Przepraszam za to małe opóźnienie, ale miałam w szkole jubileusz i było naprawdę dużo roboty, a rozdział nie był dokończony, więc dopiero dziś dałam radę go skończyć i wstawić ;-) Miłej lektury :-)
I czuję to biegnące przez moje żyły
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.
Usunięte, tęskniłem aż do świtu.
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.
Dopóki nie spadniemy.
I czuję to biegnące przez moje żyły
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.
Usunięte, tęskniłem aż do świtu.
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.
Dopóki nie spadniemy.
I czuję to biegnące przez moje żyły
I potrzebuję ognia, tylko po to, by wiedzieć, ze jestem obudzony.
Ruelle – Until We Go Down
Jasne światło raziło moje oczy. Byłam wyjątkowo śpiąca, a głowa bolała
mnie niemiłosiernie. Czułam się, jakby ktoś właśnie mnie otruł, a potem zbił do
nieprzytomności.
Zmusiłam się do otwarcia oczu, ale światło momentalnie zmusiło mnie do
odwrócenia głowy w bok. Kilkukrotnie zamrugałam, by przyzwyczaić się do
otoczenia. Wszystko wokół było ciemne, poza tym cholernym światłem oczywiście,
więc nie byłam pewna, gdzie się znajduję. Przez chwilę nawet myślałam, że to
jakiś zamknięty oddział szpitalny. Ta nadzieja jednak szybko zgasła, kiedy
zrozumiałam, że jestem przypięta do stołu laboratoryjnego. Na próżno się wyrywałam,
gdyż moje więzy wykonane były z metalu. To wszystko wskazywało na jedno
miejsce… Strażnica Decepticonów…
Ale jak? Jakim sposobem mnie złapali? Skąd wiedzieli, gdzie szukać?
Naszej bazy nie da się przecież namierzyć… Chyba, że… Nie, to niemożliwe. Nie
mogą mieć wśród nas szpiega. Tylko nasz zespół wie, gdzie znajduje się baza, a
nikt, kto do niego należy nie spiskowałby z conami. Jest jeszcze jedna opcja,
chyba najbardziej prawdopodobna. Cony udoskonaliły swój sprzęt. Może ich czujniki
wykrywają teraz formy życia nawet za tak grubymi skałami, jakie osłaniają naszą
bazę. Jeżeli to prawda, cały zespół jest w niebezpieczeństwie.
Nagle usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Odwróciłam głowę w stronę,
skąd dochodził dźwięk, a moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Shockwave. Jego
czerwone oko wpatrywało się prosto we mnie, ani na chwilę nie zbaczając z
kursu. Ani naukowiec, ani ja się nie odezwaliśmy. Decept sprawdził jakieś
wskaźniki, a później ponownie spojrzał na mnie.
-Jesteś wyjątkowym okazem – stwierdził, po chwili dodając – Nie sądziłem,
że ludzkie stworzenia są w stanie tak długo przetrać z płynącym w ich żyłach
mrocznym energonem.
-Czyli jednak nie wiesz o nas zbyt wiele, co? – chciałam go wnerwić
jak tylko się dało, ale oczywiście nawet troszkę się nie zezłościł.
-Błędnie rozumujesz. Dobrze znam ziemskich autochtonów, lecz ty jesteś
inna, silniejsza – jego głowa znalazła się dokładnie nad moja – I właśnie
dlatego możesz odegrać kluczową rolę w moich badaniach.
-Nie będę twoim królikiem doświadczalnym – powiedziałam ostro.
-Stałaś się nim, gdy mroczny energon dostał się do twojego organizmu.
Wave wrócił do odczytywania informacji ze wskaźników i tym podobnych,
a ja zastanawiałam się jak się stąd wyrwać. Nie dam rady ot tak wyrwać tych
cholernych kajdan, a więc ktoś musiałby je za mnie wyrwać, przeciąć czy
jakkolwiek zniszczyć. Szalony doktorek na pewno nie da się tak podpuścić, ale
być może Starscream… Gdyby tylko dało się go jakoś wezwać. Ba, gdybym choć
wiedziała, że jest gdzieś niedaleko albo, że mnie obserwuje. Tak, wtedy sprawa zrobiłaby
się dużo łatwiejsza.
-Twoje lęki są wyjątkowo interesujące – ponownie zwrócił się do mnie Shockwave,
ale tym razem nie odwracał wzroku od monitorów – Większość ludzi obawia się
wysokości, owadów, czy choćby nas, Decepticonów. Ty natomiast obawiasz się tego,
że wszyscy twoi bliscy zginą, a ty przeżyjesz…
-Czekaj… Skąd ty to wiesz?
-Gdy tylko cię tu sprowadziliśmy, podpiąłem twój mózg do
udoskonalonego łącza hipokampowego. Dzięki niemu, mogę widzieć wszytko, co widzisz
ty w swoich wizjach. Mogę też powrócić, do twoich wspomnień… - o nie, tego było
już za wiele!
-Na razie powiem to delikatnie i dostatecznie uprzejmie. Wypierdalaj z
mojej głowy!
-Twój rozkaz jest nielogiczny – warknęłam, przez to jego durne słowo „logiczne”
– Nie wszedłem do twojej głowy. Jedynie ją badam. Dzięki temu być może zdołam się
dowiedzieć, czemu nadal żyjesz – nastała chwila ciszy, choć niedługo potem wave
zaczął coś gadać, ale chyba sam do siebie – W pierwszej wizji widziała przyjaciółkę,
która zginęła, poświęcając się dla niej. Dobijało ją poczucie winy, za jej
śmierć. Następnie za sznurki pociągnął strach, że jej rodzina i przyjaciele
zawiodą się na niej. Ciekawe… Następnie wizja z ukochanym… - na sama myśl o
Samie chciało mi się płakać – Lęk przed brakiem miłości. Następnie ponownie
pojawił się strach przed tym, że ktoś się na niej zawiedzie… Dlaczego dwa rady
taki sam lęk? –właśnie, dobre pytanie… Po raz pierwszy bałam się tak naprawdę,
że nigdy nie dorównam mamie… Moim lękiem było to, że nie będę tak samo dobra,
jak ona… - Oczywiście… W wizji jedynie z jej matką obawiała się, że nie będzie
taka, jak ona… - no i tyle było mojej umysłowej przewagi – I zostaje ostatnia
wizja… Lek przed tym, że wszyscy zginą, a ona przetrwa. I strach, że ona o nich
zapomni. A więc pięć lęków… Z jednej strony to tak mało, a z drugiej tak wiele…
Ale to jeszcze nie koniec.
-Co? – zdziwiłam się – Jeszcze?
-Owszem – jego wzrok znów przeniósł się na mnie – Wciąż pozostało
jeszcze kilka lęków, a póki w twoich żyłach płynie mroczny energon nie uwolnisz
się od nich. Ale nie martw się, twoje męki za niedługo się skończą.
-Co masz przez to na myśli?
-Wcześniej wizje nie następowały często, bo zainfekowana krew musiała
dotrzeć do mózgu. Teraz jednak, mogę „uruchomić” kolejny lęk kiedy tylko chce.
A chcę zrobić to teraz, muszę wiedzieć, co czyni cię wyjątkową – jego głowa
zbliżyła się do mnie – Odróżnić prawdę od kłamstwa jest łatwo. Należy jedynie
wiedzieć, jak patrzeć – uniosłam ze zdziwienia brew – Wiesz jak w ostatniej
wizji mogłaś zostać pokonana przez strach? – pokiwałam przecząco głową –
Wystarczyło by, że zrobiłabyś to, co zrobiłaś, skoczyłabyś, ale twóje życie zakończyłoby
się, gdybyś skoczyła ze świadomością, że to, co się dzieje, jest prawdziwe –
dzięki za podpowiedź, głąbie – A więc jak widzisz, linia pomiędzy prawdą, a
fikcją, życiem, a śmiercią, jest bardzo cienka…
Nagle usłyszałam wybuch, a do pomieszczenia wbiegły boty. Bumblebee
rzucił się na Shockwave’a, a później razem z Arcee odciął mu głowę. Moim oczom
ukazał się Ironchide, a na jego ramieniu siedział Tim. Na jego widok szeroko się
uśmiechnęłam. Mój partner odłożył chłopaka na stół, na którym leżałam, a w tym
czasie Soundwave wyłączył kajdany. Brunet pomógł mi wstać, a ja rzuciłam się mu
na szyję. Tak dobrze było znów poczuć jego dotyk…
-Chodźmy – powiedział, kiedy już uwolniłam go z uścisku – Nie mamy
wiele czasu.
Oboje zeskoczyliśmy ze stołu i zaczęliśmy biec w stronę wyjścia. Niespodziewanie
drogę zastawiły nam cony. Nie mieliśmy broni i już myślałam, że na tym zakończy
się nasza wielka ucieczka, ale do vechiconów zaczęły strzelać boty, osłaniając
nas i pozwalając uciec. Nie chciałam ich zostawiać, ale jakie miałam wyjście?
Dlatego trzymając się za ręce z Timem, biegliśmy przed siebie, uważając na
pociski wroga. Biegnąć korytarzem ujrzałam, że w oddali Jack, Maddy, tata i
Matt walczą ze sporą gromadką deceptów. Chciałam im pomóc, ale chłopak
pociągnął mnie w bok, wprost do windy, która ruszyła, nim zdążyłam cokolwiek
zrobić.
-Nie możemy ich zostawić! Potrzebują naszej pomocy!
-Dadzą sobie rade – chłopak złapał w ręce moją twarz – Rozumiesz? Przyszliśmy
tu, by cię uratować, tylko to się liczy – pokiwałam z niedowierzaniem głową,
ale nim zdążyłam coś powiedzieć drzwi otworzyły się i Tim pociągnął mnie w stronę
wyjścia.
Było już ciemno, noc, a my uciekaliśmy w nieznane. Zdawało się jednak,
że chłopak doskonale zna ten teren i wie, gdzie ma iść. W końcu zatrzymaliśmy
się za skałą i odsapnęliśmy. Byłam pewna, że gdzieś tu czekają posiłki, ale
nikogo nie widziałam. Spojrzałam w stronę strażnicy. Dlaczego nikt nie
wychodził?! Nagle budowla stanęła w płomieniach i w momencie zaczęła się walić.
-Nie! – wrzasnęłam, a z moich oczu wypłynęły łzy.
Chciałam tam biec, pomóc, uratować ich, ale Tim chwycił mnie w pasie,
przytulił do siebie, tak mocno, że nie mogłam się wyrwać i nie puszczał nawet
na sekundę.
-Nic nie możemy zrobić… - mówił tak spokojnie, jakby nic się nie
stało.
-Nie! Musimy im pomóc! To przecież nasi bliscy! – wyrywałam się, na
próżno.
-Ich śmierć nie jest ważna.
-Co ty wygadujesz?!
-Liczy się tylko to, że ty żyjesz…
W momencie przestałam się wyrywać. To nie była prawda. To była kolejna
wizja. Lęk przed tym, że moje życie będzie ważniejsze od życia innych…
Chłopak wreszcie wypuścił mnie z objęć, ale ja nawet nie odwróciłam
się by spojrzeć na strażnicę. Brunet zaczął odchodzić w dal, ale ja za nim nie
ruszyłam. Tim odwrócił się i wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Chodźmy – zażądał, ale ja pokręciłam przecząco głową – Musimy iść,
nie jesteś tu bezpieczna.
-Mylisz się… Nic mi nie grozi. To nie jest prawdziwe. To tylko i
wyłącznie wizja.
-Co ty wygadujesz? Chyba wiedział bym, gdybym był w jakieś wizji?
-Nie… - podeszłam bliżej i delikatnie położyłam dłoń na jego policzku –
To ty jesteś wizją…
Ciało chłopaka zaczęło momentalnie jaśnieć, jakby z jego środka
wydobywało się światło. Później jego skóra popękała, aż w końcu zaczął
rozlatywać się na kawałki. Jasne światło błysnęło, oślepiając mnie przy okazji,
a kiedy mogłam znów spojrzeć, nie byłam ani w strażnicy, ani poza nią…
Znajdowałam się w jakiejś białej, pustej przestrzeni, całkiem sama… A
przynajmniej tak myślałam, póki moim oczom nie ukazała się mama… Wyglądała
piękniej niż zwykle. Jej skóra była nieskazitelnie biała, włosy czarne jak
węgiel i sięgające połowy pleców, a brązowe oczy tryskały życiem. Biała suknia
bez ramiączek powiewała na wietrze. Kobieta z uśmiechem szła w moją stronę, a
ja nie miałam nawet odwagi, by się odezwać.
-Witaj, Rachel. Witaj w swoim nowym domu.
-Gdzie…gdzie ja jestem? – wydukałam, a Miko złapała mnie ze rękę.
-Jesteś ze mną, w wiecznym królestwie.
-Czekaj, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ja… - ciemnowłosa pokiwała
twierdząco głową. Czy ja umarłam?
-Byłaś taka odważna, taka dzielna – mama bawiła się kosmykami moich
włosów – Tak wiele poświeciłaś. Byłaś tym, czym ja nigdy nie mogłam być.
Ideałem.
-Nie, to przecież nieprawda. Mam przecież tak wiele wad…
-Nie, moja kochana. Twoje serce nie ma ani jednej skazy. Zawsze
pomagasz innym i nigdy nie popadasz we wściekłość. Nie masz ani jednej wady –
pokręciłam przecząco głową i oddaliłam się od kobiety. Po moich policzkach spłynęło
kilka łez.
To nie było niebo, a jedynie następna wizja. Nie umarłam, a jedynie
śnię. Ale w odróżnieniu od moich innych lęków, ten mi się podobał. Lęk, przed
wychwalaniem mnie. Dzięki niemu mogłam znów zobaczyć mamę taką, jaka była
naprawdę.
-Kocham cię mamo… Przepraszam, że nie było mnie, kiedy najbardziej
potrzebowałaś mojego wsparcia. Będę za tobą tęsknić… Ale nigdy cię nie zapomnę…
Brunetka uśmiechnęła się do mnie, po czym zaczęła oddalać się w białą
przestrzeń. Zamknęłam oczy gotowa, na kolejną wizję, a gdy je ponownie
otworzyłam zobaczyłam jedynie czerwone oko Shockwave’a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz