, postanowiłam coś zaradzić. Znienacka chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam do drzwi, na zewnątrz. Mike nie zdążyła nas zatrzymać i spokojnie wydostałyśmy się na dwór.

-Dzięki – powiedziała Maddy – Mike to fajny chłopak, ale nie potrafi odpuścić.

-Ty wiesz, że mu się podobasz?

-Raczej trudno tego nie zauważyć, ale ja nic do niego nie czuję. Nie chcę dawać mu nadziei.

-Dobrze robisz – tym razem Maddy chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

-Chodź, przejdźmy się – szłyśmy w nieznanym kierunku przyglądając się słońcu. To było nieco dziwne. Przez tyle lat wieczne chmury zastawiały mi coś tak pięknego i niezwykłego. Teraz, mogę oglądać słońce każdego dnia.

-Powiedz, jak się żyje w wielkim mieście?

-Szczerze, tutaj żyje się dużo lepiej. Tu jest czysto i pięknie, a nad dachem twojego „domu” nie latają statki conów. Masz duże szczęście, że mieszkasz tutaj.

-Wiesz, czasami ciągnie mnie w nieznane. Chcę wsiąść do auta, odpalić silnik i pojechać w siną dal. Męczy mnie ciągłe ukrywanie i walka – niespodziewanie zatrzymałyśmy się. Maddy odwróciła wzrok, a ja nie wiedziałam co się stało.

-Maddy? Co się dzieje?

-Korci mnie z wami jechać. Wiem, że tu jest mój Dom, mój ojciec, a jednak chcę lecieć z wami.

-Może w krótce nie będziesz musiała wybierać. Mój ojciec chce połączyć siły z wojskiem. Możliwe, że będziemy mieli wspólną bazę – dziewczyna uśmiechnęła się, ale po chwili uśmiech zniknął z jej twarzy, a pojawił się lęk. Czerwono włosa patrzyła w jakiś punkt w oddali. Odwróciłam się w kierunku, gdzie padał jej wzrok i od razu zrozumiałam niepokój dziewczyny. W oddali było widać pędzące samochody i lecące samoloty. Nie było ani chwili do stracenia. Złapałam dziewczynę i pociągnęłam za sobą. Pobiegłyśmy jak najszybciej mogłyśmy, ale samoloty zbliżały się zbyt szybko. Raptem tuż przed nami samoloty zmieniły się w cony. Otoczyły nas. Nie miałyśmy żadnej drogi ucieczki.

-Elita! – wykrzyknęła po pomoc Maddy, ale wiedziałam, że nikt nas nie usłyszy. Zaszłyśmy zbyt daleko. Strasznie żałowałam, że nie zabrałam ze sobą broni. Wiedziałam, że decepty raczej nas nie oszczędzą – Elita! – zawołała ponownie, ale nikt nie przybył. Było widać, że się boi. Jeszcze nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji. W sytuacji, bez wyjścia.

Niespodziewanie przez jednego z conów przeleciał pocisk. Robot padł, a drugi, nieco zdezorientowany zaczął rozglądać się poszukiwaniu napastnika. Ja zauważyłam go już po chwili. Stał kilka metrów za nim. Był wielkim botem o szarej zbroi. Jego oczy były czerwone, a na klatce piersiowej widniał fioletowy, nieznany mi znak. Jego hełm i zbroja były ostro zakończone. Nim drugi decept zdążył zaatakować, nieznajomy uruchomił swoje ostrze i przebił nim cona. Niestety w między czasie zdążyły do nas dojechać inne Decepticony. Było ich dość sporo, ale nieznajomy bot ruszył do walki. Chwilę później, z powietrza nadleciał bot, o dobrze znanych mi kolorach. Był mniej więcej wielkości czerwonookiego, a jego zbroja była czerwono – niebieska. Z pleców wystawał mu wielki jetpack.  Na jego ramieniu widniał znak Autobotów. Dobrze widziałam kim jest ten bot.

-Optimus – szepnęłam, a zdziwiona Maddy spojrzała na mnie. Nie zwracała na nią uwagi, tylko z niedowierzaniem przyglądałam się Prime’owi. Na jego widok decepty o mało nie zemdlały. Optimus uruchomił swoje blastery i zaczął strzelać w decepty. W tym czasie nieznajomy niepostrzeżenie odcinał głowy wrogom. Już po minucie, nie został ani jeden con. Optimus wylądował przed nami, a po chwili dołączył i nieznajomy – Optimus Prime. Nie wierzę, to naprawdę ty.

-Witaj Rachel. Miło cię w końcu poznać.

-Skąd znasz moje imię?

-Przez długi czas ja i Trzynastu Prime’ów przyglądaliśmy się Ziemi. Ostatecznie dostałem misję wyzwolenia jej z rąk Lockdowna. Zaimponowały mi twoje czyny. Walczyłaś w imię swojego świata z dużo potężniejszymi od ciebie Decepticonami.

-Robiłam co do mnie należy – Prime uśmiechnął się, a ja postanowiłam przedstawić mu Maddy – Optimusie, to jest Maddy, moja przyjaciółka i członkini rebeliantów. Ona, jak i wiele innych walczy z deceptami.

-To nic takiego – chyba ją zawstydziłam – Staram się jak mogę.

-Jak na twój wiek, robisz bardzo wiele.

-Optimusie – odezwał się nieznajomy – Ciężko mi to przyznać, ale kiedy to ja dowodziłem Decepticonami, nie udało mi się pokonać Ziemi – o czym on mówi? – Lockdown nie jest łatwym przeciwnikiem.

-Gdyby nim był Megatronie, nie prosiłbym cię o pomoc.

-Megatron?! – cofnęłam się o kilka kroków od robota – Byłam pewna, że nie żyjesz. Optimusie, co on tutaj robi?! To przecież zdrajca!

-Nie musisz się obawiać Rachel – Optimus podszedł do mnie i przykucnął – Megatron popełnił wiele błędów, ale zmienił się. Pomoże nam wygrać tę wojnę.

-Nie rozumiem, jak możesz mu ufać. Po tym co zrobił – spuściłam wzrok. Nie rozumiałam Optimusa. Przecież Megatron zniszczył ich dom.

-Każdy zasługuje na drugą szansę. Nie zapominaj o tym – westchnęłam i ponownie spojrzałam na Optimusa – Zabierzmy was do rodziców – chwilę potem Prime zmienił się jakiś dziwny wojskowy samochód. Megatron natomiast zamienił się w jakiś nieznany mi odrzutowiec. Razem z Maddy wsiadłyśmy do Optimusa i wszyscy wróciliśmy do Domu.

Przed wejściem czekali już na mnie rodzice. Wyraz twarzy mamy, kiedy Optimus przybrał formę robota był co najmniej zaskakujący. Przyglądał mu się z lekko uchylonymi ustami. Nic nie mówiła. Ona zwykle się tak nie zachowywała. Zareagowała dopiero, kiedy Megatron wylądował i zmienił się w robota. Na jego widok otrząsła się i wyciągnęła broń. Już miała strzelać, kiedy Optimus ją zatrzymał.   

-Jest po naszej stronie. Nic wam nie zrobi – mama powoli opuściła broń, ale nie spuszczała Megatrona z oczu. Widać było, że mu nie ufała.

-Optimusie, jak to możliwe, że tutaj jesteś? Przecież połączyłeś się z Wszechiskrą.

-Owszem, a ja i Trzynastu Prime’ów ustaliliśmy, że trzeba odbić Ziemię. Dlatego zostałem tu wysłany na pewien czas.

-Pewien czas?

-Nie mogę zostać na zawsze. Wypełnię swoją misję i wrócę.

-Rozumiem – mama zaśmiała się – Autoboty nie uwierzą jak im powiem – raptem z bazy wyjechała Elita i przybrała formę robota. Z niedowierzaniem patrzała na Optimusa.

-Więc jednak – powiedziała szeptem – Jednak żyjesz.

-Elita? Czy to naprawdę ty? – również z niedowierzaniem powiedział Prime. Optimus zbliżył się do niej, ale ona zmieniła się w samochód i odjechała. Bez wahania bot ruszył za nią.

-O co jej chodzi? – zapytałam.

-Kiedyś czuli coś do siebie – odpowiedział Megatron.

-Nie ciebie pytam – rzuciłam robotowi wrogie spojrzenie, a on odwrócił wzrok.

-No nic, nie ma co tu tak stać – mama złapała mnie za rękę – Chodźmy do domu – i wszyscy weszliśmy do bazy.

Oczami Optimusa

Złapałem ją niedaleko. Nadal nie mogłem uwierzyć, że naprawdę tu jest. Przybraliśmy formy botów i stanęliśmy naprzeciwko siebie. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Nie widzieliśmy się od połowy wojny.

-Myślałem, że cię straciłem – zacząłem w końcu.

-Znam to uczucie – odpowiedziała. Za każdym razem kiedy słyszę jej głos, moja iskra zaczyna jaśniej świecić.

-Gdzie się podziewałaś?

-Przez większość czasu latałam po nieznanych częściach kosmosu. Szukałam deceptów, których mogłabym załatwić. W końcu rozbiłam się na Ziemi.

-Na szczęście. Inaczej nigdy byśmy się nie spotkali.

-Być może masz rację – nie mogłam wytrzymać. Przyciągnąłem Elitę bliżej i pocałowałem ją. Na początku fembotka się opierała, ale po chwili przestała. Zarzuciła rękę na moją szyję, a ja przytuliłem ją.

-Tęskniłem za tobą Elita.

-Ja za tobą też Optimusie. I to bardzo.

Oczami Rachel

Wszyscy siedzieliśmy w garażu. Nikt nie spuszczał wzroku z Megatrona, który najwyraźniej był nieco zdenerwowany całą tą sytuacją. Po kilkunastu minutach wstał, a mama od razu wycelowała w niego broń.

-Nie skrzywdzę was.

-Mam powody by myśleć inaczej – mama posłała robotowi wrogie spojrzenie. Niespodziewanie tata zabrał jej broń i pociągnął za rękę.

-Daj spokój Miko. Jeżeli Prime mu zaufał, to musiał mieć powód.

-Czyli to jednak ty Miko – ponownie odezwał się Megatron – Tak podejrzewałem. Jesteś teraz silną i piękną kobietą. Masz też wspaniałą córkę – bot spojrzał na mnie – Zapomnijmy o naszych…konfliktach z przeszłości. Liczy się co jest teraz.

-Zamknij się. Nie da się zapomnieć tego, co zrobiłeś.

-Naprawdę jest mi przykro – po tych słowach Megatron wyszedł na zewnątrz. Trochę zaczynałam mu współczuć, ale tylko trochę. Kiedy bot opuścił bazę, rodzice poszli do biura taty. Nie chciałam siedzieć z Jade i Samem, którzy również ciągne rozmawiali o tym, że Megatron jest zagrożeniem, ani z Mikiem, który ciągle zarywał do Maddy. Postanowiłam, że również wyjdę na zewnątrz.

Na zewnątrz spotkałam Megatrona. Siedział przed Domem i wpatrywał się w niebo. Niepewnie podeszłam i usiadłam obok niego.

-Popełniłem wiele okropnych błędów – odezwał się znienacka – Już chyba nikt mi nigdy nie zaufa.

-Optimus ci zaufał – Megatron odwrócił wzrok – I ja powoli zaczynam ci ufać – znów spojrzał na mnie – Widzę, że najchętniej cofnął byś czas i odczynił wszystkie swoje grzechy. Rozumiem to. Rozumiem też, że pragniesz odkupienia , a przede wszystkim zrozumienia.

-Jesteś bardzo mądrą dziewczynką Rachel.

-Dziękuję – trochę niepewnie położyłam rękę na leżącej obok dłoni Megatrona. Bot uśmiechnął się lekko, a ja odwzajemniłam uśmiech. Już dużo pewniej przysunęłam się bliżej i przytuliłam do niego. Optimus miał rację. Każdy zasługuje na drugą szansę.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Koszulki

Hej. Mam dla was krótką informację. Moja mama rozpoczęła swój własny biznes i między innymi będzie robiła koszulki z ręcznie malowanymi cytatami. Rozmiar i kolor do wyboru. Cena: 50 zł + dostawa.

 
 
 
Zainteresowanych proszę o kontakt: nikola_2000@o2.pl
Pozdrawiam
***Niki***

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział VIII - Poświęcenie


Złość nie jest zła. Jest ludzka. I mija po pewnym czasie.

Patrzałam na niego z niedowierzaniem. To nie mógł być on. Mój ojciec zginął na wojnie. On musi kłamać.

-Rachel, ja wiem, że to ty. Nie poznajesz mnie, to zrozumiałe, ale ja naprawdę jestem twoim ojcem – nie opuszczałam broni, ale coś sprawiało, że zaczynałam my wierzyć. Patrzył na mnie z tą samą miłością, z jaką patrzy na mnie mama. Powoli opuściłam blaster, a z moich oczu wypłynęły łzy. Rzuciłam się w objęcia ojcu, a on zaczął mnie całować po głowie. Tuliłam go jak najmocniej umiałam. Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedyś go zobaczę.

-Tato – wyszeptałam

-Już dobrze skarbie, jestem tu. Tak strasznie za tobą tęskniłem.

-Ja tak samo – tata uścisnął mnie jeszcze mocniej. Byłam taka szczęśliwa.

Po chwili ojciec wypuścił mnie z objęć. Otarł łzy spływające po policzku i ponownie pocałował w głowę.

-Odłóżcie broń – poprosiłam Jade i Sama, a oni schowali pistolety.

-Pewnie jesteście głodni i spragnieni? – pokiwałam twierdząco głową – Chodźcie za mną. Ben, przynieś nam jedzenie i picie – jeden ze strażników wyszedł, a my razem z tatą i Maddy weszliśmy do zasłoniętego pomieszczenia. Pokój był oświetlony latarniami, jak reszta Domu. W centralnej części stało ciemne biurko, a na nim jakieś papiery. Przy ścianie stała też kanapa i dwa fotele oraz stolik. Usiedliśmy przy nim, a po chwili strażnik przyniósł nam dwie butle wody i bochenek chleba. Nie czekając na zgodę zaczęliśmy się częstować

-Jak się tu dostaliście? – zapytał tata

-Lecieliśmy helikopterem do nowej bazy, ale Decepticony nas zaatakowały. Potem znaleźli nas twoi ludzie.

-Więc naprawdę żyjecie z wojskiem? – potwierdziłam – A mama?

-Jestem pewna, że jest cała. Pewnie szuka nas razem z rodzicami Jade i Mike’a oraz Sama.

-To dobrze. Oczywiście postaramy się z nimi skontaktować i poinformujemy o waszej obecności tutaj – uśmiechnęłam się i wzięłam łyk wody.

-A jak ty stałeś się przywódcą rebeliantów? Bo jesteś przywódcą, tak?

-Tylko tego oddziału. Mamy ich po kilka na każdym kontynencie – tata podał mi kawałek chleba, a ja zjadłam go w całości – Jeśli chodzi o moją „posadę”, to wszystko zaczęło się kiedy wyjechałem z wojskiem na bitwę o Afrykę. Walczyliśmy, ale nie mieliśmy żadnych szans z Decepticonami. Kilkusetna armia została rozgromiona przez odział liczący kilkadziesiąt deceptów. Jakimś cudem udało mi się przeżyć.

-Chwila moment – przerwał tacie Sam – Dlaczego akurat Afryka? Co było w niej tak ważnego. Myślałem, że cony ją oszczędziły, bo nic tu nie ma.

-Owszem, oszczędziły Egipt i jeszcze kilka państw, ale tak naprawdę to w Afryce jest największe złoże tego ich paliwa. Dlatego ona jest taka ważna. Decepty mają tu sporo kopalń, które od czasu do czasu podpalamy by ich jakoś spowolnić.

-To wszystko wyjaśnia.

-Wracając, znalazł mnie mały odział buntowników i zabrał do Domu. Opatrzyli mnie, nakarmili i dali ciepłe miejsce do spania. W niedługim czasie doszedłem do siebie i zrozumiałem, że tu mogę się o wiele bardziej przydać. Buntownicy nauczyli mnie walczyć i strzelać. Na samym początku byłem zwykłym strażnikiem. Potem razem z odziałem Wików patrolowałem państwo i organizowałem akcje. Pewnego dnia umierający przywódca poprosił mnie, bym go zastąpił. Nie zrobiłem niczego wielkiego, a on wybrał mnie. Dowodzę tą rodziną już siedem lat. Jeszcze nigdy jej nie zawiodłem – posmutniałam. Dbał o ludzi tutaj, ale zapomniał o mnie i o mamie. Nie bardzo wiedziałam co mam myśleć. Walczył z Decepticonami o nasz świat, ale nie było go, kiedy najbardziej go potrzebowałyśmy.

-Dlaczego nie wróciłeś do domu? – zapytałam w końcu

-Wiedziałem, że dacie sobie radę. W końcu twoja mama to twarda dziewczyna, a ludzie tutaj bardziej potrzebują mojej pomocy.

-Bardziej niż twoja własna rodzina? – tata się nie odezwał prze dłuższą chwilę

-Możecie nas na chwilę zostawić samych? – Maddy zabrała wszystkich na zewnątrz i zostałam sam na sam z ojcem – Wiem, że was zawiodłem, ale czasem trzeba się poświęcać dla większego dobra.

-Ty się poświęciłeś? Przecież to ja i mama musiałyśmy dawać sobie same radę! To ja musiałam kraść, żeby przetrwać! – kilka łez spłynęło po moim policzku – Głodowałyśmy. Kilka razy myślałam, że nie dożyjemy następnego dnia.

-Rachel, wiem, że cierpiałyście. Ale zrozum, że to co robię, robię dla was. Walczymy o naszą przyszłość, o twoją przyszłość – tata przysunął się bliżej mnie – Tęskniłem za wami i to bardzo. Nie było dnia kiedy nie zastanawiałbym się co się z wami dzieje. Obwiniałem się, że mnie przy was nie ma, ale wiedziałem że muszę tu zostać. Ci ludzie liczą na mnie – tata objął mnie i pocałował w policzek – Do tej pory pamiętam treść listu, który do ciebie napisałem. Kochana Rachel. Piszę ten list na wypadek gdybym nie wrócił z mojej misji. Masz dopiero dwa latka i nie mogę ci tego powiedzieć osobiście. Mogę zginąć. Wtedy ty i twoja mama zostaniecie całkiem same. Dlatego mam do ciebie prośbę. Opiekuj się mamą. Wspieraj ją i pomagaj jak tylko będziesz mogła – to naprawdę dokładnie ta sama treść listu. Chyba zaczynam rozumieć dlaczego tu został. Poświecił się, nie mógł się z nami zobaczyć, ale pomagał innym ludziom. Teraz już to rozumiem. Otarłam łzy z policzka i przytuliłam się do taty.

-Kocham cię tato.

-Ja ciebie też Rachel. Ja ciebie też – i po raz kolejny mnie pocałował.

***

Razem z Jade, Samem i Mike’iem siedzieliśmy w naszej chwilowej sypialni. Był to kolejny zasłonięty odosobniony pokój z latarniami, które dawały światło. Na podłodze leżało kilka materacy, na których siedzieliśmy.

Bawiłam się telefonem, który o dziwo działał. Jade czytała również ocalałą, przynajmniej w części książkę, a Mike i Sam starali się połączyć z wojskiem przez stare, wojskowe radio od mojego ojca. Miałam nadzieję, że uda nam się połączyć z mamą i że to ona przyjedzie. Jestem bardzo ciekawa jak zareaguje. Pewnie najpierw przyłoży tacie z liścia, a potem go pocałuje. Tak mniej więcej było kiedy coś przeskrobałam. Najpierw na mnie nakrzyczała, a potem przytulała i całowała.

Niespodziewanie usłyszałam, że ktoś odpowiada na wezwanie.

-Słyszymy was Darby 2, podajcie swoją pozycję – odezwał się męski głos, a Sam od razu odpowiedział

-Jesteśmy w podziemnej bazie buntowników na Saharze, w Egipcie. Nie znam dokładnych współrzędnych, ale jeżeli podlecicie dostatecznie blisko zobaczycie pomarańczową racę.

-Przyjąłem Darby 2. Damy wam znać kiedy będziemy na miejscu.

-A, jeszcze jedno. Niech przyleci po nas agentka Steam.

-Przyjąłem, Steam 1 odbiera przesyłkę. Bez odbioru.

-Dziękuję ci Sam – powiedziałam, kiedy chłopak się już rozłączył – To dla mnie wiele znaczy, żeby mama dowiedziała się, że tata żyje.

-Wiem – chłopak uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech.

 

Po jakiś piętnastu minutach coś zaczęło się. Wszyscy buntownicy latali jak szaleni, zabierali broń i wychodzili na powierzchnię. Wszyscy zerwaliśmy się kiedy usłyszeliśmy wielki wybuch.

-To raczej nie wojsko – powiedział Mike

-Raczej nie – przyznałam mu rację. Pobiegliśmy do Maddy, która siedziała w garażu i chyba żegnała się z ojcem

-Co się dzieje? – zapytała Jade. Ojciec dziewczyny wyjechał na zewnątrz, a ona nam wszystko wyjaśniła

-Wykryliśmy dwadzieścia obiektów latających, najprawdopodobniej Decepticony. Wszyscy buntownicy są w stanie gotowości.

-Możemy pomóc – zaproponował Sam – Mamy nowocześniejszą broń od was.

-Nie powinniśmy. Mój ojciec…

-Jeżeli to naprawdę Decepticony, to będą potrzebować naszej pomocy – Jade wyciągnęła swój blaster o podała mi go – Będziesz tego potrzebować.

 -A co z tobą?

-Mi starczy zwykły pistolet – Maddy wyciągnęła dwa schowane pistolety i jeden z nich podała Jade – Ty zostajesz Mike.

-Nie będę się kłócił – odpowiedział obojętny chłopak. Razem z Maddy wyszliśmy na zewnątrz. Panował chaos. Buntownicy nie dawali sobie rady z deceptami. Od razu ruszyliśmy do akcji. Strzelaliśmy jak najlepiej mogliśmy. Oczywiście Jade i Sam nie mieli z tym problemu. Ja dopiero się uczę. Kilka razy udało mi się trafić, ale chyba nie zabiłam żadnego cona.

Przegrywaliśmy, a szanse na przeżycie powoli malały. W oddali mogłam zauważyć tatę. Strzelał celnie i zabijał decepty bez większej trudności. Sam i Jade też świetnie sobie radzili, a Maddy nie miała żadnych trudności z użyciem broni. Czy tylko ja jestem tak beznadziejna?

Część rannych buntowników musiała się wycofać. Było nas coraz mniej. Wtedy z jaskini wyjechało ten różowy samochód. Przygazował i wywrócił kilka deceptów. Kto siedział w środku? Po chwili moje pytanie dostało odpowiedź – nikt. Samochód zaczął się transformować się w fembotkę. Była dość duża, różowo – srebrna. Zza ramion odstawały jej koła, takie jak przy nogach. Fembotka uruchomiła swoje blastery i zaczęła strzelać w Decepticony. Dzięki niej szło nam coraz lepiej. Po kilku minutach, cony zaczęły się wycofywać. Wygraliśmy.

***

Wszyscy staliśmy w garażu, wpatrzeni pytająco w mojego tatę. Fembotka, w formie pojazdu, była razem z nami. Maddy i jej ojciec również nam towarzyszyli.

-Więc? – zapytałam – Jak ona się tu dostała i kim w ogóle jest?

-Powiedziała nam, że nazywa się Elita One. Na Cybertronie była agentką Gwardii Elitarnej. Spotkaliśmy ją pięć lat po rozpoczęciu wojny. Od tej pory nam pomaga – Elita zaczęła zmieniać się w robota. Po chwili podeszła i kucnęła tuż przede mną.

-Miło mi was poznać. Tak jak powiedział Schoot, nazywam się Elita One. Przybyłam na tą planetę kilka lat przed rozpoczęciem wojny, ponieważ mój statek się rozbił. Niestety nie mogłam skontaktować się z Cybertronem, więc musiałam się ukrywać. Kiedy wojna się rozpoczęła, szukałam kogoś, z kim mogłabym walczyć.

-Znalazłaś buntowników – dokończył Mike, a Elita potwierdziła

-Ona jest naszą tajną bronią – dodał tata Maddie – Uratowała nam skórę nie jeden raz.

-Jest też dobrą przyjaciółką – powiedziała Maddie, a Jade prychnęła. Wszyscy na nią spojrzeliśmy.

-Przyjaciółka, no tak. Dlaczego wszystkim do cholery tak zależy na znajomości z tymi maszynami? To przez nie ta pieprzona wojna!

-Wystarczy Jade – upomniał dziewczynę Sam

-Skoro myślicie, że dzięki nim wygracie tę wojnę, to jesteście idiotami. Wszyscy! Co do jednego. A ty – dziewczyna podeszła do mnie – Możesz sobie marzyć o zostaniu świetną agentką, ale na boga, kobieto obudź się! Nie widzisz w jakim świecie żyjesz?! Możesz bawić się telefonem od mamusi i przytulać do pluszowego robota, ale co ci to da?! – odwróciłam wzrok – To nie jest bajka. Dorośnij wreszcie – Jade zaczęła iść w stronę wyjścia i nikt nie miał zamiaru jej zatrzymywać. Jej słowa zabolały i to bardzo. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale od razu ją wytarłam. Może i Jade miała racje. Może rzeczywiście śnię o niemożliwym.

***

Staliśmy przed Domem i czekaliśmy na nadlatujący helikopter. Było już go widać w oddali. Po jakiś trzech minutach wylądował, a ze środka wyszła mama. Podbiegła do mnie o mocno przytuliła.

-Tak się o ciebie bałam – powiedziała drżącym głosem

-Dałam radę. Jak zawsze – mama wypuściła mnie z objęć. Odwróciłam się i spojrzałam na stojącego w cieniu tatę. Dałam mu znak by wyszedł, a on powoli zaczął kierować się w naszą stronę. Mama nie wiedziała co się dzieje. Kiedy w końcu zorientowała się kim jest mężczyzna, otworzyła szerzej oczy. Tata podszedł do niej, ale przez długą chwilę nic nie mówił. Patrzyli na siebie jak zaczarowani.

-Miko – odezwał się w końcu – Przep…-nie zdążył dokończyć bo mama przysadziła mu mocno z liścia. Chwilę potem rozpłakała się i rzuciła na jego szyję. Przytulali się długo, naprawdę długo. Nie chciałam im przeszkadzać. Odeszłam trochę dalej, do Sama i Mike’a. Zaczęliśmy się przyglądać zachodzącemu słońcu.

W jednej chwili zaczęłam zastanawiać się, gdzie jest Jade. Rozglądałam się dookoła, ale nie mogłam jej dostrzec. W końcu zobaczyłam ją siedzącą na Domie, tyłem do nas. Powoli wspięłam się na skałę i usiadłam obok dziewczyny. Spojrzałam na nią. Jej oczy były zaczerwienione, a policzki mokre od łez. Wpatrywała się w niebo. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Nagle, odezwała się.

-Przepraszam. Nie powinnam. Nerwy mi puściły.

-Nic się nie stało. Miałaś rację. Nie dorosłam do tej wojny – dziewczyna otarła łzy

-Wiesz, że nie płakałam od trzech lat – spojrzałam na nią zdziwiona – Zawsze starałam się być silna, a przynajmniej taką udawać. Nie chciałam, żeby Mike musiał dorosnąć tak szybko jak ja. Nigdy nie chciałam narażać go na niebezpieczeństwo – Jade spojrzała na mnie – Udawałam twardą i nieustraszoną, ale w głębi duszy, strasznie się bałam – dziewczyna ponownie odwróciła wzrok. Podziwiałam ją. Była taka silna. Ja nigdy taka nie będę. Przysunęłam się bliżej Jade i przytuliłam ją.

-Zwykle jest tak, że to właśnie strach dodaje nam sił. I dlatego jest nam aż tak potrzebny – dziewczyna uśmiechnęła się i mocniej mnie przytuliła.

-Dziękuje ci. Tak bardzo ci dziękuję.

-Ja też ci dziękuję. Uświadomiłaś mi, że za mało się staram. Teraz będę silna i nigdy się nie poddam. Tak jak ty. 

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział VII - Dom


Tęsknota jest najgorszym bólem, ale bez niej nie zrozumiemy miłości…

Nie wiem ile szliśmy. Pustynia zdawała się nie mieć końca. Wody nie było dużo, a słońce powoli wschodziło. Od razu dało się odczuć momentalne ocieplenie. Mike miał rację. Na niebie nie było żadnej chmurki. Jade nie stawała ani na moment, nawet kiedy prosił ją o to brat. Wiem, że starała się jak najszybciej znaleźć wodę, ale to jej tempo nam nie pomaga.

W końcu Samowi udało się namówić Jade do postoju. Znaleźliśmy jakieś wielkie drzewo i schowaliśmy się pod jego liściami.

-Czy to nie jest niesamowite? – zapytałam, a Mike spojrzał na mnie pytająco – Drzewo? W dodatku żywe?

-To Baobab. Może gromadzić wiele wody i dzięki temu może przeżyć w największej suszy.

-No, ale i tak skądś ją musi pobierać, co nie? – Jade momentalnie wstała i podeszła do nas.

-Musi skądś pobierać wodę! Gdzieś tu musi być woda!

-Masz rację Jade – zgodził się z dziewczyną Sam – Niestety to nadal nie zawęża obszaru poszukiwań.

-Może i nie, ale kiedyś podsłuchałam rozmowę twojego ojca z jakimś generałem. Mówił, że w Egipcie odnotowali aktywność buntowników. Jeżeli gdzieś tu jest woda, to może i ich siedziba.

-Jade – zaczepił siostrę Mike i wskazał palcem na ledwie widoczny obiekt w oddali. Poruszał się i to szybko. Chwilę później dostrzegliśmy kolejne obiekty.

-Cony? – zapytałam

-Nie mam pewności – odpowiedział Sam – To mogą być decepty albo rebelianci. Jade, przygotuj broń – Sam i Jade wyciągnęli mini blastery i razem z nami obserwowali nadjeżdżające obiekty.

Po niecałej minucie udało się nam dostrzec, że to samochody wojskowe, pomalowane na ciemne barwy. Jeden z nich się jednak wyróżniał. Był to sportowy samochód o różowej barwie z białymi pasami. Po co rebeliantom taki samochód?

Pojazdy okrążyły nas i zatrzymały się. Powoli zaczęli wychodzić z nich mężczyźni ubrani w ciemne spodnie i bluzki. Większość z nich miała usta przykryte bandamą. Z jednego z samochodu wyszedł wysoki i umięśniony mężczyzna, o rudawych włosach i brązowych oczach. Również był ubrany w ciemną bluzkę i spodnie, ale nie miał bandamy. Nieznajomy podszedł do nas, a Jade i Sam wycelowali w niego broń.

-Nie jesteście za młodzi na takie zabawki? – zapytał z wrednym uśmiechem

-Nie mamy problemu z ich obsługą – odpowiedziała Jade – Pokazać? – mężczyzna zaśmiał się.

-Kim jesteście i co tutaj robicie? – milczeliśmy, ale nie bardzo wiem dlaczego. Przecież to byli ludzie. Nie sądzę, żeby chcieli nas skrzywdzić – Słuchajcie, nie mam za dużo czasu, więc jeżeli chcecie żebym wam pomógł to lepiej zacznijcie gadać – Jade i Sam oczywiście się nie odzywali. No trudno, muszę wziąć sprawę w swoje ręce.

-Byliśmy pod ostrzałem Decepticonów, a nasz helikopter rozbił się niedaleko stąd – dziewczyna tyrpnęła mnie, ale ja nie zwracałam na nią uwagi – Nazywam się Rachel. Nie jestem waszym wrogiem.

-Pewnie jesteście dziećmi wojskowych.

-Owszem – odpowiedział Mike

-Macie szczęście, że sam jestem ojcem – mężczyzna podszedł do sportowego samochodu i uderzył kilka razy o jego dach – Wiem, że tam jesteś Maddy. Wyłaź i przedstaw się nowym znajomym – po chwili z pojazdu wyszła średniego wzrostu dziewczyna, o czerwonych włosach i brązowych oczach. Miała na sobie czarne spodnie, szarą bluzkę, buty oraz zieloną koszulę. Na jej szyi zauważyłam grot od strzały zawieszony na sznurku – Ja jestem Matt Korner, kapitan oddziału buntowników „Szare Wilki”, a to moja córka Maddy – dziewczyna podeszła bliżej nas i mnie pierwszej podała rękę na przywitanie. Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się do Maddy.

-Bardzo miło mi was poznać. W Domu nie ma zbyt wielu dzieci, więc tym bardziej cieszę się, że was spotykam.

-My także się cieszymy. Nazywam się Rachel, to jest Jade, Mike – wskazałam na chłopaka, który nie odrywał wzroku od Maddy – oraz Sam – Jade nawet nie spojrzała na naszą nową znajomą. Chyba znowu się na mnie zdenerwowała.

-Dobra, pojedziecie z Maddy naszą Elita.

-Tak mówimy na sportowy wóz – szepnęła mi dziewczyna

-Pojedziecie od razu do Domu. Bez przystanków – Matt podszedł do córki – Jak już zajedziecie, to powiedz szefowi jak ma się sprawa. On pomyśli co dalej z nimi robić.

-Oczywiście tato – mężczyzna pocałował córkę w głowę, a potem wsiadł do samochodu i odjechał. Maddy wsiadła za kierownicę różowego samochodu, a my zajęliśmy miejsca pasażerów. Udało mi się usiąść z przodu. Dziewczyna odpaliła silnik.

-Umiesz prowadzić? – zapytał zdziwiony Mike

-No jasne. Tata nauczył mnie gdy skończyłam jedenaście lat.

-Ekstra – chłopak nadal nie odwracał wzroku od Maddy. Chyba mu się spodobała. Dziewczyna ruszyła i już po chwili pędziliśmy do jej Domu.

-To ile masz lat? – odezwał się w końcu Sam

-Czternaście, a wy?

-Ja mam szesnaście, Jade i Rachel piętnaście, a Mike trzynaście.

-Prawie czternaście – poprawił chłopaka Mike. 

-I od kiedy tu mieszkasz? – zapytała Jade. Łał. W końcu się odezwała.

-W zasadzie, od kąt pamiętam. Mój tata przyłączył się do ruchu oporu niedługo po tym jak powstał.

-A twoja mama? – dopytałam

-Podobno nie przeżyła porodu.

-Przykro mi – spuściłam głowę. Nie odzywaliśmy się już przez całą drogę.

Po kilku minutach udało nam się dostrzec coś co przypominało dziurę w skale. Maddy zatrzymała się i wyszła z pojazdu. Stanęła przed dziurą i chyba coś wypowiedziała. Po chwili dziura zaczęła stawać się coraz większa, a dziewczyna wróciła do samochodu. Wjechaliśmy przez dziurę i od razu zjechaliśmy w dół. Ten ich Dom, to chyba pewnego rodzaju jaskinia. Korytarz, którym jechaliśmy był nieoświetlony. Jedynym źródłem światła był samochód i jego reflektory.

Zatrzymaliśmy się w wielkim pomieszczeniu, gdzie stało kilkanaście samochodów.  Maddy zaparkowała i wszyscy wyszliśmy z pojazdu. Dziewczyna wyciągnęła latarkę i dała nam znak, byśmy za nią podążali. Szliśmy powoli, by się nie przewrócić. Po kilku minutach doszliśmy do oświetlonego  pomieszczenia pełnego ludzi. Źródłem światła były latarnie, zawieszone na ścianach jaskini. Przedarliśmy się przez tłum i doszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Było ono zasłonięte płachtą ciemnego materiału. Stali przed nim dwaj mężczyźni z bronią. Maddy powiedziała coś strażnikom i weszła do środka.

-Zostańcie tu – powiedziała nim całkiem zniknęła nam z oczu. Wtedy jeden z mężczyzn podszedł do nas i wyciągnął rękę.

-Broń, ale już – Jade patrzała na niego ze złością – Nie lubię się powtarzać – wyraz twarzy mężczyzny stał się bardziej wrogi. Jade i Sam niechętnie wyciągnęli mini blastery zza pasów i podali je strażnikowi.

-Tylko ich nie popsuj – powiedziała dziewczyna – Są sporo warte – buntownik pokiwał twierdząco głową i schował je za pas. Następnie wrócił na swoje stanowisko.

Jade zdenerwowała się i oparła o ścianę, uderzając ją przed tym pięścią. Mike i Sam usiedli na podłodze, a ja postanowiłam, że pomówię z dziewczyną. Podeszłam do niej i również oparłam się o ścianę.

-Myślisz, że źle postąpiłam? – dziewczyna się nie odzywała – Jade?

-Nie. Po prostu myślę, że powinnaś to najpierw uzgodnić z nami. Nie wiedzieliśmy kim on był. Do tego większość buntowników nie jest optymistycznie nastawiona do wojska.

-Dlaczego? – zdziwiłam się

-Uważają, że nic nie robimy, że pozwalamy conom na władzę na ziemi.

-Przecież to nie prawda.

-Wiem, ale do buntu przyłączają się ludzie zdesperowani, którzy stracili zbyt wiele i chcą się zemścić. Nie obwiniają siebie, tylko wojsko, które jak uważają boi się stanąć w obronie ludzi – dziwny sposób rozumowania. No, ale chyba muszą mieć jakieś powody do takich myśli?

-Przepraszam – odezwałam się wreszcie – Masz rację, nie powinnam tak szybko zdradzać mu kim jesteśmy. Chyba jestem po prostu zbyt ufna – zaśmiałam się – To dziwne, ale nie zawsze taka byłam. Chyba przebywanie w towarzystwie prawdziwych przyjaciół mnie zmieniło.

-Możliwe, ale ja sądzę, że ty po prostu potrafisz dostrzec dobrego człowieka. Masz dobre przeczucia i wiesz kiedy ktoś kłamie – Jade uśmiechnęła się. Nie widziałam tego uśmiechu już od jakiegoś czasu. To dodało mi trochę sił.

***

Maddy w końcu wyszła, ale nie sama. Był z nią wysoki i umięśniony mężczyzna, o brązowych włosach i niebieskich oczach. Na brodzie miał lekki zarost. Miał na sobie ciemne buty, spodnie, bluzkę i kamizelkę. Wydawał mi się znajomy, ale nie byłam pewna skąd. Podszedł do nas i zaczął się przyglądać. Jade i Sam wyszli przed nas.

-Dzieci wojskowych, co?

-Owszem – odezwała się Jade – Nazywam się Jade Esquivel, a to jest Sam Darby i to my odpowiadamy za zespół – zespół? Czy Jade właśnie nazwała nas drużyną. Dziwne. Do tego powiedziała mu kim jest.

-Miło was poznać. A reszta waszej drużyny?

-Zanim zdradzimy ci ich imiona, – odezwał się Sam – chcemy poznać twoje. 

-Nie muszę wam nic mówić. To ja tutaj wydaję rozkazy – strażnicy obeszli nas i stanęli za mną i Mike’iem. U strażnika, który zabrał nam broń udało mi się dostrzec blastery. Musiałam podjąć szybką decyzję. Powiedzieć prawdę, lub użyć broni. Miałam jednak przeczycie, że broń będzie konieczna.

Kiedy strażnik chwycił mnie za ramiona, uderzyłam go w brzuch z łokcia i wyciągnęłam blatery. Jeden z nich rzuciłam Samowi. Wtedy Jade uderzyła drugiego strażnika w twarz i zabrała mu pistolet. Sam  i Jade mieli strażników na muszce, więc podeszłam do nieznajomego i wycelowałam w niego.  

-Albo powiesz nam kim do cholery jesteś, albo zdejmiemy ciebie i twoich strażników – mężczyzna wyglądał na zdziwionego, ale nie naszą reakcją. Przyglądał mi się z niedowierzaniem. Jego usta były lekko uchylone. Zbliżył się do mnie.

-Rachel? Czy to naprawdę ty? – skąd on mnie zna do cholery?

-A kto pyta?

-To ja, Schot. Twój ojciec.

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział VI - Partnerzy


Musi być źle, żeby potem mogło być lepiej

-Miko? – powtórzył robot – To naprawdę ty?

-Nie, jestem Rachel. Miko to moja mama – bot uśmiechnął się lekko. Pewni poczuł ulgę, że jego przyjaciółce nic nie jest – Posłuchajcie, kilka pięter nad nami ludzie walczą z grupą deceptów. Musicie nam pomóc – wszystkie boty spojrzały na żółtego.

-Autoboty – odezwał się – Do roboty – po tych słowach wszystkie boty wyskoczyły i robiąc dziury w suficie przeskoczyły kilka pięter. Ja tym czasem wróciłam do windy i zjechałam do Mike’a. Na wieść o przybyciu botów, chłopak bardzo się ucieszył. On był nimi zafascynowany. Można powiedzieć, że one były jego pasją.

Kilkanaście minut później Jade i Sam zjechali po nas. Dziewczyna była oczywiście wściekła moją interwencją, ale Sam był pod wrażeniem. Całą czwórką wjechaliśmy kilka poziomów wyżej. Miało się tam odbyć zebranie. W końcu Decepticony znają położenie naszej bazy i musimy ją opuścić. Szkoda. Zdążyłam polubić to miejsce.

Znajdowaliśmy się dużej sali. Oprócz nas byli tam tylko nasi rodzice i Autoboty. Jako pierwszy przemówił Jack.

-Witam was dzieci. Naszą pierwszą sprawą do omówienia jest interwencja Rachel – spuściłam wzrok – która była słuszna – co? – Decepiconów przybyło i sami nie dalibyśmy rady. Dziękuję ci Rachel.

-Nie ma sprawy – Jack uśmiechnął się

-Teraz chcę wam przedstawić boty, które dziś uratowały nasze życia. To jest Bumblebee – wskazał na żółtego – Jest przywódcą tej małej grupy, a kiedyś był opiekunem Rafa.

-Nadal jestem – poprawił tatę Sama Bumblebee

-Oczywiście, przepraszam, mój błąd – bot uśmiechnął się – To jest Arcee – mówiąc to pokazał na kobietę – Ona jest moją partnerką i przyjaciółką.

-A to jest Bulkhead – przerwała moja mama – Mój partner i członek Wreckerów – Bulk wyszedł za szereg i pokazał się nam.  Cicho się zaśmiałam –A oto i Smokescreen, najmłodszy z drużyny – pokazała na białego

-Mamy też zaszczyć przedstawić wam bota, którego i my po raz pierwszy spotkaliśmy – ponownie odezwał się Jack – To jest Jazz – wskazał na biało – czarnego – Dołączył do ekipy, bo jak sam powiedział, nie chce siedzieć bezczynie i patrzeć jak ziemię niszą Decepticony – Jazz chyba czuł się nieswojo, bo nie odezwał się, ani nawet nie pokazał. Stał z tyłu i przyglądał się nam – Niestety mam też złą wiadomość. Decepticony znają położenie naszej bazy i w najbliższym czasie musimy ją opuścić. Wylecicie w pierwszej kolejności.

-Gdzie nas przenosicie? – zapytał Sam

-Nie musicie tego wiedzieć – świetnie

-Pomyśleliśmy też – moja mama znów zabrała głos – że przydaliby się wam opiekunowie – opiekunowie? – Jeżeli będziecie chcieli iść na pole bitwy, to musicie mieć partnerów. Boty będą najlepszymi kandydatami.

-A to konieczne? – zapytała lekko zdenerwowana Jade

-Owszem Jade – po raz pierwszy odezwał się Raf – Inaczej nie będziecie walczyć – zrezygnowana Jade cofnęła się o kilka kroków

-Zdecydowaliśmy już, który z botów będzie partnerem każdego z was – ponownie odezwał się tata Sama – Mike, twoim partnerem będzie Jazz. Rachel, twoim Ironhide – bot uśmiechnął się, tak jak i ja – Sam, twoim partnerem będzie Smokescreen, a twoim ,Jade, Catapult – byłam zadowolona z tego, że Ironhide będzie moim partnerem. Znamy się już dość dobrze i pasujemy do siebie. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o Jade i Catapult. Jade jest raczej indywidualistką i nie lubi zawierać przyjaźni. Jestem pewna, że teraz przeklina Jacka w myślach – To co? My was na trochę zostawimy sam na sam z nowymi partnerami, a my w tym czasie przyszykujemy bazę do opuszczenia. Rodzice i reszta botów wyszła, a ja wesoło podeszłam do mojego nowego partnera.

-Szkoda, że dostałam ciebie – zażartowałam – Miałam nadzieję na Smokescreena.

-Ja liczyłem na Jade – obje zaśmialiśmy się – Coś mi się wydaje, że te dwie nie bardzo do siebie pasują.

-Też tak myślę. My natomiast jesteśmy dla siebie stworzeni.  

***

Po jakiejś godzinie wróciłam do pokoju by się spakować. Wyciągnęłam spod łóżka plecak i schowałam do niego wszystkie moje rzeczy. Cóż, nie było tego zbyt wiele. Jedynie moja przytulanka, koc i nowy telefon oraz jego akcesoria. Następnie usiadłam na łóżku i w spokoju czekałam na Jade. Nie trwało to długo. Już po kilku minutach weszła do pokoju z wielkim hukiem. Nic nie mówiąc wyciągnęła swój brązowy plecak i zaczęła pakować do niego jej osobiste rzeczy.

-Co się stało? – zapytałam wreszcie

-Co się stało? Ona się stała! Ta idiotyczna fembotka, która myśli, że sama nie dałabym sobie rady w walce z deceptami – coś czuję, że nie powinnam ją o nic pytać – Walczyłam o tę planetę zanim ona zdążyła się dowiedzieć, że cokolwiek się tutaj dzieje. No i przepraszam bardzo, ale ona nie ma prawa mnie oceniać!

-Dopiero się poznałyście. Daj jej trochę czasu.

-Trochę czasu?! – chyba jednak nie umiem dawać dobrych rad – To ja mam dać jej trochę czasu?! O nie, to ona ma się dostosować do mnie! – Jade przez chwilę milczała. Pakowała dalej swoje rzeczy, ale widziałam, że coś mamrocze – Ona sama uważa się za świetną wojowniczkę, ale tak naprawdę jest nic nie warta!

-Wiesz co Jade, wydaje mi się, że denerwujesz się na Catapult, bo sama nie dałaś rady tym wszystkim conom – dziewczyna posłała mi wrogie spojrzenie i od razu zaczęłam żałować, że nie ugryzłam się w język

-No tak. Ty jesteś zadowolona bo dostałaś swojego pupilka, a dowódca cię pochwalił – Jade podeszła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy – Raz się zdarzyło. Teraz będzie gorzej – dziewczyna założyła swoją bordową bluzę, zabrała plecak i wyszła trzaskając przy tym drzwiami. Odetchnęłam z ulgą, że już nie będę musiała drążyć tego tematu. I ja po chwili założyłam bluzę, złapałam za plecak i wszyłam na zewnątrz. Na korytarzu spotkałam Sama i razem zaczęliśmy iść w stronę windy.

-Jak ci się układa z nowym partnerem? – zapytałam

-Smoke jest fajny. Rozumiemy się. Słyszałem jednak, że Jade nie jest zbyt zadowolona.

-Wszystko słyszałeś?

-Wszyściutko – westchnęłam

-Ona chyba się na mnie wścieka bo wezwałam boty.

-Ja myślę, że chodzi o tą pochwałę od mojego ojca – spojrzałam pytająco na chłopaka – On ją jeszcze nigdy nie pochwalił. Pewnie ci zazdrości – w tym momencie doszliśmy do windy. Kiedy drzwi się otworzyły, weszliśmy do środka i wjechaliśmy na górę. Po raz pierwszy od naszego przyjazdu wyszłam na zewnątrz. Robiło się już ciemno i było trochę zimno. Powoli przeszliśmy do Jade i Mike’a stojących przy helikopterze.

-Nareszcie jesteście – odezwał się Mike – Chodźcie, robi się zimno – Wszyscy weszliśmy do środka. Siadłam koło Sama, a chwilę potem helikopter wystartował. 

Podróż była nudna, więc wyciągnęłam z plecaka telefon, słuchawki i włączyłam pierwszą piosenkę z playlisty. Muzyka była energiczna i bardzo głośna, ale podobała mi się. Nie bardzo mogłam zrozumieć słowa, chyba były w obcym języku. Oparłam głowę o szybę o zaczęłam oglądać widoki.

***

Niespodziewanie poczułam wstrząs. Inni też to poczuli. Wtedy zobaczyłam, że ścigają nas trzy cony. Sam i Jade od razu zaczęli strzelać, a ja przytuliłam się do Mike’a, bo ten strasznie się zdenerwował. Jade udało się jednego zestrzelić, ale drugi strzelił w śmigła. Zaczęliśmy spadać.

-Pasy! – krzyknęła Jade. Posłusznie wykonaliśmy polecenie. Nabieraliśmy prędkości. Mike trzymał siostrę za rękę. Ja też się bałam, więc załapałam dłoń Sama. Po chwili uderzyliśmy o ziemię. Wszystko stało się ciemne.

Nie wiem ile byłam nieprzytomna. Wiem, że obudziłam się na zewnątrz helikoptera, a raczej jego resztek. Obok leżały dwa martwe cony. Sam opatrywał Mike’a, a Jade próbowała reanimować pilota. Strasznie bolała mnie głowa, więc usiadłam, ale nie wstałam. Dziewczyna powoli traciła nadzieję, w odzyskanie pilota. W końcu przestała go ratować i usiadła obok mnie.

-Komunikacja nie działa – oświadczyła – Jesteśmy zdani na siebie.

-Może mój telefon…

-Nikt nie ma drugiego żeby odebrać. Poza tym pewnie jest zepsuty – plecak nadal znajdował się na moich plecach, ale jakoś nie miałam ochoty sprawdzać stanu zawartości.

-Gdzie jesteśmy? – zapytałam. Teren był piaszczysty, a w zasięgu wzroku nie było żadnego budynku. Było ciepło, ale bardzo ciemno.

-Nie mam bladego pojęcia.

-Obstawiam Egipt – odezwał się Mike – A to pewnie Sahara, największa pustynia świata.

-Idealnie – westchnęła Jade – Akurat my musieliśmy utknąć na jednej wielkiej kupie piachu!

-Chciałbym cię teraz pocieszyć – odezwał się Sam – ale nie mam czym – dziewczyna wstała z piasku i zaczęła wyżywać się na martwych deceptach -Lepiej ruszajmy.

-Masz rację Sam. Rano zrobi się o wiele cieplej – pośpieszył chłopaka Mike

-Co masz na myśli? – dopytałam

-To Egipt. Jest jednym z niewielu państw, które nie przydały się conom, więc je oszczędziły. Rano nie będzie chmur, a słońce będzie grzać niemiłosiernie.

-Musimy znaleźć wodę – Jade pociągnęła brata i szła z nim przed siebie. Ja i Sam poszliśmy w jej ślady. Musieliśmy szybko znaleźć wodę. Jutro, będzie tylko gorzej. Jak ta Jade umie wykrakać! To nasze pieprzone szczęście.