sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział XVI - Gołym okiem


Gdy byłem w twoim wieku,
oddałbym wszystko ,by prawdziwie się zakochać.
To było wszystkim, o czym myślałem.
To wtedy poznałem twoją matkę-
dziewczynę moich snów.
Najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek spotkałem.

Powiedziała: ,,Chłopcze”,
czy mogę powiedzieć ci cudowną rzecz?
Nic na to nie poradzę, ale zauważyłam,
że patrzysz się na mnie.
Wiem, że nie powinnam tego mówić,
ale naprawdę w to wierzę.
Po twoich oczach stwierdzam,
że jesteś we mnie zakochany''

Synu, mówię ci to dlatego,
że życie potrafi robić straszne rzeczy.
Mayday Parade – Terrible Things

Powoli zaczęłam się budzić, albo tak mi się wydawało. Słyszałam głosy. Głosy rodziców, przyjaciół, botów. Nie widziałam jednak nikogo, ani niczego. Chciałam się podnieść, ale byłam strasznie zmęczona i obolała.

-Czekajcie, chyba się obudziła – wyraźnie usłyszałam głos mamy. Stukanie jej  butów wydawało się bardzo głośne. Dużo głośniejsze niż dawniej. Czułam, że nade mną stoi – Jak się czujesz skarbie?

-Średnio. Co się stało?

-Mocno oberwałaś – odezwał się tata – Masz szczęście, że w ogóle żyjesz. Ultra Zbroja uratowała ci życie.

-Ale szybka…pękła. A ogień był…

-Zimny – to chyba powiedziała Arcee – To w pewnym sensie zaleta Decepticońskich bomb. Kiedy wybuchają wypuszczają gorąco, ale z czasem ogień…

-Staje się zimny – dokończył Bumblebee.

-Rachel – tym razem odezwał się Ironchide, a ja usłyszałam bardzo głośne kroki – Nie wyszłaś jednak z tego bez szwanku – tak myślałam – Chodzi o…twoje oczy.

-Jasne światło wybuchu spowodowało… - powiedział tata – spowodowało całkowitą ślepotę – po tych słowach chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam uronić ani jednej łzy.

-Nie martw się – odezwała się mama i chwyciła mnie za rękę – Lily i Knock Out, medyk z Cybertronu już rozwiązują ten problem. Dostaniesz specjalne soczewki, dzięki którym będziesz mogła normalnie widzieć. To jednak może trochę potrwać – pokiwałam porozumiewawczo głową.

-A co z wojną? Wygraliśmy? – cisza.

-Nie – usłyszałam głos Jacka – Decepticony mają nowego przywódcę, Starscream’a. Cony się nie wycofały, jak mieliśmy nadzieję, że się stanie – westchnęłam. Starscream osiągnął swój cel.

-A co z resztą drużyny?

-Jesteśmy cali – odezwał się Sam – Dzięki tobie.

-Wyszliśmy z winny, a chwilę później po prostu spadła – dodał Mike.

-Uratowałaś nam życie – zakończyła Maddy. Tak się cieszyłam, że nic im nie jest. Mogło być dużo gorzej.

-Może dajmy odetchnąć Rachel – zaproponował Raf – Zasługuje na to – ktoś, najpewniej mama pocałowała mnie w policzek, a potem usłyszałam niezliczoną ilość kroków. Wszyscy wyszli. Słuch pewnie mi się poprawił, z powodu tej ślepoty. Muszę się do niej na jakiś czas przyzwyczaić. Dobrze, że jednak odzyskam wzrok. Inaczej, byłoby mi ciężko.

***

Mijały tygodnie. Każdy mnie pocieszał, gratulował odwagi. Ironchide opowiadał mi jak rozprawiał się conami, a ja powiedział mu jak załatwiłam Barricade’a. Optimus i Elita lecą na Cybertron, by zebrać wystarczającą armię na pokonanie Decepticonów. Skoro Ultra Magnus nie chce nam pomóc, Prime musi wziąć sprawy w swoje ręce. Oczywiście nasi partnerzy zostają. Catapult zadecydowała, że zostanie partnerką Maddy. Dziewczyna, jak i jej ojciec zostają z nami. Wojsko i buntownicy łączą siły.

Po trzech miesiącach nadszedł ten dzień. Mama Mike’a kazał mi szeroko otworzyć oczy. Założyła mi soczewki, a już po chwili pojawiła się jasność. Najpierw widziałam tylko kontury, potem zamazane obrazy, a w końcu całkiem normalne przedmioty i ludzi. Odzyskałam wzrok.

-Wszystkiego najlepszego skarbie – powiedziała mama przytulając mnie przy tym.

-Dzięki mamo.

-Nie wierzę, że masz już piętnaście lat. Jestem z ciebie taka dumna – kobieta w końcu wypuściła mnie z uścisku – Masz teraz brązowe oczy.

-Naprawdę? – ciekawe – No to już się od siebie nie różnimy – zaśmiałyśmy się.

-Sam chciał się z tobą spotkać. Czeka w pokoju.

-To już do niego lecę.

Wybiegłam z Sali gdzie spędziłam ostatnie trzy miesiące. Byłam taka szczęśliwa. Pokoje nie były daleko i na miejscu byłam po trzech minutach. Zapukałam do drzwi, a po pozwoleniu weszłam do środka. Sam siedział na łóżku, ale kiedy mnie zobaczył, wstał. Chłopak podszedł do mnie i przytulił z całych sił.

-Wszystkiego najlepszego.

-Dzięki Sam.

-Usiądźmy – razem z chłopakiem usiedliśmy na łóżku. Sam trzymał w ręce moją dłoń – Jak się czujesz?

-Dobrze. Widzę już normalnie.

-Masz inny kolor oczu.

-Tak, to chyba wina soczewek.

-Pięknie ci w nim – zarumieniłam się – Chciałem ci jeszcze raz podziękować za uratowanie nam życia.

-Zrobiłam, co uważałam za słuszne. Nie musisz mi dziękować. 

-Wręcz przeciwnie. Gdyby nie ty, zginęlibyśmy. Poświęciłaś swoje życie dla nas. Dziękuję ci – uśmiechnęłam się – Mam też dla ciebie prezent urodzinowy – Sam zbliżył się do mnie, objął mnie w tali i złożył na ustach namiętny pocałunek. To było  niespodziewane, ale miłe. Bardzo miłe. Zarzuciłam mu ręce na szyi nie przerywając pocałunku – Za długo na to czekałem – powiedział po skończeniu pocałunku.

-Stanowczo – uśmiechnęliśmy się do siebie i znów pocałowaliśmy. Wreszcie czułam się szczęśliwa.

***

Siedziałam z Samem na dachu naszej bazy. Trzymaliśmy się za ręce i przyglądaliśmy jasnemu i pełnemu księżycowi. Był piękny. Położyłam chłopakowi głowę na ramieniu, a on swoją ręką objął mnie w tali.

-Myślisz, że wygramy w końcu tą wojnę? – zapytałam

-Na pewno. Musimy w to tylko uwierzyć – tak. Bo wiara, czyni cuda. A cuda, zdarzają się codziennie.

 
Dla mojego Świętej Pamięci wujka Pawła Urbańczyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz