sobota, 11 lipca 2015

Rozdział XII - Bitwa


Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.

Joanne Kathleen Rowling

-Rachel! Rachel odezwij się! – usłyszałam głos mamy zaraz po zniknięciu tarczy, ale przez moment mnie zamurowało i nie mogłam nic powiedzieć – Rachel do cholery!

-Jestem mamo, jestem – odezwałam się po chwili, a kobieta odetchnęła.

-Wszystko w porządku?  Gdzie jesteście? Komunikacja padła, więc zaryzykowaliśmy i zaatakowaliśmy cony. Udało nam się zniszczyć tarczę chroniącą ten teren. Co tam się stało?

-Tego nie da się tak łatwo wytłumaczyć. Zacznę jednak od tego, że ta tarcza miała trzymać nas w zamknięciu, nie wiem co zresztą, bo tylko mnie udało się wydostać i uciec po pomoc i szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia gdzie jestem.

-Jak to trzymać w zamknięciu? Lockdown wiedział, że ktoś przyleci? – w głosie mamy dało się słyszeć zaniepokojenie.

-Tak, przyleciał tylko dlatego, że chciał na nas zapolować. Ale to nie jest teraz ważne. Musicie znaleźć resztę ja sobie poradzę – już po chwili żałowałam tych słów. Tuż za mną znów pojawił się Starscream. Z jego oka wypływał energon, a na jego twarzy widniał wredny uśmiech – Wiesz co mamo, odwołuję to ostatnie. Jednak przyda mi się pomoc.

-Co masz na myśli?

-Powiedzmy, że zaraz będę mieć bliskie spotkanie z komandorem Decepticonów.

-Boże… Rachel, uciekaj! Namierzyłam cię i wysyłam Ironchide’a, ale dojazd może mu trochę zająć. A teraz biegnij!

Szybko wykonałam polecenie mamy i zwiewałam jak najszybciej mogłam. Con się nie śpieszył, bawił się. To w sumie dobrze. Jestem pewna, że Ironchide zjawi się lada chwila.

Jak na zawołanie przede mną pojawił się mój stróż. Na dzień dobry walnął Starscream’a pięścią w twarz. Con upadł, a za nim się podniósł Ironchide podszedł do mnie.

-Nic ci nie jest? – zapytał z niepokojem – Jesteś ranna?

-Wszystko w porządku – w tym czasie Scream zdążył wstać. Jego pazury wydłużyły się, uśmiech zniknął z twarzy, a pojawiła się złość.

-Durny Autobocie! Nie wiesz kim jestem?!

-O, wiem doskonale Starscream. Komandor Deceptów, nawet niedoszły przywódca, który jak zwykle jest ukrywany przez swojego lidera. Nie miałem pojęcia, że służysz Lockdownowi.

-Jest wspaniałym liderem, ale nie lepszym od Megatrona. Dziękuję Barricade’owi, że ściągnął mnie na tą planetę.

-Więc on też tu jest – durny con. Wszystko wygaduje.

-Oczywiście. Lockdown ma najlepszych wojowników.

-Nie licząc ciebie – Starscream zacisnął zęby, a Ironchide uśmiechnął się.

-Kończmy już tę zabawę!

-Zgadzam się – odezwał się ktoś nad nami. Spojrzałam w górę i zobaczyłam mamę spuszczającą się po linie z helikoptera. Miała na sobie bardzo podobny do mojego strój. Jej nie miał kurtki, a jedynie rękawiczki bez palców sięgające ramion oraz buty do kolan – Tęskniłeś Screamy?

 -Miko… - powiedział ze złością – Nie sądziłem,  że jeszcze cię spotkam.

-Ja także. Byłam pewna, że Predacony się z tobą rozprawiły. Jak jednak widzę oszczędziły cię, przynajmniej w części – con znów zacisnął zęby, a mama się zaśmiała – Znów załatwi cię najsłabsza istotka. Rachel, idź do reszty swojej drużyny – zwróciła się do mnie mama, a ja szybko pobiegłam w stronę labiryntu.

Kiedy dotarłam na miejsce, okazało się, że labirynt zniknął. Ziemia znów była normalna. Nigdzie jednak nie widziałam Sama, ani w ogóle nikogo. Niespodziewanie usłyszałam odgłosy walki. Odwróciłam się i w oddali ujrzałam walczące Catapult i Jade. Szybko podbiegłam do nich, ale kiedy dotarłam na miejsce nie został już ani jeden con.

-Jak widzę mnie nie potrzebujecie – powiedziałam uśmiechając się

-Skąd że, jesteś nam  niezbędna – odpowiedziała mistrzyni sarkazmy Jade – Ale tak na poważne, Catapult rozprawi się z resztą conów w tym sektorze, ja idę szukać Mike’a. Zawieruszył się gdzieś po naszej małej powodzi. Pomożesz mi?

-Jasne – obie zaczęłyśmy iść przed siebie. Wszędzie unosił się dym, pewnie skutek bitwy, co utrudniało widoczność – Kiedy dokładnie ci się zgubił.

-Niedługo po twojej ucieczce. Lockdown się zbliżał i kazałam mu się schować, a potem nadleciało wojsko.

-Nie może być daleko – powiedziałam, a chwilę później Jade stanęła jak wryta. Patrzyła w jeden punkt w oddali i nic nie mówiła – Jade? Co się dzieje? – dziewczyna nie odpowiadała. Spojrzałam w stronę jej miejsca zainteresowania i teraz to ja nie mogłam wydusić słowa. Na ziemi leżał nieruchomy Mike. Dziewczyna w końcu obudziła się i pobiegła do brata. Po chwili i ja do niej dołączyłam.

Chłopak leżał nieruchomo, miał zamknięte oczy i był nieprzytomny. Nie widziałam żadnych ran, więc nie bardzo wiedziałam, co mu się stało. Jade przystawiła głowę do jego piersi.

-Boże! On nie oddycha! – nim zdążyłam zareagować dziewczyna już rozpoczęła resuscytację – Nie zrobisz mi tego mały smarkaczu! Słyszysz mnie?! – trzy wdechy i na nowo. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje – Obudź się mały, no już! – Jade uderzyła brata pięścią w pierś najmocniej jak umiała, a on momentalnie otworzył oczy i zrobił głęboki wdech – Dzięki Bogu… ?Jak mogłeś mnie tak nastraszyć?!

-Przep…ra – próbował wydusić z siebie chłopak, ale nie dał rady.

-Nic nie mów Mike. Zaraz wezwę pomoc, zabiorą cię do bazy – dziewczyna wstała i zadzwoniła po helikopter, a ja zostałam z czarnowłosym.

-Kto cię tak załatwił?

-Nie mam pewności – mówił już normalnie – Uciekałem, a potem jakiś con o fioletowej zbroi i twarzy jak z horroru pojawił się nie wiadomo skąd i rzucił mną o ścianę labiryntu. Myślałem, że już po mnie – chwilę później wróciła Jade, a z nią jej mama, która zabrała Mike’a do helikoptera.

-Jakie rozkazy? –zapytałam.

-Jeden. Naszym priorytetem jest Lockdown. Mamy go zabić za wszelką cenę. Obecnie znajduję się dziesięć kilometr stąd na południe. Prime i Megatron z nim walczą.

-Więc lepiej ruszajmy – dziewczyna uśmiechnęła się i obie zaczęłyśmy biec w stronę naszego celu.

***

-Trzymasz się – zapytałam w połowie drogi – Z Mikiem mogło źle się skończyć.

-Wiem. Nie darowałabym sobie, gdyby coś mu się stało. Dlatego on nie może już brać udziału w żadnej misji. Muszę tego dopilnować.

-Masz rację, powinien jeszcze trochę zaczekać – Jade zatrzymała się, a ja poszłam w jej ślady.

-Nie uważa, że nie jest gotowy. Poradziłby  sobie. To ja nie jestem gotowa. Przez te wszystkie lata opiekowałam się nim, dbałam o jego bezpieczeństwo. Teraz on dorasta i przestaje był moim małym braciszkiem. Nie chcę tego stracić…

-Jade, on zawsze będzie twoim młodszym bratem, bez względu na wiek.

-Tak wiem. Po prostu brakuje mi lat, kiedy naszą największą przygodą było podkradanie dodatkowych bułek ze stołówki. To był okres, kiedy było bardzo mało jedzenia. Mike był głody, a nie mogliśmy brać dokładek, więc zakradaliśmy się nocami do jadalni i kradliśmy choćby po jednej. Już wtedy uważaliśmy się za agentów.

-Byłaś i jesteś wspaniałą siostrą.

-Po prostu zrobię dla niego wszystko – uśmiechnęłyśmy się do siebie i po chwili znów biegłyśmy.

***

Dotarłyśmy na miejsce. Panował chaos. Optimus i Megatron walczyli z Lockodownem, boty z conami, a żołnierze i rebelianci strzelali gdzie popadnie. I co my niby miałyśmy zrobić? Conów było więcej, ale boty i ludzie cobie radzili. Optimus i Megatron też dawali radę. I gdzie tu miejsce dla nas?

-Jade, co my tu mamy robić?

-Wiesz, przez moment pomyślałam to samo. Ale znam już odpowiedź – mówiąc to dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła zza pleców mini blaster. Wycelowała w Lockdowna, który w tym momencie okładał pięściami byłego lidera deceptów i trafiła go prosto w łączenie ręki z tułowiem. Człon odpadł od ciała, a zdenerwowany con spojrzał w naszą stronę ze zdenerwowaniem – Lepiej stąd uciekaj, chyba go wkurzyłam.

-Jade, obie stąd uciekajmy.

-Nie – spojrzała na nią pytająco – Opiekuj się Mikiem. Niech nie pakuje się w kłopoty.

-Jade co ty…

Nie zdążyłam dokończyć bo dziewczyna podbiegła zaczęła biec do Lockdowna. Wtedy zauważyłam, że na ziemi leży jej plecak. Zajrzałam do środka i zobaczyłam jedynie detonator do bomby. Już wiedziałam co ona planuje. Znów spojrzałam na dziewczynę, którą dokładnie w tym momencie podnosił Lockdown. Zobaczyłam, że od wewnątrz kurtki ma przypięte kilka bomb. Jade spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Chciałam krzyczeć, ale wiem, że zepsułabym cały jej plan. Patrzyłam na nią, kiedy con miażdżył ją w dłoniach. Chciała, żebym ukróciła jej cierpienie. Drżącymi rękami, nacisnęłam czerwony przycisk na detonatorze.

W tej samej chwili wielki wybuch bomb oślepił mnie i wyrzucił kilka metrów dalej. Czułam żar, który nie tylko parzył moje ciało, ale i serce. Kiedy już udało mi się pozbierać z ziemi, po Jade nic nie zostało. Zaczęłam cała się trząść, aż z bólu upadłam na kolana. Krzyczałam. Najgłośniej jak tylko potrafiłam, żeby tylko zagłuszyć cierpienie. Krzyczałam, póki nikt nie słyszał. Łzy spływały siurkiem po policzkach, nie mogłam się uspokoić. W głowie miałam obraz jej spokojnej twarzy, kiedy mówiła „Opiekuj się Mikiem”. Nie zawiodę cię Jade. Obiecuję.

3 komentarze:

  1. OMFG!! Moja mina po przeczytaniu tego rozdziału -> O.O to było jedno wielkie "WTF?!"
    Nie mama pojęcia skąd u mnie to wyczucie czwsu ale w chwili wybuchu włączyła mi się piosenka "Za chwilę będzie eksplozja" -.-
    Biedna Jade :( chodź nie powiem śmierć dość efektowna *.*
    Tak czy inaczaj rozdział wspaniały, czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju :c Nie powiem łzy poleciały i mi... Weny życzę i czekam na dalszą część. ;)) ~ Ave Cezar

    OdpowiedzUsuń
  3. I poraz kolejny twoje opowiadanie doprowadza mnie do łez, masz dar dziewczyno :) Good Job!

    OdpowiedzUsuń