Złość nie
jest zła. Jest ludzka. I mija po pewnym czasie.
Patrzałam na
niego z niedowierzaniem. To nie mógł być on. Mój ojciec zginął na wojnie. On
musi kłamać.
-Rachel, ja wiem, że to ty. Nie poznajesz mnie, to
zrozumiałe, ale ja naprawdę jestem twoim ojcem – nie opuszczałam broni, ale coś
sprawiało, że zaczynałam my wierzyć. Patrzył na mnie z tą samą miłością, z jaką
patrzy na mnie mama. Powoli opuściłam blaster, a z moich oczu wypłynęły łzy.
Rzuciłam się w objęcia ojcu, a on zaczął mnie całować po głowie. Tuliłam go jak
najmocniej umiałam. Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedyś go zobaczę.
-Tato – wyszeptałam
-Już dobrze skarbie, jestem tu. Tak strasznie za tobą
tęskniłem.
-Ja tak samo – tata uścisnął mnie jeszcze mocniej. Byłam taka
szczęśliwa.
Po chwili ojciec wypuścił mnie z objęć. Otarł łzy spływające
po policzku i ponownie pocałował w głowę.
-Odłóżcie broń – poprosiłam Jade i Sama, a oni schowali
pistolety.
-Pewnie jesteście głodni i spragnieni? – pokiwałam twierdząco
głową – Chodźcie za mną. Ben, przynieś nam jedzenie i picie – jeden ze
strażników wyszedł, a my razem z tatą i Maddy weszliśmy do zasłoniętego
pomieszczenia. Pokój był oświetlony latarniami, jak reszta Domu. W centralnej
części stało ciemne biurko, a na nim jakieś papiery. Przy ścianie stała też
kanapa i dwa fotele oraz stolik. Usiedliśmy przy nim, a po chwili strażnik
przyniósł nam dwie butle wody i bochenek chleba. Nie czekając na zgodę zaczęliśmy
się częstować
-Jak się tu dostaliście? – zapytał tata
-Lecieliśmy helikopterem do nowej bazy, ale Decepticony nas
zaatakowały. Potem znaleźli nas twoi ludzie.
-Więc naprawdę żyjecie z wojskiem? – potwierdziłam – A mama?
-Jestem pewna, że jest cała. Pewnie szuka nas razem z
rodzicami Jade i Mike’a oraz Sama.
-To dobrze. Oczywiście postaramy się z nimi skontaktować i
poinformujemy o waszej obecności tutaj – uśmiechnęłam się i wzięłam łyk wody.
-A jak ty stałeś się przywódcą rebeliantów? Bo jesteś przywódcą,
tak?
-Tylko tego oddziału. Mamy ich po kilka na każdym kontynencie
– tata podał mi kawałek chleba, a ja zjadłam go w całości – Jeśli chodzi o moją
„posadę”, to wszystko zaczęło się kiedy wyjechałem z wojskiem na bitwę o
Afrykę. Walczyliśmy, ale nie mieliśmy żadnych szans z Decepticonami. Kilkusetna
armia została rozgromiona przez odział liczący kilkadziesiąt deceptów. Jakimś
cudem udało mi się przeżyć.
-Chwila moment – przerwał tacie Sam – Dlaczego akurat Afryka?
Co było w niej tak ważnego. Myślałem, że cony ją oszczędziły, bo nic tu nie ma.
-Owszem, oszczędziły Egipt i jeszcze kilka państw, ale tak
naprawdę to w Afryce jest największe złoże tego ich paliwa. Dlatego ona jest
taka ważna. Decepty mają tu sporo kopalń, które od czasu do czasu podpalamy by
ich jakoś spowolnić.
-To wszystko wyjaśnia.
-Wracając, znalazł mnie mały odział buntowników i zabrał do
Domu. Opatrzyli mnie, nakarmili i dali ciepłe miejsce do spania. W niedługim
czasie doszedłem do siebie i zrozumiałem, że tu mogę się o wiele bardziej
przydać. Buntownicy nauczyli mnie walczyć i strzelać. Na samym początku byłem
zwykłym strażnikiem. Potem razem z odziałem Wików patrolowałem państwo i
organizowałem akcje. Pewnego dnia umierający przywódca poprosił mnie, bym go
zastąpił. Nie zrobiłem niczego wielkiego, a on wybrał mnie. Dowodzę tą rodziną
już siedem lat. Jeszcze nigdy jej nie zawiodłem – posmutniałam. Dbał o ludzi
tutaj, ale zapomniał o mnie i o mamie. Nie bardzo wiedziałam co mam myśleć.
Walczył z Decepticonami o nasz świat, ale nie było go, kiedy najbardziej go
potrzebowałyśmy.
-Dlaczego nie wróciłeś do domu? – zapytałam w końcu
-Wiedziałem, że dacie sobie radę. W końcu twoja mama to
twarda dziewczyna, a ludzie tutaj bardziej potrzebują mojej pomocy.
-Bardziej niż twoja własna rodzina? – tata się nie odezwał
prze dłuższą chwilę
-Możecie nas na chwilę zostawić samych? – Maddy zabrała
wszystkich na zewnątrz i zostałam sam na sam z ojcem – Wiem, że was zawiodłem,
ale czasem trzeba się poświęcać dla większego dobra.
-Ty się poświęciłeś? Przecież to ja i mama musiałyśmy dawać
sobie same radę! To ja musiałam kraść, żeby przetrwać! – kilka łez spłynęło po
moim policzku – Głodowałyśmy. Kilka razy myślałam, że nie dożyjemy następnego
dnia.
-Rachel, wiem, że cierpiałyście. Ale zrozum, że to co robię,
robię dla was. Walczymy o naszą przyszłość, o twoją przyszłość – tata przysunął
się bliżej mnie – Tęskniłem za wami i to bardzo. Nie było dnia kiedy nie
zastanawiałbym się co się z wami dzieje. Obwiniałem się, że mnie przy was nie
ma, ale wiedziałem że muszę tu zostać. Ci ludzie liczą na mnie – tata objął
mnie i pocałował w policzek – Do tej pory pamiętam treść listu, który do ciebie
napisałem. Kochana Rachel. Piszę ten list na wypadek gdybym nie wrócił z mojej
misji. Masz dopiero dwa latka i nie mogę ci tego powiedzieć osobiście. Mogę
zginąć. Wtedy ty i twoja mama zostaniecie całkiem same. Dlatego mam do ciebie
prośbę. Opiekuj się mamą. Wspieraj ją i pomagaj jak tylko będziesz mogła – to
naprawdę dokładnie ta sama treść listu. Chyba zaczynam rozumieć dlaczego tu
został. Poświecił się, nie mógł się z nami zobaczyć, ale pomagał innym ludziom.
Teraz już to rozumiem. Otarłam łzy z policzka i przytuliłam się do taty.
-Kocham cię tato.
-Ja ciebie też Rachel. Ja ciebie też – i po raz kolejny mnie
pocałował.
***
Razem z Jade, Samem i Mike’iem siedzieliśmy w naszej
chwilowej sypialni. Był to kolejny zasłonięty odosobniony pokój z latarniami,
które dawały światło. Na podłodze leżało kilka materacy, na których
siedzieliśmy.
Bawiłam się telefonem, który o dziwo działał. Jade czytała
również ocalałą, przynajmniej w części książkę, a Mike i Sam starali się
połączyć z wojskiem przez stare, wojskowe radio od mojego ojca. Miałam
nadzieję, że uda nam się połączyć z mamą i że to ona przyjedzie. Jestem bardzo
ciekawa jak zareaguje. Pewnie najpierw przyłoży tacie z liścia, a potem go
pocałuje. Tak mniej więcej było kiedy coś przeskrobałam. Najpierw na mnie
nakrzyczała, a potem przytulała i całowała.
Niespodziewanie usłyszałam, że ktoś odpowiada na wezwanie.
-Słyszymy was Darby 2, podajcie swoją pozycję – odezwał się
męski głos, a Sam od razu odpowiedział
-Jesteśmy w podziemnej bazie buntowników na Saharze, w
Egipcie. Nie znam dokładnych współrzędnych, ale jeżeli podlecicie dostatecznie
blisko zobaczycie pomarańczową racę.
-Przyjąłem Darby 2. Damy wam znać kiedy będziemy na miejscu.
-A, jeszcze jedno. Niech przyleci po nas agentka Steam.
-Przyjąłem, Steam 1 odbiera przesyłkę. Bez odbioru.
-Dziękuję ci Sam – powiedziałam, kiedy chłopak się już
rozłączył – To dla mnie wiele znaczy, żeby mama dowiedziała się, że tata żyje.
-Wiem – chłopak uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Po jakiś piętnastu minutach coś zaczęło się. Wszyscy
buntownicy latali jak szaleni, zabierali broń i wychodzili na powierzchnię.
Wszyscy zerwaliśmy się kiedy usłyszeliśmy wielki wybuch.
-To raczej nie wojsko – powiedział Mike
-Raczej nie – przyznałam mu rację. Pobiegliśmy do Maddy,
która siedziała w garażu i chyba żegnała się z ojcem
-Co się dzieje? – zapytała Jade. Ojciec dziewczyny wyjechał
na zewnątrz, a ona nam wszystko wyjaśniła
-Wykryliśmy dwadzieścia obiektów latających,
najprawdopodobniej Decepticony. Wszyscy buntownicy są w stanie gotowości.
-Możemy pomóc – zaproponował Sam – Mamy nowocześniejszą broń
od was.
-Nie powinniśmy. Mój ojciec…
-Jeżeli to naprawdę Decepticony, to będą potrzebować naszej
pomocy – Jade wyciągnęła swój blaster o podała mi go – Będziesz tego
potrzebować.
-A co z tobą?
-Mi starczy zwykły pistolet – Maddy wyciągnęła dwa schowane
pistolety i jeden z nich podała Jade – Ty zostajesz Mike.
-Nie będę się kłócił – odpowiedział obojętny chłopak. Razem z
Maddy wyszliśmy na zewnątrz. Panował chaos. Buntownicy nie dawali sobie rady z
deceptami. Od razu ruszyliśmy do akcji. Strzelaliśmy jak najlepiej mogliśmy.
Oczywiście Jade i Sam nie mieli z tym problemu. Ja dopiero się uczę. Kilka razy
udało mi się trafić, ale chyba nie zabiłam żadnego cona.
Przegrywaliśmy, a szanse na przeżycie powoli malały. W oddali
mogłam zauważyć tatę. Strzelał celnie i zabijał decepty bez większej trudności.
Sam i Jade też świetnie sobie radzili, a Maddy nie miała żadnych trudności z
użyciem broni. Czy tylko ja jestem tak beznadziejna?
Część rannych buntowników musiała się wycofać. Było nas coraz
mniej. Wtedy z jaskini wyjechało ten różowy samochód. Przygazował i wywrócił
kilka deceptów. Kto siedział w środku? Po chwili moje pytanie dostało odpowiedź
– nikt. Samochód zaczął się transformować się w fembotkę. Była dość duża,
różowo – srebrna. Zza ramion odstawały jej koła, takie jak przy nogach.
Fembotka uruchomiła swoje blastery i zaczęła strzelać w Decepticony. Dzięki
niej szło nam coraz lepiej. Po kilku minutach, cony zaczęły się wycofywać.
Wygraliśmy.
***
Wszyscy staliśmy w garażu, wpatrzeni pytająco w mojego tatę.
Fembotka, w formie pojazdu, była razem z nami. Maddy i jej ojciec również nam
towarzyszyli.
-Więc? – zapytałam – Jak ona się tu dostała i kim w ogóle jest?
-Powiedziała nam, że nazywa się Elita One. Na Cybertronie
była agentką Gwardii Elitarnej. Spotkaliśmy ją pięć lat po rozpoczęciu wojny.
Od tej pory nam pomaga – Elita zaczęła zmieniać się w robota. Po chwili
podeszła i kucnęła tuż przede mną.
-Miło mi was poznać. Tak jak powiedział Schoot, nazywam się
Elita One. Przybyłam na tą planetę kilka lat przed rozpoczęciem wojny, ponieważ
mój statek się rozbił. Niestety nie mogłam skontaktować się z Cybertronem, więc
musiałam się ukrywać. Kiedy wojna się rozpoczęła, szukałam kogoś, z kim
mogłabym walczyć.
-Znalazłaś buntowników – dokończył Mike, a Elita potwierdziła
-Ona jest naszą tajną bronią – dodał tata Maddie – Uratowała
nam skórę nie jeden raz.
-Jest też dobrą przyjaciółką – powiedziała Maddie, a Jade prychnęła.
Wszyscy na nią spojrzeliśmy.
-Przyjaciółka, no tak. Dlaczego wszystkim do cholery tak
zależy na znajomości z tymi maszynami? To przez nie ta pieprzona wojna!
-Wystarczy Jade – upomniał dziewczynę Sam
-Skoro myślicie, że dzięki nim wygracie tę wojnę, to
jesteście idiotami. Wszyscy! Co do jednego. A ty – dziewczyna podeszła do mnie
– Możesz sobie marzyć o zostaniu świetną agentką, ale na boga, kobieto obudź
się! Nie widzisz w jakim świecie żyjesz?! Możesz bawić się telefonem od mamusi
i przytulać do pluszowego robota, ale co ci to da?! – odwróciłam wzrok – To nie
jest bajka. Dorośnij wreszcie – Jade zaczęła iść w stronę wyjścia i nikt nie
miał zamiaru jej zatrzymywać. Jej słowa zabolały i to bardzo. Pojedyncza łza
spłynęła po moim policzku, ale od razu ją wytarłam. Może i Jade miała racje.
Może rzeczywiście śnię o niemożliwym.
***
Staliśmy przed Domem i czekaliśmy na nadlatujący helikopter.
Było już go widać w oddali. Po jakiś trzech minutach wylądował, a ze środka
wyszła mama. Podbiegła do mnie o mocno przytuliła.
-Tak się o ciebie bałam – powiedziała drżącym głosem
-Dałam radę. Jak zawsze – mama wypuściła mnie z objęć.
Odwróciłam się i spojrzałam na stojącego w cieniu tatę. Dałam mu znak by
wyszedł, a on powoli zaczął kierować się w naszą stronę. Mama nie wiedziała co
się dzieje. Kiedy w końcu zorientowała się kim jest mężczyzna, otworzyła
szerzej oczy. Tata podszedł do niej, ale przez długą chwilę nic nie mówił.
Patrzyli na siebie jak zaczarowani.
-Miko – odezwał się w końcu – Przep…-nie zdążył dokończyć bo
mama przysadziła mu mocno z liścia. Chwilę potem rozpłakała się i rzuciła na
jego szyję. Przytulali się długo, naprawdę długo. Nie chciałam im przeszkadzać.
Odeszłam trochę dalej, do Sama i Mike’a. Zaczęliśmy się przyglądać zachodzącemu
słońcu.
W jednej chwili zaczęłam zastanawiać się, gdzie jest Jade.
Rozglądałam się dookoła, ale nie mogłam jej dostrzec. W końcu zobaczyłam ją
siedzącą na Domie, tyłem do nas. Powoli wspięłam się na skałę i usiadłam obok
dziewczyny. Spojrzałam na nią. Jej oczy były zaczerwienione, a policzki mokre
od łez. Wpatrywała się w niebo. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Nagle,
odezwała się.
-Przepraszam. Nie powinnam. Nerwy mi puściły.
-Nic się nie stało. Miałaś rację. Nie dorosłam do tej wojny –
dziewczyna otarła łzy
-Wiesz, że nie płakałam od trzech lat – spojrzałam na nią
zdziwiona – Zawsze starałam się być silna, a przynajmniej taką udawać. Nie
chciałam, żeby Mike musiał dorosnąć tak szybko jak ja. Nigdy nie chciałam narażać
go na niebezpieczeństwo – Jade spojrzała na mnie – Udawałam twardą i
nieustraszoną, ale w głębi duszy, strasznie się bałam – dziewczyna ponownie
odwróciła wzrok. Podziwiałam ją. Była taka silna. Ja nigdy taka nie będę.
Przysunęłam się bliżej Jade i przytuliłam ją.
-Zwykle jest tak, że to właśnie strach dodaje nam sił. I
dlatego jest nam aż tak potrzebny – dziewczyna uśmiechnęła się i mocniej mnie
przytuliła.
-Dziękuje ci. Tak bardzo ci dziękuję.
-Ja też ci dziękuję. Uświadomiłaś mi, że za mało się staram.
Teraz będę silna i nigdy się nie poddam. Tak jak ty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz