Wstawiam rozdział, choć teoretycznie nie powinnam tego robić. Już od jakiegoś czasu nie dodaliście żadnych komentarzy i jest mi z tego powodu przykro. Mam nadzieję, że teraz się weźmiecie w garść. Zasada nadal obowiązuje. Co najmniej dwa komentarze i rozdział pojawi się na czas.
Miłego czytania i czekam na komentarze ;-)
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Jonathan Carroll
Jechaliśmy w
ciszy. Byliśmy coraz bliżej celu, ale podróż wydawała się nie mieć końca.
Jechaliśmy coraz dalej, przez puszczone tereny, zniszczone miasta, a nawet
siedziby Decepticonów. Nikt nas nie widział, więc nie musieliśmy się tym
przejmować.
Po kolejnej
godzinie dotarliśmy na miejsce. Znaleźliśmy się w zniszczonym lesie. Drzewa
całkowicie straciły liście, a kora była połamana tak, że z ziemi wystawało może
pięć centymetrów pnia. To i tak dziwne, że coś zostało z tych drzew.
Rozglądaliśmy się w poszukiwaniu Soundwave’a, ale nikogo nie mogliśmy znaleźć.
-Ten twój as
wywiadu jakiś niewidzialny, czy co? – zapytała Maddy.
-Nie,
powinien stać dokładnie przed nami. Doskonale go wyczuwam.
-Słuchajcie,
rozdzielmy się – rzuciłam pomysł – Inaczej go nie znajdziemy. Meg, pójdziesz ze
mną – bot pokiwał głową i razem poszliśmy wprawo, za dość dużą skałę. Chciałam
z nim przy okazji porozmawiać o mrocznym energonie i Unikronie – To, skąd tyle
wiesz o mrocznym energonie?
-Byłem nim
zafascynowany. Przez lata szukałem jego złóż, a następnie sam go zażywałem.
Dawał mi wiele możliwości, ale i sprawił wiele cierpienia.
-Co masz na
myśli? – zdziwiłam się.
-Widzisz,
kiedy w moich żyłach płynął mroczny energon, w pewien sposób połączyłem się z
Unikronem.
-Tym bratem
Primusa? – dopytałam, a on potwierdził.
-Po tym, jak
moja iskra zgasła, Unikron postanowił przywrócić mnie do świata żywych, a
następnie przejąć kontrolę nad moim ciałem. Zadawał mi wielki ból, kiedy
chciałem się uwolnić, lub kiedy go nie słuchałem. Optimus zdołał wyciągnąć go z
mojego ciała i zamknąć w specjalnej kości.
To powoli
wszystko wyjaśnia i teraz mam już pewność, że to Megatrona chce Unikron. On
pragnie, żeby były Lord Decepticonów znów zażył mroczny energon i odnowił więź,
wtedy przejdzie do jego umysłu. Nie pozwolę na to.
Nagle
Megatron zatrzymał się. Postąpiłam ponownie i spojrzałam w stronę, gdzie
patrzył. Przed nami była dość duża jaskinia, mogąca pomieścić Transformera.
Możliwe, że to tam siedzi Soundwave. Skała mogłaby nieco zakłócić nasze
czujniki. Poszłam pierwsza, a Megatron zaraz za mną. W środku było ciemno, więc
wyciągnęłam z plecaka latarkę i nieco poświeciłam. Stawiając kroki robiliśmy
niezłego hałasu, zwłaszcza bot.
Po jakiś
pięciu minutach zwiedzania coś odkryliśmy. Może nie coś, a kogoś, choć nie
miałam pewności. Dość duży Transformer o czarno – fioletowej zbroi leżał oparty
o kamień. Jego ręce i nogi były bardzo długie i przypominały prostokąty. Ten
bot różnił się od innych. Zamiast twarzy miał ciemny ekran, dlatego też nie
mogłam stwierdzić czy jest aktywny. Megatron podszedł bliżej i kucnął obok
Transformera.
-Soundwave?
Słyszysz mnie?
Niespodziewanie
robot zerwał się na równe nogi. Zachwiał się przez chwilę i oparł na bocie. Meg
podtrzymywał go, by się nie przewrócił. Od jak dawna nie przyjmował energonu?
Jak to możliwe, że jeszcze w ogóle żyje. Musiałam dać znać pozostałym.
-Sam, Maddy,
mamy go. Żyje, ale jest słaby. Spróbujcie zawiadomić rodziców. Spotkamy się w
lesie.
-Zrozumiałem.
Bez odbioru.
-Możemy iść
– zawiadomiłam boty i razem skierowaliśmy się do miejsca zbiórki.
Przez całą
drogę Wave nie powiedział nawet słowa. Składał jakieś śluby milczenia, czy co?
Jakbym miała z nim spędzić choć jeden dzień sam na sam, to chyba bym oszalała.
Megatronowi to jednak nie przeszkadzało. Pytał go co się z działo, jak się
czuje i choć ten nie odpowiadał, to on nadal zadawał pytania.
Sam i Maddy
już na nas czekali. Nieco zdziwił ich wygląd Soundwave’a, ale chyba nie tak jak
mnie. Czekając na most chciałam porozmawiać z Samem, ale portal pojawił się
zbyt szybko. Znów poczułam ten ból głowy i myślałam, że zaraz zwymiotuję. Na
szczęście udało się nam wrócić do naszego wymiaru, a zaraz potem do bazy. Tam
czekał na nas…Ratchet. Musieli go zawiadomić o przybyciu Wave’a. Medyk od razu
zajął się pacjentem, Maddy poszła zdać raport Jackowi i Sam „uciekł” do pokoju.
Czyżby mnie unikał? Niby powtarzaliśmy sobie „nic na siłę”, ale nie powinniśmy
się od siebie oddalać. Nie na tym polega
związek.
Postanowiłam,
że i ja wrócę do pokoju. Już chciałam posłuchać muzyki, kiedy do środka
wparował wyszczerzony Sam. Był już przebrany w ciemny podkoszulek i szare
dresy. Bez słowa objął mnie w talii i pocałował namiętnie. Nie wiedziałam, z
kąt taki nagły akt miłości, ale nie protestowałam. Chłopak rzucił mnie na łóżko
i rozpiął zasuwak od stroju, ukazując przy tym moje piersi. Potem sam zdjął
koszulkę i spodnie, a następnie położył się na mnie. Jego ciężar przygniótł
mnie do materaca, a ręce skrępowały dłonie, które trzymały stelaża łóżka. Nie
mogłam się ruszyć. Sam zaczął mnie całować. Pierw w usta, ale potem przeszedł
do szyi i coraz niżej, aż do piersi. Zamknęłam oczy. Czułam jak powoli wyciąga
moje piersi z miseczek stanika, a potem delikatnie przygryza moje sutki. Cicho
syknęłam z bólu. On jeszcze nigdy się tak nie zachowywał…
-Zaczekaj
chwilę i nie otwieraj oczu – szepnął do mojego ucha, a ja pokiwałam głową.
Sam zszedł z
łóżka, ale już po chwili wrócił. Moją jedną dłoń zapiął w coś metalowego,
pewnie kajdanki, które przełożył przez stelaż łóżka i zapiął w nie także drugą
rękę. Potem odpiął mi stanik, ściągnął go, tak jak cały kombinezon. Znów czułam
na sobie jego ciężar. Delikatnie przejechał dłonią po moim policzku, a potem po
szyi. Tam jego ręka się zatrzymała. Czekałam na pocałunek, który nie
następował. W momencie jego ręce zacisnęły się na mojej szyi. Otworzyłam oczy,
nie mogłam złapać tchu ani wyrwać rąk. Sam uśmiechał się wrednie i coraz
mocniej zaciskał dłonie. To nie był on. Wyrywałam się, starałam uwolnić, ale na
próżno. Byłam pewna, że to już koniec, ale nagle rurka ze stelażu łóżka, za
którą zaczepione były kajdanki puściła, wyrwałam ją. Jednym ruchem zdzieliłam
chłopaka w twarz, tym samym zmuszając co by mnie puścił i rozcinając mu
policzek. Nim znów zdążył zaatakować uderzyłam go z pieści tak mocno, że spadł
z łóżka. Szybko podniosłam się i wyciągnęłam z szafki nóż. Niestety Sam był
szybszy i zanim zaatakowałam rzucił się na mnie i powalił na ziemię. Wyrwał mi
nóż i chciał wbić go w moją szyję, ale w ostatnim momencie złapałam za jego
rękę i zatrzymałam ostrze.
-Nie jesteś
dla mnie nikim wyjątkowym – mówił z uśmiechem na twarzy – Nie kocham cię, nikt
cię nie kocha. Nie zasługujesz na to.
-Mylisz się
– wycedziłam z trudem – Prawdziwy Sam mnie kocha i moi rodzice i przyjaciele i
mój partner! To ty jesteś tutaj nie potrzebny!
Kolanem
kopnęłam go w brzuch, zdobyłam nóż i wbiłam mu go w gardło. Moją twarz
opryskała gorąca krew wypływająca z jego krtani. Zrzuciłam z siebie martwe
ciało chłopaka i podniosłam się z ziemi. Kiedy chciałam znów na niego spojrzeć,
ciało zniknęło. To był mój kolejny lęk.
***
Siedziałam
pod prysznicem by jakoś odreagować ostatnią sytuację. Wizje staja się coraz
bardziej realne i niebezpieczne. To nie są żadne żarty i nie mogę ich
lekceważyć. Jak tylko Optimus wróci, muszę powiedzieć mu całą prawdę.
Pomyślałam
jeszcze przez chwile nad każdym z lęków. Pierwszy, gdzie widziałam Jade, to był
mój strach z poczucia winy. Boję się, że ktoś znów przeze mnie zginie i że to
będzie ktoś z moich najbliższych. Kolejny, w którym widziałam mamę, to z kolei
lęk przed zawodem przyjaciół, rodziny… Obawiam się, że popełnię kolejny błąd,
że inni stracą we mnie wiarę i nadzieję, że ich zawiodę. Boję się, że poniosę
winę za coś niewyobrażalnie strasznego. Teraz trzeci lęk, w którym pojawił się
Sam. Lęk przed brakiem miłości. Tak łatwo udało mu się mnie podejść,
wystarczyło przybrać postać ukochanej przeze mnie osoby. Tak jest właściwie z
każdym lekiem. Dlatego muszę jeszcze bardziej uważać.
***
Musiałam na
poważnie porozmawiać z Samem. Między nami coś było nie tak i musieliśmy to
sobie wyjaśnić. Zapukałam do jego drzwi i nie czekając na pozwolenie weszłam do
środka. Chłopak siedział na łóżku i czytał jakąś książkę. Jak na złość, miał na
sobie te same ubranie co ten…który chciał mnie zabić. Nic nie mówiąc usiadłam
obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu.
-Co się
dzieje? – zapytałam – Z nami?
-Nic –
powiedział, jakby nawet go to nie obchodziło – Mamy po prostu trudny okres.
-Wciąż
jesteś na mnie zły, rozumiem to, ale nie musisz mnie od siebie odpychać. Nie
mogę cię teraz stracić. KOCHAM CIĘ.
Czekałam na
jakąkolwiek odpowiedź, ale ona nie następowała. To oznaczało jedynie tyle, że
on nie odwzajemniał mojego uczucia.
-Nie zmuszaj
mnie do wypowiedzenia tych słów. Nie jestem na to gotowy.
-Żeby
przyznać że mnie kochasz? Czy raczej, żeby przyznać, że nie?
-Tego nie
powiedziałem… - Sam wstał z łóżka i stanął naprzeciw mnie – Podobasz mi się,
ale nie jestem pewny, czy to rzeczywiście to. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy
po raz pierwszy powiedziałaś, że mnie kochasz. To nie jest łatwy okres, ale
myślę, że powinniśmy sobie na spokojnie przemyśleć, czy powinniśmy być razem.
-Sugerujesz,
byśmy zrobili sobie przerwę? – pokiwał twierdząco głową – Zgoda. Niech tak
będzie.
Bez słowa
pożegnania wstałam i wyszłam z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Chciałam
płakać, chciałam krzyczeć! Przygryzłam wargę i jakimś sposobem się nie
rozpłakałam. Kiedy wróciłam do pokoju, czekała tam na mnie Maddy. Chyba coś
rysowała. Nie chciałam z nią rozmawiać, więc tylko położyłam się w łóżku,
odwróciłam do niej tyłem i cicho zaczęłam łkać.
Narracja
trzecio osobowa
Duży,
ciemnofioletowy Decepticon z jednym okiem pracował w swoim laboratorium. Dzięki
nowemu przywódcy Decepticonów, mógł stanąć na nogi i wznowić badania. Po tym,
jak armia ożywionych Predaconów o mało go nie zgasiła nie wierzył, że jeszcze
kiedyś będzie mógł cokolwiek stworzyć czy wynaleźć. Starscream dał mu tą
szansę.
W
pomieszczeniu nagle pojawił się sam Lord Decepticonów w towarzystwie swojego
komandora. Starscream, po kilku udoskonaleniach, był teraz wyższy i miał szary
lakier z niebieskimi i czerwonymi wstawkami, a na jego skrzydłach znajdowały
się dodatkowe rakiety. Jego komandor był tego samego wzrostu i miał szarą
zbroję z fioletowymi akcentami. Na jego plechach znajdowały się skrzydła oraz
dwa potężne działka. Na jego głowie leżały
gogle, a prawe oko było przykryte specjalną soczewką. Shockwave już
dawno chciał zrobić kilka testów na Blitzwing’u. Jego psychika została poważnie
uszkodzona w trakcie wojny i od tej pory ma nie po kolei w głowie.
-Shockwave,
jak idą prace nad twoim nowym projektem? – zapytał Lider Decepticonów.
-Jestem
coraz bliżej stworzenia udoskonalonego Zamka Omega. Dzięki niemu będziemy mogli
w ciągu kilku dni przemienić całą Ziemię w nowy Cybertron. Prace szłyby
szybciej, jeśli posiadałbym moje badania z Nemezis.
-Jakbyś
zapomniał doktorku to Nemezis już od dawna rdzewieje – odezwał się Blitzwing –
Autoboty przerobiły go na złom – zaśmiał się sam do siebie – Mogłeś zapomnieć,
w końcu nieźle oberwałeś w głowę od Predaconów! A to o mnie mówią wariat! –
znów się zaśmiał, ale naukowiec na to nie zareagował – A jak to jest zostać
pogryzionym, co?!
-Blitzwing!
– upomniał swojego komandora Starscream – Opanuj się!
-Tak jest! –
con zasalutował dla żartu, ale potem w momencie spoważniał.
-Chcę też
poinformować, że stworzyłem więcej udoskonalonego mrocznego energonu - kontynuował Shockwave – Możemy ściągnął
kilka autochtonów i przetestować go na nich.
-Ten, który
zostawiliśmy w Jerozolimie został zniszczony – dodał Blitzwing – Pewnie przez
Buntowników.
-Blitzwing,
zajmiesz się ściągnięciem obiektów testowych. Schockwave, ty pracuj nad
zamkiem.
-Oczywiście
mój Lordzie.
Naukowiec
wrócił do pracy, a Blitzwing i Starscream opuścili pomieszczenie.
-Czy masz
jakieś propozycje co do obiektów testów, Panie?
-Nie
obchodzi mnie czy znajdziesz męskiego czy żeńskiego autochtona! Masz zdobyć
obiekty testów na wczoraj!
-Tak jest,
Lordzie!
Lekko
zdenerwowany Komandor wyleciał z bazy, a Starscream skierował się do swojej
sali tronowej. Rozsiadł się wygodnie w tronie, a następnie uśmiechnął sam do
siebie.
-Już
niedługo Decepticony dostaną planetę, na jaką zasługują…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz