piątek, 27 maja 2016

Rozdział XX - Ciemna strona


Aniele, nie płacz,
Zrobiłeś wystarczająco.
Wiesz, że teraz jestem bezbolesna.
Jestem bardzo zmęczona.
I powiedz mojej miłości,
Że nie żałuję, nie żałuję.
I popatrz w moje oczy,
Wtedy zobaczysz, że nie zapomnę, nie zapomnę.

Aniele, proszę, nie płacz.
Nasza podróż kończy się tutaj.
Baw się ze mną w moim łóżku
I poczekaj do końca.
I powiedz mojej miłości
Że nie żałuję, nie żałuję niczego.
I popatrz w moją przeszłość,
Wtedy zobaczysz, że nie zapomnę, nie zapomnę.

Angel Tears – Mary Komasa


Naukowiec przyglądał mi się w milczeniu, jakby fakt, że byłam w stanie odróżnić wizję od świata realnego go tak zadziwiał. A przecież nie jednej raz byłam w takiej sytuacji, gdzie byłam prawie pewna, że coś dzieje się naprawdę, a było to tylko wymysłem mojej głowy i zawsze wychodziłam z tej pułapki cało. W końcu doktorek odwrócił się w stronę ekranu i po raz któryś już raz sprawdził te gówniane wskaźniki, czy co to tam było.

-Długo to jeszcze potrwa? – zapytałam, jedynie chcąc przerwać ciszę – Nudzi mi się.

-Nie, nie długo. Ale musimy zrobić krótką przerwę. Została ostatnia wizja, lecz jesteś zbyt wycieńczona, by ją przeżyć.

-To nie chcesz mnie zabić? – zdziwiłam się – Nie taki jest wasz cel? Śmierć ludzi?

-To nielogiczne rozumowanie. Czym byłoby królestwo bez poddanych? I niewolników oczywiście…

-To w takim razie dlaczego? – chciałam skorzystać z tej niekorzystnej sytuacji i czegoś się dowiedzieć – Dlaczego testujecie tą waszą popieprzoną toksynę strachu na ludziach?

-Bo są idealnymi obiektami testów i jest ich tu pod dostatkiem. A mroczny energon musi być idealny, byśmy mogli wykorzystać go w dalszych planach.

-Czyli jesteśmy jedynie środkiem do celu. Ale Starscream uważa się za naszego władcę, w takim razie dlaczego zmniejsza ilość swoich „niewolników”?

-Aby wiedzieć, którzy są warci przyjęcia do szeregów Decepticonów – odezwał się ktoś stojący w cieniu i nie trzeba było być detektywem, by wiedzieć, że był to Scream – Ci, którzy nie przetrwają swych mrocznych wizji, zginą – ciągnął dalej, stopniowo zbliżając się do mnie i odsłaniając swoje ulepszenia. Był większy i masywniejszy niż go zapamiętałam – Jednakże ci, którzy przetrwają, zasilą szeregi mojej armii – mówił z szyderczym uśmiechem na twarzy.

-Co ci po ludziach? Nie wszyscy są żołnierzami, a poza tym, do czego potrzebujesz armii? – pytałam wprost, bo dobrze wiedziałam, iż Starscream jest debilem i wszystko mi wyśpiewa.

-Wiesz, wydawałaś się mądrzejsza, ale jak widać, myliłem się co do twojego poziomu inteligencji – puściłam mu wrogie spojrzenie – Spójrz do czego doszedłem. Jestem władcą wszystkich Decepticonów, ich wybawicielem. Dałem im nowy dom i szansę na…

-Pieprzysz – przerwałam mu – Nic im nie dałeś. Wszystko, co sobie przypisujesz, to zasługi Lockdowna. Ty jedynie je sobie przywłaszczyłeś.

-Zamknij się! – ryknął. Widać było, że nieźle go wnerwiłam – Lockdown nigdy nie myślał przyszłościowo, nie chciał nic zmieniać. Za to ja, po tylu latach służby pod Megatronem, wiem dostatecznie dużo, by dać Decepticonom coś więcej niż Ziemię. Mogę dać im nowy Cybertron.

-Co? – powiedziałam z lekkim przerażeniem. Czy on chciał ponownie wypowiedzieć wojnę Autobotom?

-Ach tak, bo widzisz, już wkrótce będziemy w posiadaniu urządzenia, które z łatwością przemieni waszą ukochaną „niebieską planetkę” w nowy, lepszy Cybertron. Co więcej, przemieni też każdego autochtona, który przeżyje spotkanie z mrocznym energonem w jednego z nas – otworzyłam szerzej oczy. Byłam pewna, że gorzej już być nie może, choć nie mogłam się bardziej mylić – Wyszkolimy nową decepticońską armię, a następnie ruszymy na Autoboty i odbierzemy im, co nasze.

-Nie…

-Tak! Właśnie, że tak! – mówił z zachwytem, jakby właśnie zdarzył się cud – Osiągnę to, co nigdy nie udało się Megatronowi, ani Lockdownowi! Odzyskam Cybertron!

-Możesz spróbować – powiedziałam ostro – Ale ci się to nie uda.

-Ach tak? – Lider conów zbliżył się do mnie i uśmiechnął się złośliwie – Ciekawe, kto mnie powstrzyma, skoro ty za niedługo będziesz martwa. Schockwave! – zwrócił się do naukowca – Rozpocznij ostatnią wizję. Zbierz wszystkie potrzebne informacje i wezwij mnie, gdy skończysz. Wtedy sam rozprawię się z tym nędznym autochtonem.

Starscream po raz ostatni spojrzał na mnie z tym jego wrednym uśmiechem, po czym opuścił pomieszczenie. Wave wcisnął kilka przycisków na ekranie, co wyraźnie wskazywało na to, że lada moment zacznie się kolejna, a zarazem ostatnia wizja. Byłam na nią przygotowana, a przynajmniej tak mi się zdawało.

Znalazłam się w ciemnym, niewielkim pomieszczeniu, w którym jedna ze ścian była lustrem. Zrobiłam krok w przód i dotknęłam palcem szklanej tafli, a moje odbicie wykonało dokładnie taki sam ruch. Spojrzałam w moją odbijająca się w lustrze twarz. Nagle, odbicie uśmiechnęło się wrednie. Otworzyłam szerzej oczy i cofnęłam się o kilka kroków, ale postać po drugiej stronie lustra nawet nie drgnęła. Stała tam, nieruchomo i uśmiechała się perfidnie.

-Kim jesteś? – zapytałam.

-Tobą – odparło odbicie – Tylko lepszą – dodało po chwili - Tobą, ale nieulęknioną, bez zahamowań. Tobą ale mroczniejszą – zmarszczyłam brwi – Jestem twoją ciemną stroną, Rachel. I ty się mnie boisz…

-Nie – zaprzeczyłam – Nie boję się – postać zaśmiała się.

-Naprawdę w to wierzysz? Gdyby to była prawda, nie byłoby mnie tu, czyż nie? – nic nie odpowiedziałam – Co? Zapomniałaś języka w gębie?  Biedna, mała Rachel. Przez nią zginęła Jade…

-Przestań…

-I jej ukochana matka…

-Zamilcz…

-I przez nią zginie też Sam oraz cała ludzkość.

-Zamknij się! – ryknęłam i podeszłam krok bliżej, ale starałam się zachować spokój. Wzięłam głęboki wdech – Nie będę z tobą walczyć.

-Czyżby? Nie masz wyboru. Jeśli chcesz żyć, musisz zabić mnie!

Odbicie rozpędziło się, przebiło się przez szybę i rzuciło na mnie. Postać złapała mnie za szyję i zaczęła pchać na ścianę. Jej napór był tak silny, że obie przebiłyśmy się na zewnątrz i znalazłyśmy się gdzieś wysoko, jakby na szczycie strażnicy Decepticonów. Odbicie walnęło mnie z pięści prosto w twarz, a potem kopnęło w brzuch. Miałam już serdecznie dość tej zabawy. Zręcznie przechwyciłam jej pięść i kopnęłam ją w bok. Kiedy chciała zaatakować drugą ręką i ją złapałam, a następnie przyciągnęłam ją do siebie i z całej siły przywaliłam jej w nos. Postać cofnęła się o krok. Ruszyłam na nią i już chciałam kopnąć ją z pół obrotu, kiedy bez przeszkód złapała moją nogę.

-Jestem tobą, pamiętasz? – mówiła z uśmiechem na twarzy – Znam wszystkie twoje ruchy!

Odbicie uderzyło mnie z łokcia w kolano tak mocno, że syknęłam z bólu. Później puściła moją nogę złapała za włosy i zaczęła podduszać.  Wyrywałam się, ale na próżno. Postać wreszcie mnie puściła, ale od razu kopnęła mnie z kolana w kręgosłup, przez co straciłam równowagę i przewróciłam się na ziemię. Wszystko mnie bolało, nie miałam już nawet sił, by się ruszyć. Poczułam, jak postać siada na moich plecach, a następnie wiąże coś wokół mojej szyi. Szybko zrozumiałam, że do sznur. Odbicie schodzi ze mnie i zaczyna ciągnąć moje ciało za ten sznur, przez co ponownie się duszę. Widzę, jak przewiesza linę przez jakiś wiszący nad nami pręt i podciąga mnie w górę. Czułam, jak zaczyna brakować mi tlenu, jak powoli tracę świadomość. Postać stanęła przede mną z uśmiechem.

-Jesteś słaba – stwierdziła – Dałaś się pokonać swojej ciemnej stronie. Nie umiesz zaakceptować faktu, że to właśnie ja jestem silniejsza, że nie powinnaś kierować się drogą pokoju, a zniszczenia! To przykre… Razem mogłybyśmy tak wiele zdziałać…

Nagle mnie olśniło. Jej słowa dały mi do myślenia. Nie muszę pokonać mojej ciemnej strony. Wystarczy, że ją zaakceptuję.

Zebrałam w sobie wszystkie siły, podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i szybko złapałam za szyję odbicia. Zaparłam się na niej wystarczająco, by dostać się do pręta, na którym wisiałam, wyciągnąć schowany za pasem nóż i przeciąć sznur. Spadając na ziemię kopnęłam postać w twarz, a kiedy już wylądowałam, kopnęłam ją w brzuch z całej siły.

-Nie muszę wygrać – mówiłam z delikatnym, tryumfalnym uśmiechem – Wystarczy, że cię zaakceptuję, że zaakceptuję fakt, że mam w sobie ciemną stronę.

-Nie! Musisz ze mną walczyć!

-Nie… Nie muszę…

Odbicie zacisnęło pięści i ruszyło na mnie, ale ja nawet nie drgnęłam. Jedynie zamknęłam oczy i czekałam, aż ponownie się połączymy…

Z wizji obudziłam się ze zmęczonym oddechem, jakbym właśnie wybudziła się strasznego koszmaru, co w pewnym sensie było prawdą. Czułam, jak z nosa wypływa mi krew. To chyba był znak, że niewiele brakowało, a źle by się to skończyło. Shockwave jak zawsze przyglądał się pierw mnie, potem ekranom, nic nie mówiąc. Wiedziałam, że muszę się jakoś stąd wydostać i powiadomić wojsko o planach conów. Znalazłam na to tylko jeden sposób. Stara, dobra gra aktorska.

Zaczęłam udawać, że się duszę. Nie powiem, że po tym, co przeszłam, nieźle mi to wychodziło. Naukowiec odwrócił się w moją stronę i podszedł o krok bliżej. Chyba nie bardzo wiedział co właśnie się dzieje.

-Pomórz mi, błagam…

-Po co? Nie jesteś mi już potrzebna.

-Starscream…pomyśli, że to ty mnie zabiłeś, choć wyraźnie ci zabronił. Jak myślisz…co się wtedy stanie?

Wave myślał kilka sekund, aż w końcu nacisnął jakiś przycisk, który rozpiął mnie z kajdan. Doktorek wziął do ręki dziwne urządzenie i przystawił mi je do klatki piersiowej.

-Nielogiczne… Twoje serce bije prawidłowo.

-A i owszem zakuty łbie!

Sięgnęłam po nadal schowany za pasem nóż (cony to naprawdę debile) i odcięłam nim palec Shockwave’a. Oczywiście nie bardzo się tym przejął, ale i tak dał mi szansę na ucieczkę. Szybko zeskoczyłam ze stołu laboratoryjnego. Wave w tym czasie zdążył werwach vechocony, które pojawiły się prawie w tej samej chwili, tym samym otwierając mi drzwi. Mówiłam, debile. Biegłam prosto przed siebie unikając pocisków z ich blasterów. Chciałam jakoś uciec windą, ale zanim zdążyłam do niej wejść, przede mną pojawił się most ziemny. Szykowałam się do walki, bo byłam pewna, że zaraz wyjdzie z niego Scream. Myliłam się. Z portalu wyszedł nie kto inny, jak Soundwave. Dał mi wyraźmy znak, bym szła za nim, choć i tak bym to zrobiła. Nim decepty zdążyły do nas dotrzeć, most zamknął się, a ja w końcu byłam w domu.

1 komentarz: