niedziela, 16 października 2016

Rozdział XXVI - "Żyję"


Wyczuwam moją drogę poprzez ciemność
Prowadzi mnie bijące serce
Nie wiem, gdzie ta podróż się skończy
Ale wiem, gdzie się zaczyna
Mówią mi, że jestem za młody by zrozumieć
Mówią, że utknąłem we własnym śnie,
Że życie mnie ominie, jeśli nie otworzę oczu
Cóż, mi to pasuje


Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem

Więc obudź mnie, kiedy to się wszystko skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem

Próbowałam unieść ciężar tego świata
Ale mam tylko dwie ręce
Mam nadzieję, że będę miał szansę zwiedzić świat
Ale nie mam żadnych planów
Chciałbym na zawsze pozostać tak młodym
Nie bać się zamknąć oczu
Życie jest grą stworzoną dla każdego
A miłość jest nagrodą

Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem


Więc obudź mnie, kiedy to wszystko się skończy
Kiedy będę mądrzejszy i starszy
Cały ten czas szukałem siebie
I nie wiedziałem, że się zgubiłem

Wake Me Up – Avicii


Nie lubię pożegnań. Pożegnania wiążą się ze stratą, strata ze smutkiem, a smutek z cierpieniem. A cierpienie przysparza nam bardzo wiele kłopotów. Co w takim razie powinniśmy robić w czasie pożegnań? Udawać, że wszystko jest w porządku, że nic się nie dzieje? Obiecywać samemu sobie, że dana osoba wcale nie odchodzi, że tylko na moment stracimy ją z oczu tylko po to, by po chwili znów ją ujrzeć? A może powinniśmy przyjąć prawdę na klatę i pozwolić emocją, by zrobiły swoje? Rozpłakać się na oczach całego wojska, wszystkich przyjaciół, obnażyć się przed resztą ludzkości? Nie lubię pożegnań. Ale chyba jeszcze bardziej nie lubię wybierać. Dlatego zrobię to, co podpowie mi serce, nie rozum.

Autoboty, które pomogły nam wygrać wojnę z Decepticonami musiały wracać na Cybertron, a w zastępstwie na Ziemię przylecą boty budowlańcy, którzy pomogą nam odbudować nasz dom. Dlatego już dziś muszę pożegnać moich przyjaciół, moją rodzinę. Być może jeszcze się spotkamy, choć jest to mało prawdopodobne. Dlatego muszę dopilnować, by nasze ostatnie, wspólnie spędzone chwile nie opierały się na smutku i płaczu.

Niepewnie spojrzałam na Ironchide’a. Bot miał spuszczoną głowę i wzrok wbity w podłoże. Czyli pewnie czuje się podobnie, jak ja. Każde z nas wolałoby, żeby ta chwila nigdy nie musiała się odbyć. Ale to nie od nas zależy, czy Autoboty zostaną na Ziemi, czy też nie. To nie jest sprawiedliwe. I Ironchide i reszta botów powinna mieć możliwość wyboru. W końcu od ponad trzech lat łączy nas więź i niby mają ją od tak przerwać? Nie, to nie jest w porządku.

-Wiem, że jest to dla nas wszystkich trudne – odezwał się Optimus, przez co wszyscy zwróciliśmy twarze w jego stronę  – Ale nasze miejsce jest na Cybertronie. Część Autobotów pomorze wam odbudować Ziemię, ale my musimy zadbać o bezpieczeństwo naszej planety. W końcu już wiemy, że wśród nas są szpiedzy i zdrajcy  - na samą myśl o debilu, który uwolnił Unicrona mam ochotę krzyczeć – Rozstanie jest trudne. Zawsze było i zawsze będzie. Ale tak jak przed laty, przetrwamy to, co przyniesie za sobą przyszłość. Nawet jeśli dzielić nas będzie tysiące lat świetlnych…

Prime odwrócił się od nas i skierował w stronę Jacka. Boty pojedynczo zaczęły podchodzić do swoich partnerów. Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam krok w przód. Potem następny i jeszcze jeden, aż nie poczułam w rękach zimnego metalu. Delikatnie przystawiłam głowę do ręki Ironchide’a i przymknęłam powieki, by się nie rozpłakać.

Nie chciałam się odzywać. Nie chciałam przerywać tej chwili, niszczyć jej piękna. Ale mimo to, musiałam zapytać.

-Zobaczymy się jeszcze? – bot milczał – Błagam, nawet jeśli będziesz musiał skłamać powiedz, że tak.

-Tak… Zobaczymy się – wstrzymywane w płucach powietrze wyleciało z moich ust wydając przy tym cichy świst.

-Jesteś…wspaniałym przyjacielem. Najlepszym, jakiego mogłam sobie wymarzyć.

-Ty też… Wybacz, że nie zdołałem cię ochronić przed krzywdą, jaka cię spotkała. Byłem twoim partnerem, obrońcą, powinienem był…

-Nie… - przerwałam mu – Nic już nie mów. To nie ma sensu. Nie myślmy teraz o tym co się stało, co mogliśmy zrobić, a  czego nie zrobiliśmy. Po prostu, cieszmy się naszymi ostatnimi chwilami…

-Nie są ostatnie… Obiecuję…

Objęłam palec bota najmocniej jak potrafiłam, w tym samym czasie przygryzając wargę. Nie chciałam płakać. W końcu sama to sobie przysięgałam, być silną. Ale myśl, że się rozstajemy była nie do zniesienia… Pozwoliłam kilku łzom spłynąć powoli po policzku, a potem na rękę Ironchide’a. Autobot delikatnie pogłaskał mnie po głowie. Nic nie mówił, jak podobnie. Ale oboje wiedzieliśmy, że tak będzie lepiej, łatwiej. Tak będziemy w stanie przetrwać…

-Będę tęsknić – wyznałam drżącym głosem – Ale nigdy, przenigdy cię nie zapomnę.

-Wiem… I ty zawsze będziesz w mojej iskrze…

***

Kiedy ich statek poderwał się do lotu, silny wiatr rozwiał piach pod naszymi stopami, który następnie powędrował prosto do moich oczu. Instynktownie potarłam je, przez co swędzenie jeszcze bardziej zaczęło mnie irytować. I mimo wszelkich prób, w kilka sekund rozpłakałam się, choć nie chciałam. Ale najwyraźniej świat tego chciał.

Kiedy już zdążyłam pozbyć się drażniącego moje źrenice piachu, zwróciłam twarz ku niebu, w stronę odlatujących botów. Statek oddalił się już tak, że był dla mnie maleńkim punktem w oddali, niczym gwiazda. Niedługo potem, już całkiem straciłam go z pola widzenia.

Powinnam wierzyć, że to jeszcze nie koniec, że oni wrócą i jeszcze się spotkamy. Ale czy by mi to pomogło? Ciągłe oczekiwanie? Nie, nie pomogłoby.

-Hej – usłyszałam za sobą głos Tima. Chłopak podszedł do mnie, delikatnie złapał za rękę, a ja położyłam głowę na jego ramieniu – Trzymasz się?

-Jasne. Jest dobrze… Tak mi się przynajmniej wydaje. Czekaj… Pytasz o odlot botów, czy o Sama? – zapytałam nieco zdekoncentrowana.

-To zależy. A na co odpowiedziałaś? – prychnęłam. Czy on zawsze musi zgrywać psychologa.

-Uznajmy, że na pytanie o boty.

-Ok. A jeśli chodzi o Sama? – drążył temat. Z nerwów zaczęłam bawić się rogiem koszulki.

-To nowa rana. Muszę dać jej trochę czasu, żeby się zagoiła. A co z tobą? – ciemnowłosy przełknął głośno ślinę.

-Cóż… Dni mijają, czas leci, ale… Tęsknię za nim. To normalne, nie? – skinęłam twierdząco głową – Żałuję, że tak naprawdę się z nim nie pożegnałem. Nie powiedziałem, że go kochałem i że będę tęsknić…

-Śmierć nie daje ci szansy, żeby się pożegnać. To okrutne i niesprawiedliwe, ale niestety nic nie możemy na to poradzić…

-Tak. Niestety…

Ręka, którą trzymał Tim zrobiła się cieplejsza od drugiej, przez co poczułam spływający po jej wewnętrznej stronie pot. Nie chciałam go puszczać, było mi tak dobrze. Ba, chciałam jeszcze w tej samej chwili poczuć go w sobie. Ale to nie był dobry moment. Nie, jeszcze nie teraz. Za to mogłam pozwolić sobie na choć odrobinę namiętności.

Powiesiłam ręce na szyi chłopaka i przyciągnęłam jego głowę w moją stronę. Tim zbliżył się do mnie, objął w talii i spojrzał prosto w oczy. Teraz mogłam zobaczyć w nich moje własne odbicie. Dziewczynę nieatrakcyjną, nienaturalnie niską, o krótkich, chłopięcych włosach i soczewkach na oczach. Powiedzmy sobie wprost, byłam zwykła, naturalna. Ale mimo to on widział mnie inaczej, jakbym była najpiękniejszą osobą na świecie. I teraz, kiedy widzę siebie jego oczami, też zaczynam tak o sobie myśleć… Choć przez te kilka chwil…

Moment później nasze usta złączyły się w jedność, wzajemnie pieściły. Zamknęłam oczy, żeby całkiem rozkoszować się tą chwilą. Czułam, jak chłopak wplata jedną z rąk w moje włosy. Ja natomiast dotknęłam jego napiętych mięśni. Czułam bijące od niego ciepło i dobroć, słyszałam rytm jego serca…

Nie wiem ile trwała ta chwila. Wiem tylko, że nawet jeśli były to sekundy, to jedne z lepszych w moim życiu…

***

Stałam przed niedużym, skromnym nagrobkiem zrobionym z marmuru. Na środku widniał napis „Sam Darby – Syn, Brat, Przyjaciel”. Obok niego stał, podobny, wykonany z jaśniejszego kamienia. Na tym natomiast było napisane „Jade Esquivel – Bohaterka, której świat nigdy nie zapomni”. Przeniosłam wzrok na ostatni z nagrobków. Zrobiłam krok w bok, uklękłam przy nim i delikatnie przejechałam palcem po napisie – „Miko Steam – Matka, Żona, Światło Nadziei”. Kiedyś uważałam, że każde z nich zasługiwało na pomnik, że powinniśmy dzień w dzień przypominać ludziom na Ziemi o ich poświęceniu. Dziś? Dziś sądzę, że nie jest to potrzebne. Oni nie chcieliby rozgłosu. Nie potrzebowaliby podziękowań i wiwatów na ich cześć. To właśnie czyniło ich bohaterami. Oddali za nas wszystkich życie, nie oczekując niczego w zamian. Rok temu byłam jeszcze głupim dzieckiem, które przeżyło wiele cierpienia i bólu, przez co musiało dorosnąć trochę wcześniej. Dziś jestem już kobietą, zrozumiałam wiele rzeczy, które niegdyś były dla mnie jedną wielką tajemnicą. Wybaczyłam sobie błędy przeszłości i starałam się żyć dniem dzisiejszym, nie zamartwiając się o to, co przyniesie jutro. Miałam oparcie najbliższych mi osób, mojego ukochanego Tima, taty, Maddy i Mike’a… Na naszej planecie wreszcie zaczęło świecić słońce, rośliny odżyły, a ludzie nie bali się opuszczać swoich domów.

To jest moje życie. To jest moja rodzina. To jest mój dom.

Podniosłam się i po raz ostatni spojrzałam na groby. Delikatnie uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że ci, co odeszli to zobaczą i dowiedzą się, że żyję. I nie mam tutaj na myśli, że nie zginęłam. Mam na myśli to, że się w sobie nie zamknęłam, że pozwoliłam sobie pomóc i się nie poddałam. Tak, chciałabym, żeby oni o tym wiedzieli. A czy wiedzą? Na to pytanie nie znam już odpowiedzi. Ale to nieważne. Bo pewnie prędzej, czy później i tak się o tym przekonam…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz