Pozbierać
jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać.
Suzanne Collins
Moje kolana
opierały się o mokrą ziemię, w zdrętwiałej dłoni nadal trzymałam detonator,
którym ją zabiłam… Czy postąpiłam właściwie? To pytanie będzie mnie dręczyć
przez resztę życia. Kolejne łzy spłynęły po policzkach. Czy śmierć Lockdowna
była warta jej poświęcenia?
-Rachel! –
usłyszałam głos mamy.
-Skarbie! –
dołączył głos taty. Nie mogłam jednak wydusić ani słowa. Nadal widziałam jej
twarz, słyszałam jej głos – Rachel, tu jesteś – powiedział Scott i przytulił
mnie – Tak się o ciebie martwiłem. Co spowodowało wybuch? Nie mieliśmy przecież
żadnych bomb – nadal nic nie mówiłam. Zresztą, co niby miałam powiedzieć. Że
Jade kazała mi odpalić bomby?
-Rachel –
powiedziała dużo spokojniejsza mama i pogładziła mnie po głowie. Nawet nie
mogłam na nią spojrzeć – Gdzie jest Jade? – właśnie tego pytania obawiałam się
najbardziej. Mimowolnie upuściłam z dłoni detonator i rzuciłam się jej na
szyję. Mama przytuliła mnie, a z moich oczu zaczęło wypływać jeszcze więcej
łez.
-Chciałam
uciec…chciałam żebyśmy obie uciekły…ale ona…. – mówiłam przez płacz – Ona dała
się złapać. Zostawiła detonator. Chciała żebym to zrobiła… Ja nie chciałam…
-Wiem
kochanie, wiem. Już dobrze. Wszystko będzie dobrze.
***
Siedziałam w
pustym pokoju. Było ciszej niż zazwyczaj. Wydawało mi się, że słyszę płacz
Mike’a, ale to raczej niemożliwe. Jego pokój jest za daleko. Ja staram się
ukrywać łzy. Przy mamie mogę być sobą, ale nie przy wszystkich. Nie przy
Mike’u…
Spojrzałam
na łóżko naprzeciwko mnie. Idealnie poskładana pościel, książka pod poduszką,
pistolet na stoliku. Dokładnie tak, jak Jade zawsze układała. Była perfekcyjna,
bezbłędna. Oddała życie za brata. Zabiła Lockdowna dla Ziemi. Teraz wszystko
się naprawi. Taką przynajmniej mam nadzieję. Nasz świat zasługuje na coś
więcej.
Jeszcze raz
spojrzałam na książkę pod poduszką. Wiem, że nie powinnam, ale ciekawość jak
zawsze wzięła górę. Wstałam z łóżka i wyjęłam książkę. Ku mojemu zdziwieniu,
nie była to żadna powieść czy coś w tym stylu, a jedynie dziennik. Przez cały
ten czas myślałam, że ona po prostu czyta, a ona zapisywała dni wojny. Niepewnie
otworzyłam na losowej stronie.
Znów to samo. Rachel znów marzy o niemożliwym. Nie
mam pojęcia, jak ona to robi. Cały czas ma nadzieję, że ta wojna jest możliwa
do wygrania, że Autoboty nas uratują. Przecież to nie ma sensu. To przez nie
całe to cholerstwo! Ale jednak, muszę przyznać, nie pogardziłabym armią botów
po naszej stronie. A Optimus Prime to było by już spełnienie marzeń. Tylko on
może nas uratować. Uratować Mike’a…
Nie
wiarygodne. Ona naprawdę podziwiała moją nadzieję… A to ja podziwiałam ją.
Przeszłam na ostatnią zapisaną stronę.
To jest to. Nasza pierwsza, poważna misja. Rachel
się spisała. Przekonała Jacka, a to się nie zdarza. Teraz tylko musimy
wykończyć Lockdowna. A ja mam na to sposób… Nie skończy się to pewnie dobrze,
ale nie mam wyboru. Robię to dla Mike’a. Muszę mu zapewnić normalną przyszłość.
Dlatego jeśli nie wrócę Mike, musisz wiedzieć jedno. Kocham cię bardziej niż
kogokolwiek. Jesteś całym moim światem i moją nadzieją na lepsze jutro. Nigdy
nie trać nadziei, ani wiary w swoje siły. Dasz radę, nawet w najtrudniejszych
sytuacjach. Zawsze znajdziesz wyjście z opresji. Jestem tego pewna. Jeszcze raz
kocham cię i jestem z ciebie dumna. Żegnaj. Twoja Jade.
Łzy znów
leciały mi siurkiem. Nie mogłam uwierzyć, że ona odeszła, a do tego przeze
mnie. Poświęciła się, ale przecież nie musiała. Optimus i Megatron pokonaliby
Lockdowna tak czy siak, wiem to. Ale ona chciała uratować brata za wszelką
cenę. A teraz jej nie ma… Boże, jak Mike się będzie czuł, kiedy dowie się, że
to przeze mnie zginęła? I jak mu to powiedzieć? A może już wie? Jeśli nie, to
ja muszę być osobą, która mu to powie.
***
Niepewnie
zapukałam do drzwi. Po odpowiedzi weszłam do środka. Mike leżał na łóżku i
dłubał przy jakimś dziwnym małym pudełeczku. Podeszłam bliżej i usiadłam obok
niego. Chłopak podniósł się i spojrzał na mnie z uśmiechem.
-No i
wygraliśmy, nie? – powiedział wesoły, a mi znów zachciało się płakać. Więc
jednak nie wie…
-Tak Mike,
wygraliśmy.
-Słyszałem,
że ty i Jade zrobiłyście z Lockdowna stertę nic nie wartego metalu. To musiało
być super uczucie, zabić lidera Decepticonów.
-W sumie…to
Jade go zabiła. Ja tam tylko stałam – i uruchomiłam detonator, który ją zabił –
To przy czym tak dłubiesz? – zmieniłam temat żeby się nie rozpłakać. Chłopak
odwrócił pudełko i podał mi je. Była to świąteczna pozytywka z wesołą rodziną,
która jeździ saniami wokół wielkiej choinki.
-Jade
dostała ją od rodziców na piąte urodziny, ale podczas jednego z ataków deceptów
zepsuła się. Ma za niedługo urodziny, więc chcę ją dla niej naprawić. Na pewno
się ucieszy – no nie. Nawet zmiana tematu sprowadziła nas do Jade. Muszę mu
powiedzieć, już, teraz.
-Mike –
powiedziałam drżącym głosem, a chłopak odwrócił się w moją stronę - Muszę powiedzieć ci, jak Jade zabiła
Lockdowna.
-Jasne,
chętnie wysłucham tej historii – raczej w to wątpię.
-Widzisz,
Optimus i Megatron walczyli z Lockdownem, ale przegrywali. Jade postanowiła, że
im trochę…bardzo pomoże. Pierw udało jej się odstrzelić mu rękę. Decept nieźle
się wkurzył i zaczął iść w naszym kierunku. Miałyśmy uciec razem, ale Jade
została. Lockdown podniósł ją i chciał zabić. Wtedy zobaczyłam, że na ziemi
leży jej plecak, a w środku detonator od bomby – z każdym kolejnym słowem, mina
Mike’a robiła się coraz smutniejsza, a z moich oczu mimowolnie leciały łzy –
Miała do siebie przyczepione kilka bardzo potężnych bomb, a ja miałam
detonator. Chciała… żebym…to…zrobiła.
-Ale...ona
nie…ona nie może…
-Przepraszam
cię Mike. Powinnam była ją powstrzymać. A ja zamiast tego odpaliłam ładunki… -
nie mogłam już dłużej wytrzymać. Łzy znów leciały siurkiem, ale kamień spadł z mojego serca, kiedy powiedziałam mu
prawdę. Spojrzałam na Mike’a, który był nadzwyczajnie poważny. Nie płakał, ale
patrzył na mnie ze smutkiem.
-Wiem, że to
nie twoja wina. Jade zawsze chciała ocalić świat i właśnie to zrobiła – chłopak
przysunął się bliżej mnie, a potem przytulił. Był taki odważny…taki wytrwały.
Ja nie mogłam przestać płakać, więc wtuliłam się w jego bluzę, a łzy dalej
spływały.
Narracja
trzecio osobowa
Srebrny
Transformer chodził po gruzowisku. Szukał. Szukał ciała swojego pana. Z jednej
strony miał nadzieję, że on nie żyje. Mógł by wtedy zająć jego miejsce i
dowodzić Decepticonami. Z drugiej jednak strony, zawsze miał szczęście do
bardzo wytrzymałych i powracających z martwych panów. Musiał się więc upewnić,
że Lockdown rzeczywiście nie żyje.
W końcu
dotarł na miejsce wybuchu. Nie musiał długo szukać, bo od razu zauważył swojego
pana. Był rozerwany na kilka części. Jedyną spójną całość tworzył tułów, głowa
i prawa noga. Reszta kończyn była porozrzucana gdzieś na gruzach. Podszedł bliżej i sprawdził stan iskry swego
pana. Ku jego zaskoczeni, nadal był aktywny, nadal żył.
-Starscream
– niespodziewanie odezwał się ledwo słyszalnym głosem i otworzył oczy –
Pomóż…mi…
-Oczywiście
mój panie. Grupa medyków już leci. Nakazałem im patrolować gruzy i szukać
ciebie, a los chciał, że to ja cię znalazłem.
-Dlaczego…dlaczego
nie mogę się ruszyć.
-Mocno
oberwałeś panie. To ludzkie dziecko miało bomby, które niemal cię zgasiły.
-Wiec to
przez tą dziewczynkę?
-Owszem, ale
ona na szczęście nie przeżyła wybuchu – Starscream uśmiechnął się wrednie –
Kiedy już dojdziesz do siebie, zemścimy się na reszcie tych nic nie wartych
ssaków. Damy im porządną i ostatnią lekcję, że z Decepticonami, się nie
zadziera.
Ekstra wpis i opowiadanie ;) Wzruszające ='(
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Nati
Nie powiem, smutno się robi... :c Rozdział jak zwykle super :))
OdpowiedzUsuń~ Ave Cezar