Kiedy
zamkniesz oczy,
możesz ujrzeć jak dzień przemija,
wszystkie śmiechy i głupie kłótnie,
Ty i ja wijemy się jak grzmoty na niebie.
Tak jak impreza kończąca się nad ranem,
która nigdy nie ustaje na długo.
Wrócę więc nie spuszczaj głowy,
wrócę w każdej piosence i przy każdym zachodzie słońca
wspomnienie o nas jest zawsze w zasięgu,
Wrócę, wrócę więc nie spuszczaj głowy.
Skylar Grey – I Will Return
możesz ujrzeć jak dzień przemija,
wszystkie śmiechy i głupie kłótnie,
Ty i ja wijemy się jak grzmoty na niebie.
Tak jak impreza kończąca się nad ranem,
która nigdy nie ustaje na długo.
Wrócę więc nie spuszczaj głowy,
wrócę w każdej piosence i przy każdym zachodzie słońca
wspomnienie o nas jest zawsze w zasięgu,
Wrócę, wrócę więc nie spuszczaj głowy.
Skylar Grey – I Will Return
Było ciemno.
Jakaś postać co chwila koło mnie przebiegała. Starałam się wytężyć słuch.
Wiedziałam, że się zbliża. Niespodziewanie jego pięść znalazła się przed moją
twarzą. Szybko złapałam ją i przerzuciłam napastnika przez ramię. Upadł z
wielkim hukiem, a światła włączyły się. Chłopak leżał na ziemi i nie ruszał
się. Tym razem nieźle go załatwiłam. Podałam mu dłoń i pomogłam wstać. Miał
krótkie, czarne włosy, niebieskie oczy i delikatne rysy twarzy jak na
dziewiętnastolatka. Był ubrany w szare dresy, czarny T-shirt i sportowe buty.
-Wiesz co –
odezwałam się – Chyba powinnam dać ci w końcu wygrać.
-Nie, to ja
powinienem nauczyć się w końcu twojej taktyki. Zawsze czekasz aż wykonam
pierwszy ruch, a wtedy staje się też ostatnim ruchem. Powiedz, czy przez te
soczewki lepiej widzisz w ciemnościach?
-Nie Sam. Po
prostu za głośno się poruszasz – chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się
wrednie.
-Za głośno,
tak? – pokiwałam głową, a on wziął mnie na ręce i zaczął obkręcać – Nadal
jestem za głośny?
-Głośniejszy
niż Ironchide! – zażartowałam. Sam wyrzucił mnie w górę, a ja złośliwie
kopnęłam go kiedy spadałam. Wylądowałam na rękach, a później skoczyłam na nogi.
Chłopak ponownie leżał na ziemi – No, nareszcie siedzisz cicho – puściłam mu
wredny uśmieszek i pomogłam wstać.
Nagle
usłyszeliśmy klaskanie dochodzące zza nas. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy
szczupłą kobietę średniego wzrostu o długich, czarnych włosach i brązowych
oczach. Miała na sobie skórzane spodnie, buty wojskowe i bluzkę z krótkim
rękawem, wszystko w ciemnym kolorze.
-Cześć mamo
– przywitałam się – Wcześnie dziś wstałaś.
-Chciałam
zobaczyć jak sobie radzicie. Jak widzę mój kopniak z powietrza się sprawdza? –
kobieta uśmiechnęła się wrednie do Sama.
-Więc to ty
ją tego nauczyłaś?! Jak mogłaś, Miko?! – mama wzruszyła ramionami.
-Jestem jej
trenerką. Pokazuję jej moje najlepsze ciosy – powtórzyłam ruch mamy i również
wzruszyłam ramionami – No, nie będę was zatrzymywać, ale pamiętajcie, że za
piętnaście minut śniadanie – kobieta zaczęła odchodzić – I umyjcie się! –
powiedziała zanim opuściła biały pokój, czyli salę treningową.
-Chyba
kiedyś zabiję twoją mamę.
-Możesz
spróbować.
Uśmiechnęłam
się i złapałam Sama za rękę. Razem opuściliśmy pomieszczenie i skierowaliśmy
się w stronę naszych sypialni. Od kąt Starscream przejął władzę nad
Decepticonami, bazę zmienialiśmy sześć razy. W końcu zdecydowaliśmy się
rozdzielić wojsko na dwie grupy. Większa, składająca się ze zwykłych żołnierzy
obecnie stacjonuje w Niemczech, a mniejsza, zwana Jednostką Specjalną, do
której się zaliczam w Newadzie. Odbudowaliśmy starą bazę Autobotów w Jasper i
trochę przerobiliśmy. Dorobiliśmy podziemny poziom, gdzie znajdują się
sypialnie, jadalnia, łazienki i laboratorium. Na powierzchni jest sala
treningowa, zarówno dla ludzi jak i botów, pomieszczenie dla naszych
transformerów i sala odpraw, gdzie zawsze są rozdzielane misje. Nasz zespół nie
jest duży. Liczy sobie zaledwie trzydzieści osób. W jego skład wchodzą
najlepiej wyszkoleni żołnierze i komandosi oraz Autoboty. Botami dowodzi
Optimus, który wrócił z Cybertronu. Elita nadal zbiera armię. Od kąt na
Cybertronie nie ma obowiązkowej służby, nie jest to takie łatwe.
Zjechaliśmy
windą i poszliśmy korytarzem. Nie był zbyt wysoki ani szeroki, bo boty tędy nie
przechodziły. Ściany i podłoga były szare, wykonane z betonu. Minęliśmy
łazienki i rozdzieliliśmy się przy naszych pokojach. I one nie były bardzo
duże. Ściany i podłoga również były pomalowane
na szaro. Dwa łóżka po obu stronach pokoju, komoda między nimi, z jednej
strony biurko, a z drugiej kanapa. Nad komodą wisiało lustro. Pośpiesznie wyciągnęłam
z szuflady ubrania i dopiero wtedy zauważyłam, że ktoś siedzi na łóżku.
Dziewczyna była ode mnie młodsza, ale nie było tego widać przez jej wysokość.
Miała brązowe oczy i bardzo długie, związane w kucyk włosy. Niegdyś były
czerwone, ale nie wiedzieć czemu stały się brązowe. Była ubrana w ciemnobrązowe
spodnie, szary podkoszulek, swoją
ulubioną zieloną koszulę i czarne wojskowe buty. Na szyi miała jak zwykle grot
od strzały.
-Jeszcze nie
na śniadaniu? – zapytałam wyciągając przy okazji ręcznik – Dziwię się, że Mike
nadal po ciebie nie przyleciał.
-Był tu
jakieś pięć minut temu, ale udałam, że mnie nie ma – dziewczyna podniosła się z
łóżka – Po ostatnim „incydencie” raczej go unikam.
-Piosenkę,
którą napisał specjalnie dla ciebie nazywasz incydentem? – westchnęła.
-Lubię go,
ale jako przyjaciela. Staram się mu wytłumaczyć, że nic do niego nie czuję, ale
on mnie nie słucha.
-Nie martw
się Maddy. W końcu mu przejdzie.
-Mam
nadzieję. Dobra, idę na to śniadanie bo i tak pewnie będziesz siedzieć pod
prysznicem godzinę.
-No już nie
przesadzaj – Maddy wyszła, a ja zaraz za nią.
Łazienka
znajdowała się tuż obok. Tak jak w całej bazie podłoga i ściany były szare.
Zdjęłam ubrania, weszłam pod prysznic i zasunęłam zasłonkę. Puściłam zimną wodę
i stanęłam pod nią, pozwalając strużkom spływać po mojej twarzy. Zimno mi nie
przeszkadzało. Wręcz je lubiłam. Wolałam jednak nie narażać się na jakąś
chorobę i po pięciu minutach wyszłam i się wytarłam. Ubrałam się w białą
koszulkę, szare dziurawe leginsy do łydki, spod których wystawał fioletowy
materiał i na to czarne spodenki. Na boso wróciłam do pokoju i włożyłam czarne,
niskie trampki z niebieską podeszwą. Z komody wyciągnęłam jeszcze granatową,
krótką, skórzaną kurtkę i rękawiczki bez palców w tym samym kolorze.
Przejrzałam się w lustrze. Po wypadku z bombą conów muszę nosić soczewki, przez
co moje oczy są brązowe, a nie niebieskie. Włosy jak zwykle ścięłam na bardzo
krótko, a z przodu zrobiłam sobie fioletowe pasemka.
Wyszłam z
pokoju i szybszym krokiem skierowałam się na jadalnię. Była ona dużo mniejsza
niż ta w poprzedniej bazie. Nie musiała w końcu mieścić tysiąca osób. Większość
miejsca zajmowały stoliki, a przy ścianach stały stoły z jedzeniem i piciem.
Mieliśmy określone stoliki. Wzięłam tacę, na nią talerz, kubek oraz sztućce i
zaczęłam wybierać jedzenie. Jajecznica, grzanki i herbata ziołowa. Tyle mi
starczy. Poszłam do naszego stolika. Sam, Maddy i Mike już przy nim siedzieli.
Mike nie bardzo się zmienił przez te trzy lata, ale stał się wyższy. Jego
czarne, roztrzepane na wszystkie strony włosy i brązowe oczy zostały takie
same. Był ubrany w czarne spodnie, szarą bluzkę i granatową bluzę oraz trampki.
Sam też zdążył się przebrać. Założył czarne spodnie, bluzkę z krótkim rękawem i
wojskowe buty. On to w ogóle nie ma poczucia stylu.
Usiadłam na wolnym
krześle i przywitałam się z przyjaciółmi. Później przeszłam do posiłku.
Mimowolnie, co chwila przecierałam oczy. Ostatnio kiepsko sypiam. Nie wiedzieć
czemu Sam uważa, że coś mi dolega. Ciągle mi się przygląda, jakbym była jakąś
istotą z innego wymiaru. To się robi denerwujące. Odwróciłam od niego wzrok i
spojrzałam na stolik naszych rodziców. Uśmiechnięta mama, a obok niej tata. Nie
zmienił się w ogóle. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy oraz był ubrany w
ciemne spodnie, szarą bluzkę, wojskowe buty i kurtkę. Miejsce obok zajmował
tata Sama i nasz przywódca, Jack. Myślałam, że to już niemożliwe, ale chyba
przybrał jeszcze mięśni. Oprócz tego miał niebieskie oczy i czarne włosy.
Założył „roboczy strój”, czyli czarny kombinezon, wojskowe buty, kurtka i pas.
Skoro tak się ubrał, to coś musi być na rzeczy. Dalej siedzieli rodzice Mike’a,
Raf i Lily. Tata chłopaka miał brązowe oczy i roztrzepane włosy, a był ubrany w
granatowe spodnie, brązowe buty i koszulę. Na nosie miał czerwone okulary. Mama
Mike’a była bardzo wysoka i szczupła, miała brązowe oczy, śniadą karnację i
czarne włosy. Była ubrana w jasne jeansy, pomarańczową bluzkę i biały fartuch
pielęgniarek, a na nosie również miała okulary tyle, że czarne. Na ostatnim
stołku siedział tata Maddy, Matt. Był umięśnionym mężczyzną o rudych,
wpadających w brąz włosach i brązowych oczach. On także miał na sobie „roboczy
strój”. Coś ewidentnie się szykowało.
Po
skończonym posiłku postanowiłam dowiedzieć się, co się dzieje. Odeszłam od
stolika i skierowałam w stronę rodziców. Nadal siedzieli i rozmawiali, ale
kiedy mnie zobaczyli momentalnie zamilkli.
-Cześć
Rachel – odezwał się tata – Coś się stało?
-Chciałam
się zapytać, czy nie szykuje się jakaś misja? – rodzice wymienili spojrzenia –
Widzę, że Jack i Matt są ubrani w „robocze stroje” i myślałam, że gdzieś lecą.
-Bo lecimy –
odpowiedział mi Jack – Musimy sprawdzić jedną rzecz, ale to nie potrwa długo.
-Może,
mogłabym się jakoś przydać?
-Rachel –
tata złapał mnie za rękę – Bierzesz udział w prawie każdej misji, odpocznij
trochę. Jack i Matt biorą zespół i wylatują za chwilę, więc i tak nie
zdążyłabyś się przygotować – kłamał. Dobrze wiem, kiedy mnie okłamuje, a teraz
właśnie to robił. Nie chciałam się jednak z nim kłócić, więc pokiwałam głową i
odeszłam.
Nie miałam
ochoty rozmawiać z nikim. Minęłam przyjaciół i wyszłam na zewnątrz. Chciałam
zaczerpnąć świeżego powietrza, więc skierowałam się w stronę windy. Weszłam do
środka i wtedy zobaczyłam, że Sam biegnie za mną. W tej chwili i on był
niepożądany, a więc nie zatrzymałam windy i pojechałam w górę, na dach naszej
bazy gdzie znajdowało się lądowisko. Wyszłam na zewnątrz i usiadłam na skraju
budynku. W sumie, to nawet nie był budynek, tylko wielka skała. Widoki z niej
były jednak piękne, zwłaszcza wschody i zachody. Teraz niebo było niebieskie,
choć ciemne chmury się zbliżały. Może to były chmury, a może smog, sama nie
wiem. Tak czy siak lubiłam tu siedzieć i obserwować horyzont.
-Rachel -
Sam usiadł obok mnie i złapał mnie za rękę – Co się z tobą dzieje? – zagryzłam
wargę, żeby się nie rozpłakać. Ostatni okres rzeczywiście nie był lekki.
Musiałam się w końcu komuś zwierzyć.
-Widzę ją –
odparłam – Co noc widzę jej martwe ciało. Potem ona chwyta mnie za rękę i
otwiera oczy. Ściska mnie bardzo mocno i mam wrażenie, że jej dotyk parzy.
Mówi, że się na mnie zawiodła, że jej śmierć poszła na marne – po policzku
spłynęła mi łza, ale od razu ją wytarłam – Później widzę was wszystkich,
martwych. Zostałam tylko ja i wtedy zauważam, że na mojej piersi widnieje znak
Decepticonów.
-Rachel
wiesz, że to nie jest prawda – chłopak objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się
w niego – Nie pozwól Jade mieszać w twoim życiu. Ona odeszła, rozumiesz? –
pokiwałam głową – Już najwyższy czas porzucić ten rozdział w życiu i przejść do
następnego.
Sam miał
rację. Musiałam w końcu zapomnieć o Jade. Pytanie tylko, czy potrafię?
Świetny rodział :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że postanowiłaś wrócić do tego opowiadania :D
Czekam na ciąg dalszy ;)
Pozdrawiam :*