Musi być
źle, żeby potem mogło być lepiej
-Miko? –
powtórzył robot – To naprawdę ty?
-Nie, jestem
Rachel. Miko to moja mama – bot uśmiechnął się lekko. Pewni poczuł ulgę, że
jego przyjaciółce nic nie jest – Posłuchajcie, kilka pięter nad nami ludzie
walczą z grupą deceptów. Musicie nam pomóc – wszystkie boty spojrzały na
żółtego.
-Autoboty –
odezwał się – Do roboty – po tych słowach wszystkie boty wyskoczyły i robiąc
dziury w suficie przeskoczyły kilka pięter. Ja tym czasem wróciłam do windy i
zjechałam do Mike’a. Na wieść o przybyciu botów, chłopak bardzo się ucieszył.
On był nimi zafascynowany. Można powiedzieć, że one były jego pasją.
Kilkanaście
minut później Jade i Sam zjechali po nas. Dziewczyna była oczywiście wściekła
moją interwencją, ale Sam był pod wrażeniem. Całą czwórką wjechaliśmy kilka
poziomów wyżej. Miało się tam odbyć zebranie. W końcu Decepticony znają
położenie naszej bazy i musimy ją opuścić. Szkoda. Zdążyłam polubić to miejsce.
Znajdowaliśmy
się dużej sali. Oprócz nas byli tam tylko nasi rodzice i Autoboty. Jako
pierwszy przemówił Jack.
-Witam was
dzieci. Naszą pierwszą sprawą do omówienia jest interwencja Rachel – spuściłam
wzrok – która była słuszna – co? – Decepiconów przybyło i sami nie dalibyśmy
rady. Dziękuję ci Rachel.
-Nie ma
sprawy – Jack uśmiechnął się
-Teraz chcę
wam przedstawić boty, które dziś uratowały nasze życia. To jest Bumblebee –
wskazał na żółtego – Jest przywódcą tej małej grupy, a kiedyś był opiekunem
Rafa.
-Nadal
jestem – poprawił tatę Sama Bumblebee
-Oczywiście,
przepraszam, mój błąd – bot uśmiechnął się – To jest Arcee – mówiąc to pokazał
na kobietę – Ona jest moją partnerką i przyjaciółką.
-A to jest
Bulkhead – przerwała moja mama – Mój partner i członek Wreckerów – Bulk wyszedł
za szereg i pokazał się nam. Cicho się
zaśmiałam –A oto i Smokescreen, najmłodszy z drużyny – pokazała na białego
-Mamy też
zaszczyć przedstawić wam bota, którego i my po raz pierwszy spotkaliśmy –
ponownie odezwał się Jack – To jest Jazz – wskazał na biało – czarnego –
Dołączył do ekipy, bo jak sam powiedział, nie chce siedzieć bezczynie i patrzeć
jak ziemię niszą Decepticony – Jazz chyba czuł się nieswojo, bo nie odezwał
się, ani nawet nie pokazał. Stał z tyłu i przyglądał się nam – Niestety mam też
złą wiadomość. Decepticony znają położenie naszej bazy i w najbliższym czasie
musimy ją opuścić. Wylecicie w pierwszej kolejności.
-Gdzie nas
przenosicie? – zapytał Sam
-Nie musicie
tego wiedzieć – świetnie
-Pomyśleliśmy
też – moja mama znów zabrała głos – że przydaliby się wam opiekunowie –
opiekunowie? – Jeżeli będziecie chcieli iść na pole bitwy, to musicie mieć
partnerów. Boty będą najlepszymi kandydatami.
-A to
konieczne? – zapytała lekko zdenerwowana Jade
-Owszem Jade
– po raz pierwszy odezwał się Raf – Inaczej nie będziecie walczyć –
zrezygnowana Jade cofnęła się o kilka kroków
-Zdecydowaliśmy
już, który z botów będzie partnerem każdego z was – ponownie odezwał się tata
Sama – Mike, twoim partnerem będzie Jazz. Rachel, twoim Ironhide – bot
uśmiechnął się, tak jak i ja – Sam, twoim partnerem będzie Smokescreen, a twoim
,Jade, Catapult – byłam zadowolona z tego, że Ironhide będzie moim partnerem.
Znamy się już dość dobrze i pasujemy do siebie. Niestety nie mogę tego samego
powiedzieć o Jade i Catapult. Jade jest raczej indywidualistką i nie lubi
zawierać przyjaźni. Jestem pewna, że teraz przeklina Jacka w myślach – To co?
My was na trochę zostawimy sam na sam z nowymi partnerami, a my w tym czasie
przyszykujemy bazę do opuszczenia. Rodzice i reszta botów wyszła, a ja wesoło
podeszłam do mojego nowego partnera.
-Szkoda, że
dostałam ciebie – zażartowałam – Miałam nadzieję na Smokescreena.
-Ja liczyłem
na Jade – obje zaśmialiśmy się – Coś mi się wydaje, że te dwie nie bardzo do
siebie pasują.
-Też tak
myślę. My natomiast jesteśmy dla siebie stworzeni.
***
Po jakiejś
godzinie wróciłam do pokoju by się spakować. Wyciągnęłam spod łóżka plecak i
schowałam do niego wszystkie moje rzeczy. Cóż, nie było tego zbyt wiele.
Jedynie moja przytulanka, koc i nowy telefon oraz jego akcesoria. Następnie
usiadłam na łóżku i w spokoju czekałam na Jade. Nie trwało to długo. Już po
kilku minutach weszła do pokoju z wielkim hukiem. Nic nie mówiąc wyciągnęła
swój brązowy plecak i zaczęła pakować do niego jej osobiste rzeczy.
-Co się
stało? – zapytałam wreszcie
-Co się
stało? Ona się stała! Ta idiotyczna fembotka, która myśli, że sama nie dałabym
sobie rady w walce z deceptami – coś czuję, że nie powinnam ją o nic pytać –
Walczyłam o tę planetę zanim ona zdążyła się dowiedzieć, że cokolwiek się tutaj
dzieje. No i przepraszam bardzo, ale ona nie ma prawa mnie oceniać!
-Dopiero się
poznałyście. Daj jej trochę czasu.
-Trochę
czasu?! – chyba jednak nie umiem dawać dobrych rad – To ja mam dać jej trochę
czasu?! O nie, to ona ma się dostosować do mnie! – Jade przez chwilę milczała.
Pakowała dalej swoje rzeczy, ale widziałam, że coś mamrocze – Ona sama uważa
się za świetną wojowniczkę, ale tak naprawdę jest nic nie warta!
-Wiesz co
Jade, wydaje mi się, że denerwujesz się na Catapult, bo sama nie dałaś rady tym
wszystkim conom – dziewczyna posłała mi wrogie spojrzenie i od razu zaczęłam
żałować, że nie ugryzłam się w język
-No tak. Ty
jesteś zadowolona bo dostałaś swojego pupilka, a dowódca cię pochwalił – Jade
podeszła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy – Raz się zdarzyło. Teraz będzie gorzej
– dziewczyna założyła swoją bordową bluzę, zabrała plecak i wyszła trzaskając
przy tym drzwiami. Odetchnęłam z ulgą, że już nie będę musiała drążyć tego
tematu. I ja po chwili założyłam bluzę, złapałam za plecak i wszyłam na
zewnątrz. Na korytarzu spotkałam Sama i razem zaczęliśmy iść w stronę windy.
-Jak ci się
układa z nowym partnerem? – zapytałam
-Smoke jest fajny. Rozumiemy się. Słyszałem jednak, że Jade
nie jest zbyt zadowolona.
-Wszystko słyszałeś?
-Wszyściutko – westchnęłam
-Ona chyba się na mnie wścieka bo wezwałam boty.
-Ja myślę, że chodzi o tą pochwałę od mojego ojca –
spojrzałam pytająco na chłopaka – On ją jeszcze nigdy nie pochwalił. Pewnie ci
zazdrości – w tym momencie doszliśmy do windy. Kiedy drzwi się otworzyły, weszliśmy
do środka i wjechaliśmy na górę. Po raz pierwszy od naszego przyjazdu wyszłam
na zewnątrz. Robiło się już ciemno i było trochę zimno. Powoli przeszliśmy do
Jade i Mike’a stojących przy helikopterze.
-Nareszcie jesteście – odezwał się Mike – Chodźcie, robi się
zimno – Wszyscy weszliśmy do środka. Siadłam koło Sama, a chwilę potem
helikopter wystartował.
Podróż była nudna, więc wyciągnęłam z plecaka telefon,
słuchawki i włączyłam pierwszą piosenkę z playlisty. Muzyka była energiczna i
bardzo głośna, ale podobała mi się. Nie bardzo mogłam zrozumieć słowa, chyba
były w obcym języku. Oparłam głowę o szybę o zaczęłam oglądać widoki.
***
Niespodziewanie poczułam wstrząs. Inni też to poczuli. Wtedy
zobaczyłam, że ścigają nas trzy cony. Sam i Jade od razu zaczęli strzelać, a ja
przytuliłam się do Mike’a, bo ten strasznie się zdenerwował. Jade udało się
jednego zestrzelić, ale drugi strzelił w śmigła. Zaczęliśmy spadać.
-Pasy! – krzyknęła Jade. Posłusznie wykonaliśmy polecenie.
Nabieraliśmy prędkości. Mike trzymał siostrę za rękę. Ja też się bałam, więc
załapałam dłoń Sama. Po chwili uderzyliśmy o ziemię. Wszystko stało się ciemne.
Nie wiem ile byłam nieprzytomna. Wiem, że obudziłam się na
zewnątrz helikoptera, a raczej jego resztek. Obok leżały dwa martwe cony. Sam
opatrywał Mike’a, a Jade próbowała reanimować pilota. Strasznie bolała mnie
głowa, więc usiadłam, ale nie wstałam. Dziewczyna powoli traciła nadzieję, w
odzyskanie pilota. W końcu przestała go ratować i usiadła obok mnie.
-Komunikacja nie działa – oświadczyła – Jesteśmy zdani na
siebie.
-Może mój telefon…
-Nikt nie ma drugiego żeby odebrać. Poza tym pewnie jest
zepsuty – plecak nadal znajdował się na moich plecach, ale jakoś nie miałam
ochoty sprawdzać stanu zawartości.
-Gdzie jesteśmy? – zapytałam. Teren był piaszczysty, a w
zasięgu wzroku nie było żadnego budynku. Było ciepło, ale bardzo ciemno.
-Nie mam bladego pojęcia.
-Obstawiam Egipt – odezwał się Mike – A to pewnie Sahara,
największa pustynia świata.
-Idealnie – westchnęła Jade – Akurat my musieliśmy utknąć na
jednej wielkiej kupie piachu!
-Chciałbym cię teraz pocieszyć – odezwał się Sam – ale nie
mam czym – dziewczyna wstała z piasku i zaczęła wyżywać się na martwych
deceptach -Lepiej ruszajmy.
-Masz rację Sam. Rano zrobi się o wiele cieplej – pośpieszył
chłopaka Mike
-Co masz na myśli? – dopytałam
-To Egipt. Jest jednym z niewielu państw, które nie przydały
się conom, więc je oszczędziły. Rano nie będzie chmur, a słońce będzie grzać
niemiłosiernie.
-Musimy znaleźć wodę – Jade pociągnęła brata i szła z nim
przed siebie. Ja i Sam poszliśmy w jej ślady. Musieliśmy szybko znaleźć wodę.
Jutro, będzie tylko gorzej. Jak ta Jade umie wykrakać! To nasze pieprzone
szczęście.
Aha. Bee i jego teksty (rozwalające mnie psychicznie ) oby tylko nie były tak suche jak te z Transformers Robots in Disguise, bo tam to już jechał po bandzie XD...
OdpowiedzUsuńWracając do rzeczonego rozdziału 100/10. Zajebiszcze! Tylko nie zabij ich na tej pustyni
Ps. Jade jak coś ci nie pasuję z wielką chęcią się z tobą zamienie w zamian dostaniesz 50 -letnią katanę mojego dziadka (która obecnie należy do mnie)
Pozdrawiam ***Sisi***