Nie poddam się, niech ten ktoś, kto patrzy na mnie przez kamerę, widzi,
że jestem odważna. Ale czasem to nie podjęcie walki świadczy o odwadze, ale
stawienie czoła nieuchronnej śmierci.
Veronica Roth
Drzwi statku
otworzyły się, kiedy tylko się do nich zbliżyliśmy. Korytarze były ciemne oraz
bardzo wysokie i szerokie. Nic dziwnego, w końcu musiały pomieścić nie jednego
cona. Szliśmy przed siebie. Nie skręcaliśmy, choć rozwidleń było sporo. W końcu
doszliśmy do drzwi na końcu korytarza. Optimus pierwszy przez nie przeszedł, ja
zaraz za nim. Byłam pewna, że ktoś nas obserwuje, choć w pomieszczeniu nie
widziałam nikogo. Naprzeciw nas była konsola i wielki ekran, nic poza tym.
Nagle usłyszeliśmy kroki. Odwróciliśmy się w kierunku dźwięków, a z rogu pokoju
wyszedł transformer. Nie był duży, miał biało – pomarańczowy lakier i znak
Autobota na ramieniu. Na twarzy miał dość duże zadrapanie. Spojrzał pierw na
mnie, potem na rodziców. Ciągle miał poważny wyraz twarzy.
-Jednak mnie
potrzebujecie – odezwał się i podszedł do konsoli. Włączył ją i zaczął coś
robić – Wiedziałem, że prędzej czy później stary medyk się przyda. Miałem
jednak nadzieję, że ten dzień nie nastanie – mama była wyraźnie zdenerwowana
jego zachowaniem.
-Cześć
Ratchet, ciebie też miło widzieć. U nas w porządku, a co u ciebie? – zapytała
Miko ironicznie.
-Wybacz, że
nie skaczę z radości na wasz widok – odpowiedział, nawet się nie odwracając –
Przez lata byłem pewny, że zginęliście, ale Optimus uświadomił mi, jak wygląda
rzeczywistość. Właśnie dlatego zachowuję się tak, jak się zachowuję.
-A jednak
się martwiłeś. Szkoda tylko, że nie próbowałeś nas szukać, tak jak my ciebie! –
medyk odwrócił się w końcu – Zaraz po rozpoczęciu wojny Raf, ja i Jack
włamaliśmy się do jednej z wojskowych placówek i za wszelką cenę staraliśmy się
cię znaleźć! Próbowałeś szukać nas? – nic nie odpowiedział, a mama w jednej
sekundzie spoważniała.
-Nie możemy
teraz rozpamiętywać przeszłości – głos przejął Optimus – Pamiętajcie, z jakiego
powodu tu jesteśmy.
-Oświecisz
mnie? – zapytał Ratchet, krzyżując przy tym ręce – Mam coś zbudować? A może
amputować komuś kończynę. Może ktoś stracił przetwornik mowy?
-Zamknij się
w tej chwili! – ryknął Ironchide, całkowicie zrozumiale. Bot zachowywał się jak
skończony dupek! Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, co w czasie wojny spotkało
Bumblebee. Nikt się nie odezwał, więc postanowiłam przejąć głos.
-Musisz mi pomóc – podeszłam bliżej niego, ale
nawet na mnie nie spojrzał – Przez udoskonalony, mroczny energon widzę swoje
największe lęki. Pomóż mi się z tego wyleczyć.
-Nie mogę.
-Chociaż
spróbuj! – wrzasnął tata – Podobno jesteś najlepszy w swoim fachu!
-To było
całe lata temu, kiedy Ziemia jeszcze trzymała się kupy! Była naszym domem, moim
domem! Teraz jest tylko kolejnym więzieniem. Co nam zostało po tamtych
czasach?! Jedynie blizny – Ratchet spojrzał na mnie ze złością – Nie mogę ci
pomóc – transformer znów odwrócił się w stronę konsoli. Spuściłam głowę. Nie
tak go sobie wyobrażałam. Mama cicho się zaśmiała.
-Nie
sądziłam, że kiedyś to powiem, ale okazałeś się nic nieznaczącym egoistą.
Cholernie się zmieniłeś – wszyscy zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia. Po
raz ostatni odwróciłam się w stronę medyka. Nie spuszczał wzroku z ekranu.
Wyszłam na korytarz, a drzwi się za mną zamknęły.
Opuściliśmy
statek, ale chciałam jeszcze przez chwilę zostać sama. Obiecałam, że nie zrobię
żadnych głupot, więc wszyscy wrócili do bazy. Szłam przed siebie spoglądając w
niebo. Ciemne chmury doszczętnie je zasłoniły. Znów skierowałam wzrok na skały
i zorientowałam się, że ich nie ma. Wszystko było białe. Zaczęłam rozglądać się
dookoła, ale widziałam tylko oślepiającą biel. To znów się zaczynało.
-Zawiodłam
się na tobie.
Wyraźnie
usłyszałam głos mamy. Odwróciłam się s stronę, z której dochodził. Owszem,
zobaczyłam zbliżającą się do mnie Miko, ale młodszą. Miała spięte w dwa kucyki
i warkocz włosy z różowymi pasemkami i była ubrana na czarno. Była coraz bliżej
mnie i miała kamienny wyraz twarzy.
-Miałaś
okazję by wykończyć Starscream’a i jej nie wykorzystałaś. Pozwoliłaś mu odejść,
a teraz co? Teraz, terroryzuje Ziemię i jej mieszkańców.
-To nie jest
moja wina – powiedziałam stanowczo. Nie mogłam dać się jej przechytrzyć –
Uciekł, nie mogłam nic zrobić.
-Obie wiemy,
że nie masz racji. Ja, na twoim miejscu bym go wykończyła. W porównaniu do
ciebie, jestem utalentowana i nie boję się nacisnąć na spust. Ty jesteś tylko i
wyłącznie tchórzliwą, małą wywłoką! – Miko podniosła na mnie rękę, ale kiedy
miała mnie uderzyć złapałam ją.
-Ty nie
jesteś moją matką. Ona jest miła i kochająca i nigdy by mnie nie uderzyła –
dziewczyna próbowała się wyrwać, ale się jej to nie udawało – Nie boję się
ciebie!
Jednym
ruchem wyrwałam jej rękę aż do łokcia. Kończyna momentalnie zaczęła zamieniać
się proch, a Miko krzyczała. Musiałam zadać ostateczny cios. Złapałam ją za
głowę i skręciłam kark. Czarnowłosa upadła na ziemię i zaczęła się rozpadać. Po
chwili wszystko wróciło do normy. Kątem oka zauważyłam, że ktoś za mną stoi.
Odwróciłam się i ujrzałam Ratcheta.
-Widzę, że
naprawdę nie jest z tobą dobrze.
-Chyba nie
chcesz powiedzieć, że zacząłeś się mną interesować – znów się odwróciłam i
zaczęłam od niego odchodzić.
-Zawsze się
przejmowałem! – zatrzymałam się – Szukałem was, was wszystkich od rozpoczęcia
tej wojny. Myślisz, że skąd mam te blizny? Infiltrowałem coraz to kolejne bazy
Decpeticonów i szukałem jakichkolwiek informacji! Ale oczywiście, niczego nie
znalazłem. Myślałem, że zginęliście – odwróciłam się do niego.
-Wróćmy na
statek, przebadam cię – uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam podążać za botem.
Wróciliśmy
na statek i do jego laboratorium. Medyk wziął mnie na ręce i postawił na jakimś
wysokim stole. Wziął do ręki sporawą strzykawkę i pobrał mi krew. Poczułam
jedynie delikatne ukłucie. Doktor zaczął analizować próbkę, a ja cierpliwie
czekałam.
-Na Primusa
– powiedział sam do siebie – To niesłychane.
-Co?
-Twoje
czerwone krwinki zostały zainfekowane przez ten udoskonalony mroczny energon.
Schockwave musiał stworzyć toksynę strachu, która była kompatybilna z krwią
Unikrona. To dlatego masz te wizje.
-Chwila
moment, możesz mi to trochę lepiej objaśnić? Nie jestem zbyt dobra z nauki,
biologii i tak dalej – powiedziałam całkiem szczerze. Ratchet głośno westchnął.
-Cała matka.
Czerwone krwinki to inaczej krew, a ona napędza cały twój organizm, przepływa
przez twoje ciało. Dociera także do mózgu, a to on odpowiada za wizję. Tak więc
jeżeli zainfekowane krwinki dostaną się do mózgu…
-To pojawi
się wizja. Rozumiem. Ale, jak to wyleczyć?
-Cóż –
podrapał się po głowie – Będę musiał dokładnie zbadać próbkę twojej krwi i mam
nadzieję, że coś wymyślę. Całkiem możliwe jednak, że ty pierwsza się z tego
wyleczysz.
-Co masz na
myśli? – zdziwiłam się.
-Wizje
przedstawiają twoje największe lęki, ale nie boisz się przecież wszystkiego.
Każdy ma określoną ilość lęków. Kiedy już zdołasz pokonać je wszystkie,
uwolnisz się.
-Chyba, że
wcześniej zginę.
-Mam
nadzieję, że zdołamy tego uniknąć. Teraz lepiej już wracaj, bo będą się o
ciebie martwić.
Uśmiechnęłam
się, a zaraz potem poprosiłam o most. Po chwili portal pojawił się przede mną,
a ja do niego weszłam. Ratchet zniknął z moich oczu, a ja znalazłam się w
głównej sali. Czekała tam na mnie wyraźnie zmartwiona mama.
-Długo ci
zeszło. Nic się nie stało? – zapytała, jednocześnie podchodząc do mnie.
-W pewnym
sensie coś się stało. Ratchet nam pomoże, przekonałam go – kobieta wyglądała na
wyraźnie zdziwioną, ale ja wiedziałam, że spadł jej kamień z serca – On was
szukał mamo, nie zapomniał.
-Powinnam go
przeprosić. Mogłam się domyślić, że by nas tak nie zostawił. Jesteśmy drużyną –
niespodziewanie mama przytuliła mnie – Jesteś całym moim światem, wiesz o tym?
-Oczywiście
mamo. Kocham cię i zawsze będę cię kochać – czarnowłosa wypuściła mnie z
uścisku. Zobaczyłam, że oczy jej się szklą – Pójdę do mojego pokoju. Chciałabym
się trochę przespać.
-Tak, tak,
idź.
Zaczęłam
odchodzić od kobiety i kierować się w stronę windy. Wcisnęłam odpowiedni
przycisk i weszłam do środka. Nagle, stało się coś dziwnego. Miałam wrażenie,
że ktoś mnie obserwuje. Głowa okropnie mnie bolała. Straciłam wszystkie siły.
Powoli osunęłam się na ziemię. Czyżby to kolejna wizja? Tak szybko? Zobaczyłam
wielkie, purpurowe oczy wpatrujące się we mnie. Tylko oczy, bez twarzy i bez
ciała. Nie ruszały się. Coś zaczęło dzwonić mi w uszach. Załapałam się za nie
chcąc jakoś złagodzić ból. Wtedy usłyszałam głos.
-Nie opieraj
mi się – mroził krew w żyłach – Tylko dzięki tobie mogę znów mieć własne ciało.
-Chcesz…chcesz
moje ciało? – starałam się czegoś dowiedzieć.
-Twoje ciało
jest słabe, ale jesteśmy ze sobą połączeni. Pomożesz znaleźć mi nowe ciało…
-Jesteśmy
połączeni, ale jak?
-W twoich
żyłach płynie moja krew.
-A ty? Kim jesteś?
-Jestem…Unikron!
W jednej
chwili fioletowe oczy zmieniły się w pył, który jakby pchnięty przez wiatr
przeszedł przeze mnie. Winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły, jednak ja nie
mogłam się ruszyć. Ten Unikron… Megatron wspominał już to imię, inne boty też.
Powinnam się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Jeśli sama sobie nie poradzę,
będzie mi potrzebna pomoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz